środa, 2 października 2019

A New Wave Of Jazz! A Very Long October’ Wave!



A New Wave Of Jazz, label prowadzony przez belgijskiego gitarzystę Dirka Serriesa, funkcjonuje już kilka lat i jest świetnie rozpoznawalny w świecie szeroko rozumianej muzyki improwizowanej, zaś samo określenie jazz w jego nazwie – to Czytelnicy Trybuny wiedzą doskonale – ma delikatnie przewrotny charakter.

Październik, to ważny moment dla NWOJ. Dwudniowy, specjalny Festiwal w trakcie trzeciego weekendu miesiąca (w belgijskim Rijkevorsel, w klubie de Singer), premiera kolejnych siedmiu tytułów w katalogu (dobijamy do numeru 27!), a już teraz, w Poznaniu, w ramach A New Wave Of Impromptu – 3.Spontaneous Music Festival, największa polska prezentacja muzyki wydawnictwa. W trakcie czterech dni imprezy, na scenach Dragona, Pawilonu i Studia Aktorskiego STA, pojawi się bowiem aż czterech stałych obywateli państwa Nowej Fali Jazzu – Dirk Serries, Colin Webster, Andrew Lisle i Benedict Taylor!

Dodatkowo Pan Redaktor był łaskaw uzyskać dostęp do wszystkich nowych płyt wydawnictwa, a zatem poczynić mógł stosowny odsłuch. Poniżej przeczytać możecie jego wynurzenia na ich temat. Wedle deklaracji Serriesa, wszystkie nowe tytuły będą dostępne przedpremierowo (!), w wymiarze handlowym, na poznańskiej imprezie. Zapraszamy zatem na nią podwójnie!




Boskage by Daniel Thomson & Colin Webster

Przegląd nowości wydawniczych NWOJ zaczynamy od soczystego duetu gitary akustycznej i saksofonu altowego, instrumentów pozostających w dłoniach naszych absolutnych brytyjskich faworytów – Thompsona i Webstera. Dźwięki zarejestrowane latem ubiegłego roku w londyńskim studiu Soundsavers, całość podzielona na trzy części, łącznie prawie 54 minuty.

Spotkanie zaprawionych w bojach lisów, do tego świetnie znających się z niejednego polowania, nie wymaga jakiejkolwiek gry wstępnej. Małe, introdukcyjne frazy dość szybko przechodzą w tzw. narrację właściwą, choć nie nosi ona znamion szczególnie dynamicznej. Raczej tłumienie emocji niż ich erupcja. Webster wydaje pierwsze, nieco bardziej dźwięczne fonie dopiero w 4 minucie. Rysuje uroczo pozakrzywiane do wewnątrz linie melodyczne, a gryf gitary Thompsona też zdaje się być usiany opiłkami czegoś śpiewnego. Opowieść toczy się bez pośpiechu, w skupieniu i należytym szacunku dla partnera. W drugiej części improwizacji otwarcia saksofon nie stroni od preparacji i śladowej sonorystyki, a wszystko czyni na bazie dość gęstego flow gitary. Ostatni kwadrans zaczyna się solową ekspozycją Daniela, który w typowy dla siebie sposób, zmysłowo piłuje struny nierozpoznanym przedmiotem. Szum z tuby wplata się w ten mistyczny kaganiec i muzycy w wyjątkowo pięknym stylu finiszują.

Druga improwizacja zaczyna się nieco bardziej dynamicznie. Struny zdają się niknąć w czerwonej poświacie pełnego rozgrzania, a saksofon otulony dronowymi pasmami czuwa tuż z obok. Oto całkowicie wyzwolone free improv, dalekie od free jazzu, nieco mniej oddalone od wolnej kameralistyki, jakby czyste samo w sobie. Najpiękniej dzieje się w tej części nagrania, gdy struny gitary wpadają w delikatny trans, a tuba saksofonu szumi niczym las wierzbowy. Na finał części drugiej muzycy przypominają nam, że potrafią nieźle hałasować. W trzecią improwizację wchodzą rwanymi frazami, nutka goni tu nutkę, po czym nabierają gęstości niczym Derek Bailey i Evan Parker w najlepszych swych duetach, być może ci tutaj, nawet lepiej się słuchają! Nim po 10 minucie wejdą w stan poszukiwania ciszy, zdążą jeszcze zaprezentować nam uroczy fragment, w którym dźwięki obu instrumentów zlewają się w jeden potok fonii. W nowy wątek Daniel i Colin wchodzą niemal półtanecznym krokiem, nabierają dynamiki, aż iskry lecą. Last minute koi wszystkie dotychczasowe emocje – gitara repetuje flażoletami, a saksofon śpiewa zalotną pieśń pożegnania.




Close/ Quarters by Benedict Taylor & Anton Mobin

Kolejna perła w najnowszym strumieniu Nowej Fali Jazzu, to spotkanie altówki (Benedict Taylor) i … prepared chamber (Anton Mobin). Opis płyty nie uszczegóławia, co kryje się za tym ostatnim określeniem, ale tzw. zawartość dość szybko pokazuje, iż … nie jest to aż takie ważne. Siedem swobodnych improwizacji, nagranych we wrześniu 2017 roku we Francji, łącznie prawie 42 minuty.

Altówka w środowisku elektroakustycznym – struny drżące w potoku dźwięków wydawanych przez post-perkusyjne obiekty nieznanej proweniencji. Skupienie, dbałość o detale typowa dla wysokogatunkowego free improv – preparacje i dewastacje, koniunkcje i alternatywy. Dekonstruowana kameralistyka i ognisty, choć chwilami także suchy strunowiec. Przebogate królestwo tajemniczych fonii. Czyż mogło nas spotkać coś bardziej urokliwego? Druga improwizacja wydaje się być jeszcze bardziej filigranowa, wręcz molekularna. Muzycy zwinnie brną w pytania i odpowiedzi, a preparacje sięgają stanu pre-industrialnego. Trzecia część jeszcze intensywniej zagłębia się w proces preparacji. Benedict zdaje się już sięgać nieba, Amon zaś mistrzowsko czyni swoją powinność - post-akustyczna finezja cienkich pasm basowych strumieni dźwiękowych. Po chwili, w czwórce, pojawia się garść dłuższych, bardziej siarczystych fonii. Na ich tle altówka, gotowa już na wszystko, tańczy i swawoli w najlepsze. Pod strunami ma opiłki metalicznego prądu.

Piąta improwizacja, to hydraulika i blacharstwo użytkowe – misy, kotły, naprzemiennie wilgotne i suche struny, której w szóstej części, rwane i poniewierane, w towarzystwie małych dzwonów rurowych, budują akustykę sytuacji zupełnie nierzeczywistych. Świat fake sounds staje się udziałem wszystkich, po obu stronach abstrakcyjnej sceny. Rośnie udział dźwięków, które winniśmy zaliczyć do elektroakustycznych, także garść basowych, harshowych pasaży. A na finał tej niezwykłej podróży… zmutowane pasma post-electro! Struny drżą i mechanistycznie zawodzą, preparowana post-kameralistyka bije na alarm. Moc dźwięków zaciska się na gardłach muzyków, a beat blue electro niewinnie repetuje. Ostatnia prosta, dla przywrócenia równowagi w przyrodzie, lśni już czystą, jakże ulotną akustyką.




Segment Tones by Tonus

Opuszczamy świat zupełnie swobodnej improwizacji, by na moment zanurzyć się muzyce kreowanej w oparciu o notacje graficzne Dirka Serriesa pod szyldem Tonus, gdzie pełnoprawnym aktorem spektaklu jest … cisza pomiędzy dźwiękami. Znamy już wiele inkarnacji tej idei, teraz czas na trio z udziałem Martiny Verhoeven na wiolonczeli i concertino oraz Colina Webstera na klarnecie i saksofonie altowym. Sam mistrz ceremonii nie sięga tym razem po gitarę, a zagra na akordeonie i soprano melodica. Trzy utwory, 46 i pół minuty. Nagranie studyjne ze świetnie nam znanego Sunny Side Inc. Studio w Brukseli, z listopada 2018 roku.

Pierwszą narrację tworzą wysoko zawieszone drony, generowane przez concertino, klarnet i soprano melodica (?). Dźwiękom żywych instrumentów towarzyszą oddechy muzyków, przełykanie śliny, szelest powietrza i wielowymiarowa cisza pod różnymi postaciami - prawdziwa konstytucja muzycznej idei Tonus. W trakcie ponad 17 minutowej, predefiniowanej improwizacji dźwięki są okazjonalnie modulowane, a struktura opowieści ulega mikroskopijnym zmianom. Po 10 minucie narracja sprawia wrażenie nieco bardziej intensywnej, a rola cisza zostaje zmarginalizowana.

Dalece bardziej intrygujące pod względem dramaturgicznym zdają się być dwa pozostałe utwory. Drugi budowany na podobnej zasadzie jak pierwszy, ale przy użyciu innych zasobów – wiolonczela traktowana smyczkiem, akordeon i saksofon altowy. Znów drony nakładają się na drony, ale intensywność opowieści jest dalece satysfakcjonująca. Po 7 minucie Webster może sobie nawet pozwolić na całkowicie swobodne przebieżki po dyszach. Zgodnie z tytułem - amplitudy, do środka i na zewnątrz. Trzeci odcinek także budowany jest przez gęstą wiolonczelę Martiny, która płynie jednak nieco wyżej. Dirk sięga po melodikę, Colin nadal dzierży w dłoniach alt. Opowieść buduje się bardzo małymi krokami. Niepokojąca cisza, dźwięk przypominający … maszynę do pisania, przyczajone instrumenty w żmudnym procesie zaniechania. Dźwięki szeleszczą i boleśnie zawodzą. Cello gra pełnymi frazami, melodica stawia stemple fonii i plastry ciszy, a saksofon śle drony, także zdobione momentami bezdźwiękowymi. Muzycy nieustannie szukają strategii minimalistycznej i na ogół są w tym skuteczni. Na ostatniej prostej Martina preparuje wiolonczelę, a Panowie dramaturgicznie milczą.




Air by Asmus Tietchens & Dirk Serries

Pozostajemy w obszarze improwizacji konceptualnej, realizowanej wg zadanych wcześniej scenariuszy. Poniższy duet, to jakby wariacja na temat idei Tonus. Żywe instrumenty, na których gra Dirk Serries (kolejno – klarnet, melodica, concertina, akordeon, harmonika i ponownie klarnet), poddawane są tzw. zabiegom (treatments), za które odpowiada Asmus Tietchens. Sześć części, ponad 55 minut.

Uruchamiamy wyobraźnię, bezwzględnie nam się przyda. Na wejściu słyszymy małą orkiestrę fletów, która w głębokiej jaskini snuję balladę powitalną, być może to jednak chór aniołów wiecznie potępionych, który płynie z grubą warstwą ciszy pomiędzy zębami. Oto świat dźwięków niemal post-akustycznych, generowanych przed nie do końca zdiagnozowane źródła. Wielkie organy natury, które w duchu głębokiego minimalizmu, bystrze repetują.

Nagranie zdaje się być kolejnym wyjściem Serriesa poza artystyczną strefę komfortu. Dźwięki żywych instrumentów zostają wpreparowane w ciepłe podmuchy powietrza (Air!), przemodelowane ideą post-ambientu, nasączone metafizyką. Całość wydaje się delikatnie nierówna, zdecydowanie atrakcyjniejsze są momenty ulotnych dźwięków, przefiltrowanych przez ciszę. Inne, te bardziej dosadne (np. z concertiną) wydają się zbyt cielesne, dosłowne, zbyt dopowiedziane. Najciekawsze są bez wątpienia dwa ostatnie fragmenty płyty. Najpierw dźwięki harmoniki – mroczny kosmos wyjątkowo zmysłowego ambientu, potem zaś klarnet, który śpiewnymi strumieniami przywołuje klimat elektronicznych czasów Serriesa spod znaku vidnaObmana. Finał płyty rekompensuje naprawdę wiele.




Impetus by Serries/ Vanderstraeten/ Verhoeven

Niezwykle ochoczo powracamy do muzyki swobodnie improwizowanej! Wieczny duch minimalizmu nie będzie jednak opuszczał muzyków, zwłaszcza w kilku kluczowych momentach Impetus, niewątpliwie ekscytującego spektaklu o takiej właśnie nazwie. Dirk Serries na gitarze akustycznej, Kris Vanderstraeten na instrumentach perkusyjnych oraz Martina Verhoeven na fortepianie. Ponownie Sunny Side Inc. Studio, grudzień 2018 roku. Pięć fragmentów, łącznie prawie 44 minuty.

Opowieść tria rozpoczynamy od powolnego głaskania instrumentów, pierwszych zwodniczych interakcji, zwinnych preparacji, małego drummingu, posuwistego piana i skromnej gitary, która choć akustyczna wedle opisu płyty, na początku pobrzmiewa drobinkami prądu. Oto przed nami full free improv, realizowane od startu niezwykle pieczołowicie. Początkowo szyte gęstym ściegiem, potem from time to time, nabierające znamion czystego minimalizmu. Niuanse, detale, szczegóły i drobiazgi, to elementy składowe tej historii. W pierwszej odsłonie dominują akcje i adekwatne reakcje, specyficzne i błyskotliwie call & responce. A na finał części nawet coś na kształt estetyki click piece, idei znów wprost z głowy Johna Stevensa. Druga opowieść zaczyna się kojącym spokojem narracyjnym. Dźwięk za dźwięk, ale wszystko bliskie detailed minimal - konsekwentne wzmagania z naturą dźwięku ultra akustycznego, surowego, pełnego czerstwej urody. Całość ładnie się zazębia, czemu pomagają perkusjonalne, dość aktywne błyskotki.

Część trzecia, najdłuższa, przywołuje w pamięci klimat akustycznych przygód Dereka Baileya, nie tylko na poziomie gitary, ale także perkusjonalii. Muzycy świetnie na siebie reagują, a nic co boskie, nie jest im w tym momencie obce. Narracja w fazie początkowej i środkowej szybko nabiera intensywności i gubi schowany za kołnierzem minimal. Z czasem akordy piana i powstrzymująca się od nadmiernych emocji gitara, starają się konstytuować minimalistyczny pragmatyzm tej improwizacji. Narracja osiąga stan wielowymiarowego szumu post-akustycznego, by w finale utonąć w półdronowej repetycji gitary. Czwarta improwizacja wyprowadza ideę minimalizmu zdecydowanie przed szereg. Jeden akord piana, coś zaskrzypi na małym werblu, przypadkowy owad usiądzie na gryfie gitary. Wszyscy dość skutecznie poszukują wiecznej ciszy. Po połowie utworu wykazują się jednak większą aktywnością, baa, w fazie finałowej zagęszczają opowieść do poziomu zbliżonego do początku spektaklu. Ostatnia improwizacja podtrzymuje intensywność końcówki poprzedniej. Preparacje perkusjonalne, szorowanie strun gitary, stukot fortepianowych młoteczków. Narracja żwawa, pod koniec osiąga nawet stan półgalopu, z okruchami acoustic noise. Piękny finał równie wyrazistej płyty.

*****

Imponującą listę październikowych premier A New Wave Of Jazz uzupełniają dwa krążki z muzyką skomponowaną, autorstwa Antoine’a Beugera. Pierwsza zwie się Traces Of Eternity, a podmiotem wykonawczym jest pianista Dante Boon (nagranie studyjne, maj 2019 roku). Druga, to Now Is The Moment To Learn Hope, a podmiot wykonawczy jest bardziej rozbudowany - The Extradition Ensemble w składzie: Loren Chasse na dzwonku, Brandon Conway na gitarze klasycznej, Sage Fisher na harfie, Matt Hannafin na bowed crotale, Branic Howard na gitarze traktowanej smyczkiem, wreszcie Evan Spacht na puzonie altowym.

Muzyka zawarta na obu albumach wpisuje się w model minimalistyczny, jaki zwykł proponować Tonus w każdym swoim wcieleniu. Oczywiście atencja muzyków przesunięta jest z procesu improwizacji ku modelowi performatywnej realizacji założeń artystycznych kompozytora. Polecam w kategorii bardzo udanego odsłuchu meta relaksacyjnego.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz