wtorek, 30 marca 2021

João Almeida in two veeery fresh duos!


Promowanie nowych artystów swobodnej improwizacji Trybuna Muzyki Spontanicznej ma zapisane w swoim DNA! Czyni to konsekwentnie i z nieukrywaną radością od swego zarania, zatem już szósty rok!

Nie powinien zatem dziwić nikogo fakt, iż pewien 23-letni trębacz z Lizbony jest już dobrze znany na tych łamach, a jego cztery dotychczasowe wydawnictwa zostały tu skrzętnie omówione.

Powodów zainteresowania João Almeidą może być wiele, ale jedno nie ulega wątpliwości – scena europejska nie zna chyba drugiego tak zaawansowanego artystycznie muzyka w tak młodym wieku. Myślimy w tym miejscu zarówno o warsztacie instrumentalisty, jak i kreatywności improwizatora. Jeśli natura dopisze, ile jeszcze muzyki będzie w stanie stworzyć ów trębacz? Od choćby Trevora Wattsa – wciąż aktywnego giganta gatunku - jest młodszy o skromne 58 lat!

Ale do rzeczy, drogi recenzencie! Nasza radość z dzisiejszego spotkania zdaje się być podwójna, albowiem na swoich dwóch najnowszych płytach Almeida zaprosił do wspólnego improwizowania dwóch innych młodych muzyków z Portugalii. Co więcej, jak sam twierdzi, dla jego partnerów dźwięki zawarte na niżej omówionych krążkach, to pierwsze spotkania ze swobodną improwizacją. A ponieważ efekty dźwiękowe ich pracy bardzo nam się w redakcji podobają, rzec możemy jedynie – oby tak dalej!

 


Ground Unit

João Almeida – trąbka oraz Tiago Paiva – gitara i elektronika, nagranie z BBK Studios, listopad 2020 roku, dwie improwizacje, łącznie 40 i pół minuty.

Młodzi Portugalczycy zabierają nas w podróż po ambientowym niebie, które raz za razem haczy też o mrok piekła. Opowieść rozpoczyna łagodna gitara zatopiona w pogłosie, który zdaje się mieć, co najmniej dwa wymiary. Wokół tli się wiotka elektronika, a z odleglej planety zaczyna docierać dźwięk trąbki. Oto wielowątkowy, elektroakustyczny ambient, który będzie nam dostarczał niespodzianek przez prawie 24 minuty. Trochę w nim mroku, trochę niepokoju, czarnych plam, ale kierunek podróży wydaje się definitywnie wznoszący. Opowieść wraz ze swym gęstnieniem, sytuacją, w której elementy składowe ambientu zaczynają się do siebie zbliżać, nabiera jakby dubowej powłoki – niektóre frazy pulsują, inne repetują, jeszcze inne giną w bezmiarze pogłosu. Muzycy, zwłaszcza gitarzysta, korzystają z przetworników, które budują nowe pola dźwiękowe, wprowadzają też odrobinę usterek. Słyszymy, iż w użyciu jest także urządzenie, które multiplikuje frazy grane przez obu muzyków. Trąbka lubi tu wpadać w pętle, a gitara budować bardziej zwarte płaszczyzny dźwiękowe. Czujemy oddech artystów i swąd spalenizny. Pod koniec seta Portugalczycy skłaniają się ku czystszym frazom, a nawet decydują się na bardziej oczywiste dźwięki trąbki i gitary, które skutecznie wyłaniają się z chmury coraz rzadszego ambientu. Pulsacje, podskoki i kołysanki.

Druga opowieść gubi ambientową powłokę. Zaczyna ją trąbka, która preparuje dźwięk na pogłosie, ale usytuowanym jakby bliżej instrumentu. Podobnie zachowuje się gitara, która zdaje się mieć jeszcze mniej echa za uszami. Muzycy prowadzą dialog na flankach, a cisza wokół nich oddycha nad wyraz spokojnie. Z czasem w narracji zaczynają się pojawiać drobne zadziory, coś pulsuje prądem elektrycznym, skrzeczy i złorzeczy. Dźwięk trąbki multiplikuje się, frazy gitary stawiają na abstrakcyjne tropy. Znów pojawia się dubowa poświata gitary, nie brakuje też zmysłowych loopów blaszaka. Muzycy mnożą wątki, nakładają na siebie kolejne warstwy dźwięków, a całość ich wypowiedzi nabiera nieco syntetycznego wymiaru. Gitarowe przetworniki pracują w pocie czoła, trąbka oddycha ciągłymi powtórzeniami. Pod koniec seta gitara nieśmiało proponuje nowy wątek, sama wpada w pętlę, dokładnie to samo czyni trąbka. Dźwięki obu instrumentów zaczynają zagłębiać się w pogłos, a potem odnajdują ciszę, którą szczególnie pięknie komentuje gitara.

 


Miniatures

João Almeida – trąbka, obiekty oraz Pedro Massarrão – wiolonczela, nagrane w miejscu zwanym Av. Júlio Dinis, Campo pequeno, styczeń 2021, czternaście improwizacji, łącznie około 33 minuty.

Tym razem Almeida i jego partner zapraszają nas na improwizowane miniatury, na ogół trwające około dwóch minut (najdłuższa trwa cztery minuty, najkrótsza, to ledwie trzynaście sekund!). Same perełki akustyki, tkane z drobiazgów, zmysłowych, czasami urywanych fraz, świetnie skomunikowanych, wynikających jedne z drugich. Całe plejady smakowitych dźwięków, z rzadka zdobionych pogłosem szeleszczących obiektów. Odnotujmy zatem każde z wydarzeń na płycie.

Najpierw dostajemy pisk smyczka i trąbki z zablokowanym odpływem powietrza, potem trochę baroku w opozycji do burczącego drona - same westchnienia i gorzkie żale. Chwilę później suche, matowe cello gada z preparowanymi dźwiękami blaszaka - pogrzebowe frazy, ale i zmysłowe imitacje. W czwartej części smyczek skacze po gryfie, a mała trąbka kwili jak ptaszek. Po chwili oba instrumenty zdecydowanie stroją już barokowo - piękne, molekularne ślizgi i pomruki. Nastrój wyzwolonej kameralistyki zdaje się nie opuszczać muzyków, bo w kolejnej części ślą nam jęki i westchnienia, pełne egzaltowanych emocji. Cello schodzi nisko na nogach, trąbka skacze ku niebu. Tuż potem garść zadziornych fraz, preparacje, ale i śpiewne wątki. Siódma miniatura stawia wyłącznie na preparowane dźwięki. Trochę przeciągania liny, same drobiazgi, urocze szczegóły.

Ósma improwizacja, to rozmowy z ciszą, dziewiąta znów proponuje bardziej agresywne frazy, ale rozśpiewana trąbka niespodziewanie przenosi muzyków w ciepłe klimaty post-barokowe. Zaraz potem mały okrzyk niemal free-jazzowych emocji. Salwy ekspresji transportują muzyków od razu do kolejnej części. Na gryfie wiolonczeli pojawia się dużo brudu, dźwięki lepią się do siebie. Trąbka wpada w dziki taniec, by ostateczne ukojenie znaleźć w semickiej melodyce śmierci. Dwunasta część, to odrobina pizzicato i powrót tanecznych podrygów trąbki. Przedostania część trwa tyle, ile wynosi numer traku. Tu, w jakże krótki taniec wpada smyczek. Wreszcie finał, kolejny powrót do preparacji – szumy, szmery, całuśna, meta perkusyjna trąbka. Brawo!

 

Obie płyty dostępne są w plikach na stronie bandcampowej artysty (pod szyldem JARERECORDS), są tam także dostępne w bardzo limitowanej wersji CD-r. Zapraszamy do zakupów, szczególnie 2 kwietnia, w trakcie kolejnego wolnego piątku na bandcampie (Uwaga! Wszystkie wpływy ze sprzedaży muzyki płyną wówczas bezpośrednio do artystów).



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz