Recenzja powstała na potrzeby portalu jazzarium.pl i tamże została pierwotnie opublikowana.
Rosyjski kwartet Brom, sytuujący swoje muzyczne zainteresowania
na linii przecięcia free jazzu, punk rocka i elektronicznych eksperymentów,
zyskuje w Europie coraz większą renomę. Duński perkusista Peter Ole Jørgensen
jest zaś dla odmiany uznaną postacią sceny free jazz/ free improv (równie przekonujący
w swobodnej improwizacji, jak i masywnym, zwalistym jazzie i rocku), zapewne od
czasów, gdy Rosjanie chodzili jeszcze do szkoły podstawowej. Spotkanie połowy bromowego kwartetu i rzeczonego Duńczyka
nie mogło zatem nie być czymś wyjątkowym.
Krzykliwy saksofon altowy, który od smugi post-punkowego popiołu,
może w ułamku sekundy przejść do bystrego swingowania (Anton Ponomarev), gitara
basowa pełna pickup-owych efektów,
która zdaje się znać całą historię zarówno jazzu, jak i najmocniejszych odmian
rocka (Dmitry Lapshin), wreszcie, jakby stworzony do zadanej sytuacji
scenicznej power drumming (P.O.
Jørgens), to zestaw przedmiotowo-podmiotowy, który zaprasza nas na 33-minutową
przebieżkę skrajem free-jazz-rockowego wzgórza o nazwie Dødsdromen (Fundacja Słuchaj!, CD 2020 – nagranie studyjne z
Moskwie, luty 2017 roku).
Muzycy od pierwszej sekundy ustalają zasady tej gry –
środkiem pędzi masywny, progresywny drumming,
prawą stronę zawłaszcza sfuzzowany bas, który rzeźbi głębokie bruzdy w ziemi,
brzmi niczym psycho-guitar, lewą
stronę opanowuje zaś skrzeczący, tryskający strumieniami ekspresji saksofon
altowy. Narracja przypomina kształtem walec drogowy. Brudne brzmienie na
granicy przesteru i mocne tempo, które rośnie w trakcie nagrania. Kolektywna demokracja,
rockowy sznyt i emocje free jazzu, wreszcie moc kreacji w głowie każdego z
muzyków. W drugim utworze saksofon postanawia nieco pośpiewać, bas schodzi
bardzo nisko na nogach i sieje improwizowany ferment. Jazz-rockowa perkusja
dopełnia dzieła zniszczenia.
Trzecia historia przypomina nieco wystudzoną balladę dla
udręczonych hałasem. Walec toczy się jednak po równi pochyłej, a emocje rosną.
Tu w roli naczelnego melodyka pokazuje się bas, który przez ułamek sekundy
wydaje się lżejszy niż powietrze. Otwarcie czwartej części i znów basówka w roli głównej –
elektroakustyczne sprzężenia mocy, charkot amplifikacji i gitarowych
przystawek. Wszystko drży i burczy. Saksofon wypuszcza kilka dronów, perkusja precyzyjnie
kreśli ramy narracji. Gęsty ołów, zastygająca lawa – metafory recenzenta
grzęzną w błocie. Alt zachowuje się, jakby był zupełnie pijany, bas tryska
emocjami, niczym wulkan, a perkusji – cóż ma czynić – pozostaje rola rozjemcy.
Piąta opowieść pachnie dobrym jazzem. Rosjanie wydają się
tajemniczo spokojni, Duńczyk liczy krawędzie werbla i tomów. Saksofon śpiewa
niczym Charlie Parker na sterydach. Bas i perkusja bawią się w improwizację bez
czytelnych konotacji gatunkowych. Najdłuższa historia nabiera jednak rumieńców.
Najpierw bystry pasaż w duecie (bez altu), a gdy ten powróci, emocje sięgną
zenitu – doskonałe solo Antona! Szósta historia czerpie ponownie z estetyki
groźnego rocka, a nawet post-funku. Rozbujany do czerwoności saksofon tyczy
szlak kolektywnego biegu po zdrowie. Oj, zdaje się, że Brom doczekał się lepszej,
alternatywnej wersji! Muzycy sięgają po prog-rockowe grepsy, a na sam finał
wpadają w cudowny chaos twórczego niezdecydowania.
Siódma pieczęć! Saksofon jęczy, jak kotka w cieczce. Szczoteczki
robią porządki na werblu. Elektryczne flażolety basu, niczym pijane skowronki w
locie opadającym. Po chwili wątpliwości następuje atak – alt tonie we free
jazzowej ekspresji, bas eksploduje brudem, perkusja uwija się jak w ukropie.
Krzyki, wrzaski, pot i krew! Po chwili jednak spowolnienie – muzycy zaczynają melodyjnie
podrygiwać kolanami, to prawie walczyk! Ostatnia
pieśń, niczym stempel władzy! Heart attack! Powraca moc i energia
pierwszego utworu, tylko w jeszcze szybszym tempie! Power trio in
post-nuclear disaster!
Krwawa jatka na całego! Perkusja łapie niemal speed-punkowe tempo, bas śpiewa z pełnymi ustami, saksofon gdera i
gdacze. Tym razem spowolnienie jest niemal niedostrzegalne – gaz bojowy pcha
artystów ku finałowej przepaści. Opary psychodelii, gęste chaszcze kwasu, prawdziwa
eksplozja! Fire!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz