Magia powtarzających się cyfr ma być może szczególną rację bytu w przypadku rzeczy tak ulotnej, jak muzyka swobodnie improwizowana. Nagranie, nad którym głęboko się dziś pochylamy powstało w dniu, którego data składała się wyłącznie z dwójek i zer (20.02.2020), gdy u progu pokrętnej rzeczywistości stała światowa zaraza. Dziś, gdy słuchamy go na kompaktowym krążku, tudzież w formacie plików elektronicznych, nie ma to już takiego znaczenia, ale magia – jakkolwiek rozumiana – z pewnością z tymi dźwiękami została na dłużej.
Niemiecki puzonista Matthias Müller za moment kończy 50 lat i
na początku października zagra na Spontanicznym Festiwalu w Poznaniu.
Saksofonista Ricardo Tejero w naszym kraju jeszcze nie muzykował, ale dźwięki
jego instrumentu znane są choćby z płyty wydanej w pewnym krajowym, a jakże
iberyjskim labelu. Perkusjonalista Vasco Trilla na Spontanicznym Festiwalu
grywał tysiące razy, aczkolwiek nie zagra w tym roku. Jego dorobek płytowy u
polskich wydawców niedługo dobije do dwudziestu tytułów. Najnowsza płyta
wspomnianej wyżej trójki improwizatorów (pierwsze spotkanie w takim zestawie
personalnym) trafia do nas jednak dzięki wydawcy amerykańskiemu.
Nagranie zaczyna się w mrocznym klimacie nieokreślonych z imienia
dźwięków. Szeleszczące perkusjonalia, szumiące, długie frazy puzonu i saksofonu
tworzą powłokę dźwięków, na bazie której może powstać narracja właściwa, ale
wcale nie musi. Wentyle tańczą, dysze oddychają, dźwięki zestawu drummerskiego rezonują same z sobą i
wszystkim wokół. Flow leniwie, ale systematycznie
pęcznieje, ale też czerstwieje. Muzycy bawią się swoim dźwiękami, robią wiele,
byśmy mieli problem z dokładnym wskazaniem źródła ich pochodzenia. Wszystko
dzieje się tu bez pośpiechu, a wiele zachowań nosi znamiona dalece
kontrolowanych. Artyści wolą budować dronowe i ambientowe struktury dźwiękowe
niż szukać dramaturgicznych wzniesień, czy nadmiernie eskalować dźwięk swojego
instrumentu. W środkowej fazie pierwszej improwizacji intuitywna komunikacja
pomiędzy dęciakami sprawia, iż płyną
one niemal jednorodnym strumieniem fonii, który trwa niczym stevensowskie sustained
piece. Trilla buduje w tle chmurę ambientu, która nabiera mocy, jak szare
niebo tuż przed burzą. Uruchamia swoje ulubione przedmioty plastikowe i
metalowe, które tańczą na coraz gorętszym werblu. Puzon i saksofon zaczynają skrzeczeć,
a narracja zaczyna piąć się na wzniesienie, poganiana coraz intensywniejszymi frazami
budowanymi przez perkusjonalia. Zakończenie tej historii smakuje niemal industrialnie
– najpierw muzycy sięgają ściany dźwięków, potem gasną rezonującymi oddechami
dętych i metalowymi obcierkami perkusji.
Druga część na starcie przypomina rytuał wolnej inicjacji. Perkusjonalne
dzwonki, dęte pomruki, talerze w ciszy oczekiwania. Koncepcja budowania narracji
zdaje się być podobna do tej, która wykreowała pierwszą improwizację. Flow gęstnieje i zaczyna przypominam
stado czmieli w locie godowym. Trzy strugi mroku i meta hałasu! Trilla na moment milknie, po czym wraca ze swoim latającym
robactwem i rozpoczyna proces unoszenia się ku górze. Tejero i Müller stroszą
pióra, prychając na siebie wzajemnie. Opowieść po osiągnieciu drobnego szczytu
spada w dół rezonującej przestrzeni, w świat chill-outowych dronów, która sieją jednak duży niepokój i nie dają
prostych odpowiedzi na trudne pytania.
Ostatnią improwizację otwierają syczące tuby puzonu i
saksofonu. Perkusjonalia snują mały rezonans drżącym werblem. Drony czerstwego ambientu
rodzą się teraz jakby samoczynnie, bez udziału sprawczego samych muzyków. Instrumenty
zostały wprawione w ruch drgający i być może same kreują ową pokrętną rzeczywistość
foniczną. Garście mechaniki użytkowej – piski, pojękiwania, narzekania, rezonujące
tło, pomruki wygłodniałych brzuchomówców. Opowieść na moment zdaje się stać na
rozdrożu. Pomocną dłoń wyciąga teraz Trilla i kreśli zmysłowy deep drumming, który zdaje się tyczyć
szlak dalszej improwizacji. Najpierw post-industrialne zaśpiewy, potem zejście do
jaskini short-cuts. Plejada
preparowanych dźwięków płynie teraz na rytmicznej strukturze budowanej przez
repetujący puzon. Improwizacja gaśnie w strugach rezonującego ambientu dętych
westchnień i błyszczących talerzy.
Implositions (Orbit577 Records, CD 2021). Matthias Müller -
puzon, Ricardo Tejero - saksofon, Vasco Trilla – instrumenty perkusyjne. Nagrane
20 lutego ubiegłego roku, Golden Apple
Studios, Barcelona. Trzy improwizacje, czas trwania - 41:30.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz