Muzyce improwizowanej z Półwyspu Iberyjskiego poświęcamy od zarania dziejów mnóstwo czasu, ale nigdy nam dość tego niecnego procederu! W tym tygodniu proponujemy nowe nagrania powstałe wyłącznie w Lizbonie, tudzież jej przedmieściach!
Dziś na dobry początek prawdziwa, free jazzowa perełka z
udziałem saksofonisty Pedro Alvesa Sousy, o którym pisaliśmy całkiem niedawno,
oczywiście w samych superlatywach i jego równie wyśmienitych kompanów –
pianisty Rodrigo Pinheiro i perkusisty Gabriela Ferrandiniego. A w piątek
spodziewajcie się kolejnych świeżych nagrań ze stolicy Portugalii. Zachodni
skraj Starego Kontynentu jak zwykle w doskonałej formie!
Muzycy rozpoczynają swój niezwykły spektakl nad wyraz
kolektywnie i w ten sposób będą czynić swoją improwizowaną powinność poza
skończoną, jakże skromną liczbą przypadków. Skupienie, precyzja każdego ruchu,
swoboda działania! Wszystko czynione tu jest na niemal modelowym parkerowskim wdechu,
co stanowi oczywiście przywarę tenorzysty, ale w tak zadanej scenerii równie wyśmienicie
czuje się zarówno pianista, jak i perkusista. Narracja szybko nabiera tempa i
kontrolowanej intensywności mocą dramaturgicznych pomysłów wszystkich, a
pianisty w szczególności. Swobodna improwizacja z free jazzowymi korzeniami
wiedzie nas, przynajmniej w zakresie skojarzeń, w kierunku Schlippenbach Trio i
trudno nie uznać takiego porównania za wyjątkowo trafne. Narracja faluje, bo takie
są uroki demokracji, syci się najczęściej grą na małe pola, subtelnymi
pytaniami i zwinnymi ripostami. Każdy z artystów dokłada tu indywidualną
cegiełkę do obrazu całości, a każdy odcinek podróży mieni się świetną
kooperacją, instynktem stada, które skutecznie przewiduje przebieg wypadków
dźwiękowych.
Druga improwizacja, najdłuższa na płycie, zaczyna się
spokojną balladą, z punktowym piano i zadumanym, leniwie wzdychającym tenorem.
Duet otwarcia czeka tu nieco ponad minutę na inicjację ze strony filigranowych,
sapersko precyzyjnych drums. Narracja
zyskuje na dynamice, ale pomiędzy frazami wciąż kłębi się dużo przestrzeni do
zagospodarowania. Opowieść z czasem pęcznieje, nadyma się plejadą bystrych fraz
i dramaturgicznych subtelności. Przez moment piano zostaje samo na scenie i
kreuje minimalistyczne pasaże przy zachodzącym słońcu. Najpierw wraca perkusja,
potem saksofon i już we trójkę plotą nowe, niestworzone historie o miłości. A emocji
wciąż przybywa.
Kolejne odcinki lizbońskiej podróży są nieco krótsze, skondensowane
w formie, ale często buchające niekontrolowanymi emocjami. Trzecią historię
klecą z drobiazgów, zmysłowych short-cuts.
Ślady inside piano, punktowe
uderzenia po werblu i tomach, nieśmiały tembr tenoru. Oto abstract post-classic z free jazzowym nerwem w uśpieniu. Kolejna mikro
narracja, to solowa ekspozycja pianisty, która zostaje burzliwie skomentowana
przez powracających z chwilowego niebytu rozleniwionych partnerów. Z kolei
piątą opowieść otwiera tenorzysta. Wejście pozostałych niemal natychmiast buduje
tu dość dynamiczną sytuację. Narracja lepi się z małych wulkanów ekspresji i stempli
suchego powietrza. Szósta improwizacja od startu pełna jest zadziornych,
ekspresyjnych fraz ze strony każdego z uczestników wycieczki. Muzycy stawiają jednak
kroki bardzo rozważnie, a ich taniec połamanymi frazami generuje nawałnicę
brzmieniowych subtelności. Z czasem narracja nabiera tu jednak intensywności
godnej opowieści otwarcia. Free jazz pełną gębą! Przedostatni odcinek muzycy rozpoczynają
z werwą, na raz, ale natychmiast tłumią emocje i ustawiają się w szyku duetowym
– minimalistyczne piano i drżące talerze. Slowly
but not deadly! Powrót saksofonu ma formę suchego drona. Piękne akcje na
wdechu kreują tu same wspaniałości, podobnie jak ostatnie, dynamiczne
depnięcie.
Finałowa improwizacja trwa niemal dziesięć minut i różnymi
metodami twórczymi wspaniale reasumuje album. Początek tyczy tu tenor, płynący
swobodnym strumieniem z uśmiechem na ustach. Czarne klawisze budują suspens, a talerze
i inne metale zestawu perkusyjnego nerw życia. Opowieść przyjmuje teraz postać
duetu piana i perkusji, który dość szybko łapie free jazzowego bakcyla. Gnają do
przodu i nie liczą się z konsekwencjami. Tenor powraca, by uspokoić sytuację
sceniczną. Najpierw śle kilka fraz zupełnie samotnie, a potem zabiera perkusję
w kolejne duetowe tango. Kompulsywny, cyrkulacyjny oddech buduje tu zarówno
emocje, jak i niebywałą jakość. Rozhuśtany taniec umila oczekiwanie na powrót pianisty.
A ten ostatni jeszcze dorzuca do ognia. Tenor kipi od emocji, reszta równie
efektownie stroszy pióra. Wielki finał urokliwe tłumi się wprost w objęcia
ciepłej melodyki saksofonu.
Pedro Alves Sousa, Rodrigo Pinheiro, Gabriel Ferrandini Cloud at rest (Phonogram Unit, CD 2022).
Pedro Alves Sousa – saksofon tenorowy, Rodrigo Pinheiro – fortepian oraz
Gabriel Ferrandini – perkusja, instrumenty perkusyjne. Nagranie studyjne, Goethe Institut w Lizbonie, 25-29
listopada 2019. Osiem improwizacji, 48:14.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz