Wymieniona w tytule dzisiejszej opowieści trójka świetnie nam znanych Portugalczyków podróżowała ostatniej jesieni po Europie, w jej dalece centralnej części, prowadziła warsztaty i grała oczywiście koncerty. W trakcie tych ostatnich często dołączali do nich muzycy lokalni, tworząc intrygujące koincydencje personalne.
Artyści grali także w poznańskim Dragonie, gdzie wraz z
Witoldem Oleszakiem i Michałem Giżyckim improwizowali aż w czterech setach, w
każdym z nich niosąc publiczności niezmierzone połacie fonicznego szczęścia.
Kilka dni przed wizytą w Poznaniu familia Rodriguesów i Nuno
Torres gościli w belgijskim Brechcie, gdzie zagrali smakowity set z Dirkiem
Serriesem. Ów set został w niebywałym tempie wyprodukowany i już pod koniec
starego roku upubliczniony w formie poręcznego dysku kompaktowego. Dziś z
radością sprawdzamy jego zawartość.
Portugalsko-belgijska improwizacja składa się z
kilkuminutowej uwertury, ponad 37-minutowej części głównej i ponad
10-minutowego encore. Już utwór otwarcia
wiele nam mówi o tym, co wydarzy się dalej. Typowo minimalistyczna, niezwykle
kameralna estetyka, jakiej hołdują na ogół Rodriguesowie w trakcie spotkania w Brechcie
rzadko będzie dochodzić do głosu. Tu, ledwie po kilkudziesięciu sekundach wyciszonych
i delikatnych dźwięków narracja nabiera dynamiki, stymulowana zarówno dętym
preparacjami saksofonu, jak i gitarowymi riffami, dodatkowo wspierana także ognistymi
frazami wiolonczeli. Separatywna na tym etapie postawa altówki, to jedynie zasłona
dymna.
Set główny zaczyna się jednak za poziomie ciszy, a faza startu
lepiona jest z drobnych, urywanych fraz, które wchodzą w leniwie interakcje. Na
rozkołysany strumyk dźwięków składają się tu zarówno imitacyjne frazy strunowców, jak i wystudzone oddechy dęciaka. Wszystkie one jednak dość
szybko znajdują wspólny język i formują się w zwartą narrację, która nabiera dramaturgicznego
rozpędu. Dużo zdarzeń w jednostce czasu, niebanalna melodyka i zadziorne frazy
niemal na każdym zakręcie, nie bez hałaśliwych zdobień. Intensywność
improwizacji oczywiście faluje, a drobne fazy uspokojenia sycą się emocjami z gitarowych
powtórzeń. Przejście do etapu obcowania z ciszą i drobnymi preparacjami, które płyną
strumieniem zmysłowego call &
responce, następuje po 12 minucie. Opowieść
jednak dość szybko powraca na bardziej dynamiczne tory i kłębi się od kolejnych
emocji. Tym, który stara się porządkować połacie ekspresji zdaje się być teraz wiolonczelista
i jego smukle pizzicato. Narracja skrzy
się na każdym kroku brzmieniowymi wspaniałościami, a lokalnym szczytem jakości
jest tu z pewnością krótki duet saksofonu i altówki. Po 18 minucie artyści wchodzą
w stadium wyjątkowo urokliwego dark
chamber - drony, westchnienia, przeciąganie liny i garść brudów z
saksofonowej tuby. Gra na małe pola dość szybko implikuje nowe zaczepki, strzeliste
riposty i dźwiękowy zew wiolonczeli, która podrywa kwartet do kolejnej
efektownej przebieżki. Emocje wchodzą tu w stadium ekstremalnej hossy – repetycje,
piłowania strun, foniczne cuda w tubie, a wszystko szorstkie, zgrzytliwe, nawet
matowe w brzmieniu. Drobny oddech przydarza się muzykom dopiero po niemal dziesięciu
minutach. Cello zaczyna śpiewać, altówka
głęboko oddychać, a gitara i saksofon szukać w powtórzeniach natchnienia do szukania
nowych rozwiązań. Narracja łapie prawie chill-outowy
oddech i przechodzi w fazę preparowanych subtelności. Z czasem muzycy i ich
rozkołysane dźwięki zaczynają rozkwitać, niczym bukiet wyjątkowo kłujących róż.
Finał części głównej skrzy się od wyszukanych emocji – drobne melodie, piski i lamenty,
stukot saksofonowych dysz, a nawet plama post-baroku.
Ostatni fragment koncertu zaczyna się w trybie dalece minimalistycznym.
Mroczny suspens, oddech ciszy na plecach. Narracja toczy się leniwą strugą, ma
silnie kameralny posmak, zdaje się być dalece lżejsza od poprzednich prac
kwartetu. Wszystkie akcje znów jednak liczyć mogą na błyskotliwe reakcje, nie
brakuje efektownych, hałaśliwych zgrzytów, choć czuć już w powietrzu, iż spektakl
ma się ku końcowi. Strunowce gaworzą
w podgrupach, a saksofon głęboko oddycha i też zdaje się tu być dalece filigranowym
uczestnikiem gry. Nim improwizacja ostatecznie skona, artyści zafundują nam jeszcze
dynamiczny zryw, którego efekty będą tłumić z nieskrywaną niechęcią.
Ernesto Rodrigues, Guilherme Rodrigues, Nuno Torres &
Dirk Serries Brecht (Creative
Sources, CD 2022). Ernesto Rodrigues – altówka, Guilherme Rodrigues –
wiolonczela, Nuno Torres – saksofon altowy oraz Dirk Serries – gitara
akustyczna (archtop). Nagranie koncertowe, listopad 2022, Oude Klooster, Brecht, Belgia. Trzy improwizacje, 51 minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz