Legenda brytyjskiego free improv, Phil Durrant, muzyk, którego onegdaj kojarzyliśmy ze skrzypcami, a także elektroniką, dziś muzykujący najczęściej na mandolinie, spotyka na swojej drodze gitarzystę Daniela Thompsona, muzyka młodszego przynajmniej o jedną generację, ale tu, na łamach Trybuny, znanego i hołubionego w stopniu porównywalnym.
Muzycy najpierw przez ponad dwa kwadranse koncertują jednym
strumieniem dźwiękowym w londyńskim Cafe
Oto, a w dwa miesiące później dogrywają sześć krótszych improwizacji w
okolicznościach studyjnych. Dziś dokumentacja foniczna obu spotkań, dzięki niemniej
słynnemu wydawcy Bead Records, trafia do nas na poręcznym dysku kompaktowym i
bezwzględnie cieszy nasze uszy - od pierwszej do sześćdziesiątej piątej minuty
swej wartkiej narracji.
Artyści swoje koncertowe spotkanie rozpoczynają od leniwej wymiany zdań. W tej dyspucie raczej szukają wspólnych płaszczyzn porozumienia, imitacyjnego brzmienia, tudzież zgodnych zachowań niż powodów do stawania w poprzek oczekiwań partnera. Pracują w skupieniu, ale nie wykazują tendencji do akcji minimalistycznych lub innych skłonności do nudzenia publiczności. Incydentalnie mandolina łapie tu rytm, z kolei gitara pętli się wokół własnych myśli. Spokojna improwizacja ma swoje drobne spiętrzenia, często dyktowane repetującą gitarą, jak choćby w środkowej partii rozgrywki. Muzycy nie stronią od dźwięków preparowanych, choć nie są przesadnie aktywni w tym zakresie, lubią akcje konkretne, zwłaszcza gitarzysta, który raz za razem czuje potrzebę przeszlifowania glazury strun. W tej płynnej, na ogół linearnej opowieści, pozbawionej ekspozycji solowych, nie brakuje chwil zadumy, które zdają się generować okazjonalne incydenty call & responce. W drugiej części seta muzycy na dłuższą chwilę popadają w stan wytłumionej aktywności i zdają się zgłębiać w myśli dość luźno związane z ciągiem przyczynowo-skutkowym koncertu. Pod jego koniec skorzy są jednak realizować bardziej żwawe interakcje, nie stroniąc, nie po raz pierwszy, od działań na poły mechanistycznych.
W części studyjnej artyści serwują na dwie dłuższe narracje
(10-minutową i ponad 7-minutową), a potem cztery zwarte, 2-3 minutowe epizody. W
tej pierwszej punktem wyjścia są matowo brzmiące półakordy mandoliny i
filigranowe szorowanie strun gitary. Oba strumienie dźwiękowe mają podobną
dynamikę, przechodzą przez fazę wzmożonej kreatywności, nie bez udanych powtórzeń,
po czym wpadają w mrok, ale tylko po to, by za moment wzniecić efektowną
kulminację. Druga z opowieści ma podobną dramaturgię – od minimalizmu otwarcia,
po niemal hałaśliwe wybuchy ekspresji na etapie rozwinięcia i kanciasty finał. W części kolejnej muzycy
liczą struny, a odnajdują niemałe porcje post-melodii. Zaraz potem wpadają w
trans szorowania strun i rytmicznego ich uderzania, by po chwili zanurzyć się w
oceanie filigranowych, wręcz molekularnych fraz. W tej fazie nagrania nie
brakuje emocji, a szczególnie podobać się mogą preparacje gitarzysty. Część studyjną
albumu udanie reasumuje ostatnia improwizacja. Pełna przeciągłych westchnień,
dźwięków cedzonych przez zęby, nasączona minimalizmem umierającej ballady, bez
trudu odnajduje uzasadnione zakończenie.
Phil Durrant & Daniel Thompson Live / Studio (Bead Records, CD 2024). Phil Durrant - mandolina
oktawowa oraz Daniel Thompson – gitara akustyczna. Pierwsza improwizacja
nagrana na koncercie, Cafe Oto,
Londyn, styczeń 2022, pozostałe zarejestrowane w Cable Street Studios, marzec 2022. Łącznie siedem improwizacji, 65
minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz