Pokrewne Namiętności i inne archiwalia

czwartek, 30 czerwca 2016

Paul Dunmall i trio trzymające głębię


Derek Bailey zwykł mawiać, iż naprawdę udana swobodna improwizacja ma miejsce jedynie wtedy, gdy muzycy spotykają się ze sobą po raz pierwszy. Każde kolejne spotkanie z już rozpoznanym partnerem generuje schematy gry i nie jest odpowiednio kreatywne.

Bardzo cenię sobie radykalizm pewnych poglądów na muzykę i świat tego zacnego gitarzysty, ale akurat z tą tezą zupełnie się nie zgadzam. Gdy słucham płyt z udziałem Paula Dunmalla i jego imiennika Rogersa, mam wrażenie, że konstatacja Baileya ma dokładnie odwrotne zastosowanie w ich muzyce. Im więcej Panowie mają za sobą wspólnych nagrań, tym są one po prostu lepsze, a podstawowe parametry dobrej improwizacji – synergia w grupie i wzajemna empatia – rosną w tempie geometrycznym.

Powód do przywołania personaliów tych dwóch znaczących postaci brytyjskiego free improv/free jazzu jest w istocie bardzo konkretny i namacalny. Oto bowiem jedna z ich ciekawszych aktywności muzycznych – Deep Whole Trio – przybrała po raz trzeci postać edytorską, a dodatkowo zauważmy, iż stało się to w Polsce, za sprawą poznańskiego wydawnictwa Multikulti Project. Od kilkunastu dni w sprzedaży dostępna jest płyta Paradise Walk rzeczonego tria, w którym tym trzecim jest perkusista Mark Sanders, także znamienita postać brytyjskiej i europejskiej muzyki improwizowanej.

Nim jednak nakreślę Czytelnikom Trybuny kilka zdań na temat wspomnianego wydawnictwa, jedno zastrzeżenie. Osobiście nie zajmuję się sprzedażą jakichkolwiek płyt, a za tryliony słów, jakie przez ostatnie dwadzieścia lat napisałem o muzyce improwizowanej nie dostałem ani złotówki (co najwyżej raz na kilkaset lat dostanę jakiegoś gratisa do recenzji i to raczej od muzyków, rzadziej od wydawców). Jeśli jednak ktokolwiek z czytających te słowa uzna za nepotyzm recenzowanie płyty, w wydaniu której uczestniczyłem – pisząc stosowne liner notes – to niech dalej nie czyta tego tekstu.




Po tym skromnym oświadczeniu woli, mogę – mam nadzieję - śmiało przystąpić do omówienia Rajskiego Spaceru, uzupełniając go kilkoma wskazówkami dla tych, którzy mieliby ochotę częściej sięgać po przepastne zbiory nagrań 63-letniego saksofonisty Paula Dunmalla.

Jak już wcześniej zasygnalizowałem, Panowie Dunmall, Rogers i Sanders, mimo, iż w różnych konfiguracjach personalnych nagrali wspólnie ogromną ilość płyt, to w tym zestawie trzyosobowym popełnili …dopiero trzecią płytę. Po debiutanckim krążku Deep Whole (FMR Records, 2007), który dał nazwę formacji, po kilku latach ukazał się That Deep Calling (FMR Records, 2014), a obecnie rzeczony Paradise Walk (Multikulti Project, 2016). Ten ostatni zarejestrowany został w Konserwatorium w Birmingham, w listopadzie 2014. Po prawdzie nie wiem, czy w nagraniu uczestniczyła jakakolwiek publiczność, w każdym razie na płycie jej nie słychać. W trakcie 72 minut nagrania, podzielonego na pięć części, opatrzonych zgrabnymi tytułami, trójka wybitnych improwizatorów śmiało puszcza wodze narracji i w delikatnie zarysowanej estetyce jazzowej, snuje piękne opowieści. Elementy telepatycznego porozumienia między muzykami, głęboka empatia, znajomość partnera i umiejętność wpisywania się w jego pomysły, czy błyskawicznego reagowania na zaczepki lub podpowiedzi, sprawia, iż mimo braku zarysowanego kręgosłupa muzycznego Panowie pędzą po rajską szczęśliwość, nie natrafiając na jakiekolwiek rafy, niedopowiedzenia, czy ogniska zapalne, poddające w wątpliwość przyjęty kierunek działań improwizatorskich. A teza Baileya postawiona na początku tego tekstu po raz kolejny wali się w gruzy.

Od samego początku Mema mamy wrażenie, że całą maszynę improwizacyjną napędza swym siedmiostrunowym instrumentem basowym Paul Rogers (wyjątkowe połączenie kontrabasu, wiolonczeli i … sitaru!). Brzmienie ma oczywiście potężne, wypełnia nim przestrzeń Konserwatorium, niczym gaz łzawiący, choć lekko szorstkie. Być może to pokłosie warunków akustycznych pomieszczenia, a niekoniecznie zamysł muzyka, czy realizatora dźwięku. Dunmall zaczyna spokojnie na saksofonie sopranowym, ale już w kolejnym fragmencie A Road Less Travelled, po precyzyjnym wstępie Rogersa, dynamizuje grupową improwizację agresywnym altem. Rogers mu nie odpuszcza, wspomagając się smyczkiem, a Sanders dopowiada na perkusji do drugiego miejsca po przecinku, kontratakując ostrą synkopą. Involuntary Music For Others otwiera spokojnymi dzwonkami Sanders, sugerując bardziej ludyczny fragment płyty. To dobry trop! Po długim solo siedmiostrunowca w wyższym rejestrze, wchodzi Dunmall ze swoimi niesamowitymi bagpipes, czemu towarzyszy zaskakujący zjazd Rogersa w głębokie odmęty niskich częstotliwości. Piszczałki dostają lekkiego pogłosu, a my mamy wrażenie, jakby się fonicznie multiplikowały. Tymczasem kooperacja trójki świetnych kumpli wchodzi na kosmiczny poziom – kocia zwinność, tygrysia telepatia, łapanie w lot rozwichrzonych harmonii i uciekających quasi melodii instrumentu dętego. Wspaniały moment! Dzieło wieńczy Rogers bardzo… barokowo i kwieciście (jakież możliwości brzmieniowe ma ten siedmiostrunowiec!). W czwartym fragmencie Absorbtion Dunmall sięga po swój kolejny instrument i na bazie solowego popisu Rogersa zabiera wszystkich na tenorową podróż z zaskakującymi kontrapunktami. W finałowym fragmencie tytułowym powraca z altem i wprawia improwizację w ostry galop, który opanować może jedynie zdecydowanym soundem Rogers, a właściwie jego niebywały siedmiostrunowiec. Pięknie kwili przy delikatnym drummingu Sandersa, na co wchodzi z lekką awanturą sopran i trzyma klimat mini zadumy. Po chwili jednak dynamizuje dyskusję, ostrymi pasażami łamiąc kanony improwizacji w wysokich rejestrach, podczas gdy Sanders niespodziewanie łapie rockowy feeling. Na to Rogers zjeżdża najniżej jak potrafi, mając zdecydowanie inne zdanie niż partnerzy. Dunmall wchodzi w dyskurs, a nam zdaje się, że jednak trzyma w ustach alt. Rogers chce mieć oczywiście własne zdanie i przy wtórze perkusyjnego backgroundu, może już śmiało zmierzać ku skutecznemu finałowi. Godzina i blisko kwadrans mijają w mgnieniu oka.




Jeśli z perspektywy kilkunastu lat słuchania muzyki Paula Dunmalla, miałbym dziś wskazać jego najbardziej wartościowe płyty, to bez ryzyka popełnienia większego błędu, winienem przegląd ten zacząć od nagrań z udziałem … Paula Rogersa. Nie policzę w tej chwili, ile ich dokładnie było, ale po każdą zapewne warto sięgnąć. Tych duetowych jest wszakże dziewięć, a na dwie z nich chciałbym zwrócić uwagę największą. Najpierw może Awarenes Response (Emanem, 2004) – trzy swobodnie improwizowane opowieści o jazzowych korzeniach, z wykorzystaniem w każdym z nich innego instrumentu – bagpipes, tenoru i sopranu. I być może właśnie tu rzeczony siedmiostrunowiec Rogersa brzmi najpiękniej. Dalece inną ich duetową płytą jest … czterodyskowy zestaw koncertowy Folks History (DUNS Limited Edition, 2009). Tytuł bardzo adekwatny, gdyż muzycy doszukują się tu swych szkockich korzeni, improwizując na bazie tradycyjnych melodii ludowych. Niesamowita przygoda, zrealizowana w połowie lat 90. ubiegłego stulecia (dodajmy, że Dunmall sięga tu także po flet i klarnet).




Kolejnym wartym polecenia wątkiem współpracy Dunmalla i Rogersa, są trzyosobowe płyty z bardzo ciekawym i oryginalnym gitarzystą Philipem Gibbsem. Doliczyłem się…. dziewięciu rejestracji. Zdecydowanie moją ulubioną w tym układzie personalnym jest realizacja Don’t Take The Magic Out Of Live (DUNS Limited Editions, 2006). Lubię też sięgać po The State Of Moksha (DUNS Limited Editions, 2002). Muzyka tego tria jest bardzo swobodnie improwizowana, a dzięki akustycznej gitarze Gibbsa interesująco oddala się od jazzowego stygmatu i z lekkością ożywczej bryzy znad Atlantyku, ucieka w quasi folkowy wymiar.




W tym miejscu warto też przywołać duetowe ekscesy Dunmalla i Gibbsa. Tych jest dokładnie sześć, a mój odtwarzacz chętnie zapełniany jest krążkami All Sorts Of Rituals (DUNS Limited Editions, 2001) i The Vision (DUNS Limited Editions, 2002). W tej muzycznej przygodzie Dunmalla, proces odchodzenia od estetyki jazzowej ulega pogłębieniu, a w grze Gibbsa możemy doszukać się wpływów i skal arabskich. Wyjątkowo smakowite!

Chcąc w obcowaniu z muzyką Paula doznawać częstych i zaskakujących ekscytacji, koniecznie winniśmy posłuchać krążka Sun Inside (FMR Records, 2011). Dunmall, Rogers, Gibbs i … flecista, doskonale nam znany z wielu rejestracji brytyjskiego free improv, Neil Metcalfe. Nasz bohater gra tu jedynie na sopranie i klarnecie basowym, Rogers zaskakująco lekko brzmi na swym siedmiostrunowcu, a sama muzyka wymyka się wszelkim klasyfikacjom i zapewne niejeden krytyk złamał sobie pióro, próbując wpakować ją do jakiejś szuflady. Być może najlepsza płyta w bogatym dorobku Dunmalla!




Z płyt mniej typowych dla Dunmalla, zdecydowanie bez udziału Rogersa, warto sięgnąć po krążek z doskonałą free improvisation, poczynioną z udziałem Johna Edwardsa i Johna Butchera Hit and Run (FMP Production, 2001). Na początku słuchamy improwizacji Dunmalla i Edwardsa, potem Edwardsa i Butchera, by na koniec zachwycić się improwizacją w trio. Świetna płyta!

Jeśli szukamy w grze Paula jazzowych korzeni, to bez trudu odnajdziemy je w trakcie odsłuchu jego duetów w niezwykle dynamicznym, amerykańskim perkusistą Tony’m Bianco. W ostatnich kilku latach ukazało się kilka trybiutów dla Johna Coltrane’a, z których osobiście najbardziej lubię dwupłytowy zestaw Homage To John Coltrane (SLAM Productions, 2015). Muzycy kapitalnie improwizują na bazie kompozycji Johna, a my możemy po wielokroć przekonać się o kompetencjach Dunmalla jako tenorzysty. Prawdziwa torpeda!

Wracając do współpracy z Markiem Sandersem, dobrze pamiętamy, iż Paradise Walk nie jest pierwszą płytą Dunmalla, wydaną w Polsce. Przedtem był krążek Asunder Trio The Lamp (Kilogram Records, 2012). Trzecim w tym gronie – duński gitarzysta Hasse Poulsen.

Dzisiejszą opowieść mógłbym ciągnąć w nieskończoność. Dyskografia ogromna, płyt wartościowych całe mnóstwo. Ale ponieważ powoli tekst ten zbliża się do dziesięciu tysięcy znaków (ze spacjami), co być może jest granicą ekranowych możliwości czytania ze zrozumieniem, to szybko przechodzę do reasumpcji.

Trzy lata temu, główny wydawca Paula Dunmalla, label Trevora Taylora – FMR Records – wydał dość szczególny box, o którego zawartości doskonale mówi sam tytuł: Paul Dunmall The Entire 50 CD Collection on FMR Records. Piękny prezent na 60 urodziny dla wspaniałego saksofonisty.




W latach 1999-2010 Paul Dunmall, muzyk wyjątkowo aktywny i często koncertujący, w ramach własnego, cd-rowego wydawnictwa DUNS Limited Edition, upublicznił aż 68 tytułów, absolutnie ciekawych i bardzo zróżnicowanych stylistycznie spotkań muzycznych. Jeśli pragniemy posłuchać Paula grającego z sitarem, muzykującego z małżeństwem Tippett, czy zagłębiającego się w improwizacje w iście współczesnym, kameralistycznym wydaniu, to warto sięgnąć przynajmniej po część tej kolekcji (zresztą kilka z nich już dziś poznaliśmy). Znajdziemy tam także popisy Paula w wersji solowej – na każdym z instrumentów, po które sięga on w swym muzycznym życiu. Szczególnie polecam dwie rejestracje piszczałkowe Solo Bagpipes I (1999) i  Solo Bagpipes II (2001). Co ciekawe, jedynie kilka tytułów Dunmall udostępnia odpłatnie. Zdecydowana większość, za jego zgodą, dostępna jest w plikach audio na blogu Inconstant Sol (należy jedynie sprawdzić, czy wszystkie pliki są jeszcze dostępne w sieci – jeśli mnie pamięć nie myli, większość została tam umieszczona w latach 2013-2014).

Zapraszam do słuchania! Na Rajski Spacer!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz