Czy istnieje muzyka postsmyczkowa? Czy wystarczy nam
wyobraźni, by wzbudzić w głowie obraz takich dźwięków? Może łatwiej
będzie jednak sięgnąć po muzykę, skoro jest już z nami od kilku tygodni.
Historia jest następująca. W październiku 2016 roku do
Berlina zawitała para przesympatycznych Portugalczyków. Ernesto Rodrigues i Guilherme
Rodrigues, wyposażeni odpowiednio w altówkę i wiolonczelę, w Studio Borne 45,
napotkali parę przeuroczych berlińskich rezydentek – Bilianę Voutchkovą i Magdę
Mayas. Pierwsza miała w rękach skrzypce, druga posadowiona była u podnóża
fortepianu. Wspólnie postanowili zagrać kilka dźwięków. Powstała muzyka, którą
nazwali The Afterlife Of Trees.
Dziś, dzięki wydawnictwu pierwszego z Portugalczyków,
Creative Sources, możemy poznać owoce ich ciężkiej pracy. Pięć odcinków z
tytułami, jak niżej, potrwa równo czterdzieści minut. Mamy dopiero początek
marca, a już jest z nami muzyka, która z pewnością zawłaszczy sobie tegoroczne
listy najlepszych płyt w naszej ulubionej kategorii swobodnej improwizacji.
The Afterlife Of Trees.
Wielogatunkowy szum, rodzaj napięcia na strunach, które znamionuje chęć wydania
pierwszych dźwięków. Sonorystyka strun, które gotowe są niemal na wszystko, ale
na razie postanawiają wymownie milczeć. Wewnątrz fortepianu dzieją się już
pewne zdarzenia akustyczne, które możemy potraktować w kategorii wydawania
dźwięku. Cisza, która jest grozą chwili obecnej. Pasaże mikrodronów, które
próbują łapać punkty styczne. Towarzyszy temu zatracenie źródeł dźwięku, które
dopada każdego słuchacza tego spektaklu. To opowieść, która ma bohatera
zbiorowego. Rodzaj elektroakustyki, która nie wymaga jakichkolwiek amplifikacji.
W 5 minucie nisko posadowiony dron buduje zręby narracji, pozbawionej wszakże
typowych dla tego zestawu instrumentalnego dźwięków. Incydentalnie na strunach
pojawiają się drobiny meta noise’u. W oddali pojedyncze, suche, młoteczkowe akordy piana. Trochę wzajemnego siłowania
się na strunach. Wszystko odbywa się w bezpośredniej bliskości ciszy. Na finał
kilka epizodów akustycznych na gryfach i inside piano, które przypominają nam,
że obcujemy z czterema całkiem żywymi instrumentami.
The Multiplied Self. Jakby kilka upalonych pozytywek wyszło na
długooczekiwany spacer. Narracja toczy się w oparach dronów, sprawia
wrażenie jednego wielodźwięku, który drąży skałę. Chwila industrialnej wręcz
zadumy – trzy strunowce drżą,
rezonują i kaleczą się wzajemnie. Piano przyjmuje zaś rolę dosadnego
komentatora. Jakże błyskotliwy moment na płycie! Magda wkleszcza się jeszcze
głębiej w swój instrument i udowadnia, iż także on jest strunowcem i to na pełnych prawach członkowskich.
Suddenly Forgotten.
Cisza w ciszy, nanodźwięki, akustyczna uroda tej ekspozycji wprost eksploduje.
Ciąg dalszy dronowej symfonii. Drżenie, rezonans, ejakulacja. Narracja ma urok
i delikatność baletnicy na balu u księcia. Dziewicy, która nie spotkała jeszcze
prawdziwego mężczyzny. Cisza Cage’owskiego 4:33,
to przy tej muzyce hałas! Skupiony słuchacz obcuje jednak z czymś wyjątkowym. Minimal art of noise! Silent noise! Niebywałe
chamber, które wyszło z fiharmonii i zapomniało
drogi powrotnej.
Elective Affinities.
Ciąg dalszy błyskotliwych wzmagań z ciszą akustyki perfekcyjnej. Polerowanie
strun, frazy urywane w ćwierć słowa. Piano Magdy wciąż w roli genialnego strunowca, które jest ledwie dotykany
końcami palców. Kind of chamber fire
music in deep silent! Repetycja i pętle, jako wyjątkowo skuteczna i
precyzyjna metoda twórcza. Znów, delikatne jak puch, palce Magdy czynią
możliwym zjawiska całkowicie niemożliwe… Być może, to ona jest królową tego
balu! Oczywiście precyzyjne wskazanie who
is who w tej narracji nadal graniczy z cudem. Ponownie ostatnie dźwięki odcinka
improwizacji budzą w naszych głowach obraz prawdziwych instrumentów. Tak,
pamiętamy: skrzypce, altówka, wiolonczela i fortepian.
Notes On Blindness. Na start call & response. Być każda improwizacja choćby w ułamkowej
części bazuje na tym kanonie. Szumy i szmery, rezonujące przedmioty różne. Inside piano, outside strings. I na odwrót. Tu może zdarzyć się wszystko. Chwila
akustyki normalnej. Jeśli to słowo
cokolwiek znaczy w trakcie tego spektaklu. Zejście na poziom
prostej percepcji akustycznej wzmaga poczucie przyjemności z obcowania z
dźwiękami niezwykłymi, jakie były naszym udziałem od początku tej opowieści. Na
finał eksperymentalny kontrapunkt. Czy strunowiec potrafi szumieć? Retoryka
pytania wybrzmiewa, podobnie jak cała płyta. Bliska doskonałości!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz