Pokrewne Namiętności i inne archiwalia

wtorek, 9 października 2018

Pedro Sousa i jego ciągle powiększająca się biblioteka idei i estetyk ! Wywiad z muzykiem!


Wywiad przeprowadzony na zlecenie portalu jazzarium.pl i tamże opublikowany


Płyta portugalskiego tria free jazzowego Rajada ukazała się na początku bieżącego roku za sprawą serii wydawniczej Multikulti Project i Trybuny Muzyki Spontanicznej. W trakcie swojego niedługiego życia doczekała się już m.in. cztero i pół gwiazdkowej recenzji na prestiżowych łamach Freejazz Blog. W okresie wiosennym przeprowadziłem z Pedro Sousą, saksofonistą tria, rozmowę nie tylko o tym wydawnictwie, ale także i przede wszystkim o drodze, jaką przebył ten wciąż młody muzyk, od eksperymentalnej elektroniki do muzyki swobodnie improwizowanej.

Witaj Pedro. Rozmawiamy w związku z ukazaniem się w Polsce debiutanckiej płyty tria Rajada, którą tworzysz wspólnie z Miguelem Mirą i Afonso Simoesem. Opowiedz proszę, jak doszło do powstania tego tria, jak ta muzyka sytuuje się na tle twoich poprzednich muzycznych doświadczeń.

Grałem już wiele razy z Miguelem Mirą, nim zagraliśmy jako Rajada, głównie w sytuacjach stworzonych ad hoc, ale także w studiu, gdy ćwiczyłem razem z Motion Trio. Jednocześnie znałem i zaprzyjaźniłem się z Afonso, wiedziałem o jego wcześniejszej grze w różnych zespołach z Davidem Maranhą lub Rafaelem Toralem, także w takich zespołach, jak Gala Drop i Fish & Sheep. Pewnego dnia grałem z Afonso w podwójnym koncercie, gdzie lokalni muzycy z Lizbony zwykli bywać w soboty, na Rua da Bica. Ideą podwójnego koncertu polegała na występie dwóch duetów, które nigdy wcześniej nie grały ze sobą.

Po tym koncercie po prostu pewny rzeczy zadziały się już same. Miguel Mira i ja chcieliśmy grać częściej razem. Afonso chciał ponownie zagrać improwizowany jazz. Gabriel (Ferrandini) już myślał o przyszłości z Volúpias das Cinzas. Tak więc całkiem naturalnie poczuliśmy, że wszyscy chcemy stworzyć czystą formację składająca się z saksofonu, basu i perkusji.




Opowiedz proszę o swoich początkach jako muzyk. Od czego zaczynałeś, gdzie uczyłeś sie grać, jak doszedłeś to muzyki improwizowanej, w którym momencie poczułeś, że to jest twoja metoda artystycznego działania.

Zacząłem grać na gitarze jako nastolatek. W takich okolicznościach właśnie poznałem Gabriela Ferrandiniego. Obaj wpadliśmy na pomysł stworzenia zespołu i grania muzyki. Byłem i nadal jestem wytrwałym słuchaczem muzyki elektronicznej, więc uczyłem się także, jak tworzyć muzykę na komputerze. W ciągu tych lat wiele eksperymentowaliśmy z innymi muzykami, czy kolegami z liceum, którzy potem robili już inne rzeczy. Był to także czas, kiedy po raz pierwszy spróbowałem zagrać na saksofonie, który w tamtym czasie był dla mnie bardzo tajemniczym instrumentem.

Ponieważ mieliśmy wiele pomysłów i skojarzeń w naszych głowach, doświadczaliśmy wtedy głównie tego, co oznacza ciągłe zmaganie się z twoim instrumentem i twoimi fizycznymi zdolnościami, a nie zaś z tym, co naprawdę chcesz robić w kategoriach dźwięku. Było to bardzo ważne, ponieważ nasze ówczesne potrzeby ostatecznie przerosły chęć grania muzyki notyfikowanej lub ustrukturyzowanej w postaci piosenki, a my coraz bardziej przechodziliśmy do długich kompozycji, dzięki stosowaniu improwizacji i eksperymentalnych pomysłów estetycznych.

Ostatecznie Gabriel zaczął regularnie grywać w RED Trio i Motion Trio. A ja, który grałem kilka razy z Ernesto Rodriguesem i VGO (Variable Geometry Orchestra), założyłem własny zespół z dwoma innymi przyjaciółmi (Pedro Lopes z EITR i João Gomes) o nazwie OTO. To było zarówno eksperymentalne, jak i improwizowane trio z muzyką elektroniczną, którego każdy kolejny koncert, a także metody pracy bardzo różniły się od siebie. To była niesamowita szkoła, dowiedzieć się więcej o graniu muzyki elektronicznej, a także lepiej zrozumieć, jak tworzyć w połowie strukturalne / w połowie improwizowane utwory muzyczne itp. To zdecydowanie mieściło się gdzieś pomiędzy muzyką taneczną, a po prostu naprawdę dziwacznymi rzeczami. Również w ciągu tych lat spędzałem dużo czasu, często opuszczając zajęcia na uniwersytecie, na graniu i próbach w Trem Azul, który był wtedy sklepem z muzyką jazzową, a także kwaterą główną wytwórni Clean Feed. To była właściwie moja druga szkoła, która otworzyła mój umysł i uszy na wiele rzeczy, które wydarzyły się potem.

Ale ostatecznym punktem zwrotnym był koncert Johna Butchera, który widziałem w CCB z udziałem Carlosa Zíngaro grającego na altówce, z elektroniką i Güntera Müllera, wykorzystującego ipody. Gra Johna Butchera kompletnie mnie rozwaliła. Tkwiłem już wtedy w różnych odmianach jazzu i improwizacji, ale widząc saksofony Johna robiące tak niezwykłe rzeczy, to było coś, czego wcześniej nie widziałem. Zdaje się, że to był ten impuls, który w pewnym sensie sprawił, że ostatecznie porzuciłem moją elektronikę na rzecz gry na akustycznym instrumencie.

Czy mógłbyś wymienić płyty i muzyków, którzy w szczególny sposób ukształtowali Cię jako muzyka?

Wydaje mi się, że trudno jest opisywać rzeczy w ten sposób, ponieważ czuję, że wszystko, czego dotychczas doświadczyłem, jest częścią tego samego strumienia, nawet te okropne rzeczy, których słuchałem jako dziecko. Zatem prawdopodobnie wiele, nawet tych najbardziej "ważnych" rzeczy mogę tu pominąć. Ale pierwsze wrażenia, które przychodzą na myśl, to cała muzyka elektroniczna, którą słyszałem, gdy dokonywałem moich pierwszych odkryć i eksploracji w muzyce. Dla nastolatka byli to typowi bohaterowie, tacy jak Pink Floyd i Soft Machine, ale potem naprawdę zanurzyłem się w muzyce jungle i IDM, odkryłem takie wytwórnie, jak Warp, Ninja Tune i Tzadik, tacy artyści, jak Aphex Twin, Squarepusher, Ventian Snares i μ-ziq przychodzą do głowy. "Disco Volante" Mr. Bungle’a również kołysało mój świat w tamtym czasie, czy zespoły takie, jak The Melvins. Później doszedłem do hip hopu, także bardzo lubię „brudną” południową muzykę, taką jak Three Six Mafia i DJ Screw. Lub dziwaczne rzeczy, takie jak Prefuse 73.

Muzyki jazzowej zacząłem słuchać intensywniej nieco później, ponieważ zostałem w to wciągnięty i zacząłem spędzać dużo czasu w "Trem Azul", który w czasach, gdy był siedzibą Clean Feed Records, dostarczał również dużo nowej szalonej muzyki, o której nawet nie wiedziałem, że chcę ją usłyszeć. Wtedy usłyszałem takie zespoły jak Hardcore Chamber Music, czy pierwszy album Offonoff czy Original Silence, a co najważniejsze, dla mnie jako muzyka, poznałem takich artystów jak John Butcher, Evan Parker czy Jean-Luc-Guionnet. The Fish i Townorchestrahouse to były formacje, które zawsze zalegały w moich odtwarzaczach CD. W ostatnim roku, to czego słuchałem najczęściej w domu, to w rzeczywistości muzyka tradycyjna, głównie azjatycka. Zazwyczaj tak właśnie obcuję z muzyką, najpierw dużo jednego gatunku, a potem lubię odkrywać inny.

Świat muzyki improwizowanej poznał Cię kilka lat temu, gdy nagrałeś doskonałą płytę „Casa Futuro”, w towarzystwie swojego wielkiego przyjaciela, Gabriela Ferrandiniego i Johanessa Bertlinga. Czy te trio będziesz w przyszłości kontynuował?

Graliśmy w październiku (ubiegłego roku – przyp. red.) w tym trio na Out.Fest, tutaj w Lizbonie. Zatem grupa wciąż żyje i ma się naprawdę dobrze. Poprzednio po prostu mieliśmy trudniejszy okres, ponieważ Johan niedawno został ojcem i miał bardzo napięty harmonogram. Ale cieszymy się muzyką i gramy razem, więc coś musi się wydarzyć w bardzo niedalekiej przyszłości!




Porozmawiajmy o procesie improwizacji. Co Twoim zdaniem jest ważne, by była ona udana? To, co siedzi w twojej głowie? To, z kim grasz i jakie wzajemnie na siebie reagujecie?

To interesujące pytanie, ponieważ jest to kwestia, z którą mam codziennie do czynienia, za każdym razem, gdy angażuję się w jakiś twórczy proces. Uważam się za każdym razem za szczęśliwca, że ​​mogę mieć w tej kwestii jakiś pogląd i próbować uwierzyć, że nie dość, że moje koncepcje nie są dogmatami, to jeszcze mogą się też poszerzać i ewoluować. Dzięki Trem Azul, przyjaciołom, kolegom związanym z muzyki, a także moim własnym poszukiwaniom, byłem nastawiony nie tylko na mnogość różnych rodzajów muzyki i artystów, ale także na konkretne sposoby podejścia i analizowania sytuacji. Jestem oczywiście owocem i skutkiem moich własnych influencji, także tych wszystkich najprzeróżniejszych albumów i gatunków muzycznych, które mnie interesują, od muzyki drone po noise, także hip-hopu i muzyki tradycyjnej z całego świata. Również fakt, że przez kilka lat grałem na gitarze w improwizowanych zespołach elektronicznych i noise'owych, a także studiowałem rzeźbiarstwo, pomogło mi spojrzeć na wszystko z innej perspektywy. Wszystko sprowadza się do tego tygla idei i estetyki, który jest ciągle powiększającą się biblioteką, która pozostaje ze mną jako muzykiem.

Kiedy więc myślę dziś o muzyce improwizowanej, rzadko kiedy uważam ją za rodzaj jazzu lub przykład post-jazzowych estetyk czy idiomów. Mimo, iż to ogromny fundament wszystkiego, to nadal jest tylko częścią całej struktury, która stanowi mój własny język. Tak więc, gdy pracujemy i staramy się być coraz lepsi na swoim instrumencie, grając każdego dnia w czysto technicznym sensie, łączymy to wszystko z naszą własną prawdą i estetyką, w pewnym sensie próbując szlifować i doskonalić nasz pomysł jako całość. To zawsze stanowi moje główne zainteresowanie: być w stanie jasno zobaczyć, jak te wszystkie elementy (uczenie się, granie, myślenie, mówienie i słuchanie) kształtują mnie jako twórczą osobę i jak pomagają mi zdefiniować mój własny język, który przenika wszystko, co robię. Więc chociaż funkcjonuję dla przykładu w zespołach, których estetyka może się wydawać bardzo różna, moim celem jest zawsze nadać sens temu wszystkiemu i połączyć wszystko w jedną całość.

Również czymś, z czego zdałem sobie sprawę, a co jest bardzo ważne, jest dokładnie to z kim grasz. Ponieważ myślę, że ludzie często ujawniają siebie w sposobie, w jaki grają, to gdy osobiście komunikujesz się z kimś, stanowi już wartość samą w sobie. Przyjaźń jest ważna, choć oczywiście nie jest zmienną ostateczną w równaniu, ma dla mnie znaczenie ze względu na organiczną naturę tej muzyki. Wciąż jestem silnie zaangażowany w to, co robię w moim życiu, ciągle czuję, że wszystko wokół mnie musi i będzie wzrastać. Dlatego też rozwój i praca z ludźmi, którzy są tak zmotywowani, jak ty, którzy wierzą w to, co ty, to zdrowa rzecz dla muzyki i ogólnie dla procesu motywacyjnego. Oczywiście muzyka również rodzi się z konfliktu, który wybucha od czasu do czasu. Wszystko najważniejsze dzieje się od momentu, w którym bierzemy ten wspólny proces w nasze ręce i wykorzystujemy, to co w nas najlepsze. Wszystko inne, to tylko nieustanny ból głowy lub chwila oddechu.

Jesteś silnie związany z Lizboną. Czy mógłbyś opowiedzieć o scenie muzycznej tego miasta, szczególnie tej związanej z muzyką improwizowaną? Miejsca do grania, muzycy, czy ktoś wspiera muzyków? Czy muzyk improwizujący przeżyje w Lizbonie?

Improwizowana scena w Lizbonie jest interesująca. Być może dziś jest ona trochę bardziej rozproszona niż kiedyś, jeśli myślimy o tym w klasycznym sensie, tak jak w latach wcześniejszych, gdy funkcjonował Trem Azul (ponieważ było to miejsce, przez które niemal wszyscy przeszli) lub nawet stary Hot Club (nowy nie ma już związku z tą sceną). Wydawało się, że łatwiej było być wystawionym na różne okazje, które tyle wokół. Ale względnie mały rozmiar miasta nadal ułatwia łączenie się z ludźmi i zrozumienie tego, jak grupy muzyków przemieszczają się, pracują i mieszają ze sobą. Z jednej strony masz Ernesto Rodriguesa i jego wytwórnię Creative Sources, która prezentuje w przeważającej części muzykę bliską ciszy, realizowaną w Lizbonie i pobliskich miejscach. Z drugiej strony masz takich muzyków, jak Manuel Mota, David Maranha i Margarida Garcia, którzy są wartością samą w sobie, także Red Trio oraz Motion Trio lub nawet niektórych muzyków, którzy wywodząc się z klasycznej sceny jazzowej, próbują włączyć improwizację jako główny element w niektórych swoich projektach. Zatem każdy znajdzie tu coś dla siebie, nawet jeśli okazji nie jest zbyt wiele, bo wszystko, co robią te grupy muzyków, składa się w całość.

Inne miejsca, takie jak Galeria Zé dos Bois i Damas, są ważne w inny, być może, bardziej miejski sposób, ponieważ łączą różne gatunki muzyki w swoich programach, proponując ludziom przeróżne rodzaje muzyki, co sprzyja powstawania nowych inicjatyw. Na przykład niektórzy muzycy, z którymi pracuję i spotykam się codziennie, pochodzą ze sceny pop, estetyki lo-fi lub muzyki tanecznej, a dla mnie jest to bardzo interesująca rzecz, ponieważ wszyscy w pewnym sensie wspieramy się nawzajem, nastawieni jesteśmy na kontynuowanie różnych projektów. Może właśnie w tym kierunku zmierza scena muzyki improwizowanej w Lizbonie, ten rodzaj mieszanki stylistycznej. Jestem zdania, że ​​obecnie miasto jest nieco mniej przyjazne dla pewnych twórczych nisz, ale mimo wszystko mają one szanse przetrwać i rozwijać się. Widzę, że więcej muzyków robi różne rzeczy, a to świetna sprawa, zatem istnieje potencjał. W moim odczuciu brak jest tylko miejsc do grania w mieście (i poza nim), co w połączeniu z rosnącymi cenami czynszów i miastem coraz bardziej nastawionym na turystykę, utrudnia rozwój zjawisk kulturalnych. Ale musimy poczekać i zobaczyć, co przyniesie przyszłość, ponieważ jest tu wielu świetnych ludzi robiących świetne rzeczy.

Zatem Pedro, ostatnie pytanie. Nad czym obecnie pracujesz, na jakich płytach usłyszymy Cię w najbliższych miesiącach? No i kiedy pojawisz sie na koncertach w Polsce, czy w ogóle w Europie wschodniej?

Teraz pracuję nad wieloma różnymi rzeczami. Przygotowywałem i zmiksowałem dwa koncerty z Gabrielem Ferrandinim, Davidem Maranhą, Alexem Zhang Hungtai i Júlią Reis (na jednym z koncertów), grupa nazywa się Rahu and Ketu. Przygotowywałem też niepublikowany wcześniej album EITR, nagrany kilka lat temu. Nagrałem i zmiksowałem duet z Davidem Maranhą, który staramy się wydać w tej chwili. Jest też album CAVEIRA, nad którym pracujemy, zespół założony przez Pedro Gomesa lata temu tutaj, w Lizbonie, którego skład zmieniał się parę razy. Mam skromne nagranie solowe, która wkrótce zostanie wydane. Volúpias das Cinzas, nagrania tria Gabriela (Ferrandiniego) z rezydencji w ZDB również zostaną wydane w tym roku. Obecnie nagrywanych i produkowanych jest wiele rzeczy, to naprawdę świetna sprawa!

Co do gry w Polsce lub Europie Wschodniej ... Cóż ... Dla mnie to wciąż nieopanowane  terytorium. Tak naprawdę nie mogę powiedzieć na pewno, że coś się wydarzy. Zobaczmy, czy uda nam się przetrwać kolejną porcję płytowych wydawnictw!

Dziękuję za rozmowę, Pedro.




****

Pedro Sousa and his constantly growing library of ideas and aesthetics - an interview with a musician

The recordings of the Portuguese jazz trio Rajada appeared at the beginning of this year due to the publishing series Multikulti Project and Spontaneous Music Tribune. During its short life, it has already four and a half star review on the prestigious Freejazz Blog. In the spring time I had a conversation with Pedro Sousa, a saxophonist of  this trio, not only about this release, but also and above all about the path that this still young musician went through, from experimental electronics to freely improvised music.


Hello Pedro. We are talking about the release of Rajada trio debut album in Poland, which you create together with Miguel Mira and Afonso Simoes. Please tell me how this trio came into being, how this music is located in the background of your previous musical experiences.

I had already played multiple times with Miguel Mira before the band, mostly in ad hoc situations and in the studio rehearsing with Motion Trio. While I knew and befriended Afonso already, and knew about his past playing in various ensembles with David Maranha or Rafael Toral and in bands such as Gala Drop and Fish & Sheep. One day I played with Afonso in a double bill series where local Lisbon players used to go on Saturdays, in Rua da Bica. The idea of the double bill was to put two duos playing that had never played before.

After that gig it was simply a cluster of conditions. Miguel Mira and I wanted to play more often together. Afonso desired to play jazz and improv once more. Gabriel (Ferrandini) was already thinking ahead with Volúpias das Cinzas. So it kind of naturally happened as we all felt we wanted to develop a raw trio formation of Saxophone, Bass and Drums.

Please tell me about your beginnings as a musician. Where did you start, where you learned to play, how you came to improvised music, at what moment you felt that this is your method of artistic action.

I started out playing guitar as a teenager. Which is how I met Gabriel Ferrandini actually. We were both into the idea of forming a band and playing music. I was also and still I am a heavy listener of electronic music, so I was also learning how to produce music on the computer. We did a lot of experiments during these years with other musicians, or high school friends actually, who have gone to do other things. This was also the time I first tried out playing a saxophone, as it presented itself as a very mysterious instrument to me at the time.

Since we had a lot of ideas and references in our head we were already experiencing what it is to constantly struggle with your instrument and your physical abilities vs. what you actually want to do in terms of sound. This was very important as these necessities eventually outgrew our desire to play written or structured music in a song format, and we deviated more and more into long compositions as a result of improv and experimental aesthetic ideas.

Eventually with time Gabriel started out playing with RED Trio and Motion Trio. And I, who had played a couple of times with Ernesto Rodrigues VGO (Variable Geometry Orchestra), started my own band with two other friends (Pedro Lopes from EITR and João Gomes) called OTO. It was and experimental and improvised electronic music trio which varied its sets and approach methods a lot. And it was an incredible school to learn more about playing electronic music and to also understand more how to make half structured/half improvised music, etc. It was categorically somewhere between dance music and just really weird stuff. Also during these years I was spending a lot of time and ditching way too much my University classes in favour of playing and rehearsing at Trem Azul, which used to be the Jazz Store which was also Clean Feed's HQ. This was actually my second school, and it opened my mind and ears to a lot of things to come.

But the eventual game changer was actually a John Butcher gig I saw at CCB with Carlos Zíngaro playing viola with electronics and Günter Müller playing ipods. John Butcher's playing just blew me away. I was already into different kinds of Jazz and Improv and seeing saxophones doing things out of the ordinary wasn't something I hadn't seen before. But it struck a chord in me I guess and it kind of tipped me over to finally ditch my electronics in favour of playing an acoustic instrument.

Could you indicate the albums and other musicians who have shaped you in a special way as a musician?

I think it's kind of hard to label things that way because I feel it's all part of the same stream, even the horrible stuff I listened to as a kid. So probably a lot or even the most "important" things might be left out. But the first things that come to mind are all the electronic music that I heard as I was doing my initial discoveries and explorations in music. As a teenager there were the usuals like Pink Floyd and Soft Machine but then I got really into jungle music and idm and finding out stuff in labels like Warp, Ninja Tune and Tzadik, artists like Aphex Twin, Squarepusher, Venetian snares and μ-ziq come to mind. Mr. Bungle's "Disco Volante" rocked my world at that time as well or bands like The Melvins. Later I really got into hip hop music in general and I really like dirty south music like Three Six Mafia and DJ Screw. Or quirky stuff like Prefuse 73.

I only started listening more seriously to Jazz music later, as I was drawn into it and I started hanging out a lot at "Trem Azul" which, since it was home to the Clean Feed records, also brought me a lot of new crazy music that I didn't even know that I wanted to hear. Which is when I heard bands like Hardcore Chamber Music, or Offonoff or Original Silence's first album, and then most importantly, for me as a musician, artists like John Butcher, Evan Parker or Jean-Luc-Guionnet. The Fish and Townorchestrahouse were some bands that were always looping in my cd-players. This last season what I’ve been listening to the most at home is actually traditional music, mostly Asian. Usually that is how I hear music these days: a lot of one genre and then I like to explore another. 
  
The world of improvised music met you a few years ago when you recorded an excellent album, Casa Futuro, accompanied by your great friend, Gabriel Ferrandini and Johaness Bertling. Will you continue this trio in the future?
  
We played last October with this trio at Out.Fest here in Lisbon. So it's still alive and kicking. We simply have been having a tough break with timings as Johan recently became a father and already has a very packed schedule. But we thoroughly enjoy the music and playing together so it's bound to happen in a very near future (no pun intended) again!!!
  
Let's talk about the process of improvisation. What do you think is important for it to be successful? What's in your head? Who do you play with and how do you react to each other?

This is an interesting question as it is something that I also question myself with everyday and everytime I'm involved in some sort of creative process. I always consider myself lucky to be able to hold some sort of perspective on it and to try to believe that not only my concepts are not dogmas but they can expand and evolve. Because of Trem Azul, friends, music colleagues and my own research I was exposed not only to a multitude of different types of music and artists but also specific ways to approach and to analyze it. I am obviously a product and the result of my own influences, be it all the different albums and music genres that interest me, from drone music to noise, to hip hop and traditional styles from around the world. Also the fact that for some years I played guitar in improvised electronic and noise bands, or studied sculpture, helped me to have a different perspective on sound in general. So it all comes down to this melting pot of ideas and aesthetics which is an ever expanding library which stays with me as a musician.

So when I think of improvised music these days, it's rare that I think of it specifically as a sort of jazz or post-jazz aesthetic/idioms. Even though that pillar is massive, it's still only a part of the whole structure which is my own language. So while we study and try to improve at our instrument playing every single day in a purely technical sense, we are also conjoining it with our own truth and aesthetic, in a way, trying to rough out the edges and polish this idea as a whole. That has been my main focus as of late: To be able to clearly see better what all these things (studying, playing, thinking, talking and listening) do to me as a creative individual and how they help me define my own language which transverses everything that I do. So while I may have bands for instance, whose aesthetic may seem very different from one to another, my goal is to somehow make sense of all this and connect it.

Also something that I realized which is very important is exactly who you are playing with. As I often think that people reveal themselves a lot in how they play, it's of value when you personally connect to someone. Friendship is important, and obviously not being the end-all-be-all variable in the equation, it matters to me because of the organic nature of this music. I'm still very much in a state in my life where I feel that everything around me has to and will grow. Therefore, to grow and learn with people which are as motivated as you are, and believe in this as you do, is healthy to the music and to the motivational process in general. Of course music arrives out of conflict as well, which erupts from time to time. Everything happens to be valid as long as in the end we take this cooperative process to the best of our abilities. Everything else is just growing pains or good times.



You are strongly connected to Lisbon. Could you tell us about the music scene of this city, especially the one related to improvised music? Places to play, musicians, do anyone support musicians? Will the improvising musician survive in Lisbon?

The improvised scene in Lisbon is an interesting one. It may be a little more disperse these days, if we think about it in a classic sense, as in years before because of Trem Azul (as it was a place that everyone one time or another passed by) or even the old Hot Club (the new one just hasn't connected with this scene). It seemed easier to be exposed to the different niches that are active around here. But the relative small dimension of the city still makes it easy to connect to people and understand how these groups move, work and mix with each other. On one hand you can have Ernesto Rodrigues and his label Creative Sources, which represent the majority of near silence music being done in Lisbon and nearby places. On the other you may have Manuel Mota, David Maranha and Margarida Garcia, which are a force of its own, or Red Trio and Motion Trio, or even some musicians which, coming from a classical jazz scene, try to incorporate improvisation as a major guideline in some of their projects. So there's something for everyone, even though it might be in very small numbers sometimes, the work that these groups do all comprise a whole.

Other venues like Galeria Zé dos Bois and Damas are important in another, maybe, more urban way, as they mix very different genres in their programming, therefore exposing a lot of different people to different types of music, and this in turn creates more groups. For instance some of the musicians that I work and hangout with daily come from the pop scene, or lo-fi aesthetics, or dance music, and for me that's a very interesting thing to happen as we all support each other in a sense, and are exposed to a continuum of different works. Maybe this is where the improvisation scene in Lisbon is heading, this kind of mix of tangents. I'm of the opinion that the city is a bit harsher these days for some creative niches, but they can very well survive and thrive. I see more musicians doing different things and that's a great thing so the idea of potential is all there. There is a lack of venues in the city (and outside) in my opinion though, which coupled with skyrocketing rent prices and a city turned more and more to tourism make it harder to help this number grow. But we have to wait and see what the future brings as there are some great people doing great things around here.

Pedro, last question. What are you currently working on, on which discs will you hear in the coming months? And when will you appear at concerts in Poland or in Eastern Europe at all?

Right now I’m working in a lot of different stuff. I've been preparing and mixing two concerts given with Gabriel Ferrandini, David Maranha, Alex Zhang Hungtai and Júlia Reis (on one of the concerts only), called Rahu and Ketu. I've also been preparing an unreleased EITR album recorded a few years ago. I have recorded and mixed a duo album with David Maranha, which we are trying to put out in the moment. There's also a CAVEIRA album we working on, a band founded by Pedro Gomes years ago here in Lisbon, whose lineup has changed a lot throughout the years. I have a small solo tape to be released sometime soon. Volúpias das Cinzas, Gabriel's trio recording from the residency at ZDB will be out this year as well. There's always a lot of stuff being recorded and worked on at any given moment, which is great!

About playing in Poland or Eastern Europe...Well...It's still quite an untapped territory for me. So I can't really say for sure. Let's see if we can break through with the next batch of releases!

Thanks for conversation, Pedro.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz