Pokrewne Namiętności i inne archiwalia

piątek, 26 marca 2021

Benedict Taylor & Dirk Serries! Three Live Offerings 2019!


Zapraszamy na blisko 100-minutowy spektakl bezczelnie swobodnej improwizacji w definitywnie mistrzowskim wykonaniu! Angielski altowiolinista Benedict Taylor i belgijski gitarzysta (tu w wersji akustycznej) Dirk Serries nie wymagają jakichkolwiek introdukcji na tych łamach, zatem bez zbędnej zwłoki przystąpmy do prezentacji aż trzech koncertów obu muzyków, jakie miały miejsca latem 2019 roku w Holandii i Belgii. Muzykę  - wyłącznie w wersji digitalnej - dostarcza angielski Confront Recordings (album miał swoją premierę pod koniec lutego br.).

Bystrych obserwatorów ulotnej rzeczywistości free improv zapraszamy także do uruchomienia pokładów pamięci i przypomnienia sobie, jak ta dwójka muzyków improwizowała w poznańskim Dragonie, cztery miesiące później, w ramach trzeciej edycji pewnego Spontanicznego Festiwalu. Aż chciałoby się polski koncert dolepić do tych trzech z Beneluxu!

 


Koffie & Ambacht (Rotterdam), 6 czerwca 2019 (36:59)

Muzycy, choć znają się doskonałe i zagrali razem tryliony dźwięków, koncert rozpoczynają w formule małych fraz rozpoznawczych, minimalistycznych pętli, które szukają wspólnych ścieżek dla dalszej podróży. Chętnie na tym etapie koncertu stosują pauzy i swoiste zawieszenia narracji. Kilka akcentów prepare ze strony altówki, podczas gdy flow gitary zdaje się być bardziej rozhuśtany. Na pierwsze, drobne salwy ekspresji muzycy pozwalają sobie już po kilku minutach. Opowieść budują z drobiazgów, nieustannie szukają dramaturgicznych punktów zaczepienia, a wszystko czynią - co oczywiste! - z dużą swobodą i pewnością każdej frazy, pozostając w świetnej komunikacji. Ot, stylowe free chamber, ale z ostrymi pazurami!

Wybicie piątej minuty oznajmia pierwszy narracyjny stopping. Garść zmysłowych short-cuts, szorowanie strun i szukanie nowych dźwięków. W tej grze na małe pola oba instrumenty są w stanie zamieniać się brzmieniem. Przez chwilę altówka brzmi jak gitara, a gitara jak altówka. Po niedługim czasie viola zaczyna rzęzić, jakby dostała prądu pomiędzy struny, ale miast eskalacji muzycy decydują się na przepiękną fazę zabawy w brzmieniowe niuanse, czynionej zdecydowanie na zaciągniętym ręcznym. Ledwie muskają struny, boją się głośniej oddychać. Kolejny stopping to końcówka dwunastej minuty. Obaj muzycy kreują smyczkowe slow motion. Dręczone struny jęczą, jak kojoty w niewoli. Powrót do dynamiki następuje po upływie kolejnych pięciu minut, a towarzyszą mu meta okrzyki, a potem nawet mała galopada.

Ostatni silence breakdown następuje w dwudziestej szóstej minucie. Mikrofrazy, ledwie głaskane struny czystej gitary i preparowanej altówki. Tu dynamika budowana jest poprzez sekwencje minimalistycznych kantów i zadziorów, a także efektowne siłowanie się z naciągami strun. Szczyt ekspresji zdaje się tym razem mieć nieco tanecznych walorów, zwłaszcza ze strony violi. Muzycy na finał gotują nam gęstwinę cudów, efektownych zgrzytów i zaskakujących półmelodii. Nim wybrzmi ostatni dźwięk altówka przypuści jeszcze para perkusjonalny atak, który gitara nie zdąży już w pełni odeprzeć. Salwy emocji, pełne śpiewnych fraz, wieńczą koncert.

 

De Werkplaats (Amersfoort), 7 czerwca 2019 (20:10)

Niewykluczone, iż na tym koncercie pojawiamy się lekko spóźnieni. Muzycy sprawiają bowiem wrażenie, jakby byli już trochę rozgrzani. Altówka śpiewa i efektownie zawodzi, gitara brnie do przodu i stawia zasieki. Już po czterech minutach mamy pierwszy przystanek względnej ciszy. Dźwięki na palcach schodzą do krypty, kleją się w małe plejady molekularnych fraz. Artyści wracają do życia szarpiąc za struny, budząc demony, ale i swoje siły witalne. Bardzo widowiskowa faza koncertu, głównie spowodowana tym, iż smyczek altówki szuka posuwistych, bardziej dźwięcznych fraz, szczególnie w momencie, gdy dynamika nagrania rośnie. Po niedługim czasie muzycy duszą jednak na hamulec, padają sobie w ramiona i rozdają wzajemnie ogniste całusy. Szukają drobnych preparacji, trą smyczkami o struny, szmerają i szumią. Dzięki użyciu smyczka gitara zdolna jest budować intrygujący ambient. Cuda zdają się tu gonić cuda! Przez moment mamy problem ze zdiagnozowaniem źródła niektórych dźwięków, co jeszcze wzmaga efekt całości. Tymczasem smyczek altówki idzie ostro do góry, co też jest pewnym zaskoczeniem. W połowie piętnastej minuty duży stopping – muzycy serwują nam nowe dźwięki, znów chcą nas czymś zaintrygować. Po niedługim czasie altówka zaczyna skrzeczeć, a gitara popadać w drobną kipiel, czas zatem obwieścić kolejny szczyt narracyjny! Na zakończenie krótkiej bytności na koncercie dostajemy jeszcze w nagrodę kilka podskoków smyczka na gryfie altówki, kontrapunktowanych spokojnymi, repetytywnymi frazami gitary.

 

Guy Peters’ Living Room Concert Series (Geraardsbergen), 9 czerwca 2019 (42:27)

W salonie znanego, belgijskiego recenzenta lądujemy z pewnością przed pierwszą sekundą nagrania. Znów wita nas śpiewna, rozochocona altówka i gitara, stanowiąca jakby jej przeciwieństwo – stawiająca na precyzję i maksymalne skupienie! Emocje wszakże z obu stron gwarantowane mamy niemal od startu. Muzycy bystrze pną się ku górze, ślizgają po strunach i co rusz wybuchają efektownymi fajerwerkami. Bywają też incydentalnie agresywni i zaczepni. Viola rozciąga struny i wyje relaksacyjnie, gitara plecie wariacje na temat post-rockowych riffów, pozbawionych prądu. Pierwsze spowolnienie ma miejsce w połowie ósmej minuty. Gra w szczegóły nie trwa jednak zbyt długo, bo garść kolejnych wiwatów znamionuje obranie kierunku na kolejny szczyt. Altowiolinista tym razem buduje opowieść w trybie pizzicato, gitarzysta ciągnie za struny, jakby były z gumy. Tuż po spowolnieniu muzycy brudzą brzmienie i zaczynają brnąć w mulisty post-barok, w czym szczególnie pomocny okazuje się smyczek pozostający w rękach gitarzysty. Pierwszy piękny moment tego koncertu gaśnie w ciszy, tuż przed upływem pierwszego kwadransa.

Preparacje czynione na wdechu, szukanie meta spokoju i zabawa w pytania i odpowiedzi, to kolejna faza tego niebywałego koncertu. Artyści z tych igraszek dźwiękowych lepią nerwowy flow, w którym posadawiają same kanty i zadziory. Emocje rosną strzeliście - epicki potok riffów, lot wnoszących się, skrzydlatych ptaszysk. Stopping następuje tym razem wyjątkowo niespodziewanie i od razu przenosi nas do plejady wyjątkowo urokliwych dźwięków i fraz. Struny rezonują w ciszy i zagłębiają się w mrok, do krypty tajemnic, wprost w objęcia mikrofalowego ambientu. W tych okolicznościach muzycy lepią dwa drony – ten altówki zdaje się być wyjątkowo szorstki, ten gitarowy rezonujący, ale jakby bardziej zaczepny.

Wyjście z wielkiej smugi cienia wydaje się być jeszcze bardziej efektowne! Altówka zaczyna skakać i swawolić, szukać melodii i zaczepki, ale gitara nic sobie z tego nie robi – znów precyzja myślenia i skrupulatnie stawiane zasieki, przez które nie prześlizgnie się żaden nieporządny dźwięk. Emocje rosną, a ogień szczególnie efektownie tli się na gryfie altówki. Chwila wytłumienia i znów skok w tango! Śpiewy, krzyki, cudowny chaos sytuacyjny. Na samo już zakończenie najlepszej z trzech Koncertowych Ofert dostajemy jeszcze – odrobinę siłownia się na struny, kto ma bardziej podatną na rozciąganie, małe akcenty percussion i gitarowe szufle półakordów. Emocje gasną dopiero z nastaniem absolutnej ciszy. Brawo!

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz