Pokrewne Namiętności i inne archiwalia

wtorek, 15 lutego 2022

The Electro-Acoustic Adventures Of Evan Parker! Back to the Past!


Idea poszerzenia możliwości brzmieniowych improwizującego tria Parker – Guy - Lytton o elementy dekonstrukcji akustycznych dźwięków, prowadzonej w czasie rzeczywistym za pomocą urządzeń elektronicznych (zwanej w języku Szekspira live processing), zrodziła się w głowie Evana Parkera zapewne wiele lat temu, ale realne kształty artystyczne i organizacyjne przybrała w połowie lat 90. ubiegłego stulecia. 

Wtedy to sformowany został pierwszy skład Electro-Acoustic Ensemble (bazowe trio, skrzypek i dwóch procesorów dźwięku), a światu ujawniono jego pierwsze studyjne dokonanie Towards The Margin. W kolejnych latach skład zespołu był sukcesywnie poszerzany, a monachijska ECM dostarczyła światu kolejne cztery albumy, zaś Psi Records ten szósty, który w roku 2012 na kilka lat wyciszył ideę elektroakustycznych improwizacji tego składu *). O tym niezwykle ważnym epizodzie w dorobku najważniejszego współczesnego muzyka improwizującego można poczytać w monografii artysty, dostępnej, co oczywiste, na tych łamach.

Formacja niespodziewanie wróciła do życia w roku 2019 i zagrała koncert w trakcie warszawskiego Festiwalu Ad Libitum, a dwa lata później dokumentacja foniczna tego wydarzenia znalazła swoje odzwierciedlenie na srebrnym dysku Fundacji Słuchaj. Właśnie ów rok 2021 - nomen omen, 25-lecie zespołu! - stał się okazją do publikacji starszych nagrań elektroakustycznych formacji Evana Parkera. W trakcie minionego roku poznaliśmy dwie nowe płyty, obie zawierające nagrania z końca ubiegłego wieku. Najpierw w kwietniu, za sprawą kanadyjskiej inicjatywy wydawniczej związanej z Festiwalem w Victoriaville, ukazało się nagranie koncertowe składu, który w roku 1996 zainicjował powstanie grupy (z ważnym wszakże gościem!) **). Z kolei w sierpniu – tym razem mocą japońskiego edytora - świat poznał płytę sygnowaną jako Electro-Acoustic Quartet, zawierającą koncert z Japonii, z października 2000 roku.

Dziś nad tymi równie nowymi, jak starymi nagraniami pochylamy się z ogromną radością, należytą uwagą i wyjątkową skrupulatnością.

 


Evan Parker Electro-Acoustic Ensemble With Sainkho Namtchylak  Fixing The Fluctuating Idea (Les Disques Victo, CD 2021)

13-a edycja Festival International de Musique Actuelle de Victoriaville, Victoriaville, Kanada, 19 maja 1996 roku i następujący muzycy na scenie: Evan Parker - saksofon sopranowy i tenorowy, Barry Guy – kontrabas, Paul Lytton – instrumenty perkusyjne i elektronika, Phil Wachsmann – skrzypce, altówka, elektronika, Marco Vecchi – sound processing & live electronics, Walter Prati - live electronics oraz w roli gościa Sainkho Namtchylak – głos (wedle ucha recenzenta, udzielająca się jedynie w pierwszej części koncertu). Dwa długie sety trwają tu łącznie 72 minuty i 22 sekundy.

Pierwszy, niemal 40-minutowy set zwie się Fixing, co świetnie oddaje atmosferę i dramaturgię tej części spektaklu. Początek należy wyłącznie do delikatnie rozhisteryzowanego głosu Sainkho. Artystka prezentuje nam całe spektrum swoich możliwość głosowych, które, jak wiemy, zdaje się nie mieć granic. Po upływie trzech minut jej głos zaczyna być poddawany live proccesingowi. Poświata elektronicznej dekonstrukcji zaczyna spowijać scenę, a wokalistka zdobi ją jeszcze delikatnym, melodyjnym śpiewem, a potem zmysłowym szeptem. Efektem tych wszystkich działań jest płynący szerokim korytem wielogłos, piękne zjednoczenie żywych i syntetycznych fraz. W okolicach 9 minuty pojawiają się pierwsze dźwięki kontrabasu i skrzypiec (altówki?). Piękne, czyste strunowe frazy płyną do nas z bystrym komentarzem wokalistki. Dopiero w połowie 18 minuty do gry wchodzi saksofon sopranowy i od razu lepi się do płynnej wokalizy. Emocje rosną w mgnieniu oka, a duet saksofonu i głosu zdaje się wieść narrację na wyjątkowo efektowne wzniesienie, niepozbawione wzajemnych imitacji. W 23 minucie powraca kontrabas, a swoją obecność zgłaszają też perkusjonalia. Z kolei saksofon i wokal pozostają z nami już tylko w formie elektronicznych dekonstrukcji. Ekspresja wchodzi na kolejną krzywą wznoszącą, dzięki czemu septet osiąga stan prawdziwie ognistej narracji. Dalsza faza koncertu spoczywa na instrumentach strunowych, które stymuluje do coraz większej aktywności skrzydło elektroniczne. Na czele szeregu staje kontrabas i zdaje się kreować improwizacje wedle własnych pomysłów. Najpierw płonie żywym ogniem, potem tłumi się ciepłymi frazami w oczekiwaniu na powrót saksofonu. To zdarzenie następuje po 33 minucie, która niespodziewanie wyznacza odcinek narracji przeznaczony wyłącznie dla tria bazowego. Sam Parker sięga tu po saksofon tenorowy, czego nie zwykł na ogół czynić w ekspozycjach towarzyszących dźwiękom elektronicznym. Muzyka znów sięga nieba, a powrót wokalu i elektroniki, tudzież skrzypiec, wprowadza nas w finałową, niezwykle eksplozywną fazę pierwszego seta. Ostatnie jednak frazy należą do Sainkho, która wrzaskiem godnym początku koncertu spina czterdzieści minut doprawdy genialnego spektaklu.

Drugi set zwie się Fluctuating i trwa niewiele ponad dwa kwadranse. Zaczynają instrumenty strunowe, pod które po niedługiej chwili podłączają się perkusjonalia i saksofon sopranowy. Elektroniczne echo przetwarzanych akustycznych fraz rodzi się tu jakby mimochodem, niosąc intrygującą poświatę, ale nade wszystko wzmacniając akustyczny przekaz. Po kilku minutach dość zrównoważonej emocjonalnie narracji, improwizacja tłumi się do postaci perkusjonalii, które wspierane drobną elektroniką zaczynają imponującą ekspozycję solową. Po 10 minucie na scenę powracają pozostałe instrumenty i dość aktywna warstwa elektroniki. Żywe dźwięki zdają się stanowić w tej chwili reguły gry, ale te syntetyczne walczą o swoje i nie dają się sprowadzać do roli kreatywnego echa. Pozycyjna walka dobra i zła szybko odnajduje puentę w solowej ekspozycji saksofonu sopranowego – Parker i jego oddech cyrkulacyjny w pełnej krasie! Po kilka pętlach sopran dostaje wsparcie elektroniki i opowieść staje się imponującym duetem żywego i procesowanego dźwięku. Powrót do rozbudowanego składu następuje w okolicach 20 minuty. Sopran wciąż kąsa, ale kolejne dawki mocy płyną z coraz aktywniejszej elektroniki. Kilka perełek do konstelacji dokładają tu skrzypce (lub altówka). Po niedługiej chwili elektronika podkręca potencjometry, a saksofon kontratakuje. Koncert robi się naprawdę głośny! Na finałowe trzy minuty władzę nad sceną przejmuje kontrabas. Najpierw tłumi się elektroniką, potem eksploduje solową, akustyczną ekspozycją. Scenę ponownie opanowuje duet żywych i procesowanych dźwięków jednego instrumentu, który wieńczy dzieło, nie dopuszczając innych uczestników spektaklu do głosu.

   


Evan Parker Electroacoustic Quartet  Concert In Iwaki (Uchimizu Records, CD 2021)

Na koncercie w Iwaki City Art Museum, w japońskiej Fukushimie, 5 października 2000 roku, spotykamy tym razem duet bazowy: Evan Parker – saksofon sopranowy i Paul Lytton – perkusjonalia i live electronics oraz duet procesorów: Joel Ryan – computer music instrument i Lawrence Casserley – signal processing instrument. Trzy rozbudowane improwizacje trwają 69 minut i 53 sekundy.

Ceremonia otwarcia spoczywa na barkach saksofonu sopranowego, który solową ekspozycją daje asumpt do pierwszych elektronicznych dekonstrukcji. Ze snu wybudzają się perkusjonalia, które szumią werblem i rezonują talerzami, dodając także tajemnicze dźwięki strunowe. Pełna skupienia, oniryczna opowieść toczy się swoim tempem, dość szybko jednak nabiera wewnętrznej dynamiki i kokonu elektronicznych przetworzeń. Płynie już z czterech ośrodków dźwiękowych i zdaje się być dalece bogata w wydarzenia, jakkolwiek w dużej mierze tkana jest z drobnych, mglistych, niepokojących fraz. Pewnego posmaku japońskości nadają improwizacji kolejne odgłosy strunowe. Frazy żywe pięknie przenikają się z frazami dekonstruowanymi elektronicznie, tworząc zwarty, chwilami dość jednorodny strumień fonii. Po 10 minucie improwizacja zdaje się wznosić na drobny szczyt, zdobiony saksofonem w dwóch postaciach i dalece żywymi ogłosami perkusjonalii. Te ostatnie brzmią nad wyraz przestrzennie, niepozbawione są także post-industrialnych naleciałości (zapewne nie przez przypadek, wszak elektronika potrafi działać tu cuda!). Po 17 minucie znów słyszymy wyłącznie żywe dźwięki saksofonu, które przybierają formę short-cuts i inspirują kolejną porcję elektronicznych dekonstrukcji, tym razem jednak mających wymiar niemal … perkusjonalny. Pierwsza improwizacja usycha w chill-outowej ekspozycji dęciaka.

Drugą opowieść otwiera Lytton dosadnie korzystając z rezonujących właściwości swoich talerzy. Parker dokłada prychanie i stukot wystudzonych dysz. Opowieść znów tkana jest z drobnych elementów, ale nerwowych, jakby krojonych ostrzem skalpela. Elektroniczna dekonstrukcja dość szybko formuje tu strumień narracji w rwący potok wspaniałości. Dźwięki płyną do nas z prawdziwie symfonicznym rozmachem (a to wszak dzieło tylko dwóch skromnych instrumentów i zwoju kabli!). Strumień fonii wznosi się ku górze, tworząc niezły ptasi rój! Przez moment mamy wrażenie, że wszystko jest tu efektem elektronicznych zabiegów. Po 15 minucie improwizacja stawia na akcenty post-perkusjonalne i zapętlone frazy saksofonu. Nerwowa końcówka zdaje się nie dopuszczać w ogóle do głosu żywych instrumentów.

Trzecia opowieść zaczyna się w ciszy. Wytłumiony saksofon, gongi i dzwonki. Warstwa elektroniczna ściele się w tle bardzo leniwymi pasemkami. Parker serwuje dość melodyjne frazy, zatem ich elektroniczna dekonstrukcja także nabiera pewnej pokrętnej śpiewności. Ów bezmiar specyficznej łagodności kontrastowany jest żywymi frazami perkusjonalii, które sieją ferment i nie godzą się na zbyt proste rozwiązania. Saksofon zaczyna gwizdać, a zaraz potem multiplikować swój flow, processing koncentruje się na niższych pasmach, a delikatne tym razem perkusjonalia czynią ukłon tu zastanej estetyce. Zaskakujące spiętrzenie z woli saksofonisty, to kolejna urocza niespodzianka tego koncertu! Improwizacja staje na palcach i nadyma policzki! Lytton buduje skromny drumming, do którego lepi się saksofonowa pętla. Całość wraz z upływem czasu traci na dynamice i chyli się ku zakończeniu. Łagodniejący z każdą sekundą sopran łapie echo i usypia narrację, sięgając finałowej ciszy.

 

*) Warto odnotować, iż w roku 2014 ukazała się płyta elektroakustycznego septetu Evana, zarejestrowana w tymże samym roku na festiwalu w kanadyjskim Victoriaville z udziałem muzyków amerykańskich, jakkolwiek nagranie nie zostało podpisane jako Ensemble.

**) Sam koncert miał miejsce w tym samym miesiącu, w którym w Londynie rejestrowano pierwszą płytę studyjną Electro-Acoustic Ensemble.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz