Niemiecki saksofonista, klarnecista, muzyk prawdziwie multiinstrumentalny, Udo Schindler kończy w tym roku 70 lat i zdaje się obchodzić tę zacną rocznicę w sposób niebywale huczny. Nowe nagrania sypią się jak z rogu obfitości, nie sposób ich wszystkich ogarnąć jedną parą receptorów słuchu, ani tym bardziej, opisać wszystkie zgrabną i pokrętna metaforyką Pana Redaktora. Ale ponieważ jubileusz, to rzecz ważna, redakcja zwarła szyki i przygotowała dla swych ukochanych Czytelników skromny wybór nowości artysty.
Zapraszamy na odczyt i odsłuch trzech duetów. Dwa z nich
popełnione zostały w towarzystwie szczególnie na tych łamach hołubionych,
swobodnie improwizujących kontrabasistów – Petera Jacquemyna i Meinrada Kneera,
trzecia zaś powstała w wyniku kooperacji z pianistą Michelem Wintschem,
muzykiem niezwykle intrygującym, który z pozycji wyciszonego kameralisty
potrafi w ułamku sekundy przejść na pozycję dyktującego warunki gry. Na tle
tych muzyków nasz jubilat wypada doprawdy imponująco. Sięga po cały arsenał instrumentów
dętych, nie tylko drewnianych, ale także blaszanych i brnie w swobodne strumienie
dźwiękowe z gracją godną nie jednego jubileuszu.
So, welcome to the
world of Udo!
Fragile Eruptions with Peter Jacquemyn
Album zawiera dwa różne koncerty, a otwierające go sześć
improwizacji tworzy pierwszy z nich. Na wejściu dostajemy się w mroczne opary prychającego,
dużego klarnetu i zapętlonego smyczka kontrabasowego. Od pierwszej frazy akcje
są zadziorne, dynamiczne, z pewną ulotną tanecznością. Od noise acoustic po upalone post-chamber!
W kolejnej części intrygujący posmak industrialu
- preparacje, krótsze lub dłuższe drony i pierwszy raz gardłowy śpiew kontrabasisty.
Przy okazji mały dysonans - dęciak
wydaje się być delikatny, kontrabas zaś skrzy się mocą i wielokolorową
poświatą. W trzeciej odsłonie pojawia się instrument blaszany, nisko zawieszony,
dość niedelikatny w brzmieniu – mruczy i syczy na wprost smyczka, która pracuje
bardzo nisko na nogach. Dwa niedźwiedzie walczą tu o względy ukochanej, ale po chwili
spoglądają ku niebu i postanawiają wybrać się na wspólną przebieżkę. Czwarta
improwizacja budowana jest w trybie pizzicato
i wyśpiewywana przez duży klarnet. Pachnie tu szybkim jazzem, a temperatura nagrania systematycznie rośnie, mimo
dość czystego frazowania z obu stron. Finał ginie w uroczych drobiazgach. W piątej
odsłonie muzycy prezentują nam dość fizjologiczne dźwięki. Czujemy nieprzyjemny
zapach i śpiew cedzony przez zaciśnięte zęby. Dużo imitacji, wzajemnych
przekomarzań, a także gardłowe jodłowanie. Ostatni antrakt pierwszego koncertu
syci się mrocznym klimatem, nisko zawieszonymi frazami smyczka i dużego
klarnetu. I tu narracja pnie się ku grze i dobrze eskaluje emocje, na
zakończenie lepiąc się w jeden strumień dźwiękowy.
W trakcie drugiego koncertu muzycy zamieniają się stronami. Kontrabas
schodzi na lewo, dęciaki okupują
stronę przeciwną. Początek należy od intensywnie post-barokowego smyczka i saksofonu,
który syczy zimnym powietrzem. Kontrabasista wpada tu w furię, saksofonista
trzyma jednak dystans. Są i modlitwy, i pijackie zaśpiewy. Potem muzycy
delikatnie tłumią emocje, ale nie przestają być niebezpieczni. W drugiej części
dość długiej improwizacji bystry tryb pizzicato
sprawia, iż całość zionie ogniem free jazzu. Peter zbiera tu same laury, gra
całym ciałem i budzi realną trwogę! W kolejnej części Udo serwuje nam festiwal zaskakujących
dźwięków. Nie wiemy, jakiego używa instrumentu, może nawet więcej niż jednego!
Bas wpada w pętle, ciężko oddycha i szuka melodii. Z dętych znaków zapytania wyłania
się w końcu śpiewny saksofon. Narracja łyka dużo jazzu w żagle, znów szczyptę jodłowania
i drobnych preparacji. Dziewiąty trak
na dysku, to ledwie miniatura - żale wielkopostne i dęte rezonanse. A tuż po
nich opus magnum albumu! Nisko zawieszony
smyczek, blaszane pomruki i zaśpiewy. Kontrabasista znów idzie w tango - śpiewa
barok, dewastuje struny i buduje drony, pod które podczepia się zasapany blaszak. Wrzaski, jęki i kocie
skomlenia, what a game! Ostatnia
improwizacja musi leczyć rany. Post-barokowy, ale brudny smyczek i popiskujący saksofon
w pozie lamentu. Pod sam koniec spod pach artystów dobywa się delikatny swąd
free jazzu.
Mit.Gegen.Sprech with Meinrad Kneer
Kolejny duet z kontrabasistą stawia na bardziej kameralne
frazy, nieco temperuje emocje, ale dzięki temu, w niektórych momentach, wydaje
się być jeszcze smakowitszy. Początek niemal post-klasyczny – zrównoważony
klarnet i wytłumiony smyczek budują cierpliwie spokojną, ale wewnętrznie
emocjonalną opowieść. W drugim epizodzie pojawiają się drobne naleciałości
jazzowe, wynikające zarówno z trybu pracy kontrabasu, jak i charakteru dętych podmuchów.
Tymczasem klarnet basowy bierze sprawy w swoje ręce i daje nam mały koncert
preparowanych dźwięków. Z kolei rozhuśtany kontrabas stawia na permanentne
zmiany, dzięki czemu improwizacja mieni się wszelkimi kolorami tęczy, zwłaszcza,
gdy w grze pojawia się smyczek. Post-barok, dronowe imitacje, drobne
wzniesienie i finałowa, rozległa dolina. W trzeciej odsłonie do gry wkracza
kornet, którego głębokie westchnienia zdobione są smyczkowymi preparacjami. Narracja
pnie się ku górze z dużą swobodą, pełna urokliwego brzmienia. W kolejnej części
powraca klarnet basowy i open jazzowe
frazy kontrabasu, pojawiają się także akcenty percussion. I tu emocje rosną, a nastroje muzyków robią się całkiem
taneczne. Krzyczą na siebie i swawolą.
Początek piątej improwizacji oddycha wraz z ciszą.
Preparowane, delikatne frazy płyną ze strony obu muzyków. Smyczek ledwie muska
struny, w tubie klarnetu świszcze zimne powietrze. Kontrabasista pociąga tu za
sznurki, klarnecista woli smutne kwilenia na stronie. W drugiej części tej urokliwej
ekspozycji pojawia się nieco humoru i taneczności, a w trybem pizzicato narracja pokonuje w niezłym
tempie całkiem efektowne wzniesienie. Szósta improwizacja zaczyna się na samym
dnie. Drobne, tajemnicze frazy - z jednej stronie końskie rżenie, z drugiej
barokowe lamenty. Narracja z czasem pęcznieje, rogowacieje, leje się coraz
szerszym korytem. W siódmej, dość krótkiej opowieści powraca kornet i jazzowy step kontrabasu. Niezłe tempo
improwizacji sprawia, że dość szybko docieramy do ostatniej części, najdłuższej,
definitywnie najbardziej efektownej. Zaczyna ją smyczek, który snuje się po podłodze.
W tubie klarnetu basowego dygocze powietrze. Narracja kreuje niebywały suspens,
a klimatem blisko jej do muzyki dawnej! Ocean drobiazgów eksploduje tu czystą
urodą. Smyczek pnie się ku górze, dęciak płynie
w poprzek głównego nurtu. Niektóre dźwięki przypominają tu gregoriańskie
śpiewy, choć płyną niebywale głęboką doliną. Wszystko zaczyna narastać, lepić
się w jeden dron. Muzycy wydają się całkowicie wyswobodzeni z jarzma
jakichkolwiek konwencji. Piękne zakończenie albumu!
Le Démon De L'Analogie with Michel Wintsch
Trzeci z prezentowanych dziś duetów, to kolejny krok w
kierunku wyważonej kameralistyki – otwartej, swobodnej, ale doskonale panującej
nad naszymi emocjami. A także wspólna cecha z poprzednimi albumami – z każdym
utworem jakość improwizacji rośnie i znów finał jest tym, co najlepsze,
definitywnie intrygujące po ostatni dźwięk. Samo otwarcie koncertu (na płycie podanego
jednym strumieniem fonii) wydaje się dość delikatne, smukłe, wyciszone – post-klasyczne
piano i ciepłe podmuchy z tuby klarnetu, trochę wewnętrznej rytmiki i zatrwożonego
śpiewu, pod koniec już saksofonowego. W kolejnej części kilka preparowanych
fraz, jakby zajawka tego, co może zdarzyć się w przyszłości. Narracja
przypomina tu morskie fale, kategorycznie stroni jednak od zbyt banalnych rozwiązań.
Tuż potem trochę kameralistyki uprawianej w pobliżu ciszy, a po niej kolejna zmysłowa
ekspozycja. Delikatne, filigranowe piano buduje tu szlak, po którym płynie
zaniepokojony losem świata saksofon. Emocje falują, raz sycą się smutkiem, innym
razem szukają efektownych wzniesień.
Piąta narracja dość krótka w formie, dalece wysublimowana w
brzmieniu. Tylko rezonujące podmuchy z tuby klarnetu i akcenty percussion, ale radości z odsłuchu
ogrom. Kolejna improwizacja schodzi w dół, pełna jest mroku i niedopowiedzeń,
ale w drugiej fazie nabiera pewnej dynamiki i podprowadza nas pod dwie ostatnie
części, zgodnie z anonsem, definitywnie najpiękniejsze na całym albumie. W siódmej
części saksofon i głęboko zanurzone w mroku inside
piano kreują suspens mając za plecami echa post-jazzowych fraz. Z jednej
strony mikro eskalacje, z drugiej pełna gama kolorów fortepianowej klawiatury. Kierunek
podroży wszakże wspólny dla obu artystów – kind
of free jazz! Wreszcie dwuminutowy
finał, jakże nerwowy splot zdarzeń – rytm piana i klarnetowe plejady
zadziornych westchnień. Improwizacja brzmi niczym klekot mew i gaśnie z
wyjątkowym urokiem.
Udo Schindler & Peter Jacquemyn Fragile Eruptions [LowToneStudies#7] (FMR Records, CD 2022). Udo Schindler
– klarnety, saksofony i instrumenty blaszane oraz Peter Jacquemyn – kontrabas i
głos. Nagrania koncertowe – 98th Salon für
Klang+Kunst oraz Galerie arToxin,
Monachium, 28 i 29 listopada 2019 roku. Jedenaście improwizacji, 62 minuty.
Udo Schindler & Meinrad Kneer Mit.Gegen.Sprech (Self-released, DL 2022). Udo Schindler – klarnety
i kornet oraz Meinrad Kneer – kontrabas. Nagranie koncertowe - 94th Salon für Klang+Kunst, Monachium,
28 lipca 2019 roku. Osiem improwizacji, 48 minut.
Udo Schindler & Michel Wintsch Le Démon De L'Analogie (FMR, CD 2022). Udo Schindler – klarnety i
saksofony oraz Michel Wintsch – fortepian. Nagranie koncertowe - 67th Salon für Klang#Kunst, Monachium,
30 września 2016 roku (lub 2015). Osiem improwizacji, 42 i pół minuty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz