Pokrewne Namiętności i inne archiwalia

piątek, 19 sierpnia 2022

The Rodrigues Family and the fresh fruits: Hunter Underwater! The Sage Flower! Wild Elegy! Quelque chose prie la patience des nuages! Sans oublier les arbres!


Nagrania portugalskiej rodziny Rodrigues (ojca Ernesto, altowiolinisty i syna Guilherme, wiolonczelisty) staramy się na Trybunie śledzić na bieżąco. W czasach wszakże gigantycznej nadprodukcji dźwięków (także tych muzyków), nie możemy zapewnić, iż w tym dziele jesteśmy szczególnie skrupulatni. Bywa, że niektóre tytuły pozostają bez komentarza Pana Redaktora. Ale cóż, nie można mieć wszystkiego!

Dziś sięgamy po pięć najnowszych pozycji, jakie dostępne są na bandcampie syna (poza jedną pozycją, wszystkie na poręcznych kompaktach, firmowanych oczywiście przez Creative Sources). Na dwóch pierwszych albumach usłyszymy tylko syna, w trzech kolejnych będzie obecny także ojciec. Dodajmy, iż jak na kanony gatunkowe rodziny (minimalistyczna, swobodna improwizacja na instrumenty strunowe z dodatkami) obecny zestaw nowości charakteryzuje się dużym rozstrzałem stylistycznym. Zaczniemy kwartetem … wiolonczeli, potem duet wiolonczeli z gitarą, kwartet z instrumentami blaszanymi, kwintet z klarnetem i fortepianem, wspartymi elektroniką, a na koniec trio z tymże samym klarnetem. Wśród współuczestników improwizowanych sesji m.in. nasi ulubieńcy – Dirk Serries i Matthias Müller!



 

Guilherme Rodrigues, Gábor Hartyáni, Guido Kohn & Hui-Chun Lin  Hunter Underwater

Kühlspot Social Club, Berlin, 14 sierpnia 2021; Guilherme Rodrigues, Gábor Hartyáni, Guido Kohn oraz Hui-Chun Lin – wszyscy wiolonczele. Jedna improwizacja, 34 minuty.

Na starcie spektaklu muzycy rozciągają struny, sprawdzają naciągi smyczków i łypią na siebie spode łba. Leniwie, acz nerwowo przebierając nogami, budują strzępy narracji, zarówno frazami czystymi, jak i zabrudzonymi. Płyną pod prąd niczym zagubieni kameraliści w leśnym gąszczu swobodnej improwizacji. Spory suspens kreowany jest tu przez rozległą plejadę short-cuts, w improwizacji nie brakuje jednak przeciągłych, dłuższych fraz. W tyglu zdarzeń odnajdujemy dźwięki preparowane, dźwięki pełne rzewnej melodyki, te płynące pod górę i te zsuwające się z niej, rozhuśtane i bolesne, zawsze jednak realizowane kolektywnie, na ogół w sposób ekspresyjny – so, what ever you want! Pierwsze zejście w pobliże ciszy ma miejsce już po siódmej minucie. Mroczny post-barok, szorowanie glazury pudeł rezonansowych i martwe oddechy wystudzonych strun. Ale i tu odnotowujemy dużą zmienność akcji, także wątki, które muzycy porzucają już po kilka sekwencjach.

Po raz kolejny mroczny nastrój dopada muzyków w okolicach czternastej minuty. Po niedługiej chwili zaczynają kreować nowy wątek przy samej podłodze, budują uroczą pajęczynę subtelnych, niemal filigranowych dźwięków. Emocje wszakże rosną – ciężki post-barok lepi się tu do akustycznych przesterów. Na scenie cztery wiolonczele, ale metod frazowania naliczylibyśmy tysiące! Wraz z wybiciem dwudziestej czwartej minuty muzycy tłumią się bardziej zdecydowanie, jakby niektórzy z nich zaczynali myśleć o przedwczesnej finalizacji. Beauty game of minimal near silence! Rozhuśtane, lekko upalone frazy serwowane są teraz w formie pytań i odpowiedzi. Z czasem na gryfach wiolonczel pojawia się więcej dźwięków preparowanych. Smyczki schodzą do samej ziemi i budują zmysłowe drony. Samo zakończenie kipi od emocji, jakby koniec spektaklu wcale nie musiał nastąpić wraz z końcem trzydziestej czwartej minuty.



 

Guilherme Rodrigues & Dirk Serries  The Sage Flower

Sunny Side Inc. Studio, Anderlecht/ Bruksela, 13 marca 2022; Guilherme Rodrigues – wiolonczela oraz Dirk Serries – gitara (archtop). Jedenaście improwizacji, 44 i pół minuty.

Muzycy przygotowali tu dla nas jedenaście kompaktowych rozmiarów improwizacji. W każdej z nich decydują się na inne techniki wydobywania dźwięku, ale w obrębie tej samej odsłony starają się stosować podobne metody i generować narracje, którym niedaleko do zdarzeń imitacyjnych. W utworach pierwszym i ósmym artyści mają w dłoniach smyczki i budują płynną, na poły ambientową narrację dronową. Niedaleko jest im wtedy do ciszy, a jakość samej ekspozycji karze stawiać te dwie improwizacje na czele orszaku najbardziej udanych momentów nagrania. Z kolei druga, trzecia, piąta i dziewiąta opowieść mają w obie dużo progresywnej mechaniki – uderzania w struny, ich rozciągania, ugniatania i dewastowania, innymi słowy - sprawiania, by dźwięki instrumentów brzmiały nad wyraz boleśnie. Agresywne, kanciaste frazy tworzą tu urokliwy bałagan akustyczny, a nieustanne preparowanie dźwięków budzi niekiedy post-industrialne skojarzenia. Inaczej rzecz się ma w czwartej części – tu króluje minimalizm, cisza i pojedynczy dźwięk, który zawsze jej reakcją na dźwięk partnera.

W szóstej części muzyków rozpiera kameralny temperament. Najpierw głęboko barokowe cello, potem gitara, która efektownie szeleści. W siódmej części pachnie bluesem, który nie znajduje jednak drogi wyjścia. Z kolei w części dziesiątej struny obu instrumentów wydają się być wyjątkowo grube, tłuste, nasiąknięte smarem. Dźwięki nadymają się suchym powietrzem i zaczynają być agresywne. Emocje skaczą teraz ku górze, a pióro recenzenta wraz z nimi. Finałowa narracja winna gasić rozbudzone namiętności i tak dzieje się w rzeczy samej. Muzycy ślą sobie wzajemnie imitacyjne riffy, przedzielane warstwami ciszy. Cello zdaje się bezcześcić idee chamber, gitara bluzga rockowymi smugami cienia.

 


Ernesto Rodrigues, Brad Henkel, Guilherme Rodrigues & Matthias Müller  Wild Elegy (DL)

Berlin, 15 maja 2021; Ernesto Rodrigues – altówka, Brad Henkel – trąbka, Guilherme Rodrigues – wiolonczela oraz Matthias Müller – puzon. Cztery improwizacje, 57 minut.

Blisko godzinny zapis dźwiękowy portugalsko-niemieckiego meetingu, który urokliwie sytuuje strunowe frazy w obliczu blaszanych podmuchów zimnego powietrza, to z pewnością crème de la crème dzisiejszego zestawu nowości. Muzycy w tej konfiguracji spotkają się ze sobą chyba po raz pierwszy, zatem faza inicjacji improwizacji jest dość rozbudowana, a koncentruje się na wnikliwej analizie potencjału i budowaniu narracji z drobnych strzępów fonii. Wspomniana faza nie trwa jednak zbyt długo, albowiem muzycy bardzo szybko znajdują wspólny język i brną do przodu head to head, popadając w całkiem intensywne interakcje. W trakcie rozbudowanej czasowo improwizacji otwarcia flow oczywiście faluje niczym wzburzone fale oceanu, sięga ciszy, by po niedługim czasie grzmieć nerwowymi frazami, ale w każdej z tych inkarnacji artyści plotą niemal wyłącznie doskonałe intrygi. Łączą się w drony, szepczą po kątach, strzygą uszami, ale nie stronią też od śpiewnych potoków dźwiękowych. Na sam finał serwują nam kilka sesji pytań i odpowiedzi, dzięki którym poziom emocji sięga tu realnego nieba.

Druga, najkrótsza odsłona, to garść jakże efektownych drobiazgów. Piękne, szeleszczące drony blaszanych i strunowe zdobienia. Całość narracji zdaje się tu przypominać wielkie crescendo czynione na wydechu i melodyjnie stłumione. Początek kolejnej improwizacji, to niemal wyłącznie bezdźwięczne szumy, kreowane zarówno pracą wentyli, jak i dociskaniem strun do gryfów. Znów sporo tu zabawy z ciszą i kreowania opowieści w najdrobniejszych szczegółach. Z jednej strony wentylowa mechanika, z drugiej small talks strun nie bez śpiewnych ornamentów. Kolektywne riffy i kameralne westchnienia, post-jazzowe nerwy i kilka smukłych dronów. Emocje płyną tu zarówno ze świetnej dramaturgii, jak i perfekcyjnego brzmienia nawet pojedynczych fraz. Czwarta, finałowa opowieść zdaje się kontynuować wspaniałości swych poprzedniczek. Free chamber upside down z incydentalnymi eksplozjami ekspresji. Frazy długie i krótkie, mozolne drony i zwiewne meta melodie. Rozbujana narracja, która mogłaby nie mieć końca. Falowanie i spadanie, trębackie śpiewy i strunowe repetycje.



 

Ernesto Rodrigues, Guilherme Rodrigues, Bruno Parrinha, Luisa Gonçalves & Carlos Santos  Quelque chose prie la patience des nuages

Beach House, Praia das Maçãs, Colares, 16 stycznia 2022; Ernesto Rodrigues – altówka, Guilherme Rodrigues – wiolonczela, Bruno Parrinha – klarnet basowy, Luisa Gonçalves – fortepian oraz Carlos Santos – elektronika. Dwie improwizacje, 43 i pół minuty.

Stuprocentowo portugalski kwintet zaprasza nas na wyjątkowo minimalistyczną podróż z grubymi plastrami ciszy na ramieniu każdego z artystów. Improwizacja od startu do mety zdaje się tu być lekka jak puch, ale jednocześnie mroczna i tajemnicza. Swoją hiperboliczną nieintensywnością przypomina duetowe medytacje brytyjskiego AMM. Dwa instrumenty strunowe sycą narrację zarówno intrygami, jak i delikatnymi ornamentami, klarnet basowy pozostaje na uboczu i przyjmuje najczęściej rolę komentatora wydarzeń, z kolei elektronika definitywnie koncentruje się na budowaniu tła tej suspended story, w każdym wszakże momencie dostarczając porcję dźwięków idealnie wpasowujących się w akustyczne frazy. Prawdziwą królową tej gry ogłosić trzeba jednak pianistkę, która w minimalistycznym środowisku rodziny Rodrigues czuje się jak ryba w wodzie. Frazuje na miliony sposobów, zawsze idealnie wpisując się w tryb danej fazy improwizacji.

Free chamber wprost z głuchej krypty toczy się tu wyjątkowo spokojnie, by nie rzec leniwie. Każdy dźwięk cedzony jest przez zęby, nic nie dzieje się bez odpowiednich przygotowań, wszystko czynione jest w należytym skupieniu. W połowie każdej z ponad dwudziestominutowych improwizacji muzycy sugerują nam, iż w niedalekiej przyszłości planowana jest intensyfikacja działań dźwiękowych. W pierwszej części na deklaracji się kończy, w drugiej artyści rzeczywiście przez kilka długich chwil zdają się generować swoje dźwięki nieco bardziej energicznie. To swoiste zagęszczenie ściegu idzie na wprost z aktywności Rodriguesów. Powrót do trybu minimalistycznego następuje jednak dość szybko, co stwarza nowe przestrzenie dla rosnącej kreatywności pianistki, która rządzi i dzieli w trakcie ostatnich minut nagrania. Przez moment można odnieść wrażenie, że samo zakończenie spektaklu mgły i ciszy przyniesie nam kilka bardziej ekspresyjnych fraz, ale okazuje się, że to jedynie wiatr hula za oknem.



 

Ernesto Rodrigues, Guilherme Rodrigues & Bruno Parrinha  Sans oublier les arbres

Porto Côvo, Portugalia, 15 stycznia 2022; Ernesto Rodrigues – altówka, Guilherme Rodrigues – wiolonczela oraz Bruno Parrinha – klarnet altowy, klarnet i klarnet basowy. Trzy improwizacje, 37 minut.

Zaprezentowany chwilę wcześniej kwintet kroimy do rozmiarów tria i cofamy się w czasie o … jeden dzień. Dwa instrumenty strunowe i klarnet (w każdej improwizacji inny) prowadzą nas teraz z dala od kompulsywnego minimalizmu edycji kwintetowej, serwując więcej emocji i sprawiając, iż oniryczne wytłumienie mija jak zły sen. Sam początek nie zwiastuje jednak nadmiernych eskalacji, toczy się przy dźwiękach miasta i posuwistych long-cuts każdego z muzyków. Aura zdaje się być dalece mroczna, ale dźwiękowe przebiegi trudno nazwać minimalistycznymi. Kilka melodyjnych fraz, kilka mrugnięć okiem w kierunku ciszy, garść szumów, tudzież drobnych incydentów mechanicznych na gryfach. Narracja zmysłowo się kołysze, a jej pierwsza odsłona umiera przy uroczych, post-barokowych frazach wiolonczeli.

Z kolei druga improwizacja zaczyna się na poziomie ciszy i początkowo klei się z drobnych, niedopowiedzianych fraz. Tym, który stara się tu o należytą dawkę emocji jest zalotny klarnet. Mimowolnie śpiewa, zachęcając strunowce do bardziej melodyjnych wynurzeń. Poziom interakcji rośnie, a każde zadane pytanie może liczyć na wyczerpującą odpowiedź. Opowieść skrzy się brzmieniowymi detalami, a na jej końcu czeka nas jeszcze efektowne spiętrzenie. Ostatnia improwizacja zdaje się być budowana z pewnym zamysłem dramaturgicznym. Subtelne drony (także klarnetu basowego!) i tłuste plastry ciszy. Narracja z mozołem pnie się ku górze i konsumuje wszystkie dźwięki jednym strumieniem fonii. Nim dobije do stacji końcowej podeśle nam jeszcze garść szumów, podmuchów i mikro zdarzeń perkusjonalnych, a także plamy post-baroku i drobne preparacje.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz