Konińska Antenna Non Grata pracuje w swoim tempie i systematycznie raczy nas porcją intrygujących dźwięków. Dziś czas na prezentację trzech wczesnojesiennych premier! *)
Najpierw międzynarodowy kwartet elektroakustyczny, który
udanie kontynuuje serię nagrań labelu, w których macza swe palce Jacek Chmiel.
Zaraz po kwartecie duet syntezatorów analogowych, które zwinnie improwizują.
Naprawdę zwinnie! Na koniec zaś mistrz krajowego field recordings Emiter w projekcie być może nie dość dla siebie
typowym.
Trzy szybkie strzały, trzy zbiory niebanalnych wrażeń!
Grüm Zeroes
On The Loose
Bazylea, 2022: Jacek Chmiel - elektronika, zither, Lara Süss – głos, sampler,
Thomas Rohrer - rabeca, saksofon, obiekty
oraz Christian Moser - çümbüş,
elektronika. Trzy swobodne improwizacje, 48:09.
Muzyka kwartetu Grüm bardzo udanie wpisuje się w wątek
swobodnych, elektroakustycznych improwizacji, które wydają się być dobrze
zbalansowane. Dźwięki elektroniczne dobrze tu służą akustycznym wydarzeniom
fonicznym, te drugie zaś odwzajemniają się budowaniem przestrzeni na
syntetyczne pląsy i urokliwe grymasy. A tym elementem, który wyróżnia tę akurat
porcję dźwięków na tle oceanu podobnych dokonań gatunku ludzkiego jest głos
Lary - czasami czysty, czasami preparowany, czasami modulowany post-elektroniką,
ale zawsze żywy!
W trakcie pierwszej odsłony albumu można odnieść wrażenie,
iż dźwięki akustyczne są w lekkiej przewadze. Elektronika koncentruje się tu na
budowaniu efektownego, ambientowego, chwilami surrealistycznego tła i rozprzestrzenianiu
plejady fake sounds. Akustyczne frazy
strunowe i głosowe wiodą tu prym i świetnie pracują z echem, które zdaje się
być efektem pracy całego, dalece tajemniczego instrumentarium. Wokół obu wątków
dość linearnie rozwijającej się narracji płyną rezonujące dźwięki, które
nasilają się pod koniec wielominutowej opowieści. Początek drugiej, najdłuższej
improwizacji lepi się z filigranowych fraz. Dźwięki rwane, szarpane, powstałe w
rezultacie uderzania po strunach, tudzież korpusie instrumentu dętego różnymi,
na ogół niezidentyfikowanymi przedmiotami, w końcu w efekcie wydawania z gardła
dość ekspresyjnych odgłosów. Ciężko pracuje tu też sfera elektroniczna, która
gęstnieje i płynie coraz szerszym strumieniem, nie bez hałaśliwych wtrętów i
onomatopei. Narracja syci się efektownymi dźwiękami, ale jakby brakowało w niej
życia, nieco bardziej wyszukanej dramaturgii. Szczęśliwie w drugiej fazie
improwizacji chmura elektroakustycznych plam intrygująco plącze się i zazębia.
Na koniec po ścianach leje się woda, wszystko ze sobą rezonuje, a w roli
wisienki na torcie kocie lamenty Lary. Trzecia improwizacja startuje z poziomu elektronicznych
zgrzytów i akustycznych obtarć. Chroboczące, szeleszczące frazy szukają tu
elektroakustycznej równowagi. Lara pracuje na gołych strunach i snuje
post-beat-boxowe opowieści. Słyszymy też dźwięki niczym z wiolonczeli, ale
pozbawionej pudła rezonansowego. Pulsuje basowy dron, a narracja przypomina przeciąganie
liny. Zakończenie albumu jest bardziej niż efektowne. Lara głęboko oddycha
wprost w mrok elektroakustycznej ciszy, coś syntetycznego pulsuje, ktoś uderza
w dzwonki.
Krzysztof Gawlas & Dariusz Mazurowski Binary Horizons
De eM Studio,
grudzień 2021: Krzysztof Gawlas – hybrydowy syntezator modularny oraz Dariusz
Mazurowski – hybrydowy syntezator modularny (hardwired analog), efekty. Pięć swobodnych improwizacji, 56:13.
Pojedynek dwóch syntezatorów analogowych? Dla niektórych, w
tym niżej podpisanego, naprawdę spore wyzwanie! Przy bliższym jednak poznaniu
całość okazuje się dalece przyswajalna, niekiedy naprawdę frapująca,
szczególnie w momentach, gdy oba syntezatory rywalizują o miano tego, który
wyda bardziej subtelny i cichy dźwięk.
Od początku artyści budują bogatą strukturę narracji. Niektóre frazy mają wymiar post-beatowy, inne są gęstsze, niczym plamy ptasich odchodów na białym obrusie. Owa gęsta plejada short-cuts chwilami sprawia wrażenie, jakby szukała bazy rytmicznej. W kolejnej części muzycy generują dłuższe, bardziej czerstwe warstwy syntetyki. Całość przypomina oniryczny kosmodrom, który drży w posadach – dźwięki lekkie, puszyste czasami nabierają pewnej transcendentalnej masy. Trzecia opowieść trwa ponad 20 minut i jest głównym punktem syntezatorowego menu. Początek tonie w subtelnych dźwiękach, powstałych w pobliżu ciszy. Narracja nabiera kształtu, bogatej struktury, tudzież lepkiej tekstury. W drugiej części improwizacji muzycy serwują nam więcej gęstych, masywnych dronów, czar subtelności pryska, ale wciąż możemy delektować się tłem, w którym plejady drobnych, syntetycznych fraz zdają się nie mieć końca. Po wielu minutach oczekiwań narracja ostatecznie dostaje się w bezmiar rytmu i z radością odnajduje swój koniec. W czwartej części pojawia się mnóstwo nowych fonii. Nie wszystkie są przyjazne dla ucha, ale zdobią opowieść tak, czy inaczej. Basowe wtręty i post-głosowe subtelności mienią się tu wieloma kolorami, także tymi bardziej hałaśliwymi. Finałowa część przypomina mroczna balladę pulsujących dronów, której kierunek podróży nie jest do końca znany. Tu z pomocą przychodzi wyrazisty beat, który bez problemów ciągnie wszystkie albumowe wątki ku szczęśliwemu zakończeniu.
Emiter Five Tracks From a Single Source
Wrzesień 2021 – Luty 2022: Emiter – dźwięki i kompozycje.
Pięć utworów, 29:43.
Ciekawych okoliczności powstania tego dość krótkiego albumu
odsyłamy na bandcamp wydawcy, tudzież do wypowiedzi autora w innych mediach, tu
zaś skupiamy się na samych dźwiękach, ułożonych w pięć zgrabnych, nieprzegadanych
i dobrze sformatowanych dramatów post-elektroniki.
Elementy składowe utworu otwarcia, to pulsujący, nisko
zawieszony dron, garść matowych skwierczeń i dygoczące na wietrze, migotliwe
inkrustacje. Całość bez trudu lepi się w strumień filigranowego post-techno,
który dość szybko odnajduje ambientowe zakończenie. Kolejna opowieść zdaje się
być konstruowana z podobnych elementów, ale ma nieco inną strukturę dramaturgiczną.
Znów pulsuje dół, górą płynie leniwy beat,
a tło zgrzyta zębami i szeleści odgłosami nierealnego świata. Rodzaj wyszukanego
IDM dla umarlaków - sucha, matowa, jakże urokliwa, na poły mantryczna narracja.
Trzeci epizod, tkany z drobiazgów, dociążony jest dźwiękiem nadlatującego śmigłowca
i kolejnym mikro beatem w tle. Na
koniec doczepiony zostaje tu wątek ambientowy, który topi w mroku dotychczasową
narrację. Tuż potem kolejna filigranowa, jakże tym razem minimalistyczna opowieść,
która na bazie mglistego ambientu, przy użyciu nisko usytuowanych, ambientowych
plam kreuje post-romantyczną kołysankę. Finałowa narracja z kolei drży w
posadach, pełna jest mroku i tajemniczego echa. Nieodzowny na tym albumie mikro
beat, osadzony w scenerii migotliwego
ambientu, buduje emocje i doprowadza nas do końca opowieści.
*) wszystkie albumy dostępne są na płytach kompaktowych
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz