Dirk Serries jest tak częstym gościem na tych łamach, iż nie wymaga choćby słowa wprowadzenia. Zauważmy wszakże, iż muzyk, od ponad dekady silnie zanurzony w post-jazzowej muzyce swobodnie improwizowanej, coraz częściej powraca do swojej dawnej, ambientowej estetyki. Niektóre z nowych albumów są dla gatunku typowe, inne zdają się wnosić nowe elementy do ukształtowanego lata temu idiomu. Choćby At Future Down, nagranie, które śmiało posadowiło się na liście najlepszych nagrań ubiegłego roku, czyli wedle nomenklatury Trybuny, było jednym z 50 powodów, dla których warto było ów rok zapamiętać.
Przed nami kolejna ambientowa nowość Serriesa, znów
doposażona w elementy, które winny szczególnie przykuwać naszą uwagę. Dodajmy,
iż krążek dostarcza krajowe Zoharum, które na ogół śle nam reedycje starszych nagrań
belgijskiego gitarzysty. A tu nowość, do tego w zapowiadanej serii i od razu z
… rozdziałem drugim. Tych ostatnich będzie kilka, a ów pierwszy epizod na
nośniku fizycznym otrzymany … dopiero na samym końcu. Zapraszamy w kolejną
samotną podróż Dirka ze wspaniałego cyklu the
way of no return.
Druga odsłona Zonal
Disturbances składa się z czterech rozbudowanych ekspozycji, z których dwie
pierwsze trwają po ponad kwadrans, dwie kolejne każdorazowo przekraczają
dwadzieścia minut. W spektrum nagrania pojawiamy się jakby znienacka. Coś już trwa,
coś nas ominęło. Gęsty, szorstki, wielowątkowy strumień – niektóre pasma falują,
inne są efektem szarpnięcia za struny, obleczone kurzem antycznego ambientu. Background zdaje się mroczny, nosi znamiona
zdekonstruowanego wieki temu rocka, słychać odgłosy iście loftcraftowskich przestworzy grozy. Wątek prymarny wydaje się
poszarpany, skundlony, zagniatany ciężarem upływającego czasu.
Początek drugiej części brzmi niemal post-industrialnie.
Gitara charczy, rzęzi jak stary gruźlik, brzmi niczym zdezelowany syntezator. W
tle już tradycyjnie mości się mroczny, wielowątkowy ambient. Teraz przypomina
złowrogi chór wieszczący nieoczekiwaną nowinę. Flow popada w prawdziwie diabelskie rozkołysanie. Z czasem wydaje
się, że ulega rozrzedzaniu, niczym plamy farby, na którą kapią łzy skazańców. Na
zakończenie na nieistniejącej scenie pozostaje już sam ambient, obleczony
spazmami smutnych piechurów.
Trzecia opowieść sprawia wrażenie najspokojniejszej, szytej
większymi połaciami czystszego ambientu. Wątek główny przypomina mglisty śpiew syntezatora
zasilanego coraz mniejszymi porcjami prądu. Ta cisza przed burzą nabiera tajemniczej
syntetyczności, a każdy z wątków zdaje się gubić gibkość na rzecz gęstości. Pojawiają
się ukradkowe melodie, strzępy fonii poddawane nieuchronnemu upływowi czasu,
niczym proces powolnej korozji. Opowieść ma różne fazy intensywności, ale i tak
pozostaje nadspodziewanie kojąca w brzmieniu. Na ostatnich metrach gitara delikatnie
sprzęga, wpada w boleść, umiera wyjątkowo długo.
W ostatniej opowieści wątek główny jest kłębkiem basowych nerwów.
Jego flow jest poszarpany, rozmywa
się pod ciężarem własnym, tembr jest brudny, masywny, obleczona zakurzonym
ambientem. Wszystko kołysze się na umiarkowanie silnym wietrze, brzmi syntetycznie,
znów bardzo boleśnie. W tle pojawia się czyste pasmo ambientu, niczym światełko
w tunelu, lepione z brzmienia nieobecnych strun i nieistniejących organów.
Basowy strumień nie odpuszcza, dygocze, szczerzy zęby na dźwięk kolejnego pasma
czystej fonii. Coś w tle delikatnie wyje, jakaś tajemnicza syrena alarmowa.
Dirk Serries Zonal
Disturbances II (Zoharum, CD 2025). Dirk Serries – gitara elektryczna,
efekty. Studio domowe, Belgia, listopad 2024. Cztery utwory, 74 minuty.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz