Nie stawaj przed innymi, graj tylko wtedy, gdy masz coś ważnego do dodania w kontekście tego, co jest właśnie grane; nie rób niczego na siłę, sprawiaj, by całość swobodnie płynęła. Zmieniaj kierunek tylko wtedy, gdy sytuacja sceniczna wydaje się niezdefiniowana, ale nie z twojego punktu widzenia, ale kolektywu. (…) Nie myśl za dużo, wykazuj atencję i słuchaj. Słuchanie jest priorytetem. (…) Pilnuj natężenia dźwięku i dynamiki, używaj tylko koniecznych fraz, ani więcej, ani mniej, jesteś tylko drobnym elementem globalnej koncepcji; działaj w korespondencji z innymi, ze świadomością, że jesteś istotnym fragmentem całości *).
Mniej więcej tymi słowami Evan Parker rozpoczynał każdy
dzień tygodniowego warsztatu, jaki realizował z improwizującymi muzykami z
Portugalii, latem 2012 roku w górzystych okolicznościach iberyjskiej przyrody.
Zwieńczeniem tygodnia pracy był finałowy koncert, którego dokumentacja
fonograficzna właśnie do nas trafiła. Pytanie, czy warto było na nią czekać
całą dekadę, jest oczywiście jedynie retoryczne. Z dzisiejszego punktu widzenia
nie sposób nie skonstatować, iż dla portugalskiej sceny muzyki improwizowanej
było to jedno z ważniejszych wydarzeń w definitywnie historycznym wymiarze. Bez
zatem dalszych introdukcji sprawdźmy, cóż działo się w trakcie spektaklu, który
trwał niewiele ponad trzy kwadranse, a na scenie jednoczył brytyjską ikonę improwizującego
saksofonu (tu także w roli dyrygenta) i piętnastu portugalskich adeptów,
zarówno tych bardzo już wtedy doświadczonych artystycznie, jak i niemal
młokosów. Zauważmy, iż większość z tych lokalnych muzyków, to dziś czołowe
postacie europejskiej muzyki improwizowanej.
Improwizowana opowieść ma zdecydowanie kameralną introdukcję. Altówka kreśli melodyjny flow, który komentowany jest innymi dźwiękami strunowymi (w tym gitary akustycznej) oraz spokojnymi frazami trąbki. Krok za krokiem narracja delikatnie nadyma się i rozrasta, by po wybiciu 5 minuty utonąć w elektronicznym backgroundzie i blasku rezonujących talerzy. Pierwsze dźwięki dostarczają teraz gitary elektryczne, które udanie konweniują z elektroniką. Opowieść gęstnieje i w okolicach 10 minuty chłonie pierwsze dźwięki saksofonów – najpierw sopranowego, potem tenorowych. Nie wspina się jednak na szczyt, ale wpada w objęcia śpiewnych, spokojnych podmuchów saksofonu, inkrustowanych strunowymi i perkusjonalnymi drobiazgami. Jedna z gitar elektrycznych kreśli teraz dźwięki, pod które podłącza się saksofon. Jazzowy posmak zachęca inne instrumenty do włączania się w budowanie gęstego, po chwili już ogniście free jazzowego łańcucha zdarzeń. Zakończenie pierwszego kwadransa koncertu grane jest już chyba całą orkiestrą i kipi od emocji.
Po osiągnieciu punktu przegięcia
improwizacja rozlewa się szerokim korytem wyłącznie intrygujących fraz. Strunowce fermentują, trąbka dmie na
wszystkie strony, swoje dokłada też elektronika. Ale po kilku minutach flow przygasa i wielka orkiestra przystępuje
do kreowania nowego wątku. Bazy rytmicznej szuka tu gitara akustyczna, wytrwale
pracuje harfa i delikatna elektronika. Powrót saksofonów oznacza tu duży zastrzyk
energii. Tempo jest jednak umiarkowane, co sprzyja podłączaniu się kolejnych ośrodków
dźwiękowych. Intensywność rodzi się tu wszakże na flankach, kreowanych przez
dobrze już rozgrzane perkusje. W mgnieniu oka narracja osiąga stadium Orchestra Tutti! Piękny szczyt w ułamku sekundy
przekształca się w … jazzowe trio z saksofonem tenorowym, bystrze doposażone w emocje
kontrabasowym smyczkiem.
W okolicy 25 minuty koncert zaczyna się jakby od nowa. Znów
altówka, garść strunowych zdobień i trąbka. Kilka brudniejszych fraz dokłada teraz
cello, reszta pracuje w trybie short-cuts, umoczona w elektronicznym sosie.
Kilka bystrych fraz ślą także saksofony, przy czym każdy z nich zdaje się pracować
w innym trybie. Kolejne wzniesienie pokonywane jest głównie dzięki inicjatywie
watahy instrumentów strunowych, a udane lądowanie następuje wprost w objęcia
małych perkusjonalii i gitar z prądem. Narracja znów zatem szuka nowych rozwiązań,
leniwie nadyma się i rośnie w siłę serią wzajemnych kontrapunktów. Wszystko sprzyja
teraz ekspozycji saksofonu sopranowego. Ten z energią przystępuje do dzieła, tło
zaś pęcznieje dzięki gitarom i perkusjom. Prawdziwie free jazzowe uniesienie
wieńczy tu swój żywot po 34 minucie.
Improwizację czeka teraz drobne wytłumienie, ale odbywa się ono
w inny niż dotychczas sposób. Gitara akustyczna buduje bowiem delikatne, ale
definitywnie rytmiczne tło, które z jednej strony pozwala na chwile wytchnienia
dla każdego, z drugiej nie pozwala umrzeć całej opowieści. Kilka urokliwych fraz
harfy, dużo kreacji ze strony elektroniki i wielobarwne pochody gitar
elektrycznych, to elementy składowe nowego wątku. Gdy do piętrzenia narracji przystępują
także perkusje, wiemy już doskonale, iż orkiestra zaczyna wznosić się na finałowe
wzgórze. Swoje dokładają teraz saksofony, a w grze uczestniczą już na pewno wszyscy
zgromadzeni na scenie. Całość niesie się sporym hałasem, ma niemal post-industrialny
posmak i pięknie gaśnie wraz z wybiciem 40 minuty, wprost w ramiona melodyjnych
fraz strunowych. Słyszymy trąbkę, gitarę akustyczną (ze smyczkiem!) i wszystko
to, co budowało improwizację na samym początku koncertu, a także w jego środkowej
części. Kameralne rozchełstanie jest teraz efektem zwinnych onomatopei
wiolonczeli i altówki, dźwięków elektrycznych gitar, harfy, trąbki i nisko zawieszonych,
kontrabasowych smyczków. Kolektywny strumień emocji, tuż po wybiciu pełnych trzech
kwadransów, wpada w objęcia rzęsistych oklasków.
Evan Parker X-Jazz Ensemble A Schist Story (JACC Records, CD 2022). Evan Parker – dyrygentura i saksofon, Miguel Mira – wiolonczela, João Camões – altówka, Angelica Salvi - harfa, Luís Vicente – trąbka, Marcelo dos Reis – gitara akustyczna, Hugo Antunes i José Miguel – kontrabasy, Miguel Carvalhais i Travassos – elektronika, Luis Lopes i Gonçalo Falcão – gitary elektryczne, João Lobo, João Pais Filipe i Gabriel Ferrandini – perkusje, Rodrigo Amado, João Martins i Pedro Sousa – saksofony. Nagranie koncertowe, 18 sierpnia 2012 roku, Casa da Cultura da Sertã, Schist Villages, Portugalia. Jedna improwizacja, 46:04.
*) cytuję za słowami albumowego credits
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz