Szwedzki kontrabasista Johannes Nästesjö gościł w naszym pięknym kraju minionej jesieni. Zagrał trzy koncerty (w tym oczywiście w poznańskim Dragonie), w trakcie których, obok improwizacji w licznych składach ad hoc, zaprezentował wspaniały set solowy. Dosłownie kilka dni po tej wizycie światło dzienne ujrzała kompaktowa edycja jego ekspozycji na kontrabas solo (a dokładnie – Rękę, Smyczek i Bas), doposażona w duetową prezentację talentu Johannesa, poczynioną w towarzystwie Stena Sandella, jednego z najważniejszych skandynawskich, improwizujących pianistów. Dziś z radością przyglądamy się obu albumom.
The Hand, the Bow and the Bass
Solowa opowieść Johannesa toczy się w kolejności adekwatnej
do tytułu albumu. Najpierw jest ręka, która chwyta za smyczek, potem smyczek,
który dotyka strun. Muzyk oddycha, pudło rezonansowe wielkiego instrumentu trzeszczy
i szeleści. Pierwsza opowieść, bardzo minimalistyczna, toczy się wedle zadanego
werbalnie scenariusza – od kontroli do niekontroli.
Narracja budowana z pietyzmem, usiana ekspresyjnymi incydentami, z czasem
charakteryzuje się coraz brudniejszym i gęstszym brzmieniem. Kontrabas potrafi
tu po kociemu piszczeć, ale także kreować meta
ambientowe plamy dźwiękowe. W drugiej części muzyk i jego instrument uginają kolana,
burczą, szukają mrocznej poświaty, ale i delikatnego tempa. Dźwięk wydaje się
tu być masywny, ale jednocześnie gibki, a nade wszystko pozbawiony dostępu
światła dziennego. W kolejnej opowieści zrobiony zostaje krok ku górze – smyczek
śpiewa, ale także uderza w struny. Narracja smakuje szarością muzyki dawnej,
pęcznieje z każdym krokiem. Kontrabas śpiewa jak baryton, rusza się jak niedźwiedź.
W czwartej improwizacji nutka post-baroku - smyczek znów uderza w struny, tym razem
czeka jednak na matowe echo. Bukiet wspaniałych brzmień formuje się z rezonansu,
szumu i szelestu. W dalszej części ekspozycji pojawia się zawieszone w czasie i
przestrzeni pizzicato, które nabiera
melodii, wsparte na dźwięku dłoni przesuwanej po korpusie instrumentu.
Piąta opowieść skoncentrowana jest na pojedynczych szarpnięciach
za struny i wybrzmiewaniu. To wystudiowane slow
motion, pełne gęstej ciszy pomiędzy dźwiękami. Kolejna część początkowo bazuje
na podobnym pomyśle, ale tym razem struny uderzane są smyczkiem. Echo
rytmicznie pulsuje, leje się coraz gęstszą strugą, formuje w intrygujące spiętrzenia.
Po mniej więcej dwóch minutach muzyk przechodzi w tryb głębokiego arco. Z czasem nabiera dynamiki, ale
ciężko oddycha, niczym maszyna parowa. Siódma historia, to na starcie niemal
konceptualny minimalizm. Szarpnięcie na strunę i cisza. Echo znów pulsuje, a powolna
opowieść nabiera melodyjnej zadumy. Muzyk dotyka palcami strun, a jednocześnie jego
smyk ślizga się po nich – razem są zdolni budować linearny strumień narracji,
który pod koniec utworu przypomina już stado koni w delikatnym galopie. Finałowa
improwizacja skrzy się wielobarwnym szczęściem dźwięków preparowanych. Powraca
posmak muzyki dawnej. Smyczek szoruje struny – wszystko tu jednocześnie piszczy
z bólu i śpiewa z radości. Muzyk korzysta z dobrodziejstwa sekundowych pauz,
przy okazji schodzi nisko na kolanach. Kołysze się na wietrze, łyka drobne
porcje dynamiki, dusi w sobie emocje, które w dalszej części opowieści wyswobadza.
Cisza jest tuż obok, a drogę do jej ostatecznego panowania ściele minimalistyczne
pizzicato.
Duo akt I-VII
Dalece subtelny początek nagrania duetowego tworzą uderzenia
w pudło rezonansowe kontrabasu i filigranowe przebieżki po fortepianowej
klawiaturze. Artyści dość sprawnie rozpoczynają poszukiwania rytmicznej
faktury, ale mają też czas na bardziej abstrakcyjne wtręty dramaturgiczne. Powstały
w efekcie tych działań pizzicato walking
tli się zarówno post-jazzowym, jak i post-klasycznym płomieniem. Muzycy
nabierają tu wigoru dzięki repetycjom smyczka i post-bluesowemu krokowi piana,
a dobrze stymulowane emocje prowadzą ich na skraj free jazzu. Początek drugiej części
jest także filigranowy – bardzo swobodne frazy z klawiatury i umęczony smyczek,
którego meta barokowe smaczki generowane
są tuż przy podłodze. Sytuacja dramaturgiczna zmienia się tu jak w
kalejdoskopie, co pozwala, szczególnie kontrabasiście, na popis wykonawczej
wirtuozerii. Trzecia improwizacja, to jedna z dwóch najpiękniejszych na całym
albumie. Na początku tworzą ją preparowane, mroczne frazy kontrabasu, garść dźwięków
inside piano, a także mechanika pudeł
rezonansowych obu instrumentów. Smyczek dość szybko popada w taneczny krok, ale
piano zwleka i szuka emocji na samym dnie. W drugiej części utworu improwizacja
nosi już znamiona free jazzu, nie przestaje być jednak niebywale mroczna. Ostatnie
słowo należy tu do wyjątkowo nisko posadowionego smyczka i klawiszowych ornamentów.
Czwarta improwizacja zdaje się koić emocje po obu stronach
sceny. Leniwe pizzicato i nostalgia
pod palcami pianisty tworzą tu klimat otwarcia. Najpierw toniemy w
post-klasycznych westchnieniach, potem wystawieni zostajemy jednak na atak
smyczkowej furii. W kolejnej części powracamy do bardziej mrocznej aury. Preparacje
smyczka i fortepianu kreują tu morze akustycznych wspaniałości. Johannes pracuje
zarówno w trybie pizzicato, jak i arco, a Sten dodaje głębi mocą czarnych klawiszy.
Narracja z czasem nabiera zaskakująco tanecznego kroku. W szóstej odsłonie znów
pióro recenzenta grzeje się od emocji. Dynamiczne palce pianisty szybko znajdują
tu wspólny język z palcami kontrabasisty, który równie dynamicznie szarpie za
struny. Po spowolnieniu do gry wkracza smyczek, który nie stroni od repetytywnych
grepsów. Ale piano znów ucieka! Wielobarwna narracja ma tu jeszcze kilka
punktów zwrotnych, przez moment pozostaje wyłącznie w jurysdykcji kontrabasu,
skrzy się także drobnymi, preparowanymi frazami piano, a kończy agresywnym półgalopem.
Finałowa improwizacja także nie szczędzi nam wrażeń. Na początek garść niskich,
preparowanych dźwięków ze strony obu artystów, potem nerwowy, rytmiczny step, który systematycznie zanurza się w
mroku. Smyczek znajduje teraz bezkres brudnych barw, piano syci się siłą
czarnych klawiszy. Gaszenie płomienia narracji, jak cały album – perfekcyjnie
piękne!
Johannes Nästesjö The
Hand, the Bow and the Bass (Konvoj Records, CD 2022). Johannes Nästesjö –
kontrabas. Inter Arts Center, Malmö,
23 marca 2021. Osiem utworów, 39:35.
Johannes Nästesjö & Sten Sandell Duo akt I-VII (Konvoj Records, CD 2022). Johannes Nästesjö –
kontrabas oraz Sten Sandell – fortepian. In-Discourse
studio in Malmö, 26 listopada 2021. Siedem utworów, 58:35.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz