Od lewej do prawej: gitara akustyczna, saksofon altowy, altówka, klarnet i kolejna gitara akustyczna. Wszystko w rękach brytyjskiej młodzieży śmiało wkraczającej w wiek średni i belgijskiego gitarzysty, któremu do metrykalnej emerytury nieco bliżej niż kolegom z drugiej strony Kanału La Manche. Pięć personalnych perełek zdobiących londyńską koronę, w okolicznościach być może koncertowych, ale tego akurat nie jesteśmy pewni. Wszystkich znamy tu świetnie, powinno zatem obejść się bez zaskoczeń, co w tym wypadku oznacza artystyczną jakość osiągalną jedynie dla skończonej liczby śmiertelników.
Spektakl zaczyna się od kilku minimalistycznych fraz lewej
gitary, za którą odpowiada Thompson. Zauważmy, że tak będzie się działo niemal
każdorazowo, gdy kwintet po fali ekspresyjnych akcji studzić będzie emocje w
oparach szumiącej ciszy. Pod mikro dźwięki gitary podłącza się szemrząca altówka
i delikatnie parskające dęciaki. Slow silence
- wolno nakręcająca się spirala mechanizmu swobodnej improwizacji. Szczebiot
altu i klarnetu, filigranowe gitary i subtelne preparacje altówki kreują tu wyjątkowo
skupioną edycję free chamber.
Klarnet jako pierwszy syci opowieść strzępami melodii, tymczasem
gitarzyści zaczynają rysować paralelne pętle. Dynamika rodzi się niejako
samoczynnie. Emocje rosną z każdą sekundą, tempo także, choć artyści donikąd
nie gonią, zdają się cieszyć każdą chwilą wspólnego muzykowania. Gdy trzeba na
moment zwalniają i gaworzą po ptasiemu, innym razem raczą nas okazjonalną
porcją akustycznego hałasu. Nim ekspozycja stoczy się w pierwszą wyraźną strefę
ciszy, ma kilka intrygujących faz. Najpierw to antrakt efektownych i dość
dynamicznych preparacji, umilany melodią klarnetu, potem garść świstów,
zgrzytów i strunowych lamentów. Po pewnym czasie władanie sceną przejmują dęciaki,
które na tle skonfudowanej altówki i preparujących gitar serwują nam śpiewy i
zdyszane drony. Improwizacja formuje się w efektowne crescendo, po czym tonie w ciszy, którą narusza jedynie
minimalistyczna gitara na lewej flance.
Szumy, dęte oddechy, incydentalne szarpnięcia za struny - nowe
rozdanie po raz kolejny udowadnia, iż muzycy świetnie uzupełniają się brzmieniowo
i dramaturgicznie. W mgnieniu oka osiągają wysoki poziom głośności i intensywności.
Przez moment prym wiodą tu samotne gitary, które bystrze komentuje altówka. Gra
idzie wszakże na ostro, co podkreślają rozkrzyczane dęciaki. Po niedługim
czasie opowieść znów tonie w ciszy, przy okazji wyznaczając połowę niemal
godzinnego seta.
Kolejny wątek budują akustyczne drobiazgi, mała chmura short-cuts. Szmery strun, rezonujące
pudła gitar i wystudzone tuby dęciaków. Wszyscy kolebią się teraz na delikatnym
wietrze. Narracja dość szybko łapie intensywność, ale równie bezceremonialnie,
po raz kolejny, ląduje w ciszy post-akustycznych pląsów lewej, jakże minimalistycznej
gitary. Zaraz potem eksplodują dęte wyziewy, które … jeszcze bardziej zbliżają
opowieść do poziomu ciszy. Żmudnie budowana nowa opowieść zdaje się tu smakować
inaczej. To jakby radosne podskoki u progu nowego dnia i małe porcje zrównoważonego
free jazzu, które dość energicznie … gasną w typowy dla tej improwizacji sposób.
Przez moment flow dźwiga jedynie lewa
gitara. Trochę zgrzyta zębami, chwilami snuje nieco dłuższe pasaże. Potem powraca
druga gitara, także alt i klarnet serwujące szorstkie melodie. Improwizacja
powoli wkracza w fazę finalizacji, ale co do jej trybu, w grupie pięciu artystów
nie ma jeszcze pełnej zgody. Rozhuśtana, dość leniwa narracja nosi znamiona
pożegnalnej. Ta grupa łobuzów nie byłaby jednak sobą, gdyby nie zaproponowała
nam na ostatniej prostej emocji godnych free jazzu. Gęsty, soczysty finał
doskonałego seta.
Tom Jackson/ Dirk Serries/ Benedict Taylor/ Daniel Thompson/
Colin Webster It used to be an elephant
(Empty Birdcage Records, DL 2023). Tom Jackson – klarnet, Dirk Serries – gitara
akustyczna, Benedict Taylor – altówka, Daniel Thompson – gitara akustyczna oraz
Colin Webster – saksofon altowy. Nagrane w Stamford
Brook, London, sierpień 2022. Jedna improwizacja, 55:15.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz