Pokrewne Namiętności i inne archiwalia

środa, 30 maja 2018

Noble! Northover! Thompson! Ag! Like Antigen? Adjutant General? The symbol of silver?


Dokładnie 20 lutego br. serwery blogspotowe istotnie zagrzały się. Tego bowiem dnia Trybuna Muzyki Spontanicznej opublikowała niezwykle obszerne omówienie dyskografii brytyjskiego gitarzysty Daniela Thompsona, które można sobie teraz przypomnieć dzięki temu właśnie skrótowi.

Jeśli już sięgnięcie po to opracowanie, zwróćcie szczególną uwagę na płytę Mill Hill (duet z saksofonem) i Sunday Afternoon (duet z perkusistą). Płyta, którą za moment omówimy, to jakby naturalne rozwinięcie w/w duetów, w formie niebanalnego tria. Przy okazji – nagranie stanowi istotne uzupełnienie monografii, o której wspomnieliśmy w poprzednim akapicie, jest także nadal najnowszą produkcją Thompsona, choć od jej ukazania minęło już pół roku kalendarzowego.




14 czerwca ubiegłego roku, londyński klub IKLECTIK, a na scenie: Steve Noble na perkusji i instrumentach perkusyjnych, Adrian Northover na saksofonie (sopranowym) i Daniel Thompson na akustycznej gitarze. Muzycy zagrają trzy improwizację (pierwszą, drugą i … trzecią), które potrwają łącznie niespełna 42 minuty. Wydawcą płyty o tajemniczym tytule Ag jest portugalski label Creative Sources (CD, 2017).

First Improvisation. Talerze w drżeniu, mikro akordy na wychłodzonym jeszcze gryfie gitary. Wszystko rezonuje i czeka na to, co za moment nastąpi. Spokojna, powolna, acz od samego startu dość intensywna wymiana dźwięków. Zapętlony sopran, rozgrzewająca się systematycznie gitara, drummerski dzwonnik ala Trilla. Skupienie, celne interakcje, surowe brzmienie. W trakcie 4 minuty, rwana, kolektywna gra z elementami ciszy pomiędzy frazami, jakby z lekko zarysowanym scenariuszem z tył głowy. Dużo szumu w tubie, zaduma na werblu, moc delikatności na gryfie. Pierwszy odcinek wygasa już w 8 minucie.

Second Improvisation. Więcej sonorystyki od samego progu. Przeciąganie liny, gwałtowne, chwilami dość ostre incydenty akustyczne. Polerki, pętle, skrobanki. Gęsto, ciało przy ciele, dźwięk w odpowiedzi na dźwięk. Rodzaj pierwszej dziś eskalacji. Taniec sopranu Northovera na rozgrzanym dachu. Dużo pomyślunku w ekspozycjach Noble’a, jakby imitował obu partnerów. Tuż obok skupiony, ale zadziorny Thompson. 5 minuta wyznacza nagły stop narracji. Szczypta oniryzmu na krawędzi tuby, rezonans werbla. Puls transu czai się za rogiem i czeka na pozwolenie na wjazd. 9 minuta, kolejna zmiana w trybie narracji. Abstrakcyjny saksofon na wybiegu, z melodią zaszytą pomiędzy dyszami, komentowany drżeniem na tomach i talerzach, rodzaj industrialnego wręcz rezonansu. Gitara powraca po kilku sekundach wymownego milczenia. Aktywizuje partnerów i zachęca do wymiany zdań. Idzie na ostro! Kipiel na pokładzie! Siła i agresja, sierp i młot rzucone do walki z potencjalnym zaniechaniem. Nowy taniec na scenie na swój rytm, swoją barwę, jest istotnie błyskotliwy, także skrajnie wyzwolony z wszelkich konwencji. Świetna kooperacja, kolektywna, zwarta, zdeterminowana. 16 minuta i melodyjny sopran, tu chyba w ramach łagodzenia obyczajów. Ale gitara nie daje za wygraną. Szczoteczkowanie Noble’a też ma w sobie drobiny buntu. Tłumienie emocji w rytmie bicijącego serca – to też dobra metoda twórcza. Sonore na werblu, pętla na gryfie. Ciekawy moment zadumy w aurze post-psychodelicznej. Sopran kwili z dalekowschodnim zaśpiewem. Znów zmiana goni zmianę - techniki artykulacyjne, intensywność przekazu, siła interakcji. Nie sposób nudzić się na tym koncercie! – bystrze ripostuje recenzent. 23 minuta i kolejna dawka nowych dźwięków. Można zagubić się w źródłach ich pochodzenia. Być może muzycy przemieszczają się po scenie. Bez wizji jednak nie da się tego potwierdzić. Na gryfie mała eksplozja sonorystyczna! Chyba przy użyciu smyka. Mamy solo gitary, skoro pozostali milczą (26 minuta!). Sopran także łamie tonację i rytm, choć jego śpiew nosi znamiona melodyjnego. Wysoko zawieszony drumming. What a game!? Wielki finał blisko 30 minutowego odcinka improwizacji! Galop czyniony z saperską precyzją!

Third Improvisation. Kolektywne uniesienie całego tria, tu z lekko zmodyfikowaną jakością brzmienia (problem techniczne na stole dźwiękowca?). Jakby wszyscy muzycy stali na środku sceny, …a efekt stereo zagubił się na kablach. To jednak uniesienie! Ekstatyczna, mantryczna, metaforyczna sonorystyka! Finał godny wyśmienitej płyty! Perfekcyjne gaszenie emocji na ostatniej prostej! Brawo!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz