Pokrewne Namiętności i inne archiwalia

poniedziałek, 24 grudnia 2018

Almeida! Gibson! Furtado! Multiverse Is Everywhere!


Uwaga! Trybuna Muzyki Spontanicznej i jej przemądrzały Pan Redaktor, są współwydawcą tej płyty! Wszelkie słowa zachwytu, jakie za chwilę przeczytasz, mogą być podyktowane jedynie chęcią zwiększenia sprzedaży! Innymi słowy – dalej czytasz na własną odpowiedzialność!


Czas i miejsce zdarzenia: SMUP Parede, Portugalia, data nieznana.

Ludzie i przedmioty: Gonçalo Almeida – kontrabas, Yedo Gibson – saksofon sopranowy, Vasco Furtado - perkusja

Co gramy: muzyka swobodnie improwizowana (all music by the musicians).

Efekt finalny: cztery improwizacje z tytułami, łącznie 45 minut i 30 sekund. Wydane pod nazwiskami muzyków i tytułem Multiverse przez Multikulti Project/ Spontaneous Music Tribune Series. Dostępne na rynku od 9 listopada br.




Przebieg wydarzeń/wrażenia subiektywne:

Chanty. Niski, piękny, dosadny dron z kontrabasu tworzy wyjątkową introdukcję dla tej chanty song. Po kilkudziesięciu sekundach dołącza do niego wysoko zestrojony saksofon sopranowy. Stawia pieśń otwarcia na sztorc i budzi emocje. Dwa strumienie radykalnych dźwięków, silnych, świeżych, jakby zatopionych w nieistniejącej formule wyzwolonego folku, wrastających korzeniami w tradycję meta free jazzu. W tle pracuje czujny perkusista, który dba o to, by popisy kolegów miały barwny i adekwatny background. Skupiony na talerzach i czerstwych obrzeżach werbla. Chanty to chór niebios, może także skowyt piekła. W 5 minucie wąska tuba saksofonu już płonie, a struny kontrabasu zdaja się być rozgrzane do czerwoności. Temperamentny, skupiony drumming wzmaga wrażenie. Rodzaj intensywnego tańca godowego, duchowego rytuału wchodzenia na poziom wysokiej istotności tego, co wokół. Oddech cyrkulacyjny Yedo, śpiewny bowed bass Gonçalo i gołębi tupot mantrycznej perkusji.

Quick Angles. Kontrabasowe pizzicato, rodzaj stylistycznego kontrapunktu. Perkusjonalia na bogato, sopran zaś poszarpany, zwinnie rozchełstany, śle krótkie, urywane frazy pełne emocji. Trio znów chwyta wysoki poziom intensywności, szybko przechodzi do fazy galopu. W 4 minucie Gibson pętli się i łamie pozornie czyste brzmienie dęciaka. Kontrabas na niedługą chwilę zostaje sam. Pod nim toczy się jednak skromna ekspozycja Furtado. Saksofon wraca ze zwierzęcym rykiem w gardle – free metal soprano! Obok Almeida realizuje swój plemienny taniec.

Slow Tachyon. Zgodnie z tytułem flow saksofonu jest powolny, a kontrabas znaczy teren pojedynczymi akordami. Talerze grzmią i rezonują. Muzycy zdają się akompaniować wyimaginowanej postaci Steve’a Lacy, który przechodzi tuż obok. Kołyszą się, wznoszą i opadają. Pną się ku górze, eskalują emocje, ale czynią to niezwykle leniwym krokiem. Faktura narracji gęstnieje - Gibson łapie, nie po raz ostatni tego dnia, kosmiczny poziom kompetencji, goni na szczyt, Gonçalo wtapia się w rytm, a Vasco pęcznieje w oczach. Wspaniały moment! 5-6 minuta i niespodziewane solo kontrabasu. Aż grzmi u samego dołu. Potem, dla odmiany, krzyk sopranu na tle werbla - kompulsywne duo. Saksofon skacze, a obok dynamiczny dobosz śle pozdrowienia. Kipiel i pożoga! Kolejny szczyt osiągnięty ze śpiewem na ustach! Gdy powraca ten trzeci, trio włącza szósty bieg i w galopie zdobywa złoty medal na mistrzostwach świata we free jazzie! Przy okazji sięgając indywidualnego panteonu sopranu! Rytmiczne wybrzmiewanie koi natłok emocji.




Verdade ou Consequência. Gardło, zęby, usta, nos, płuca i nozdrza, także ustnik. Introdukcja Gibsona realizowana jest przy użyciu wszelkich dostępnych środków. Obok twarde pizzicato bez zdania odrębnego, także samoeskalujące się talerze. Cała trójka gra marsza i buduje nową opowieść. Po chwili cudownie plączą im się nogi. W tubie, może obok tuby, rodzą się same pokraczne ekspozycje. Jakby na przekór oczekiwaniom, saksofon zaczyna intonować melodyjną pieśń. Kontrabas repetuje, a perkusja wpada w incydentalną konwulsję. Steve Lacy na lekkim speadzie, sekcja gęsta jak ołów. W 8 minucie Gibson milknie, dla odmiany Almeida pięknie rozkwita. Gdy ten pierwszy powraca, jego flow pachnie już szaleństwem na kilometr. Śpiewa, zawodzi, krzyczy i pohukuje. Tańczy i drepta w miejscu. Finał tej płyty musi odbyć się w galopie. Samo zaś wybrzmiewanie jest udziałem perkusji i kontrabasu. Yedo stoi obok i grozi palcem. Z gardła wydobywa wyłącznie złe myśli.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz