Pokrewne Namiętności i inne archiwalia

czwartek, 5 sierpnia 2021

Vicente & Trilla! Made of Mist!


Muzycy i wydawcy gonią z nowościami do utraty tchu! Doprawdy chwilami ciężko nadążyć! I to nawet w odniesieniu do artystów, którzy na Trybunie Muzyki Spontanicznej mają stałą miejscówkę.

Ledwie kilka tygodni temu pisaliśmy o dwóch nowych nagraniach Luisa Vicente, chwilę wcześniej o kolejnych kilku Vasco Trilli (a i tak pewne trio mamy jeszcze do nadrobienia). Dziś portugalski trębacz i katalońsko-portugalski perkusista i perkusjonalista dostarczają nam swoją drugą już płytę nagraną w duecie. Wydawcą jest amerykański, zacny label ze wschodniego wybrzeża, 577 Records (bardzo w tym roku aktywny, mocno postawił na europejskich artystów, i bardzo dobrze!).

Nowa płyta naszych ulubionych Iberyjczyków zwie się Made of Mist, składa się z sześciu dość mocno rozbudowanych czasowo improwizacji (całość przekracza godzinę zegarową), a powstała w efekcie wizyty muzyków w lizbońskim Scratch Built Studios we wrześniu 2019 roku. Dodajmy, iż oficjalna premiera albumu w formacie CD przypada na 24 września br.

 


Ceremonię otwarcia bierze na swoje barki Trilla i buduje typowy dla siebie, post-ambientowy, metalicznie rezonujący no drumming percussion. Sucha trąbka Vicente także frazuje pociągłymi ruchami pędzla. Oto pewien rodzaj rytualnej inicjacji, kreowany meta śpiewem blaszaka i bolesną melodyką martwej perkusji. Pojawiają się gongi i pierwsze preparowane dźwięki trąbki. Klimat onirycznego niepokoju, trwoga szeleszczących, chwilami dość mrocznych dźwięków. I w tej pokrętnej perspektywie, znający się jak syjamskie kocięta muzycy pięknie imitują nawzajem swoje dźwięki. Druga improwizacja kontynuuje zadany porządek strukturalny i dramaturgiczny. Zimny, metaliczny rezonans (raczej nie z talerzy) i ciepła, bardzo matowa trąbka budują pewien kolorystyczny dysonans, jakby połączenie mroku i światła. Na werblu wykluwają się elektryczne robaczki, które miarowo chroboczą, a zaraz potem metaliczny dźwięk małych talerzy i miseczek. Vasco idzie na całość – zaczyna kreować w pełni akustyczną ścianę dźwięków! Flow gęstnieje, pęcznieje, pulsuje, drży i jednocześnie tańczy trębacką melodyką. Muzycy pozostają konsekwentni w swych wyborach teksturalnych aż po całkowite wygaśnięcie narracji.

Trzecia odsłona tego niebywałego i wciąż zaskakującego spektaklu stawia na pierwszy tego dnia zwrot estetyczno-stylistyczny. Trąbka prycha, śle pocałunki i całe plejady fake sounds. Perkusja czyni pierwsze jakże drummingowe ekspozycje. Rysuje pętle, którymi oplata trębackie preparacje. Luis zdaje się podążyć na pierwszy emocjonalny szczyt, a Vasco buduje narrację coraz szerszą paletą instrumentów i tajemniczych brzmień. Improwizacja - przebogata w dźwięki, zaskakujące frazy i małe zwroty dramaturgiczne - zaczyna podążać w kierunku swojego pierwszego dziś freejazzowego wzniesienia. Trąbka wciąż jednak szuka dodatkowych akcentów, snuje swoje post-melodyjne didaskalia, powodując, iż opowieść nie skacze ostatecznie w ogień szalejących emocji. Oto fragment większej całości, który fantastycznie uwypukla klasę obu muzyków. Bezwzględnie światową! Czwarta improwizacja trzyma kosmiczny poziom narracji. Rozpoczynają ją falujące talerze, które podłączone pod niekończące się echo produkują cały arsenał fake sounds. Trąbka wchodzi w grę dronami budowanymi na wdechu, z tubą obudowaną nieprzemakalną wystawą gumy. Vicente burczy, niczym brzuchomówca. Trilla dodaje kolejne elementy definitywnie perkusyjne, kreujące rytm i wewnętrzną dynamikę. Przez moment trąbka jest sama na scenie. Perkusja powraca narracją jeszcze bogatszą i bardziej skomplikowaną. Kolejne argumenty mistrza ceremonii budują flow, który zdaje się składać z tak wielu elementów, iż dwoje uszu odbiorcy mogą ich wszystkich nie ogarnąć. Ale muzyk w pewnym momencie zaczyna się samoograniczać, stawiać na jakość, a nie ilość dźwięków. Po niedługiej chwili rysuje nowy wątek, bardziej repetytywny, jeszcze lepiej uwypuklający pracę trębacza, który śpiewa, rechocze, a czasami nawet krzyczy. Opowieść pęcznieje, staje u stóp kolejnej freejazzowej gorączki. Po krótkim spiętrzeniu improwizacja przygasa pod ciężarem trębackich powiewów suchego powietrza.

Piąta odsłona i kolejne nowe elementy tej szalonej układanki! Vasco dmucha w plastikową rurę, której zakończenie przykłada do glazury werbla. Luis pracuje gołym blaszakiem, ale efekty dźwiękowe wydają się być niemal identyczne. Stajemy u podnóża preparowanego szczytu. Trąbka rży jak koń, perkusjonalia szeleszczą i popiskują niczym małe kocięta. Gdy blaszak zaczyna pyskować, perkusja reaguje drummingowymi zasiekami. Znów garść stylowych fake sounds sieje dramaturgiczny ferment. Ta akurat improwizacja wydaje się być niezwykle nerwowa, pełna emocji, zadziornych fraz i świetnych interakcji. Feeria talerzy i trębackie chichoty, to kolejna faza, która stawia pióro recenzenta w pozycji uniesionego ku górze kciuka zachwytu. Pojawiają się małe dzwonki, jakby muzycy nagle postanowili odwiedzić sklep zegarmistrzowski. Trąbka też przechodzi na delikatne frazy i miękko, wyjątkowo spokojnie kończy tę jakże niespokojną opowieść. Na początku finałowej improwizacji Trilla sięga po swoje pozaperkusyjne atuty. Buduje ambient, szeleści i ugniata tajemnicze przedmioty na werblu, czyniąc wszystko zanurzony w poświacie kosmicznego echa. Vicente skomle i piszczy u jego stóp. Muzycy stawiają na dalece bezdźwięczne frazy – szeleści powietrze, wachlują płaskie powierzchnie. Opowieść kreowana na wdechu, wybiera minimalizm i rezonans. Przez moment Vasco zostaje sam. Jego one man orchestra rośnie w oczach, ale stawia na delikatne frazy – ritual of spiritual! Po chwili ma już nad sobą chmurę czystego rezonansu. Luis powraca półgębkowymi frazami i zaczyna cedzić dźwięki przez zęby. Perkusja trzeszczy i mości się jak królik w sianie. Muzycy tłumią swój temperament, choć kreatywność wylewa im się każdym otworem w ciele. Ostatnia prosta, to trębacki skowyt, który klei się do metafizyki dogasających perkusjonalii. Po końcowym dźwięku zostajemy sami z niewyczerpalnymi pokładami szumu i echa. Być może brzmiącymi już tylko w naszych uszach.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz