Tytuł płyty, którą za moment będziemy się bez cienia skrępowania zachwycać, a który jest także wedle naszej wiedzy nazwą własną tria, można tłumaczyć jak Trzeci Stan i jedynie wyobraźnia winna nas ograniczać w zakresie interpretacji tego tytułu. Dalecy jesteśmy od skojarzeń z tzw. trzecim nurtem w muzyce, ale każdy inny trop warty tu jest rozważenia.
Z dużym wszakże prawdopodobieństwem, tu graniczącym niemal z
pewnością, możemy stwierdzić już na wstępie dzisiejszej opowieści, iż stan kreatywności, w jaki muzycy
wprawili się w trakcie realizacji nagrania zasługuje na miano niezwykłego,
podobnie zresztą, jak samo nagranie. Trzy instrumenty akustyczne – puzon,
kontrabas, tu często pozostający pod jurysdykcją smyczka, i perkusja –
pracujące bez jakichkolwiek kombinacji i udziwnień, po prostu czysta, żywa,
kolektywna improwizacja. Jeśli na tych łamach nie ogłaszaliśmy jeszcze żadnych
pewniaków na roczne podsumowanie 2022, to Der
Dritte Stand zdaje się być pewniakiem na pozycję numer jeden! What a game!
Artyści budują pierwszą improwizację z drobnych, urywanych
fraz. To zresztą będzie ich często stosowana metoda pracy twórczej, zwłaszcza w
początkowych fazach utworów. Lubią w improwizacji otwarcia stosować też repetycję.
Perkusja i kontrabasowy smyczek delikatnie preparują dźwięki, puzon zaś burczy
nie bez znamion melodii. Wszystko przypomina kocie śpiewy leniwego, słonecznego
poranka. Z czasem opowieść gęstnieje, pojawiają się dłuższe frazy, a całość
nabiera pewnej pokracznej taneczności. Dynamizacja działań, to kolejna faza rozwoju
improwizacji. Mamy już coś na kształt drummingu,
post-barokowe inkrustacje smyczka i kłębowisko zdrożnych myśli w głowie puzonisty.
Przez moment ten ostatni zostaje sam i stosując oddech cyrkulacyjny zdaje się stawiać
poprzeczkę jakości jeszcze wyżej. W komentarzu perkusyjna stopa, dźwięk werbla
i szybki powrót smyczka. Zakończenie pierwszej opowieści wydaje się być uroczo
rozhuśtane, pełne emocji powstających w efekcie lepienia się post-barokowych
smug smyczka z improwizacją perkusji i puzonu. Wszystko generowane jest tu nielimitowaną
kreatywnością muzyków.
Początek kolejnej części, to oczywiście plejada short-cuts, tym razem zdobiona akcentami
percussion samego smyczka, a prowadzona
dobrze znaną techniką call & responce.
Muzycy serwują nam kolejny taniec-połamaniec, budowany aurą doskonałej komunikacji,
przy wykorzystaniu zarówno czystych fraz, jak i efektownie preparowanych. Z jednej
strony, to melodyjne zaśpiewy smyczka, z drugiej efekt ugniatania gorącego
powietrza mechaniką puzonu. Wokół kontrabasu i blaszaka krąży perkusja, która oplata ich niczym macki ośmiornicy.
Narracja nie ma tu jednorodnej dynamiki, każdy z muzyków tyczy tu swój szlak podróży.
W trzeciej opowieści kontrabasista zmienia tryb pracy i od
startu buduje melodyjny, rytmiczny strumień pizzicato.
Brzmi niczym William Parker w swoich najlepszych wcieleniach! Mały drumming szybko zyskuje tu na dynamice i
gęstości, a rozśpiewany, przygotowany na wszystko puzon dopełnia obrazu
niesamowitego opowiadania. Całość ma zmysłowy groove, syci się ekspresją na każdym zakręcie. No border post-jazz do tańca i rytualnego śpiewania! Ale, i w tym
wypadku muzycy nie idą na skróty. Gdy kontrabas kręci coraz gęstsze pętle,
puzon postanawia nostalgicznie powzdychać.
Czwarta improwizacja rodzi się w pobliżu ciszy. Ocean
pięknych, preparowanych brzmień – rezonujące talerze, jęczące pod dyktatem
smyczka struny i puzon, który prycha odłamkami dźwięków. Improwizację budują tu
także powtórzenia, czym opowieść ta zdaje się przypominać pierwszą historię na płycie.
Wraz ze wzrostem intensywności, niebywałych dźwięków niespodziewanie przybywa!
Prawdziwe cuda szyje tu kontrabasista – gra jednocześnie arco i pizzicato, kreśli rytm,
ale buduje też serce improwizacji, a struny jego instrumentu cierpią niebywałe
katusze. Nie mniej efektowne są tu prace puzonisty – preparuje, wzdycha, ale i dynamicznie
prycha niczym wysokoobrotowa wiertarka. Perkusista też nie odpuszcza i stara
się niemal imitacyjnymi frazami kleić do szaleństw puzonisty. W fazie pełnego rozkwitu
improwizacja zyskuje jeszcze na dynamice i intensywności, śmiało w tym momencie
zasługując na miano fire music! W tym
tyglu emocji muzycy zdolni są wyhamować i perfekcyjnie osiągnąć stan końcowej ciszy.
Pierwsze cztery części wyniosły już nas na wyjątkowo wysokie
wzgórze, ale muzycy idą dalej! Piąta część znów startuje z poziomu drobnych, urywanych
fraz. Niektóre dźwięki są powtarzane, inne lepią się w kłębowiska szumów.
Post-barok smyczka płynie tu razem z post-jazzowymi westchnieniami puzonu, a pozostająca
w tle perkusja koncentruje się na meta
rytmicznych ornamentach. Z czasem, muzycy kreują dłuższe, pod koniec repetytywne,
na poły dronowe frazy.
Wreszcie finał tej szalonej podróży! Potencjometr masy znów
pnie się ku górze! Dynamiczne riffowanie smyczka, energiczna, nerwowa perkusja
i puzon, który najpierw pozostaje w stanie martwego drona, a potem wpada w
oddech cyrkulacyjny. Muzycy kreują tu niesamowity suspens. Trudno jest
przewidzieć kolejne kroki, ale całość nie traci pierwotnej dynamiki. Na werblu ugniatane
są tajemnicze przedmioty, narracja zaś niepostrzeżenie osiąga stadium kipiącej
emocjami mantry. Formując się w wielkie crescendo
brnie do przodu, sprawiając jednak wrażenie lekko tłumionej. Pojawiają się perkusjonalne
dzwonki, które zdają się zwiastować zakończenie, ale muzycy wciąż trzymają nas
w napięciu. Gdy już przyjdzie odpowiedni moment, gaszą bogaty flow niemal do pojedynczego dźwięku. What a game!
Matthias Müller/ Matthias Bauer/ Rudi Fischerlehner Der Dritte Stand (Not-Aplicable Records,
CD 2022). Matthias Müller – puzon, Matthias Bauer – kontrabas oraz Rudi
Fischerlehner – perkusja, instrumenty perkusyjne. Nagrane w roku 2021 (miejsce
nieznane), sześć improwizacji, łączny czas: 47 minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz