Majowa zbiorówka recenzji gotowa! Zgodnie z wielowiekową
tradycją ekstremalnie multigatunkowa, pełna krwistej improwizacji, doposażona w
kilka nowych, intrygujących nazwisk do zapamiętania, goszcząca też całą masę
naszych dobrych znajomych! Dziewięć ważnych powodów, by poczytać i posłuchać!
Dziś w zestawie duży pakiet nowości iberyjskich, ponadto akcent
kanadyjsko-nowozelandzki, trochę Francji, Szwecji i Szwajcarii. Tym razem bez wątków
krajowych, ale pewnego lokalnego muzyka doszukamy się w jednej z iberyjskich
propozycji!
Słowo się rzekło, zaczynamy w Lizbonie ponadgatunkową porcją
ekspresji, potem post-jazzowa Barcelona, znów Lizbona, tym razem równie
psychodeliczna, jak fussion-jazzowa, wreszcie free jazz z Kanady. Po tej porcji
dość dynamicznych wydarzeń zapraszamy na swobodnie improwizowany duet ze
Szwecji, dwie dalece nietypowe propozycje z Francji (choć niemal same znane
nazwiska!), kwantowy eksperyment z Barcelony, wreszcie garść swobodnej
improwizacji na instrumentach dawnych, tu z krajowym wydawcą!
So welcome to hell and
heaven of free impro!
The Selva Camarão-Girafa
(Clean Feed, CD 2023)
Namouche Studios, Lizbona,
grudzień 2021: Ricardo Jacinto – wiolonczela, elektronika, harmonium (w jednym
utworze), Gonçalo Almeida – kontrabas, elektronika oraz Nuno Morão – perkusja,
instrumenty perkusyjne. Sześć utworów, 39 minut.
Portugalskie trio znamy i cenimy od lat, również za to, iż
swoją ponadgatunkową propozycję estetyczną ubiera w zgrabne szaty powabnych,
melodyjnych, niekiedy wręcz piosenkowych ekspozycji.
Nowa płyta nic tu nie zmienia, może jedynie poszerza i tak już pokaźny zasób
stylistycznych inspiracji. Od zwiewnej kameralistyki, przez rockowe emocje, aż
po post-akustyczne electro. A
wszystko przy użyciu wiolonczeli, kontrabsu i perkusji, oczywiście z istotną
podpórką elektroniczną.
Pierwsza piosenka łączy urok post-barokowego śpiewu
wiolonczeli z mrokiem kontrabasowych dronów. Wyjątkowo powolne otwarcie nabiera
tu tempa dzięki świetnej pracy perkusisty. W drugiej opowieści rytmicznie
szarpane struny wprowadzają flow w
otchłań prawdziwie rockowych emocji, sfuzzowanego brzmienia i skocznej jak
oberek dynamiki. W kolejnej części toniemy w post-gitarowych sprzężeniach,
syconych dubowym oddechem niekończącej się przestrzeni dźwięku. Czwarta
opowieść, to niemal rockowa piosenka
(choć bez tekstu). Rytmiczny flow
perkusji, stylowy drive kontrabsu i
wiolonczela, która pięknie frazuje niemal czystym tembrem. I jak tu nie pójść w
kompulsywne tango? W piątej odsłonie muzycy budują niezwykle filigranową
narrację, która szybko odnajduje zasadną dynamikę. Owo post-akustyczne drum’n’bass zaczyna nabierać z czasem
niemal elektrycznej gęstości. W tle
zaś snuje się urokliwy, mroczny ambient. Ostatnią ekspozycję otwiera
post-barokowe cello. Gorące westchnienia
nabierają tu mocy, niemal tanecznego kroku, łapią dynamikę i kończą efektowny album
w strugach rockowej ekspresji. Ot, i cała Selva!
Clara Lai Corpos
(Phonogram Unit, CD 2023)
Rosazul Studios,
Barcelona, kwiecień 2022: Clara Lai – fortepian, Àlex Reviriego – kontrabas
oraz Oriol Roca – perkusja. Sześć utworów, 39 minut.
Corpos, to prawdziwie
iberyjska perła – Katalończycy w portugalskich barwach! Trio z fortepianem w
roli inicjatora, ogniska zamysłów kompozytorskich - wszystko tworzone jednak w
klimacie dalece kolektywnej improwizacji. Do tego klasa każdego z muzyków!
Świetny album post-jazzu, który doskonale czuje się także w obszarze dźwięków
preparowanych i wszelkich dostępnych technik rozszerzonej artykulacji. Osobne
brawa dla kontrabasisty, choć na tych łamach, to fakt oczywisty!
Początek nagrania definitywnie jazzowy, z kontrabasem i perkusją
w roli introduktorów i bystrym pianem płynącym wprost z gorącej klawiatury. Już
druga odsłona wpycha nas w przestrzeń dźwięków preparowanych – smyczkowy dron kontrabsu,
wytłumione deep drums i smutne, minimalistyczne
piano w kameralnym suspensie. W kolejnej części pianistka sięga po frazy grany inside, a w utworze czwartym buduje
rozległą, choć filigranową, post-klasyczną ekspozycję, wyposażoną w ciekawą, nieco
zwichrowaną rytmikę. Kontrabas i perkusja wchodzą do gry po kilku minutach z
bujny pakietem dźwięków i ekspozycjami solowymi. Piąta improwizacja zdaje się
być kluczową pod każdym względem. Inside
piano, zmysłowy smyczek i talerze w rezonansie. Muzycy pokonują długą drogę
z głębokiej krypty na deszczową powierzchnię racząc nas cudowną paletą powykrzywianych dźwięków. Popisowa rola
przypada tu kontrabasiście, który post-barokowym tembrem buduje mroczny, tłusty
flow. W roli wisienki na torcie
minimalistyczne frazy pianistki. Finałowa opowieść wydaje się nad wyraz delikatna,
pełna rezonujących fraz, rodzaj leniwej post-ballady z fortepianem w roli głównej.
Made of Bones Handgun
(Phonogram Unit, CD 2023)
Profound Whatever
Studio, Pesinho, październik 2022: Duarte Fonseca - perkusja, João Clemente
- gitara, Nuno Santos Dias – waldorf oraz
Ricardo Sousa - kontrabas. Dziesięć utworów, 40 minut.
Portugalski kwartet złożony z muzyków o całkiem świeżych dla
nas personaliach, to intrygująca zabawa w fussion-jazz z udanymi plamami rocka
i post-ambientu, smakowicie wiedziona brzmieniem kwaśnego instrumentu klawiszowego zwanego waldorf. Nagranie, składające się z jednej, trwającej cztery
dziesiątki minut improwizacji, podzielonej na dziesięć odcinków, pełne jest
dramaturgicznych subtelności, a prowadzone w dalece nieśpiesznym, definitywnie
portugalskim tempie.
Otwarcie albumu trwa ledwie trzy minuty, a szyte jest ostrym,
kolektywnym ściegiem z odpowiednią dawką emocji. Potem artyści zwalniają i
zaczynają snuć kwaśną, podszytą
dubowym echem opowieść. Okazjonalnie łapią dynamikę, wpadają w zmyślny rytm, sycą
improwizację zrównoważoną porcją hałasu. Świetnie czują się w leniwych, choć nerwowych
sekwencjach short-cuts (choćby w
części czwartej), udanie kreują bardziej melodyjne, jazzowe wątki (m-base’owa gitara w części piątej). W
szóstej opowieści najpierw bawią się w małą radiotelegrafię, potem szyją meta balladową narrację, która płynie dość
melodyjnym strumieniem. Ciekawie dzieje się części siódmej, która zaczyna się
mroku, a klejona jest z drobnych fraz, także sampli. Z czasem opowieść łapie
jazz-rockowy drive i zdaje się być
jednym z najlepszych momentów płyty. Ostatnie trzy odcinki powracają do
leniwego tempa, kreują narrację nadymając dźwięki, a nie szukając dynamiki. Gitara
frazuje tu na jazzowo, klawisze płyną strugą ambientu. W końcowej narracji gitarze
bliżej jest do estetyki rocka, a waldorfowi
do post-psychodelii. Album kończy efektowne spiętrzenie, niepozbawione znamion
hałasu.
Brick Quartet with Yves Charuest Passing the Buck (Small Scale Music,
DL 2023)
Feu La Passe,
Montréal, wrzesień 2015: Jeff Henderson – saksofon altowy, Vicky Mettler –
gitara elektryczna, Jacob Desjardins – perkusja, instrumenty perkusyjne,
Raphaël Foisy - bas elektryczny, cigar-box-noise-maker
& screaming rubber chicken oraz Yves Charuest – saksofon altowy. Trzy
utwory, 45 minut.
Ponadkontynentalny, kanadyjsko-nowozelandzki kwartet w
towarzystwie znamienitego kanadyjskiego saksofonisty, to kolejna w dzisiejszym
zestawie propozycja okołojazzowa. Tym razem wszakże pełna ekspresji, free
jazzowych, dętych kawalkad, oparta na sile elektrycznej gitary i takiegoż basu,
zatem skora do post-rockowych, tudzież psychodelicznych wycieczek. Koncert ma
już osiem lat, ale wiele wskazuje na to, że warto było na niego czekać.
Pierwsze dwie części koncertu są jednym strumieniem
dźwiękowym, zatem być może setem głównym spektaklu. Początek jest nieco
chaotyczny, rodzaj gry rozpoznawczej. Dość szybko muzycy formują się w szyk
free jazzowy, rozhuśtani lekkim wiatrem, ale podążający we wspólnie obranym
kierunku. Dwa alty w nieustannej dyskusji, bystra, niekiedy post-rockowa gitara
i kompulsywny bas, który tworzy wyśmienitą bazę dla improwizowanych popisów.
Jakość brzmienia całego kwintetu nie jest tu perfekcyjna, ale sprzyja free
jazzowym emocjom. Pierwsze istotne wytłumienie jest okazją do zmiany numeru traku. Początek drugiej części snuje się
na poły hałaśliwymi dronami, nie brakuje w nim ciekawych, preparowanych fraz na
gryfach obu gitar. Saksofony krzyczą i dość szybko kierują band ku ekspresyjnemu
wzniesieniu. Narracja łyka dużo jazzu, a kończy się niemal brotzmannowską zadumą i melancholią. Finałowa część koncertu wydaje
się na tle poprzednich dość filigranowa, przynajmniej w swej fazie początkowej.
Leniwe flażolety, saksofonowe oddechy i funkowe grepsy basu, całość zaś
doposażona ciekawymi preparacjami perkusisty. Z czasem improwizacja wpada w
bystry półgalop, po czym gaśnie nie bez perturbacji związanych z ekspresyjnym
zachowaniem gitarzysty.
Johannes Nästesjö/ Sten Sandell Duo 230204 (Bandcamp’ self-release,
DL 2023)
KoncerKirken,
Szwecja(?), luty 2023: Johannes Nästesjö – kontrabas oraz Sten Sandell –
fortepian i głos. Jedna improwizacja, 31 i pół minuty.
Studyjnym nagraniem tych dwóch wspaniałych szwedzkich
improwizatorów zachwycaliśmy się nie dalej, jak kilka tygodni temu. Teraz
powracają do nas z nagraniem koncertowym, popełnionym minionej zimy, zapewne w
ramach promocji albumu Duo akt I-VIII.
Ledwie kwadranse z sekundami, a jaki ładunek emocji i jakości!
Duet nie dość, że jest krótki, to jeszcze wiele jego początkowych
minut, to solowa ekspozycja pianisty. Czego tu nie ma? Post-klasyczne intro z
klawiatury, leniwe, ale niepozbawione ekspresyjnych zdobień, efektowny półgalop,
akcenty inside piano, moc czarnych
klawiszy, kilka dźwięków głosowych i na finał części solowej pełnokrwista galopada.
Kontrabas budzi się do życia rozśpiewanym, post-barokowym smyczkiem, który
wchodzi w filigranowe interakcje z pianem, niczym luźna rozmowa przy porannej
kawie. Gdy kontrabas przechodzi w tryb pizzicato,
opowieść nabiera post-jazzowego charakteru, zdobiona post-klasycznymi akcjami
pianisty. Gdy wraca do arco,
improwizacja nabiera cech kameralnej wspaniałości. Narracją rządzi wszakże
dyktat ciągłej zmiany i każdy z muzyków czuje się w tej sytuacji bardzo
komfortowo, doskonale panując nad indywidualną, jak i duetową dramaturgią. Za
zmiany tempa zdaje się tu odpowiadać pianista, za zmiany w gęstości szyku
improwizacji – kontrabasista. Pod koniec koncertu flow najpierw wpada w półgalop, potem grzęźnie w mgle dark chamber. Na ostatniej prostej
emocje znów idą ku górze, dzięki mocy fortepianowych klawiszy zaczepionych o
smugę kameralnego smyczka. Po burzy oklasków artyści serwują nam jeszcze
skromny encore, doposażony w sporą
dawkę free jazzu.
Peter Orins Dead
Dead Gang (Circum-Disc, CD 2023).
La malterie,
Lille, wrzesień 2022: Maryline Pruvost – głos, Indian harmonium, Barbara Dang – fortepian, Gordon Pym –
elektronika, obiekty amplifikowane oraz Peter Orins – perkusja i kompozycja
(inspirowana tekstem Alana Moore’a Jerusalem).
Cztery utwory, 44 minuty.
Kwietniowe nowości francuskiego Circum-Disc zaskakują!
Najpierw kwartet dowodzony przez naszego ulubionego muzyka z Francji, który
skomponował improwizowaną opowieść, dla której inspirację stanowiła literatura.
Dodatkowo do kwartetowego instrumentarium wybrał zestaw dalece nietypowych
narzędzi. Z jednej strony Orins określa Dead Dead Gang (świetna nazwa!) mianem wyjątkowo
alternatywnej wersji muzyki … pop, z drugiej, w praktyce realizacji, urokliwie
grzęźnie w elektroakustycznych, silnie predefiniowanych improwizacjach. Efekt w
swej fazie początkowej zdaje się nas zachwycać, jednak dalszej części nagrania
brakuje bardziej rozbudowanej dramaturgii i emocji typowych dla swobodnej improwizacji.
Aurę filigranowej, pełnej brzmieniowych subtelności opowieści
otwarcia kreują tu typowe dla Orinsa perkusjonalne preparacje (klasa!), plamy inside piano, kobiecy, filigranowy śpiew
i męskie szepty, także szczypta harmonium i elektroakustyczne tło. Narracja toczy
się nad wyraz leniwie, ale ma swój rytm, a także pewną dramaturgiczną powtarzalność.
Ta ostatnia cecha staje się fundamentem kolejnych części albumu, do tego miana kandydować
może także niemal konceptualny minimalizm w kreowaniu akcji scenicznej. Osią
drugiej części wydaje się harmonium, ale flow
nie jest linearny, tworzą go incydentalne skupiska dźwięków. Całość przypomina
wystudzony, martwy marsz w nieznanym kierunku. Płyta nabiera nieco wigoru w
części trzeciej, ale nie dzieje się tak od razu. Początek utworu wspiera radiowy
głos z offu, z kolei zakończenie udanie zdobi pewna ulotna, ale dość mroczna
aura, także frazy inside piano i
recytacje. Finałowa ekspozycja powraca do formuły minimalistycznej. Orins
sugeruje drobny rytm, dobrze pracuje elektroakustyczny background, a wokalistka serwuje nam … wulgaryzmy w języku
Szekspira. Rodzaj pokrętnej piosenki w proteście.
Léon Aphar & Ivann Cruz
Aphar's Cave (Circum-Disc, CD 2023)
La Renaissance,
Lille, październik 2021: Léon Aphar – gitara i głos, kompozycje (z wyjątkiem
trzech) oraz Ivann Cruz – gitara i głos. Osiemnaście utworów, 60 minut.
Druga z francuskich nowości zaskakuje jeszcze bardziej! Oto
duet gitar akustycznych i zestaw ponadgatunkowych … piosenek. Słucha się tego z
niekłamaną przyjemnością (zwłaszcza dynamicznych protest-songów!), z drugiej
wszakże strony album jest dość długi i dla impro-fanów może wydawać się w fazie
końcowej mniej intrygujący. Ale kunszt instrumentalny i wokalny obu artystów i
ich erudycja muzyczna - na kosmicznym poziomie!
Aphar i Cruz dość solidarnie dzielą się tu obowiązkami,
każdy z nich ma przestrzeń na gitarowe ewolucje (na ogół prowadzone różniącymi
się od siebie strumieniami narracji), każdy swoje do powiedzenia i zaśpiewania.
W tej drugiej sferze muzycy często wchodzą w dialog, czasami nawet na siebie
krzyczą. Z osiemnastu zaprezentowanych na albumie piosenek doprawdy każda jest
inna. Mamy tu rewolucyjne pieśni żalu i udręki, post-folkowe narracje pełne
blasku i emocji, bluesowe ballady i piosenki z … niemieckim tekstem. Nie
brakuje brudnych, wręcz psychodelicznych brzmień, ani cytatów z klasyki rocka,
folku, czy bluesa. Także powykręcanych narracji w stylu pijanej amerikany, tudzież bluzg w stylistyce szantowej.
I co najważniejsze, obaj artyści świetnie się bawią racząc nas tym niesamowitym
zbiorem … prostych piosenek.
Reiko Yamada Interpreting
Quantum Randomness (Phonos, LP/DL 2023)
Phonos, Barcelona,
październik 2021: Reiko Yamada – syntezator analogowy, media mieszane, notacje
graficzne (utwory 1-3,6), Ángel Faraldo – maszyna perkusyjna, obiekty, media
mieszane (4,6), Barbara Held - flet (2,3), Andrés Lewin-Richter – media
mieszane (5), Artur Majewski – kornet i elektronika (1,3), Ilona Schneider -
głos (2,3) oraz Vasco Trilla – instrumenty perkusyjne (3,5). Sześć utworów
wedle koncepcji Reiko Yamady i Macieja Lewensteina, 42 minuty.
Precyzyjnie skonstruowana improwizacja w procesie interpretacji kwantowej losowości? Why not! Ciekawych naukowego backgroundu odsyłamy na bandcamp wydawcy
albumu, a tu – jak zwykle – skupiamy się na dźwiękach. Sześć elektroakustycznych
opowieści, zrealizowanych siłami barcelońskimi (główna kreatorka jest w tej
chwili rezydentką tego pięknego miasta), przy drobnym wsparciu krajowym, to intrygująca
przygoda dla tych, którzy otwarci są na analogową elektronikę i akustyczne cuda
doskonałych improwizatorów. Całość smakować winna szczególnie osobom o dużej
wyobraźni, śmiało stanowić bowiem może soundtrack
do psychodelicznego horroru. Utwory omawiamy wg opisu płyty, choć w realu nagrania obu stron przezroczystego
winyla są zamienione (czyżby efekt kwantowej losowości?).
Pierwszy utwór na płycie budują elektroniczne pulsacje, niektóre
dość filigranowe, inne dalece basowe. Na ich tle ściele się kornetowa chmura
dźwięków wspartych elektroniką. Z czasem narracja gęstnieje i nabiera niemal
post-industrialnego posmaku. Drugi utwór jest w pełni akustyczny i zdaje się
być swobodną, delikatną improwizacją na flet i głos damski. Najciekawiej dzieje
się w trzeciej odsłonie albumu, gdy do wspomnianego duetu dołącza kornet,
perkusjonalia i lekka, syntetyczna powłoka syntezatorowych brzmień. Bystra,
czuła na niuanse brzmieniowe i dramaturgiczne, dobrze zaplanowana improwizacja.
Druga strona winyla robi zdecydowany krok w mroczne, nieznane przestrzenie
fizyki kwantowej. Najpierw dostajemy się w wir bilardowej akcji maszyny perkusyjnej,
z czasem wzbogaconej dość subtelnym ambientem. W kolejnej części toniemy w
basowych pulsacjach i onirycznych plamach post-ambientu. Narracja nabiera tu
mroku i grozy niemal z każdą sekundą. Wreszcie finałowa opowieść, budowana zgrzytającą,
usterkową elektroniką, która także z czasem nosić zaczyna znamiona nerwowego dark ambientu.
Lingua del Sì Forbidden
Color (Antena Non Grata, CD 2023)
Carovana091,
Locarno, maj 2022: Sandra Weiss – bassoon, Rodolphe Loubatière – werbel,
Anna-Kaisa Meklin - viola da gamba, Violeta Motta – flety przestawne i
hybrydowe. Siedem utworów, 44 minuty.
Albumy dzisiejszej zbiorówki nie przestają nas zaskakiwać
choćby na moment. Na finał muzyka swobodnie improwizowana, pełna naszych
ulubionych technik rozszerzonych, wykonywana na instrumentach dawnych. Wcale
nie subtelna, nie zawsze wyciszona, dalece głęboka
i akustycznie dotkliwa. Innymi słowy – sam miód!
Szum pustej przestrzeni, tajemnicze kroki, puste oddechy,
pierwsze strunowe boleści i incydentalne podmuchy hałasu z nieznanego źródła -
aura otwarcia zadaje pytania i nie daje prostych odpowiedzi. Mechanika metalowych
przedmiotów, czerstwej ciszy i kreatywnego minimalizmu. Muzyka dawna
dewastowana urokami współczesności. Druga opowieść budowana jest dłuższymi frazami,
które pracują z echem, kolejnym instrumentem tej szalonej zabawy z dźwiękiem.
Tu kropkę nad „i” stawia masywny bassoon. W trzeciej odsłonie, pośród szumu
nieistniejącego morza i pomruku martwych obiektów, odbywa się prawdziwa
ceremonia skupienia. Ciężka praca przynosi tu efekt w postaci gęstego
post-baroku, która łapie ochłapy ekspresji. Na czele czwartej opowieści viola
da gamba, która cierpi katusze. Reszta instrumentów formuje się tu w dron
współczujących. W piątej części cała ta szalona orkiestra bierze głęboki
oddech, ale jeszcze nie kona. W szóstej z kolei przybiera formę krzyku, który
zdaje się płynąć znikąd donikąd. Długie pociągnięcia pędzlem i rytuał gorzkich żali.
Końcowa improwizacja stawia na śpiew – viola, bassoon i flet toną w mrukliwej
melodii pożegnalnej.