Eddie Prévost – najznamienitszy ze znamienitych perkusistów i perkusjonalistów muzyki improwizowanej - obchodził późną wiosną 2022 roku osiemdziesiąte urodziny. Z tej okazji nasza ulubiona rudera w Londynie, słynne Cafe Oto, zorganizowała w cztery kolejne soboty lipca urokliwe wieczorki taneczne wypełnione po brzegi swobodnymi improwizacjami, realizowanymi w różnych składach, niemal każdorazowo z udziałem wspaniałego jubilata.
Po roku z okładem trafia do nas pełna dokumentacja
fonograficzna tych koncertów. Cztery płyty w poręcznym formacie CD (z ukochanym
logo Matchless Recordings; można kupować pojedynczo lub jako box z rabatem)
radują nasze serca niebywale, także dlatego, iż jeden z elementów zestawu
dokumentuje … ostatni koncert legendarnej formacji AMM. O okolicznościach tego
koncertu pisaliśmy na tych łamach niemal zaraz po wydarzeniu. Zatem
przypomnijmy, iż planowany, ostatni koncert tria odbył się niestety w składzie
dwuosobowym, gdyż najstarszy z grona, wówczas ponad 85-letni pianista nie mógł
ze względów zdrowotnych dotrzeć tego dnia do Cafe Oto. Niejako w ramach rekompensaty, artysta dograł parę
miesięcy później kilkunastominutowy set solowy, który na srebrnym krążku
uzupełnił trwającą prawie godzinę improwizację Eddiego Prévosta i Keitha
Rowe’a.
Zapraszamy na skupiony odczyt i odsłuch ostatniego koncertu
AMM oraz pewnego równie smakowitego kwartetu. Pozostałe dwa albumy z urodzinowego
boxu omówimy zdawkowo w dalszej części tekstu. Tamże wskażemy także dwa kolejne
albumy wydane przez Matchless, które zdają się być udanym uzupełnieniem (a może
rozwinięciem) nagrań z lipca 2022, a szczególnie koncertu kwartetowego.
Last Calls
Prévost i Rowe improwizowali w duecie z pewnością nie jeden
raz, ale pod szyldem AMM świat zna tylko jedno takie nagranie. Ukazało się ono
pod koniec … lat 70. ubiegłego stulecia pod zabawnym tytułem It Had Been An Ordinary Enough Day In
Pueblo, Colorado. W ostatnią sobotę lipca 2022 nasi dzielni i jakże
legendarni improwizatorzy zaczęli swój występ w typowy dla AMM sposób,
a zatem w zupełnej i niezwykle skupionej ciszy. Sam przebieg wydarzeń był zaś
taki, jak opisano poniżej.
Najpierw drobną symfonię rezonującego talerza prezentuje
Eddie. Jego partner dołącza do gry po około 90 sekundach śląc pierwsze szelesty
i subtelne, elektroakustyczne zgrzyty ze swojego pulpitu dowodzenia. Opowieść
dość szybko wchodzi w fazę rozśpiewanych dronów, które zdają się być wyjątkowo
zgodne w aspekcie brzmieniowym. W 5 minucie Rowe rozpoczyna spektakl sampli. Na
początek proponuje szczyptę baroku, potem nawet czegoś na kształt muzyki dawnej.
Narracja toczy się dość spokojnym strumieniem, z jednej strony wydaje się być niebywale
minimalistyczna, zwłaszcza po stronie Rowe’a, z drugiej potrafi zassać drobne
strzępy hałasu, frazy śmiało zasługujące na miano post-industrialnych, co jest
na ogół efektem działań Prevosta. Od post-barokowych medytacji po gęstsze,
bardziej intensywne interakcje. W okolicach 20 minuty wyraźnie słyszymy frazy fortepianu.
Sprawcą zajścia nie jest z pewnością nieobecny tego dnia Tilbury, to
najprawdopodobniej efekt użycia kolejnego sampla. Dodajmy, iż w dalszej części
koncertu ów pianistyczny wtręt będzie pojawiał się dość często i definitywnie
zdobił szlak improwizacji.
Pierwszy pianistyczny kontrapunkt zostaje urokliwie skomentowany
rezonującym dronem z talerza, który zdaje się stać niemal w miejscu. Odpowiedzią
Rowe’a drobna porcja post-gitarowych sprzężeń. Tymczasem w tle sączy się intrygujący
ambient, raz po raz doprawiany kolejnymi, drobnymi, niekiedy dość zaskakującymi
samplami. W okolicach 30 minuty artyści koncentrują się na ekspozycjach dronowych,
nie brakuje szumów i szelestów, a nawet dźwięków dętych. Po kolejnych kilku
minutach dostajemy się w chmurę fal radiowych, które komentowane są ostrymi, rezonującymi
akcjami perkusjonalii. Jest i wysamplowany pomiot wprost z operowej sceny! Po
40 minucie muzycy wchodzą w strefę mroku. Dźwięki piana powracają jak mantra,
talerze szeleszczą i drżą. Gdy drony Prevosta zdają się nabierać mocy, Rowe
komentuje je hymnem post-klasyki. W okolicach 50 minuty narracja staje w miejscu
i być może czeka już na niechybną śmierć. Rowe podsyła drobne incydenty elektroakustyczne,
Prevost przystępuje zaś do fazy finalizacji, która staje się kolejnym pasmem błyszczących,
niemal rozśpiewanych talerzy w stadium głębokiego rezonansu.
Pianistyczny bonus Tilbury’ego, tu nazwany po prostu Post-Script, toczy się w leniwej, minimalistycznej
estetce typowej dla tego pianisty. Pojedyncze dźwięki klawiszy, fortepianowe
młoteczki, cisza, drobne trzaski i szelesty będące zapewne efektem poruszania
się samego muzyka. Wraz z upływem czasu kilkunastominutowej improwizacji można odnieść
wrażenie, że muzyk rozrzedza strumień dźwięków, spowalnia go, wpada w zadumę i
cieszy się coraz dłuższymi odcinkami ciszy.
AMM Last Calls
(Matchless Recordings, CD 2023). Keith Rowe – gitara, elektronika (pierwszy
trak), Eddie Prévost – instrumenty perkusyjne (pierwszy) oraz John Tilbury
(drugi). Cafe Oto, Londyn, 30
lipca 2022 (pierwszy) oraz nagranie domowe, Deal/ Kent (drugi), 18
stycznia 2023. Dwie improwizacje, 66 minut.
The Art Of Noticing
Dwie tygodnie wcześniej, w trzecią sobotę lipca 2022, na
scenie Cafe Oto improwizował
intrygujący kwartet w składzie: John Butcher na saksofonach, Marjolaine Charbin
na fortepianie, Ute Kanngiesser na wiolonczeli oraz nasz zacny jubilat na
instrumentach perkusyjnych. W składzie awizowana była także skrzypaczka
Jennifer Allum, albowiem niniejszy koncert miał stanowić kontynuację pewnego
nagrania kwintowego, uwiecznionego na płycie kilkadziesiąt miesięcy wcześniej.
Skończyło się wszakże na kwartecie, który na długie minuty przyniósł nas do
świata królewskiego minimalizmu AMM, na straży którego zdali się stać
saksofonista i perkusjonalista, z kolei pianistka i wiolonczelistka czyniły wiele,
by pryncypia legendy gatunku były w urokliwy sposób kwestionowane, trochę w
poprzek oczekiwaniom tłumu zgromadzonego w londyńskim klubie.
Początek koncertu toczy się definitywnie pod dyktando wspominanych
wyżej oczekiwań – drony saksofonu i smyczka, rezonujący talerz i minimalistyczne
frazy piana. Po kilku minutach następuje jakby delikatne rozedrganie faktury
narracji. Pianistka rozsiewa zalążki rytmu, wiolonczelistka repetuje na poły dynamiczną
frazę. Improwizacja urokliwe chybocze się na delikatnym wietrze i wielokrotnie przebiera
formę zmyślnych interakcji w podgrupach, najczęściej duetach. Najpierw piano
ostrzy sobie klawisze na krawędzi talerza, potem saksofon (w tym secie tenorowy)
preparuje, mając wsparcie w postaci pizzicato
wiolonczeli. Powrót do kwartetu, to plejady szumów, szmerów i tajemniczych post-dźwięków.
Kolejne duo, to połączone siły cello
i talerza, zadania którego po niedługim czasie przejmuje inside piano. Ocean subtelności płynie coraz szerszym strumieniem,
w którym jest także miejsce na incydent duetowy saksofonu i perkusjonalii,
uformowany w gęsty dron. Sam finał pierwszego seta zostaje zaś oddany w ręce pianistki
i wiolonczelistki.
Drugi set trwa kilka minut dłużej i zdaje się obfitować w większą
liczbę ekspresyjnych wydarzeń. Wygląda na to, że duch AMM na wiele minut udaje
się do garderoby, by nie zakłócać interakcji realizowanych tu bardzo często w pełnym
kwartecie. Początek jest dość mroczny, upstrzony dużą liczbą fraz preparowanych,
z drobną kulminacją, podczas której wszystkie instrumenty wydają się śpiewać
jednym głosem. Emocje płyną z samego dna saksofonu sopranowego, z gibkiej
klawiatury piana, z repetujących strun cello
i niemilknącej symfonii wielkiego talerza. Bywa, że kwartetowa ekspozycja
nabiera tu nawet free jazzowych rumieńców. Ekscesy duetowe stanowią teraz rzadkość,
ale ich uroda nie słabnie – choćby w momencie, gdy rezonujące talerze czynią wiele,
by temperować ekspresyjne akcje pianistki. Pod koniec pierwszego kwadransa
narracja tonie w ciszy, którą współtworzą szelesty, szumy, być może także świst
wachlującego powietrze smyczka. Zdaje się, że duch AMM wrócił już z garderoby i
na powrót zarządza sytuacją sceniczną. Jeszcze tylko drobne, dronowe
wzniesienie i narracja na długie minuty zostaje oddana w ramiona dygoczącego
minimalizmu. Incydenty nasączone większą nerwowością pojawiają się już teraz
jakby przez przypadek. Opowieść toczy się dość leniwie, a na horyzoncie zdają
się być widoczne napisy końcowe. Finalizacja seta znów staje się udziałem duetu
– tym razem pianistki i zacnego jubilata.
John Butcher, Marjolaine Charbin, Ute Kanngiesser, Eddie
Prévost The Art Of Noticing
(Matchless Recordings, CD 2023). John Butcher – saksofon tenorowy i sopranowy, Marjolaine
Charbin – fortepian, Ute Kanngiesser – wiolonczela, Eddie Prévost – instrumenty
perkusyjne. Cafe Oto, Londyn, 16
lipca 2022. Dwie improwizacje, 62 minuty.
*****
Urodzinowe koncerty zainaugurowane zostały w drugą sobotę
lipca 2022, gdy scenę Cafe Oto
opanował imponujący tentet, składający się z sześciu saksofonów (m.in baryton
Alana Wilkinsona i tenor Toma Chanta), fortepianu Veryana Westona, kontrabasu
Marcio Mattosa, gitary elektrycznej N.O.Moore’a i perkusji naszego jubilata. Ów
prawdziwie free jazzowy capstrzyk mieni się wszystkimi kolorami tęczy i niesie
ogrom emocji, tu wszakże odrobinę przewidywalnych. Koncert zaczyna sekstet dęty,
potem mamy dwa tria dęte, wreszcie na scenę wkracza tentet, który najpierw
intonuje gromkie Sto lat dla
jubilata, w potem zanurza się w trwającą ponad kwadrans, ekspresyjną free
jazzową improwizację. Dokumentacja tego koncertu zawarta została na albumie A
Company Of Others.
Z kolei w czwartą sobotę lipca na scenie pojawił się jeszcze
większy skład, niestety tym razem pozbawiony jubilata. Piętnastu muzyków, w
większości mniej nam znanych, wykonało osiem improwizacji - najpierw był to
septet, potem dwa tria, duet, trzy kwartety i na koniec sekstet. Sceną Cafe Oto rządziło wówczas bardzo
urozmaicone instrumentarium, zarówno akustyczne, jak i elektroniczne, głosy
damskie, ale też odrobina chaosu i artystycznej nadkreatywności. Jeśli
zdecydujecie się na zakup całego boxu, ta płyta w niczym wam nie zaszkodzi,
jeśli jednak mielibyście nabyć jedynie album Widdershins, to śmiało
możecie z tego zrezygnować. Dodajmy jeszcze, iż wszystkie cztery albumy w boxie
dostępne są pod tytułem A Bright Nowhere – complete series.
Wracając jeszcze na moment do albumu kwartetowego, którym
zachwycaliśmy się kilka akapitów wcześniej - dwie najnowsze pozycje w katalogu
Matchless Recordings pięknie uzupełniają to nagranie. Pierwsza płyta, to duet
jubilata z francuską pianistką Marjolaine Charbin (The Cry Of A Dove Announcing Rain),
druga zaś, to spotkanie Prevosta z Johnem Butcherem (Unearthed). Oba albumy
godne są każdej sekundy swojego bardzo długiego trwania (odpowiednio 77 i 78 minut) i polecamy je bez wchodzenia w
zupełnie zbędne w tym wypadku szczegóły. Album piano & percussion wydaje się być kolejną, jakże udaną
reinkarnacją idei AMM (w obu setach szczególnie wyróżniają się wspaniałe,
dronowe, wyciszone i jakże minimalistyczne pasaże), z kolei album sax & drums zdecydowanie sytuuje się
w estetyce free jazzu, chwilami spokojnego, chwilami dalece ekspresyjnego. W
każdym razie, w drugim z omawianych przypadków Eddie Prevost nie miażdży
krawędzi swojego wielkiego talerza, ale uprawia rasowy, temperamentny drumming.
Podziękowania dla
Krzysztofa za udostępnienie nagrań omówionych w niniejszym tekście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz