Londyński Shrike Records działa ledwie czwarty rok, ale już wydaje się być nad wyraz trwałym elementem brytyjskiego środowiska free improvisation. Po dwóch albumach muzyków niezwiązanych z Londynem, ptasia inicjatywa wraca do swoich korzeni, czyli prezentuje muzykę powstałą w stołecznym klubie Iklectic.
Tym razem, to tzw. seria Recording
Sessions i spotkanie studyjne czterech niemal pomnikowych postaci sceny
Londynu. Jedni to prawdziwi weterani, inni - weterani, póki co, w kwiecie
wieku. Ale żarty żartami, album jest oczywiście doskonały, a forma dnia każdego
z artystów więcej niż wyśmienita. Poza jakością, jaką wnosi tu każdy element
składowy kwartetu, na szczególną uwagę zasługuje umiejętność wzajemnego
słuchania i wchodzenia w interakcje, a także dźwiękowa i dramaturgiczna
wstrzemięźliwość. Album to kolejny dowód na to, że w czułej na niuanse,
swobodnej improwizacji czasami lepiej zaniechać danej frazy, niż zagrać o jedną
za dużo. Ten rodzaj artystycznej dojrzałości prezentują tu wszyscy, choć
szczególnie dobitnie Butcher i Beresford. Ten drugi, mimo, iż ma pod ręką swoje
ulubione, elektroniczne zabawki, skupia się na grze na fortepianie i
brzmieniach akustycznych, co wspaniale robi, i tak już wyśmienitemu nagraniu. Płyta
składa się aż z dziesięciu opowieści, ale tylko ta pierwsza trwa ponad dziesięć
minut. Wszystkie pozostałe, to periody od 3 do 6-7 minut - małe perełki
swobodnie kreowanej dramaturgii.
Spokojne, zrównoważone emocjonalnie otwarcie, to z jednej strony
preparacje fortepianu i perkusjonalny background,
z drugiej nasączone już pewną dynamiką akcje wiolonczeli komentowane szorstkimi
dronami saksofonu. Bardzo kolektywna, interaktywna narracja, trzymająca emocje
pod kontrolą, w dalszej części albumu chętnie dzieli się na nieprzegadane akcje
w podgrupach, na ogół dwuosobowych. Pierwsza opowieść toczy się od umiarkowanie
intensywnych spiętrzeń po pomruki nerwowego wytłumienia. To spotkanie wyswobodzonego
z jarzma notacji, zmysłowego post-chamber i równie niezadekretowanego
post-jazzu. Ponadgatunkowa improwizacja zdaje się balansować pomiędzy tymi dwoma
punktami odniesienia. Szczególnie urokliwa staje się w momentach zaniechania,
szukania ciszy, wyczulenia na pojedyncze frazy. W roli dramaturgicznych kontrapunktów
świetnie sprawdzają się tu incydentalne akcje wprost z klawiatury, krótkie, niekiedy
dosadne, świetnie umiejscowione w czasie.
Po kilkunastominutowym gemie otwarcia kolejne improwizacje
stanowią zwarte, świetnie uformowane epizody, których introdukcja często
spoczywa na akcjach duetowych. Drugi epizod jest mroczny, wytłumiony, tkany z drobiazgów,
pełen kocich ruchów i dźwiękowej precyzji. Trzecią odsłonę witamy przy frazach inside piano i perkusji. Już w kwartecie
ta część albumu skupia się na dźwiękach preparowanych, przypomina kołysankę dla
umarlaków, znów szukającą inspiracji zarówno w kameralistyce, jak i swobodnym
jazzie. Czwarty utwór otwiera perkusja, która wzbudza drżące, zlęknione frazy cello i piana, a wejście rozmarzonego tenoru
niespodziewanie kieruje opowieść na przednówek free jazzu. Pewna zaskakująca masywność
zdaje się być kontynuowana w kolejnej odsłonie, głównie za sprawą tłusto brzmiącego
smyczka. Potem do gry wchodzi piano, a dopiero po kilku pętlach dynamiczny tenor
i perkusyjne szczoteczki. Narracja oparta na gęstych interakcjach zostaje podsumowana
pasażami saksofonu sopranowego.
Drugą połówkę albumu inicjuje pianista wprost z klawiatury. Opowieść
pełna zgrzytów i kantów osiąga intensywność free jazzu, po czym niezwykle efektownie
popada w chmurę rezonujących fonii. Siódmą część inicjują wspólnie wiolonczela
i perkusja. Szumi tuba, szeleszczą talerze, a klawisze fortepianu sugerują
tajemniczy rytm. I znów muzycy najpierw serwują nam efektowne wzniesienie, a
potem giną w mroku ciszy. Piękny passus pomruków zostaje tu skomentowany wprost
z klawiatury, co implikuje całkiem intensywne zakończenie. Ósma opowieść toczy się
w martwym tempie. Głęboko osadzony smyczek, talerze, ale i szczypta melodii utkana
wspólnie przez dęciaka i strunowca. Przedostatnia improwizacja wyprowadza muzyków
na powierzchnię życia. Odrobina post-baroku, zamknięta tuba saksofonu i perkusjonalne
szelesty. Tu opowieść nabiera rumieńców po serii dobrych pytań i jeszcze
lepszych odpowiedzi. Pianista tym razem preparuje, ale i tak daje radę wynieść
kwartet na efektowne, finalne wzniesienie. Początek końcowej odsłony wydaje się
być dalece kameralny. Drobne, dobrze skomunikowane akcje całej czwórki, z
jednej strony czyste frazy saksofonu i piana, z drugiej preparacje cello i perkusji. Artyści kreują
wyjątkowy urokliwy suspens, ale nie kończą albumu w tym stadium. Serwują nam jeszcze
ostatnie spiętrzenie, wieńcząc dzieło gitarowym śpiewem wiolonczeli.
John Butcher/ Hannah Marshall/ Mark Sanders/ Steve Beresford
Elusive (Shrike Records, CD 2024).
John Butcher – saksofon tenorowy i sopranowy, Hannah Marshall – wiolonczela,
Mark Sanders – perkusja, instrumenty perkusyjne oraz Steve Beresford –
fortepian, obiekty, elektronika. Nagrane w Iklectik
Arts Lab, Londyn, wrzesień 2023 (Recording
Sessions series). Dziesięć improwizacji, 61 minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz