Brytyjskie wydawnictwo Bead Records, które z całą pewnością możemy zaliczyć do grona pionierów niezależnych inicjatyw edytorskich, dedykowanych upowszechnianiu muzyki niepokornej, kreatywnej, improwizowanej (sam wybierz), obchodzi w tym roku 50-lecie istnienia.
Label, który swe najlepsze lata miał na przełomie siódmej i ósmej
dekady ubiegłego wieku, od pewnego czasu – za sprawą norweskiego perkusisty
Emila Karlsena – śmiało melduje się po stronie życia i muzycznej aktywności. Na
tych łamach odnotowujemy każde jego tchnienie.
Obchody rocznicy nie będą specjalnie huczne, de facto
sprawozdają się do koncertu w Cafe Oto (w grudniu) i premiery nowego albumu
(dokładnie tydzień temu).
Na scenie i na albumie ta sama formacja, prawdziwie
międzypokoleniowa mieszkanka – z jednej strony weterani, być nie rzec legendy
gatunku, flecista Neil Metcalfe i skrzypek Philipp Wachsmann, z drugiej
rzeczony Emil Karlsen i obsługujący urządzenia elektroniczne (także w aspekcie live processing)
Pierre Alexandre Tremblay.
Koncert za kilkanaście dni, odczyt i odsłuch nowego albumu
już teraz!
Nagranie firmuje akustyczne trio Spaces Unfolding, które
znamy z wcześniejszej płyty wydanej przez Bead oraz Pierre Alexandre Tremblay,
którego także znamy z innego wydawnictwa labelu (szukaj light.box). Muzycy przygotowali na sesję nagraniową coś na kształt meta kompozycji – cztery
ustrukturyzowane, predefiniowane improwizacje, każda w dwóch lub trzech odsłonach.
Dodajmy, iż jedna z nich jest sumą ekspozycji duetowych w formule instrument
akustyczny vs. elektronika. Zresztą akcje w podgrupach są niemal stałym
elementem także pozostałych części albumu, trzeba wszakże dodać, iż to
elektronika jest graczem, który w trakcie prawie 80 minut trwania albumu
niemalże nie opuszcza spektrum dźwiękowego.
Delikatnie drgające struny, suche powiewy fletu i szemrane percussion, to atrybuty akustyczne gemu
otwarcia. Wokół nich panoszy się nad wyraz subtelna elektronika, na tym etapie
w formie typowego live processing – rozrzuca
akustyczne frazy po zadanej przestrzeni, powoduje, iż trzy instrumenty są w
stanie wypełniać spektrum dźwiękowe nagrania, niczym wielka orkiestra symfoniczna.
Całość jest wszakże lekka, niemal ulotna. Warstwa elektroniczna z czasem
zaczyna dokładać do strumienia narracji coś więcej niż dekonstrukcje i
multiplikacje fletu, skrzypiec i perkusji. Szeleści, pulsuje, plami teren jak
suczka w cieczce, sprawia, że perkusja brzmi niemal dubowo, a pod koniec
ekspozycji sama nabiera intrygującej intensywności. Puenta należy jednak do
preparowanych dźwięków fletu i skrzypiec. Druga odsłona w fazie początkowej
jest kontynuacją akcji instrumentów akustycznych, doposażona rezonansem, być
może z perkusyjnego talerza. Całość nabiera pewnej śpiewności, a tło skrzy się
plamami ambientu. Po kilku minutach Emil wchodzi w tryb drummingowy, ekspozycja zyskuje na intensywności, a następnie gaśnie
na modłę kameralną.
Trzecia opowieść, to ekspozycja skrzypiec i elektroniki, która
dopiero na ostatniej prostej zostaje skomentowana matowo brzmiącą perkusją,
dodatkowo zanurzoną w ambiencie. Akustyka zyskuje tu multifoniczny wymiar,
albowiem akcje elektroniki koncentrują się na wsparciu skrzypcowych śpiewów, a
potem preparacji. Czwarta narracja zostaje oddana w objęcia fraz syntetycznych,
wspomaganych akustyką głównie w wymiarze perkusjonalnym. W drugiej fazie utworu
rośnie udział fraz akustycznych, które rozsiewają tajemnicze post-melodie, a całość
staje się dość intensywna. Kolejna odsłona albumu eksponuje perkusję zatopioną
w echu i pasmo syntezatorowe, które jest wstanie prowadzić samodzielnie narrację.
Dopiero po kilku minutach pojawiają się kameralnie zatrwożone skrzypce i dawno niesłyszany
flet. Podobną dramaturgią charakteryzuje się szósta opowieść. Perkusja tańczy z
elektroniką, a rola wyjątkowo tu śpiewnych skrzypiec i rozbujanego fletu
sprowadza się do ciętej riposty. I jeszcze część siódma, prawie wyłącznie skonsumowana
przez Emila i Pierre’a – perkusyjna góra i basowy, syntetyczny dół.
Ósma część, to akcja nad wyraz spokojnego fletu i mącącej spokój
elektroniki. Ten pierwszy pięknie ucieka w bezkres polifonii. W dziewiątym epizodzie
dominuje akustyka, a jedynie ambientowa puenta przypomina, że gramy tu we
czterech. Kolejny odcinek, to niemal same tajemnice. Słyszymy plejady niezidentyfikowanych
fraz - dźwięki radia, post-elektroniczne szmery, tajemniczy rezonans, a potem akustyczne
drobiazgi. Skupiona, kameralna narracja skrzypiec i fletu zostaje tu wpuszczona
w bezmiar delikatnego live processingu.
Zakończenie tej części albumu – istotnie intensywne - spoczywa na barkach
perkusji i elektroniki. Podobnie rzecz się ma z końcową, jedenastą opowieścią.
Spokojny, ambientowy start kreuje tu elektronika, która drży, jakby pochłonęła dużą
porcję akustycznych fraz. W dalszej fazie ekspozycji dominują multiplikowane
akcje perkusji. Na kablach rodzi się efektowne echo, które narasta. Finał
albumu, choć kreowany we dwóch, wydaje się niemal epicki, pięknie przygaszony
do ostatniego dźwięku.
Spaces Unfolding & Pierre Alexandre Tremblay Shadow
Figures (Bead Records, CD 2024)
Spaces Unfolding: Neil Metcalfe – flet, Philipp Wachsmann –
skrzypce, Emil Karlsen – perkusja oraz Pierre Alexandre Tremblay – elektronika.
Nagrane w Huddersfield University, grudzień 2023. Jedenaście utworów, 76 minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz