piątek, 22 listopada 2024

Spaces Unfolding & Pierre Alexandre Tremblay celebrate the Bead Records’ 50th!


Brytyjskie wydawnictwo Bead Records, które z całą pewnością możemy zaliczyć do grona pionierów niezależnych inicjatyw edytorskich, dedykowanych upowszechnianiu muzyki niepokornej, kreatywnej, improwizowanej (sam wybierz), obchodzi w tym roku 50-lecie istnienia.

Label, który swe najlepsze lata miał na przełomie siódmej i ósmej dekady ubiegłego wieku, od pewnego czasu – za sprawą norweskiego perkusisty Emila Karlsena – śmiało melduje się po stronie życia i muzycznej aktywności. Na tych łamach odnotowujemy każde jego tchnienie.

Obchody rocznicy nie będą specjalnie huczne, de facto sprawozdają się do koncertu w Cafe Oto (w grudniu) i premiery nowego albumu (dokładnie tydzień temu).

Na scenie i na albumie ta sama formacja, prawdziwie międzypokoleniowa mieszkanka – z jednej strony weterani, być nie rzec legendy gatunku, flecista Neil Metcalfe i skrzypek Philipp Wachsmann, z drugiej rzeczony Emil Karlsen i obsługujący urządzenia elektroniczne (także w aspekcie live processing) Pierre Alexandre Tremblay.

Koncert za kilkanaście dni, odczyt i odsłuch nowego albumu już teraz!



 

Nagranie firmuje akustyczne trio Spaces Unfolding, które znamy z wcześniejszej płyty wydanej przez Bead oraz Pierre Alexandre Tremblay, którego także znamy z innego wydawnictwa labelu (szukaj light.box). Muzycy przygotowali na sesję nagraniową coś na kształt meta kompozycji – cztery ustrukturyzowane, predefiniowane improwizacje, każda w dwóch lub trzech odsłonach. Dodajmy, iż jedna z nich jest sumą ekspozycji duetowych w formule instrument akustyczny vs. elektronika. Zresztą akcje w podgrupach są niemal stałym elementem także pozostałych części albumu, trzeba wszakże dodać, iż to elektronika jest graczem, który w trakcie prawie 80 minut trwania albumu niemalże nie opuszcza spektrum dźwiękowego.

Delikatnie drgające struny, suche powiewy fletu i szemrane percussion, to atrybuty akustyczne gemu otwarcia. Wokół nich panoszy się nad wyraz subtelna elektronika, na tym etapie w formie typowego live processing – rozrzuca akustyczne frazy po zadanej przestrzeni, powoduje, iż trzy instrumenty są w stanie wypełniać spektrum dźwiękowe nagrania, niczym wielka orkiestra symfoniczna. Całość jest wszakże lekka, niemal ulotna. Warstwa elektroniczna z czasem zaczyna dokładać do strumienia narracji coś więcej niż dekonstrukcje i multiplikacje fletu, skrzypiec i perkusji. Szeleści, pulsuje, plami teren jak suczka w cieczce, sprawia, że perkusja brzmi niemal dubowo, a pod koniec ekspozycji sama nabiera intrygującej intensywności. Puenta należy jednak do preparowanych dźwięków fletu i skrzypiec. Druga odsłona w fazie początkowej jest kontynuacją akcji instrumentów akustycznych, doposażona rezonansem, być może z perkusyjnego talerza. Całość nabiera pewnej śpiewności, a tło skrzy się plamami ambientu. Po kilku minutach Emil wchodzi w tryb drummingowy, ekspozycja zyskuje na intensywności, a następnie gaśnie na modłę kameralną.

Trzecia opowieść, to ekspozycja skrzypiec i elektroniki, która dopiero na ostatniej prostej zostaje skomentowana matowo brzmiącą perkusją, dodatkowo zanurzoną w ambiencie. Akustyka zyskuje tu multifoniczny wymiar, albowiem akcje elektroniki koncentrują się na wsparciu skrzypcowych śpiewów, a potem preparacji. Czwarta narracja zostaje oddana w objęcia fraz syntetycznych, wspomaganych akustyką głównie w wymiarze perkusjonalnym. W drugiej fazie utworu rośnie udział fraz akustycznych, które rozsiewają tajemnicze post-melodie, a całość staje się dość intensywna. Kolejna odsłona albumu eksponuje perkusję zatopioną w echu i pasmo syntezatorowe, które jest wstanie prowadzić samodzielnie narrację. Dopiero po kilku minutach pojawiają się kameralnie zatrwożone skrzypce i dawno niesłyszany flet. Podobną dramaturgią charakteryzuje się szósta opowieść. Perkusja tańczy z elektroniką, a rola wyjątkowo tu śpiewnych skrzypiec i rozbujanego fletu sprowadza się do ciętej riposty. I jeszcze część siódma, prawie wyłącznie skonsumowana przez Emila i Pierre’a – perkusyjna góra i basowy, syntetyczny dół.

Ósma część, to akcja nad wyraz spokojnego fletu i mącącej spokój elektroniki. Ten pierwszy pięknie ucieka w bezkres polifonii. W dziewiątym epizodzie dominuje akustyka, a jedynie ambientowa puenta przypomina, że gramy tu we czterech. Kolejny odcinek, to niemal same tajemnice. Słyszymy plejady niezidentyfikowanych fraz - dźwięki radia, post-elektroniczne szmery, tajemniczy rezonans, a potem akustyczne drobiazgi. Skupiona, kameralna narracja skrzypiec i fletu zostaje tu wpuszczona w bezmiar delikatnego live processingu. Zakończenie tej części albumu – istotnie intensywne - spoczywa na barkach perkusji i elektroniki. Podobnie rzecz się ma z końcową, jedenastą opowieścią. Spokojny, ambientowy start kreuje tu elektronika, która drży, jakby pochłonęła dużą porcję akustycznych fraz. W dalszej fazie ekspozycji dominują multiplikowane akcje perkusji. Na kablach rodzi się efektowne echo, które narasta. Finał albumu, choć kreowany we dwóch, wydaje się niemal epicki, pięknie przygaszony do ostatniego dźwięku.

 

Spaces Unfolding & Pierre Alexandre Tremblay Shadow Figures (Bead Records, CD 2024)

Spaces Unfolding: Neil Metcalfe – flet, Philipp Wachsmann – skrzypce, Emil Karlsen – perkusja oraz Pierre Alexandre Tremblay – elektronika. Nagrane w Huddersfield University, grudzień 2023. Jedenaście utworów, 76 minut.

 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz