Swobodna improwizacja na akustyczne instrumenty strunowe, to historia trwale związana z rozwojem wspaniałego gatunku, któremu wybija właśnie sześćdziesiąta rocznica urodzin, a który swe trudne, nieobyczajne życie rozpoczął w Zjednoczonym Królestwie.
Przed nami nagranie, które w ową historię wpisuje się wyśmienicie.
Z jednej strony zacny altowiolinista, przedstawiciel rodu wynalazców, z drugiej
polski gitarzysta, który akces do europejskiej ligi mistrzów wolnej improwizacji
zgłasza permanentnie. Artyści muzykują wspólnie już od kilku lat, a ich
pierwsze udokumentowane fonograficznie spotkanie w duecie miało miejsce w
poznańskim Dragonie, bo gdzieżby indziej.
Pierwsza strona tej kolorowej kasety trwa kwadrans i kilka
sekund. Jej początek lepi się z drobnych, rwanych fraz, jakby muzycy sprawdzali
plastyczność strun, ich podatność na rozciąganie, zdolność absorbowania mocy,
jak płynie spod palców gitarzysty i smyczka altowiolinisty. Ten drugi raz po raz
rozsyła mikroślady melodii, ten pierwszy szuka powtarzalnych akcentów, usianych
pomiędzy strunami. To koślawy taniec, pełen zaskakująco przyjemnych boleści. Muzycy
z każdą sekundą zdają się do siebie zbliżać, ich frazy dotykają się, wchodzą w
coraz bardziej intensywne interakcje, przyciągają się z siłą pozaziemskiej
grawitacji. Narracja staje się mięsista, koherentna, muzycy puszczają do siebie
oko, zaczepiają wzajemnie. W połowie utworu przez moment szukają ciszy, wchodzą
w stereofoniczny minimal, łypią okiem po zakamarkach sceny, ale dość
szybko zawiązują nowe wątki. Zaczynają skakać sobie do gardeł, napinają
mięsnie, jak zapaśnicy na wolnym ringu. Krzyczą na siebie, wkładają w końcową
fazę pierwszej improwizacji doprawdy dużo emocji.
W trakcie drugiej opowieści, która trwa dziewiętnaście minut
i kilka sekund dzieje się jeszcze więcej dobrego. Na starcie wszystko szumi,
potem skrzypi i rzęzi - muzycy polerują gryfy instrumentów, szybko łapią wspólny
rytm i adekwatną dynamikę. Tymczasem robią krok w tył, jakby chowali się za teatralną
kotarą. Dźwięki stają się matowe, lekko przygłuszone, ale bardziej intensywne.
Z czasem ten spacer zaczyna nabierać niemal post-industrialnej intensywności. Słyszymy
suwnice włókiennicze, które leniwie dziergają kolejne tkaniny. Niedługo potem, ledwie
na kilka chwil gitara i altówka chowają się w mrocznej krypcie, ale ów fakt
wcale nie wystudza kipiących w nich emocji. W połowie tej odsłony koncertu istotnie
zagęszczają flow i wspinają się na hałaśliwy szczyt. Potem ciężko
oddychają i zdają się powracać do fraz, którymi kilkadziesiąt minut wcześniej
inicjowali cały spektakl. Tymczasem na gryfie gitary rodzą się coraz bardziej intrygujące
i zaskakujące frazy. Altowiolinista na moment skupia się jedynie na powtórzeniach,
by nie ograniczać kreatywności gitarzysty. Struny są teraz wyjątkowo rozciągliwe,
wytrzymałe na ból, skore do wielkiego poświecenia. Finałowe frazy łapią drobne
porcje taneczności, a potem toną w kurzu i szumie. Wokół czuć swąd upalonej sierści.
Benedict Taylor & Paweł Doskocz Welcome to our humble
abode (Szara Reneta, Taśma Pięćdziesiąta Piąta, 2025). Benedict Taylor –
altówka oraz Paweł Doskocz – gitara akustyczna. Nagrane w trakcie Spontaneous
Live Series, Dragon Social Club, Poznań, maj 2023. Dwie improwizacje,
34 minuty.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz