W latach 1975-1981 główną aktywnością muzyczną Johna
Stevensa była jego formacja Away, eksplorująca muzykę improwizowaną, uprawianą
przy użyciu instrumentarium sprawnie funkcjonującego jedynie w warunkach
umożliwiających korzystanie z prądu (plugged-in),
a zatem bezapelacyjnie z udziałem gitary elektrycznej i gitary basowej.
Dokładnie w tym samym momencie na podobny krok zdecydował
się jego przyjaciel, Trevor Watts, który w ramach projektu Amalgam sięgnął po
podobne środki artystycznego wyrazu. Szczególnie uważni Czytelnicy Trybuny posiedli wiedzę o tej ostatniej
grupie, czytając post z dnia 22 marca br.
Obie formacje w drugiej połowie lat 70. permanentnie się
przenikały, tak pod względem personalnym, jak i czysto muzycznym. Co więcej,
wedle słów Wattsa pierwsza edycja Away, to był w zasadzie… występ grupy Trevor
Watts’ Amalgam (obie grupy składały się wówczas z tych samych muzyków). Z
bliżej nieznanych powodów, ostatecznie nagranie ukazało się pod nazwą formacji
Stevensa (być może zadecydowały o tym po prostu względy merkantylne, albowiem w
tamtym właśnie okresie John podpisał kontakt płytowy z Vertigo na trzy krążki,
właśnie pod szyldem John Stevens’ Away).
Ten drobny incydent nie wpłynął bynajmniej na przyszłe relacje obu muzyków,
gdyż Watts uczestniczył jeszcze nie raz w projektach Stevensa (Dance Orchestra,
Spontaneous Music Orchestra), a i sam Stevens nawet na początku kolejnej dekady
pojawiał się w składzie koncertowym Amalgam (na ogół jako drugi perkusista).
Ukazanie się całkiem niedawno reedycji trzech pierwszych
płyt Away (po raz pierwszy na CD – o czym także donosiła Trybuna), stało się dla mnie wystarczającym powodem dla podjęcia
próby omówienia dokonań Stevensa na polu elektrycznej
muzyki improwizowanej, dodajmy o zdecydowanie jazzowej proweniencji.
„Myślę, że muzykę
uprawianą jako The Dance Orchestra, czy Away można określić jako Spontaneous
Music Ensemble na kółkach, taki specyficzny free-jazz-rock. Chciałem stworzyć
orkiestrę, opartą na takiej samej wolności, jaka panowała w SME, ale z
ewidentnie tanecznym feelingiem.” *)
Istotnym wydarzeniem sprawczym dla skierowania
zainteresowania Johna Stevensa ku muzyce bliższej estetyki rockowej była m.in.
współpraca z gitarzystą i wokalistą folk-rockowym Johnem Martynem. Jako członek
jego trio, zagrał z nim już na początku roku 1975 (dodajmy, po powrocie
z wielomiesięcznej rekonwalescencji po urazie kolana) kilka tras koncertowych, a
jesienią uczestniczył także w rejestracji bardzo dobrze przyjętego krążka Live At Leeds (co istotne - w kręgach
znacznie bliższych muzyce popularnej niż improwizowanej).
Jeszcze późną jesienią poprzedniego roku, Stevens brał udział w nagraniu płyty południowoafrykańskiego saksofonisty Dudu Pukwany
(LP Spear Flute Music), w trakcie którego zetknął się z
dynamiczną i niezwykle melodyjną muzyką improwizowaną, budowaną na bazie tanecznych
rytmów elektrycznej sekcji rytmicznej. Tam też spotkał po raz pierwszy
świetnego basistę Pete’a Cowlinga, który w roku kolejnym dołączył do grup
Wattsa i Stevensa (ich nazwy poznaliście już w tym tekście kilkukrotnie).
Jeśli znacie autobiografię Milesa Davisa i pamiętacie, co
działo się w głowie wybitnego jazzmana, gdy ten trafił na festiwal rockowy w
Woodstock, potraficie sobie wyobrazić, co mogło się zmienić w pokrętnej, muzycznej osobowości Johna Williama Stevensa, w połowie zabawnych lat 70. ubiegłego
stulecia.
Mniejsza jednak o motywacje, wróćmy do faktów. Już u progu
lata 1975r. kwartet Stevensa i Wattsa z gitarzystą Steve’m Haytonem i wspomnianym
wcześniej basistą Pete’m Cowlingiem (obaj plugg-in!)
zarejestrował dwie sesje studyjne, które miały ukazać w formie krążka z
inicjatywy Aristy (co niestety nie doszło do skutku). Dopiero jesienny pobyt w
Berlinie i koncert w znanym klubie Quartier
Latin zaowocował wydawnictwem płytowym (już w ramach kontraktu na trzy
płyty) John Stevens’ Away (Vertigo, 1976). Zawiera ono pięć kompozycji Stevensa z melodiami do
śpiewania w każdych okolicznościach przyrody (!), konstruktywny i rozbujały
rytm, precyzyjnie podawany przez Cowlinga, świetne improwizacje Wattsa i
Haytona, a na deser prawdziwie rockowe, blisko 5-minutowe solo perkusisty. Dużo
swobody, sporo ciekawych dialogów gitary i saksofonu, mnóstwo jazzowego polotu
filtrowanego rockową ekspresją. Doskonała płyta!
Pod koniec roku drogi Wattsa i Stevensa rozchodzą się,
zapewne niezależnie od wątpliwości dotyczących tytułu wykonawczego berlińskiego
koncertu. Watts kontynuuje zabawę w fussion ala
Amalgam (przy okazji zabiera obu gitarzystów), a Stevens montuje nowy skład. Co
ciekawe i ważne z punktu widzenia wartosći nagrań, jakie powstaną w trakcie
kolejnego roku, do nowej edycji Away trafia zarówno gitarzysta basowy (Nick
Stephens), jak i kontrabasista (powrót Rona Hermana, znanego z najlepszych płyt
SME). Skład uzupełniają: gitarzysta Dave Cole (który stanie się także na dłużej
stałym członkiem… Amalgam) i saksofonista Robert Calvert. Wyżej wymienieni
muzycy pozostają ze Stevensem na kolejne lata.
W roku 1976 Away rejestruje kolejne krążki w ramach
kontraktu z dużą wytwórnią – Somewhere In Between (Vertigo,1976)
i Mazin
Ennit (Vertigo,1977). Charakterystyka muzyki Away, nakreślona przy
okazji koncertu berlińskiego, mimo zmian personalnych, pozostaje w zasadzie bez
zmian. Wzmocnienie obszaru niskich częstotliwości o kontrabas Hermana przydaje
muzyce dodatkowej przestrzeni i spektakularnego polotu. Warto także zauważyć,
iż o ile kompozycje na pierwszej z tych płyt są stosunkowo długie (cztery na
cały LP), o tyle na drugim krążku już znacznie krótsze, zwarte w swej
artystycznej formie i świetnie nadające się na … single. Co więcej, tak dzieje się naprawdę. Oto bowiem w ramach kontaktu z Vertigo Away odbywa
dwie dodatkowe sesje, na których – z udziałem wokalistów (m.in. Johna Martyna) –
rejestruje dwie kompozycje znane z dużych płyt i wydaje je na dwóch singlach (Anni, Can't Explain). Możemy
je także posłuchać, stanowią bowiem część bonusową reedycji trzech pierwszych
LP Away (wydane jako: John Stevens' Away John Stevens' Away/ Somewhere in Between/ Mazin Ennit, 2 CD, BGO Records, 2015). Nagrania singlowe trafiają do radia, grupa
uczestniczy nawet w popularnych programach muzycznych. Sukces finansowy jednak
nie przychodzi, co być może skłania Vertigo do nie zawierania nowego kontraktu
z Away, ale z pewnością nie zniechęca niestrudzonego
wędrowca **) Stevensa do dalszych eksploracji muzyki jazzu elektrycznego.
W latach 1977- 1981 John Stevens, zarówno z formacją Away,
jak i z jej rozbudową personalnie wersją The Dance Orchestra, odbywa szereg
sesji nagraniowych (poza oczywiście częstymi koncertami i występami radiowymi).
Spotkanie z sierpnia 1977 roku trafia na krążek Ah! (Vinyl Records, 1978
– jako The John Stevens Dance Orchestra), a zawiera trzy fantastyczne
kompozycje Johna, które będą przez niego twórczo rozwijane także w trakcie
innych spotkań, nie tylko zresztą tych formacji (Phil, Home i Ah!). Reedycje ich wszystkich pojawią
się na rynku dwie dekady później na więcej niż jednym kompaktowym krążku niemieckiego
labelu Konnex Records (ale o tym w dalszej części).
Jak skrupulatnie obliczyłem, poza wyżej wymienioną sesją,
owocującą płytą Ah!, Away/Dance
Orchestra w trakcie pięciu studyjnych spotkań, na przestrzeni blisko pięciu lat
kalendarzowych, zarejestrowała materiał, który pozwolił w/w niemieckiej
inicjatywie wydawniczej na ujawnienie światu dwóch płyt (już w wersji CD) –
John Stevens’ Away Mutual Benefit (Konnex, 1994) i John Stevens Dance Orchestra A
Luta Continua (Konnex, 1994). O ile ta pierwsza zawiera muzykę
zrealizowaną w składzie 6-8 osobowym, o tyle na drugiej doliczyć się możemy
tentetu, a nawet składu siedemnastoosobowego (sesja z ’79). Tym z Was, którzy w
free-jazz-rocku Away czują zbyt małą
dawkę szaleństwa, polecam szczególnie sesję z maja 1980 (utwory 4-8 z Mutual). Aż trzy gitary elektryczne,
oczywiście dwa basy, saksofon i trąbka (Jon Corbett) pod batutą szalejącego
perkusisty – niespełna 20 minut jazz-rocka absolutnie w wersji free!
Niezależnie wszakże od rozmiarów podmiotu wykonawczego, idea
całej zabawy pozostaje niezmienna – Spontaneous Music Ensemble na kółkach, czyli wolność w muzyce nade
wszystko! Co więcej, to właśnie w większych układach personalnych słyszymy w pełni tę muzyczną wolność, której zawsze pragnął i poszukiwał John Stevens.
Grudzień 1981,
ostatnie spotkanie pomysłu Away/Dance Orchestra - pięć gitar elektrycznych,
cztery basy (elektryczne i akustyczne), gitara akustyczna, siedem dęciaków,
instrumenty klawiszowe, wokaliści, perkusjonaliści, a nad nimi John Stevens,
niczym Król Midas, który śpiewne i naprawdę taneczne kompozycje zamienia w
genialny potok dźwięku, swoisty rytuał nieustannej pogoni za wieczną, muzyczną
ekstazą! Z faktograficznego punktu widzenia zauważmy, iż na liście płac
figurują takie m.in. nazwiska, jak Paul Rutherford, Alan Tomlinson, Elton Dean,
Trevor Watts, Jeff Young, John Martyn, Lol Coxhill, czy Paul Rogers.
W tak zwanym międzyczasie, w składzie pięcio- lub
sześcioosobowym (dwie gitary, bez kontrabasu, z Jonem Corbettem na trąbce) Away
rejestruje koncerty w Klubie The Plough, w Londynie (dokładnym będąc – w roku
1978). Jeden z nich trafia na
krążek Intergration (LP, Red Records, 1978), drugi zdobi wydawnictwo Away
At Home At The Plough Stockwell (CDr, Loose Torque, 2013).
Tak, w dużym skrócie, wygląda muzyczna spuścizna po formacji Away.
Nie wyczerpuje ona jednak wątku dokonań Johna Stevensa na niwie jazz-rocka. Naszą wiedzę w tym zakresie winniśmy niezwłocznie uzupełnić
o kilka istotnych spotkań z doskonałym angielskim gitarzystą Allanem
Holdsworthem.
Dwa kolejne majowe wieczory w londyńskim Riverside Studios
(’77), zaowocowały aż dwoma krążkami tego samego kwartetu (obok Johna i Allana,
Jeff Young na pianie i zamiennie na basie – Barry Guy i Ron Mathewson). Myślę tu o Touching On (Vinyl
Records, 1977) i Re-Touch (View Records, 1977). Kolejne kwartetowe
spotkanie z Allanem ma miejsce w listopadzie tego samego roku i skutkuje krążkiem
Conversation
Piece – Part 1 & 2 (View Records, 1980 – kwartet uzupełniają Gordon
Beck na pianie i Jeff Clyne na basie). Co istotne – kompaktowe reedycje
pierwszego i trzeciego krążka zawierają … po jednej stronie winyla Dance
Orchestra Ah!, o którym
przeczytaliście parę akapitów wyżej. Zaś reedycja tej drugiej - … drugą stronę
winyla Spontaneus Music Ensemble Big Band
& Quartet (wszystkie reedycje – Konnex Records). Uff, bez pół litra
polityki wydawniczej tej niemieckiej stajni nie ogarniesz…
Polecam wspólne nagrania Johna Stevensa i Allana Holdswortha
przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, z uwagi na wysoki poziom artystyczny
prezentowany przez tego drugiego – to doprawdy wyjątkowy gitarzysta (być może
niektórzy z Was pamiętają go z doskonałego koncertu na Warsaw Summer Jazz Days
pod koniec lat 90.). Po drugie, kwartety Johna i Allana zawierają nieco inną
muzykę niż Away (spokojniejszą? bardziej zdyscyplinowaną?), dodatkowo powstałą z udziałem instrumentu klawiszowego, zarówno akustycznego, jak i elektrycznego
(ten pojawił się w Away bodaj tylko raz w trakcie spotkania w większym
gronie). Zupełnie przy okazji drobna konstatacja - brak akurat tego instrumentu odróżnia Away od
innych formacji fussion lat 70., które de facto bazowały na klawiszach (Return To Forever, Weather
Report, by daleko nie szukać) i poniekąd stanowi także o jej wyjątkowości.
*) cytaty za Johnem Stevensem, zawarte w liner notes do płyty John Stevens Dance
Orchestra A Luta Continua
**) tak przy okazji postać Johna, jego życiowa i muzyczna
postawa, ma coś z estetyki i poniekąd etyki hardcore punkowej sceny straight edge i jej sztandarowej załogi
Fugazi – a ich drugi LP zwał się Margin
Walker (ale to paręnaście lat później)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz