Pokrewne Namiętności i inne archiwalia

wtorek, 12 listopada 2019

Bomb! What the hell is Bomb?!


Bomb is the term for the hit, the strike. Best bargain. The news…. *)

Bomb, to trzech bezczelnych Szwedów, który przybywają z dalekiego kraju, by definitywnie wyzwolić nas z nudnego jazzu, powtarzalnych schematów improwizacji i bezrefleksyjnego odcinania kuponów od dawnej, często domniemanej sławy.

Ola Paulson, wbrew zwyczajowym konotacjom naszego lokalnego języka, to zdecydowanie mężczyzna, który z saksofonem pod rękę, bez najmniejszych problemów, wbije nas w fotel artystycznego dyskomfortu. Ostatnio grywa głównie na tenorze, choć alt w jego ustach bywa równie groźny. Anders Lindsjö gra na gitarze basowej, burzy mury, ale z całym dziedzictwem niepokornego rocka, potrafi także unosić się w powietrzu. Wreszcie Anders Uddeskog, perkusista, dokładny, punktualny, w procesie kreacji żywioł rwących rzek i strzelistych skał.

Ta trójka muzyków, która przyjęła jakże prowokacyjną nazwę Bomb, rozpoczyna właśnie swoją europejską trasę koncertową. Szczęśliwie trzy pierwsze spektakle odbędą się w Polsce! Szczegóły na koniec tego tekstu. Teraz, bez zbędnej zwłoki, zanurzamy nasze oczy i uszy w pełnej dyskografii tria, na którą składają się dwie płyty i znaczący, kilkunastominutowy udział w pewnej festiwalowej składance.




The Hare Krishna Samurai Lullaby (Konvoj Records, DL 2019)

Niespełna 30-minutowa petarda koncertowa z Allmogen, Malmö, Sweden! Aura wejścia w nagranie nie powinna nas nadmiernie zaskoczyć - prychanie agresywnego saksofonu, bulgot gitary basowej, urywane frazy perkusji, jakby trio stawiało tajemnicze ślady na piasku. Krok za krokiem, z saperską precyzją, w konsekwencji doskonałej komunikacji wewnętrznej, już po kilkudziesięciu sekundach muzycy są zdolni utworzyć zwarty, kąśliwy flow swobodnej improwizacji, która czerpie ze wszystkiego, co napotka na swojej drodze. Bywa, że to jazz, bywa, że kompulsywny rock, czy trudne do zwerbalizowania fussion. Dynamika, moc w każdym ruchu i swąd spalonej sierści są udziałem muzyków i widzów, zgromadzonych na koncercie. W 6 minucie maszyna improwizacji osiąga stadium full drive! Odrobina brawury, żelazna konsekwencja, pewność w każdym ruchu i specyficzna, artystyczna bezczelność. Galop pełnokrwistych rumaków o zachodzie słońca!

Pod koniec 9 minuty muzycy proponują pierwszy stopping. Bas wybrzmiewa groźnie i dudni, saksofon dmie pustą tubą, w tle filigranowy drumming – cicha opowieść, skryta i budowana pieczołowicie. Muzycy zdają się tulić do siebie, mamrotać, topić w mroku dronowego ambientu. Po 15 minucie koncertu pierwsze próby wyjścia z krypty – bas snuje pasaż spokojnej fonii, perkusja idzie tuż obok, saksofon płynie półdronami, a całość ekspozycji nabiera … bluesowego posmaku. Lenistwo trudnego poranka po jakże dynamicznej nocy. Narracja sukcesywnie pęcznieje w nieinwazyjnym wszakże tempie. Po 20 minucie pazury muzyków są już ponownie naostrzone, a flow szyty jest znów gęstym ściegiem. Trio jedzie punkt w punkt i nabiera energii, którą była z nim na początku koncertu. Saksofon gotuje się w tubie, prawdziwy harsh tenor! Finał koncertu ocieka tłuszczem, to żywy blues, krwisty, dobrze wypieczony, zmysłowy. Ostatnia część tej opowieści przechodzi do fazy galopu już całkiem naturalnie – truely fire music! Sekcja ostra niczym skalpel, saksofon – potwór o niepoliczalnej ilości głów!




The Subject (Konvoj Records, CD 2016)

Ponownie jesteśmy na koncercie w Allmogen, jest rok 2015. Ola zagra tym razem na saksofonie altowym, a nagrane podzielone na dziewięć części potrwa niemal 41 minut. Koncert zaczyna się kolektywnym, ostrym, odurzającym uderzeniem trzech instrumentów – zaborczego, sześciostrunowego basu, posuwistego, brudnego saksofonu altowego, wreszcie masywnej perkusji. Narracja zdaje się być nieco taneczna, smakuje post-rockiem i dobrym, czerstwym chlebem. Precyzja każdej decyzji, ślady estetyki hc-punk w zachowaniu basu i perkusji. Proste rozwiązania, jakże czyste intencje artystyczne. I w ogniu, i w ciszy – master class. W tej drugiej odsłonie – przester basu i saksofonowe preparacje w tubie i gardle. Drugą część koncertu rozpoczyna prawdziwie free jazzowy taniec-połamianiec, ale toczony w umiarkowanym tempie. Muzycy nigdzie się nie śpieszą, a bas gra jakby w poprzek głównego nurtu opowieści. Nie po raz pierwszy, nie po raz ostatni, narracja nabiera rockowego, niemal noise’owego temperamentu. Dla przeciwwagi, w części trzeciej muzycy proponują garść cichych zabaw z dźwiękiem. Podskórny humor, pewna frywolność, namacalny komfort tworzenia muzyki akurat w takim układzie personalnym. I doskonały warsztat muzyczny, który idealnie to wszystko wspiera. Po chwili wytchnienia, narracja znów nabiera gęstości – alt wyje, skowycze, prosi o łyk wody, bas rwie do przodu z taneczną lekkością, perkusja bije w punkt. Po chwili strumień dźwięków leniwie rozlewa się szerokim korytem – kind of dirty blues for deadmen! Piąta część – full power! Masywny free avant rock z akcentami funk and psychodelic! Furia, emocje, precyzja!

Na wejściu w szóstą część koncertu muzycy proponują nam coś na kształt agresywnego… call & responce! Dźwięki płyną wyjątkowo szerokim strumieniem, całkiem dynamicznie, kolektywnie, acz jak to często bywa w przypadku Bomb, bez nadmiernego pośpiechu. Od hałasu do ciszy, od ciszy do hałasu. Muzycy mogą tu sobie pozwolić chyba na wszystko. I tak też zdaje się dziać w części siódmej – flażolety, szum tuby, liczenie krawędzi werbla i tomów. Saksofon przez moment brzmi niczym akordeon, a całość opowieści, niczym sweet lullaby for ugly children! Po chwili muzycy sprytnie nabierają dynamiki – bas jakby coś śpiewał, saksofon prycha rytmicznie, a mały drumming kończy dzieło zniszczenia. Free funk impro jazz, łamana nieustannie narracja, cios za cios! Na finał koncertu krzyki altu i kontrapunkty sekcji rytmu – to nie będzie kołysanka! Pętle basu, szaleństwa w zagotowanej tubie saksofonu, kompulsywny drumming - ostatnie dźwięki koncertu stoją już w ogniu po czubek głowy.


Channel by Discovery Festival 2017 (Weekertoft, DL 2019)

Na finał dzisiejszej opowieści sięgamy po dźwiękową relację z pewnego londyńskiego festiwalu. Bomb zagrali tam krótki set, a Trybuna tymi właśnie słowami podsumowała ich występ:

(…) Zdecydowanie dobry to moment na coś prawdziwie bombowego! I tak dzieje się w istocie, na scenie bowiem melduje się skandynawskie trio Bomb (Ola Paulson – saksofon altowy, Anders Lindsjö – gitara basowa, Anders Uddeskog - perkusja). Niespełna 16 minutowa petarda free! Wytrawny saksofon, jurna, zagotowana od startu sekcja (doskonały bas elektryczny!), pełna swoboda kreacji – czego chcieć więcej? Jakże świeże i odkrywcze nagranie na tle osiągnięć gwardii uznanych i nadmiernie honorowanych kolegów z tej części kontynentu. Od eksplozji do konstruktywnego skupienia, zwinnej, małej gry. Świetna komunikacja, doskonały warsztat. Finał ocieka wysokogatunkową spermą! Brawo!


*****

Trasa Bomb w Polsce, to następujące koncerty:
Piątek, 15 listopada, Dragon, Poznań
Sobota, 16 listopada, Obszar Wspólny, Łódź
Niedziela, 17 listopada, Baza, Kraków.

Zapraszamy gorąco! Rekomendujemy bezapelacyjnie!

*) cytat z materiałów własnych muzyków

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz