Pokrewne Namiętności i inne archiwalia

piątek, 5 lutego 2016

John Butcher - Conceits i inne historie


John Russell/ Phil Durrant/ John Butcher  Conceits 1987/1992 (EMANEM)

Niewątpliwie jedna z istotniejszych reedycji na europejskiej scenie free improv ostatnich nastu miesięcy.

Niezastąpiony Martin Davidson, jego dziecię nieodrodne, czyli angielski EMANEM (choć od czasu pewnego rezydujące w andaluzyjskiej Granadzie) i wygrzebane z popiołu analogowe nagranie zacnego i długo razem funkcjonującego tria (rzeklibyśmy – working bandu!) w składzie - John Russell na gitarze, Phil Durrant na skrzypcach (bez wspomagania elektroniki), czasami także puzonie i postać w tym poście najistotniejsza, czyli John Butcher na tenorze oraz sopranie.





Wspólnie muzykowali przez blisko 15 lat (kilka epok, jak na kanony free improv!), a po tym nagraniu popełnili jeszcze dwie płyty  "Concert Moves" i "The Scenic Route" (plus trzecią w składzie +2: "News From The Shed"). Wszystkie je gorąco polecam.

Wszakże najpiękniejsza z nich, to właśnie opiewana dziś rejestracja „Conceits”. Studyjne igraszki z kwietnia 1987, uzupełnione w reedycji CD o nagranie koncertowe z 1992. Trzy akustyczne instrumenty ćwierkają aż miło. Jeśli szukalibyśmy oczywistych skojarzeń, to warto przypomnieć sobie genialne Spontaneous Music Ensemble i jego „molekularną” improwizację (rzućcie proszę okiem na moją monografię SME, zamieszczoną na tym blogu w trzech odcinkach). Coś z ducha idei Johna Stevensa unosi się nad tym nagraniem. Choć sam John Butcher do SME dołączył dopiero w kilka lat po tym nagraniu.

Jedenaście krótkich miniatur, utkanych z drobnych utarczek trzech soczyście brzmiących instrumentów, w tym dwóch strunowych (znów analogia do SME). Wymaga pewnego skupienia w procesie słuchania, acz potem - by nasz wysiłek nie był daremny - daje od siebie naprawdę wiele. Majstersztyk!




I tylko odwieczny dylemat, czy rejestracje muzyki free improvisations należy ciąć w procesie wydawniczym (innym słowy – wydawać jedynie fragmenty większej całości). Osobiście wolę nagrania bez ingerencji „nożyc” edytora, ale tu – choć taki proceder miał miejsce - absolutnie nie zgłaszam zastrzeżeń. Fragmenty są krótkie, ale dzięki temu dobitniejsze artystycznie, a i ryzyko przegadania sprawy maleje do zera.

Tekst dotychczas nie publikowany



John Butcher Group  Somethingtobesaid (Weight Of Wax)

Festiwal Muzyki Współczesnej w Huddersfield gościł w roku 2008 grupę świetnie znanych nam muzyków, umieszczonych w line-up’ie pod szyldem John Butcher Group (znanych nam, czyli wielbicielom „niemuzyki”, tak bowiem zwykli nazywać nasze dźwiękowe fascynacje Ci, którzy edukację muzyczną zakończyli w metrum 4/4).

Grupa została stworzona ad hoc, na potrzeby koncertu (nota bene, przy wsparciu podatników Jej Królewskiej Mości) i choć muzycy Ci grywali ze sobą wielokrotnie, to w tym zestawieniu wystąpili po raz pierwszy. Lider, przynajmniej z nazwy, całego przedsięwzięcia, John Butcher oprócz, jak zwykle skutecznego manipulowania saksofonami, wniósł do projektu trochę pre-produkcji (czyli dźwięków nagranej wcześniej), a do Oktetu dobrał: dwa kontrabasy (John Edwards, Adam Linson), fortepian (Chris Burn), dwa generatory dźwięków „niczyich” (analogowy syntezator – Thomas Lehn i gramofony – Dieb13), harfę z dodatkami (Claire Cooper) i perkusjonalia (Gino Robair). Dodatkowo część muzyków wspierała się różnej maści elektroniką.



Powstały z tegoż spotkania swobodny strumień dźwiękowy udostępniony został nam dzięki nowej inicjatywie wydawniczej Weight Of Wax (póki co wydaje głównie muzykę Johna Butchera). Ponad godzinny koncert pozbawiony był przerw, wszakże dla wygody słuchaczy podzielony został na dziewięć części.

W wyżej zarysowanej czasoprzestrzeni Oktet pracuje bardzo sprawnie, generując piękny i doprawdy frapujący kolaż dźwiękowy, który w odpowiednich dramaturgicznie momentach zgrabnie kontrapunktuje solowymi eksploracjami saksofon Johna Butchera (brzmi nad wyraz czysto i klarownie, przemycając jak zwykle tych kilka dźwięków, których nie uświadczymy obcując z pozostałą na świecie wielomilionową rzeszą posiadaczy instrumentów dętych, drewnianych). Całość, z pozoru improwizowana, bywa chyba delikatnie przez lidera w kilku momentach ukierunkowywana, co w każdym razie nie stanowi jakiegokolwiek zarzutu.

Koncert z Huddersfield to przy okazji rzadka ostatnio sposobność wysłuchania Johna Butchera w większym składzie. A to wartość sama w sobie. Polecam bezdyskusyjnie!

Tekst pierwotnie ukazał się drukiem w nr 4/5 magazynu m/i, maj-czerwiec 2011.


Sten Sandell Trio & John Butcher Strokes  (Clean Feed)

Kolejne – po duecie z Paalem Nilssenem-Love ("Concentric") – nagranie wspaniałego angielskiego saksofonisty Johna Butchera w zacnych szeregach portugalskiej wytwórni Clean Feed. Tym razem towarzyszy on triu wytrawnego norweskiego pianisty Stena Sandella (w składzie także Paal Nilssen-Love!, na basie Johan Berthling).



Koncert zarejestrowany w Oslo (Bla) w roku 2005 – zawiera dwie długie improwizacje plus drobny encore. Wypada wyśmienicie! Niepowtarzalna – jak zwykle - gra Butchera (kto widział go na żywo, nie zapomni nigdy!), niebywała erudycja pianisty (także szczypta elektroniki tworzonej na poczekaniu) i zabawek dźwiękowych (Butcher), a także najlepsza w moim przekonaniu wersja Nilssena-Love (urocze sonorystyczne zabawy z gramaturą zestawu perkusyjnego). Wybitna pozycja, dla mnie najlepsze wydawnictwo w minionym roku.

Tekst zamieszczony pierwotnie na portalu diapazon.pl w roku 2007



Kyle Bruckmann  And  (Musica Genera)
Butcher/ Lonberg-Holm/ Zerang  Tincture  (Musica Genera)
Piotrowicz/ Stangl/ Zaradny  Can't Illumination   (Musica Genera)
Butcher/ Piotrowicz/ Zaradny - Koncert w Suszni Starego Browaru Poznań, 9.10.2004

Fragment większej całości. Musica Genera. Kilka osób. W sumie dwie osoby. Robert i Ania. Festiwal muzyki improwizowanej. Nie jazzowej. Improwizowanej. Było kilka edycji. Przyjechało kilku ciekawych Kolesi. Szczecin. Okno na świat? Czy daleko od szosy?

Ania przypomina moje najbardziej ulubione koleżanki z licka, w pierwszej połowie lat 80-ych. Podobają ci się, ale wiesz, że o Kierkegaardzie z nimi nie pogadasz. Do momentu zanim chwytają za saksofon (altowy). Robert. Latynoska uroda macho, ale dredy do pasa, dres, w sumie przyjechał z Jamajki. Grają muzykę improwizowaną. Cokolwiek to znaczy. Ania ma laptopa i altową rurę, Robert gitarę i analogowe przetworniki (w tym miniwibrator i kłębki materiału). Gitara najczęściej leży na stole. Acha, jest jeszcze smyczek. Używany na sposób konwencjonalny. Mają wydawnictwo płytowe. Musica Genera. Szczecin. Ulica... Wiosny Ludów. Do tej pory wydali dziewięć pozycji. Znam trzy. Są trudne w odbiorze. A na koncercie w Suszni (co za miejsce!) trzydzieści procent populacji wyszło przed dzwonkiem. Wiem, wiem... Nic nie rozumieją. To nie jest muzyka dla wszystkich. Wiem, wiem, oburzą się na słowo "muzyka".



John Butcher. Angol, po pięćdziesiątce. Spojrzysz, wiesz. Nie może być pomyłki. Ma dwie rury. Tenor i sopran. Na sopranie kwili kameralistycznie, choć z  Evanem Parkerem nie pije wódki. Myślę, że nawet ze sobą nie rozmawiają. Tenor? Pociąg kolejowy. Ale od spodu szyn.

Interesują go dźwięki "inaczej". Czy chciałbym coś powiedzieć "od siebie"? Tak. Strasznie mi się to podoba. Gdy słyszałeś na żywo stu pięćdziesięciu dziewięciu saksofonistów, pragniesz naprawdę czegoś nowego. Butcher? To jest ten człowiek. Paręnaście dźwięków, których nigdy dotąd nie słyszałeś. Zapewniam cię. NIE SŁYSZAŁEŚ! Którędy z rury dobywa się dźwięk? Otworem? Tak. A co się dzieje, jak ten otwór zetkniesz z podłożem? Co usłyszysz? Idź na koncert Butchera.

On z Anią i Robertem w wersji live. Susznia. Małe pomieszczenie. W sumie fragment wysokiego komina. Słuchać fantastycznie. Oczywiście (Ania i Robert, wybaczcie!) to John jest mistrzem ceremonii. Odjeżdżam, siedząc. Patrzę, mając oczy zamknięte. Oczywiście siedzę na uszach i słucham. Dźwięk. Czy ja rozumiem brzmienie tego słowa?

Butcher z Fredem Lonbergiem-Holmem i Michaelem Zerangiem (zgadnijcie skąd ICH ZNAMY?). Z wiolonczelą i perkusjonaliami. Na cedzie Musica Genera. Trójdzielna improwizacja, każdy sobą, każdy w parze, każdy jako część tria. Przejrzyste, krwiste brzmienie. Jakby nagrywali w Suszni. A to było w Chicago. Jak to ująć najprościej? Płyta roku? Tak, ale ze dwa lata temu. Tylko czy to moja wina, że dopiero teraz do Niej docieram? Gdzie są animatorzy kultury wysokiej? Wiem, pewnie Rafał K. już o niej pisał. Ale nikt mi nie powiedział, że w Szczecinie wydaje się TAKĄ muzykę! Daleko od szosy? Ania i Robert - znów mi wybaczcie.

Są jeszcze inne cedy na MG. W sumie dziewięć. Tu mówimy o trzech. Na przykład Ania i Robert z Burhardem Stanglem na gitarze i... elektronice. Dzieje się nie za wiele, ale uszy przywierają do słuchawek discmana, jak kot do suszonej ryby.
Na przykład Kyle Bruckman z kupą chicagowskich amerykańców w lubieżnych duetach. Jest Jeb Bishop na puzonie, jest Jim Baker na pianie (zgadnijcie skąd ICH ZNAMY?).

Musica Genera. Ładne kartoniki. Wiara w sens muzycznej egzystencji kipi.

Tekst zamieszczony pierwotnie na portalu Gaz-eta Vivo.pl w roku 2004.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz