John Russell/
Phil Durrant/ John Butcher Conceits 1987/1992 (EMANEM)
Niewątpliwie jedna z istotniejszych reedycji na europejskiej
scenie free improv ostatnich nastu miesięcy.
Niezastąpiony Martin Davidson, jego dziecię nieodrodne,
czyli angielski EMANEM (choć od czasu pewnego rezydujące w andaluzyjskiej
Granadzie) i wygrzebane z popiołu analogowe nagranie zacnego i
długo razem funkcjonującego tria (rzeklibyśmy – working bandu!) w składzie - John Russell na gitarze, Phil
Durrant na skrzypcach (bez wspomagania elektroniki), czasami także puzonie i
postać w tym poście najistotniejsza, czyli John Butcher na tenorze oraz
sopranie.
Wspólnie muzykowali przez blisko 15 lat (kilka epok, jak na kanony
free improv!), a po tym nagraniu popełnili jeszcze dwie płyty "Concert Moves" i "The Scenic Route" (plus trzecią w
składzie +2: "News From The Shed"). Wszystkie je gorąco polecam.
Wszakże najpiękniejsza z nich, to właśnie opiewana dziś
rejestracja „Conceits”. Studyjne igraszki z kwietnia 1987, uzupełnione w
reedycji CD o nagranie koncertowe z 1992. Trzy akustyczne instrumenty ćwierkają
aż miło. Jeśli szukalibyśmy oczywistych skojarzeń, to warto przypomnieć sobie
genialne Spontaneous Music Ensemble i jego „molekularną” improwizację (rzućcie
proszę okiem na moją monografię SME, zamieszczoną na tym blogu w trzech
odcinkach). Coś z ducha idei Johna Stevensa unosi się nad tym nagraniem. Choć
sam John Butcher do SME dołączył dopiero w kilka lat po tym nagraniu.
Jedenaście krótkich miniatur, utkanych z drobnych utarczek
trzech soczyście brzmiących instrumentów, w tym dwóch strunowych (znów analogia
do SME). Wymaga pewnego skupienia w procesie słuchania, acz potem - by nasz wysiłek nie był daremny - daje od siebie naprawdę wiele.
Majstersztyk!
I tylko odwieczny dylemat, czy rejestracje muzyki free improvisations
należy ciąć w procesie wydawniczym (innym słowy – wydawać jedynie fragmenty
większej całości). Osobiście wolę nagrania bez ingerencji „nożyc” edytora, ale tu
– choć taki proceder miał miejsce - absolutnie nie zgłaszam zastrzeżeń.
Fragmenty są krótkie, ale dzięki temu dobitniejsze artystycznie, a i ryzyko
przegadania sprawy maleje do zera.
John Butcher Group Somethingtobesaid
(Weight Of Wax)
Festiwal Muzyki Współczesnej w Huddersfield gościł w roku
2008 grupę świetnie znanych nam muzyków, umieszczonych w line-up’ie pod szyldem
John Butcher Group (znanych nam, czyli wielbicielom „niemuzyki”, tak bowiem
zwykli nazywać nasze dźwiękowe fascynacje Ci, którzy edukację muzyczną
zakończyli w metrum 4/4).
Grupa została stworzona ad hoc, na potrzeby koncertu (nota
bene, przy wsparciu podatników Jej Królewskiej Mości) i choć muzycy Ci grywali
ze sobą wielokrotnie, to w tym zestawieniu wystąpili po raz pierwszy. Lider,
przynajmniej z nazwy, całego przedsięwzięcia, John Butcher oprócz, jak zwykle
skutecznego manipulowania saksofonami, wniósł do projektu trochę pre-produkcji
(czyli dźwięków nagranej wcześniej), a do Oktetu dobrał: dwa kontrabasy (John
Edwards, Adam Linson), fortepian (Chris Burn), dwa generatory dźwięków
„niczyich” (analogowy syntezator – Thomas Lehn i gramofony – Dieb13), harfę z
dodatkami (Claire Cooper) i perkusjonalia (Gino Robair). Dodatkowo część
muzyków wspierała się różnej maści elektroniką.
Powstały z tegoż spotkania swobodny strumień dźwiękowy
udostępniony został nam dzięki nowej inicjatywie wydawniczej Weight Of Wax
(póki co wydaje głównie muzykę Johna Butchera). Ponad godzinny koncert
pozbawiony był przerw, wszakże dla wygody słuchaczy podzielony został na
dziewięć części.
W wyżej zarysowanej czasoprzestrzeni Oktet pracuje bardzo
sprawnie, generując piękny i doprawdy frapujący kolaż dźwiękowy, który w
odpowiednich dramaturgicznie momentach zgrabnie kontrapunktuje solowymi
eksploracjami saksofon Johna Butchera (brzmi nad wyraz czysto i klarownie,
przemycając jak zwykle tych kilka dźwięków, których nie uświadczymy obcując z
pozostałą na świecie wielomilionową rzeszą posiadaczy instrumentów dętych,
drewnianych). Całość, z pozoru improwizowana, bywa chyba delikatnie przez
lidera w kilku momentach ukierunkowywana, co w każdym razie nie stanowi
jakiegokolwiek zarzutu.
Koncert z Huddersfield to przy okazji rzadka ostatnio
sposobność wysłuchania Johna Butchera w większym składzie. A to wartość sama w
sobie. Polecam bezdyskusyjnie!
Tekst pierwotnie ukazał się drukiem w nr 4/5 magazynu m/i, maj-czerwiec
2011.
Sten Sandell Trio & John Butcher Strokes (Clean Feed)
Kolejne – po duecie z Paalem Nilssenem-Love ("Concentric") – nagranie wspaniałego angielskiego saksofonisty Johna Butchera w zacnych szeregach portugalskiej wytwórni Clean Feed. Tym razem towarzyszy on triu wytrawnego norweskiego pianisty Stena Sandella (w składzie także Paal Nilssen-Love!, na basie Johan Berthling).
Kolejne – po duecie z Paalem Nilssenem-Love ("Concentric") – nagranie wspaniałego angielskiego saksofonisty Johna Butchera w zacnych szeregach portugalskiej wytwórni Clean Feed. Tym razem towarzyszy on triu wytrawnego norweskiego pianisty Stena Sandella (w składzie także Paal Nilssen-Love!, na basie Johan Berthling).
Koncert zarejestrowany w Oslo (Bla) w roku 2005 – zawiera
dwie długie improwizacje plus drobny encore. Wypada wyśmienicie! Niepowtarzalna
– jak zwykle - gra Butchera (kto widział go na żywo, nie zapomni nigdy!),
niebywała erudycja pianisty (także szczypta elektroniki tworzonej na
poczekaniu) i zabawek dźwiękowych (Butcher), a także najlepsza w moim przekonaniu
wersja Nilssena-Love (urocze sonorystyczne zabawy z gramaturą zestawu
perkusyjnego). Wybitna pozycja, dla mnie najlepsze wydawnictwo w minionym roku.
Tekst zamieszczony
pierwotnie na portalu diapazon.pl w roku 2007
Kyle
Bruckmann And (Musica Genera)
Butcher/
Lonberg-Holm/ Zerang Tincture (Musica Genera)
Piotrowicz/
Stangl/ Zaradny Can't Illumination (Musica Genera)
Butcher/ Piotrowicz/ Zaradny - Koncert w Suszni Starego
Browaru Poznań, 9.10.2004
Fragment większej całości. Musica Genera. Kilka osób. W
sumie dwie osoby. Robert i Ania. Festiwal muzyki improwizowanej. Nie jazzowej.
Improwizowanej. Było kilka edycji. Przyjechało kilku ciekawych Kolesi.
Szczecin. Okno na świat? Czy daleko od szosy?
Ania przypomina moje najbardziej ulubione koleżanki z licka,
w pierwszej połowie lat 80-ych. Podobają ci się, ale wiesz, że o Kierkegaardzie
z nimi nie pogadasz. Do momentu zanim chwytają za saksofon (altowy). Robert.
Latynoska uroda macho, ale dredy do pasa, dres, w sumie przyjechał z Jamajki.
Grają muzykę improwizowaną. Cokolwiek to znaczy. Ania ma laptopa i altową rurę,
Robert gitarę i analogowe przetworniki (w tym miniwibrator i kłębki materiału).
Gitara najczęściej leży na stole. Acha, jest jeszcze smyczek. Używany na sposób
konwencjonalny. Mają wydawnictwo płytowe. Musica Genera. Szczecin. Ulica...
Wiosny Ludów. Do tej pory wydali dziewięć pozycji. Znam trzy. Są trudne w
odbiorze. A na koncercie w Suszni (co za miejsce!) trzydzieści procent
populacji wyszło przed dzwonkiem. Wiem, wiem... Nic nie rozumieją. To nie jest
muzyka dla wszystkich. Wiem, wiem, oburzą się na słowo "muzyka".
John Butcher. Angol, po pięćdziesiątce. Spojrzysz, wiesz.
Nie może być pomyłki. Ma dwie rury. Tenor i sopran. Na sopranie kwili
kameralistycznie, choć z Evanem Parkerem nie pije wódki. Myślę, że nawet ze
sobą nie rozmawiają. Tenor? Pociąg kolejowy. Ale od spodu szyn.
Interesują go dźwięki "inaczej". Czy chciałbym coś
powiedzieć "od siebie"? Tak. Strasznie mi się to podoba. Gdy
słyszałeś na żywo stu pięćdziesięciu dziewięciu saksofonistów, pragniesz
naprawdę czegoś nowego. Butcher? To jest ten człowiek. Paręnaście dźwięków,
których nigdy dotąd nie słyszałeś. Zapewniam cię. NIE SŁYSZAŁEŚ! Którędy z rury
dobywa się dźwięk? Otworem? Tak. A co się dzieje, jak ten otwór zetkniesz z
podłożem? Co usłyszysz? Idź na koncert Butchera.
On z Anią i Robertem w wersji live. Susznia. Małe
pomieszczenie. W sumie fragment wysokiego komina. Słuchać fantastycznie.
Oczywiście (Ania i Robert, wybaczcie!) to John jest mistrzem ceremonii.
Odjeżdżam, siedząc. Patrzę, mając oczy zamknięte. Oczywiście siedzę na uszach i
słucham. Dźwięk. Czy ja rozumiem brzmienie tego słowa?
Butcher z Fredem Lonbergiem-Holmem i Michaelem Zerangiem
(zgadnijcie skąd ICH ZNAMY?). Z wiolonczelą i perkusjonaliami. Na cedzie Musica
Genera. Trójdzielna improwizacja, każdy sobą, każdy w parze, każdy jako część
tria. Przejrzyste, krwiste brzmienie. Jakby nagrywali w Suszni. A to było w
Chicago. Jak to ująć najprościej? Płyta roku? Tak, ale ze dwa lata temu. Tylko
czy to moja wina, że dopiero teraz do Niej docieram? Gdzie są animatorzy
kultury wysokiej? Wiem, pewnie Rafał K. już o niej pisał. Ale nikt mi nie
powiedział, że w Szczecinie wydaje się TAKĄ muzykę! Daleko od szosy? Ania i
Robert - znów mi wybaczcie.
Są jeszcze inne cedy na MG. W sumie dziewięć. Tu mówimy o
trzech. Na przykład Ania i Robert z Burhardem Stanglem na gitarze i...
elektronice. Dzieje się nie za wiele, ale uszy przywierają do słuchawek
discmana, jak kot do suszonej ryby.
Na przykład Kyle Bruckman z kupą chicagowskich amerykańców w
lubieżnych duetach. Jest Jeb Bishop na puzonie, jest Jim Baker na pianie
(zgadnijcie skąd ICH ZNAMY?).
Musica Genera. Ładne kartoniki. Wiara w sens muzycznej
egzystencji kipi.
Tekst zamieszczony
pierwotnie na portalu Gaz-eta Vivo.pl w roku 2004.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz