Wywiad przeprowadzony na zlecenie portalu jazzarium.pl i tamże opublikowany
Płyta portugalskiego
tria free jazzowego Rajada ukazała się na początku bieżącego roku za sprawą
serii wydawniczej Multikulti Project i Trybuny Muzyki Spontanicznej. W trakcie
swojego niedługiego życia doczekała się już m.in. cztero i pół gwiazdkowej
recenzji na prestiżowych łamach Freejazz Blog. W okresie wiosennym
przeprowadziłem z Pedro Sousą, saksofonistą tria, rozmowę nie tylko o tym
wydawnictwie, ale także i przede wszystkim o drodze, jaką przebył ten wciąż
młody muzyk, od eksperymentalnej elektroniki do muzyki swobodnie
improwizowanej.
Witaj Pedro.
Rozmawiamy w związku z ukazaniem się w Polsce debiutanckiej płyty tria Rajada,
którą tworzysz wspólnie z Miguelem Mirą i Afonso Simoesem. Opowiedz proszę, jak
doszło do powstania tego tria, jak ta muzyka sytuuje się na tle twoich
poprzednich muzycznych doświadczeń.
Grałem już wiele razy z Miguelem Mirą, nim zagraliśmy jako
Rajada, głównie w sytuacjach stworzonych ad
hoc, ale także w studiu, gdy ćwiczyłem razem z Motion Trio. Jednocześnie znałem
i zaprzyjaźniłem się z Afonso, wiedziałem o jego wcześniejszej grze w różnych
zespołach z Davidem Maranhą lub Rafaelem Toralem, także w takich zespołach, jak
Gala Drop i Fish & Sheep. Pewnego dnia grałem z Afonso w podwójnym
koncercie, gdzie lokalni muzycy z Lizbony zwykli bywać w soboty, na Rua da
Bica. Ideą podwójnego koncertu polegała na występie dwóch duetów, które nigdy
wcześniej nie grały ze sobą.
Po tym koncercie po prostu pewny rzeczy zadziały się już
same. Miguel Mira i ja chcieliśmy grać częściej razem. Afonso chciał ponownie
zagrać improwizowany jazz. Gabriel (Ferrandini) już myślał o przyszłości z Volúpias
das Cinzas. Tak więc całkiem naturalnie poczuliśmy, że wszyscy chcemy stworzyć
czystą formację składająca się z saksofonu, basu i perkusji.
Opowiedz proszę o
swoich początkach jako muzyk. Od czego zaczynałeś, gdzie uczyłeś sie grać, jak
doszedłeś to muzyki improwizowanej, w którym momencie poczułeś, że to jest twoja
metoda artystycznego działania.
Zacząłem grać na gitarze jako nastolatek. W takich
okolicznościach właśnie poznałem Gabriela Ferrandiniego. Obaj wpadliśmy na
pomysł stworzenia zespołu i grania muzyki. Byłem i nadal jestem wytrwałym
słuchaczem muzyki elektronicznej, więc uczyłem się także, jak tworzyć muzykę na
komputerze. W ciągu tych lat wiele eksperymentowaliśmy z innymi muzykami, czy kolegami
z liceum, którzy potem robili już inne rzeczy. Był to także czas, kiedy po raz
pierwszy spróbowałem zagrać na saksofonie, który w tamtym czasie był dla mnie
bardzo tajemniczym instrumentem.
Ponieważ mieliśmy wiele pomysłów i skojarzeń w naszych
głowach, doświadczaliśmy wtedy głównie tego, co oznacza ciągłe zmaganie się z
twoim instrumentem i twoimi fizycznymi zdolnościami, a nie zaś z tym, co
naprawdę chcesz robić w kategoriach dźwięku. Było to bardzo ważne, ponieważ
nasze ówczesne potrzeby ostatecznie przerosły chęć grania muzyki notyfikowanej
lub ustrukturyzowanej w postaci piosenki, a my coraz bardziej przechodziliśmy
do długich kompozycji, dzięki stosowaniu improwizacji i eksperymentalnych
pomysłów estetycznych.
Ostatecznie Gabriel zaczął regularnie grywać w RED Trio i
Motion Trio. A ja, który grałem kilka razy z Ernesto Rodriguesem i VGO
(Variable Geometry Orchestra), założyłem własny zespół z dwoma innymi
przyjaciółmi (Pedro Lopes z EITR i João Gomes) o nazwie OTO. To było zarówno eksperymentalne,
jak i improwizowane trio z muzyką elektroniczną, którego każdy kolejny koncert,
a także metody pracy bardzo różniły się od siebie. To była niesamowita szkoła,
dowiedzieć się więcej o graniu muzyki elektronicznej, a także lepiej zrozumieć,
jak tworzyć w połowie strukturalne / w połowie improwizowane utwory muzyczne
itp. To zdecydowanie mieściło się gdzieś pomiędzy muzyką taneczną, a po prostu
naprawdę dziwacznymi rzeczami. Również w ciągu tych lat spędzałem dużo czasu,
często opuszczając zajęcia na uniwersytecie, na graniu i próbach w Trem Azul,
który był wtedy sklepem z muzyką jazzową, a także kwaterą główną wytwórni Clean
Feed. To była właściwie moja druga szkoła, która otworzyła mój umysł i uszy na
wiele rzeczy, które wydarzyły się potem.
Ale ostatecznym punktem zwrotnym był koncert Johna Butchera,
który widziałem w CCB z udziałem Carlosa Zíngaro grającego na altówce, z
elektroniką i Güntera Müllera, wykorzystującego ipody. Gra Johna Butchera
kompletnie mnie rozwaliła. Tkwiłem już wtedy w różnych odmianach jazzu i
improwizacji, ale widząc saksofony Johna robiące tak niezwykłe rzeczy, to było coś,
czego wcześniej nie widziałem. Zdaje się, że to był ten impuls, który w pewnym
sensie sprawił, że ostatecznie porzuciłem moją elektronikę na rzecz gry na
akustycznym instrumencie.
Czy mógłbyś wymienić
płyty i muzyków, którzy w szczególny sposób ukształtowali Cię jako muzyka?
Wydaje mi się, że trudno jest opisywać rzeczy w ten sposób,
ponieważ czuję, że wszystko, czego dotychczas doświadczyłem, jest częścią tego
samego strumienia, nawet te okropne rzeczy, których słuchałem jako dziecko. Zatem
prawdopodobnie wiele, nawet tych najbardziej "ważnych" rzeczy mogę tu
pominąć. Ale pierwsze wrażenia, które przychodzą na myśl, to cała muzyka
elektroniczna, którą słyszałem, gdy dokonywałem moich pierwszych odkryć i
eksploracji w muzyce. Dla nastolatka byli to typowi bohaterowie, tacy jak Pink
Floyd i Soft Machine, ale potem naprawdę zanurzyłem się w muzyce jungle i IDM,
odkryłem takie wytwórnie, jak Warp, Ninja Tune i Tzadik, tacy artyści, jak
Aphex Twin, Squarepusher, Ventian Snares i μ-ziq przychodzą do głowy.
"Disco Volante" Mr. Bungle’a również kołysało mój świat w tamtym
czasie, czy zespoły takie, jak The Melvins. Później doszedłem do hip hopu,
także bardzo lubię „brudną” południową muzykę, taką jak Three Six Mafia i DJ
Screw. Lub dziwaczne rzeczy, takie jak Prefuse 73.
Muzyki jazzowej zacząłem słuchać intensywniej nieco później,
ponieważ zostałem w to wciągnięty i zacząłem spędzać dużo czasu w "Trem
Azul", który w czasach, gdy był siedzibą Clean Feed Records, dostarczał
również dużo nowej szalonej muzyki, o której nawet nie wiedziałem, że chcę ją
usłyszeć. Wtedy usłyszałem takie zespoły jak Hardcore Chamber Music, czy
pierwszy album Offonoff czy Original Silence, a co najważniejsze, dla mnie jako
muzyka, poznałem takich artystów jak John Butcher, Evan Parker czy
Jean-Luc-Guionnet. The Fish i Townorchestrahouse to były formacje, które zawsze
zalegały w moich odtwarzaczach CD. W ostatnim roku, to czego słuchałem
najczęściej w domu, to w rzeczywistości muzyka tradycyjna, głównie azjatycka. Zazwyczaj
tak właśnie obcuję z muzyką, najpierw dużo jednego gatunku, a potem lubię
odkrywać inny.
Świat muzyki
improwizowanej poznał Cię kilka lat temu, gdy nagrałeś doskonałą płytę „Casa
Futuro”, w towarzystwie swojego wielkiego przyjaciela, Gabriela Ferrandiniego i
Johanessa Bertlinga. Czy te trio będziesz w przyszłości kontynuował?
Graliśmy w październiku (ubiegłego roku – przyp. red.) w tym
trio na Out.Fest, tutaj w Lizbonie. Zatem grupa wciąż żyje i ma się naprawdę
dobrze. Poprzednio po prostu mieliśmy trudniejszy okres, ponieważ Johan niedawno
został ojcem i miał bardzo napięty harmonogram. Ale cieszymy się muzyką i gramy
razem, więc coś musi się wydarzyć w bardzo niedalekiej przyszłości!
Porozmawiajmy o
procesie improwizacji. Co Twoim zdaniem jest ważne, by była ona udana? To, co
siedzi w twojej głowie? To, z kim grasz i jakie wzajemnie na siebie reagujecie?
To interesujące pytanie, ponieważ jest to kwestia, z którą
mam codziennie do czynienia, za każdym razem, gdy angażuję się w jakiś twórczy
proces. Uważam się za każdym razem za szczęśliwca, że mogę mieć w tej kwestii
jakiś pogląd i próbować uwierzyć, że nie dość, że moje koncepcje nie są
dogmatami, to jeszcze mogą się też poszerzać i ewoluować. Dzięki Trem Azul,
przyjaciołom, kolegom związanym z muzyki, a także moim własnym poszukiwaniom,
byłem nastawiony nie tylko na mnogość różnych rodzajów muzyki i artystów, ale
także na konkretne sposoby podejścia i analizowania sytuacji. Jestem oczywiście
owocem i skutkiem moich własnych influencji, także tych wszystkich
najprzeróżniejszych albumów i gatunków muzycznych, które mnie interesują, od
muzyki drone po noise, także hip-hopu i muzyki tradycyjnej z całego świata.
Również fakt, że przez kilka lat grałem na gitarze w improwizowanych zespołach
elektronicznych i noise'owych, a także studiowałem rzeźbiarstwo, pomogło mi spojrzeć
na wszystko z innej perspektywy. Wszystko sprowadza się do tego tygla idei i
estetyki, który jest ciągle powiększającą się biblioteką, która pozostaje ze
mną jako muzykiem.
Kiedy więc myślę dziś o muzyce improwizowanej, rzadko kiedy
uważam ją za rodzaj jazzu lub przykład post-jazzowych estetyk czy idiomów. Mimo,
iż to ogromny fundament wszystkiego, to nadal jest tylko częścią całej
struktury, która stanowi mój własny język. Tak więc, gdy pracujemy i staramy
się być coraz lepsi na swoim instrumencie, grając każdego dnia w czysto
technicznym sensie, łączymy to wszystko z naszą własną prawdą i estetyką, w
pewnym sensie próbując szlifować i doskonalić nasz pomysł jako całość. To
zawsze stanowi moje główne zainteresowanie: być w stanie jasno zobaczyć, jak te
wszystkie elementy (uczenie się, granie, myślenie, mówienie i słuchanie)
kształtują mnie jako twórczą osobę i jak pomagają mi zdefiniować mój własny
język, który przenika wszystko, co robię. Więc chociaż funkcjonuję dla
przykładu w zespołach, których estetyka może się wydawać bardzo różna, moim celem
jest zawsze nadać sens temu wszystkiemu i połączyć wszystko w jedną całość.
Również czymś, z czego zdałem sobie sprawę, a co jest bardzo
ważne, jest dokładnie to z kim grasz. Ponieważ myślę, że ludzie często
ujawniają siebie w sposobie, w jaki grają, to gdy osobiście komunikujesz się z
kimś, stanowi już wartość samą w sobie. Przyjaźń jest ważna, choć oczywiście
nie jest zmienną ostateczną w równaniu, ma dla mnie znaczenie ze względu na
organiczną naturę tej muzyki. Wciąż jestem silnie zaangażowany w to, co robię w
moim życiu, ciągle czuję, że wszystko wokół mnie musi i będzie wzrastać.
Dlatego też rozwój i praca z ludźmi, którzy są tak zmotywowani, jak ty, którzy
wierzą w to, co ty, to zdrowa rzecz dla muzyki i ogólnie dla procesu
motywacyjnego. Oczywiście muzyka również rodzi się z konfliktu, który wybucha
od czasu do czasu. Wszystko najważniejsze dzieje się od momentu, w którym
bierzemy ten wspólny proces w nasze ręce i wykorzystujemy, to co w nas
najlepsze. Wszystko inne, to tylko nieustanny ból głowy lub chwila oddechu.
Jesteś silnie
związany z Lizboną. Czy mógłbyś opowiedzieć o scenie muzycznej tego miasta,
szczególnie tej związanej z muzyką improwizowaną? Miejsca do grania, muzycy,
czy ktoś wspiera muzyków? Czy muzyk improwizujący przeżyje w Lizbonie?
Improwizowana scena w Lizbonie jest interesująca. Być może dziś
jest ona trochę bardziej rozproszona niż kiedyś, jeśli myślimy o tym w
klasycznym sensie, tak jak w latach wcześniejszych, gdy funkcjonował Trem Azul
(ponieważ było to miejsce, przez które niemal wszyscy przeszli) lub nawet stary
Hot Club (nowy nie ma już związku z tą sceną). Wydawało się, że łatwiej było być
wystawionym na różne okazje, które tyle wokół. Ale względnie mały rozmiar
miasta nadal ułatwia łączenie się z ludźmi i zrozumienie tego, jak grupy muzyków
przemieszczają się, pracują i mieszają ze sobą. Z jednej strony masz Ernesto
Rodriguesa i jego wytwórnię Creative Sources, która prezentuje w przeważającej
części muzykę bliską ciszy, realizowaną w Lizbonie i pobliskich miejscach. Z
drugiej strony masz takich muzyków, jak Manuel Mota, David Maranha i Margarida
Garcia, którzy są wartością samą w sobie, także Red Trio oraz Motion Trio lub
nawet niektórych muzyków, którzy wywodząc się z klasycznej sceny jazzowej,
próbują włączyć improwizację jako główny element w niektórych swoich projektach.
Zatem każdy znajdzie tu coś dla siebie, nawet jeśli okazji nie jest zbyt wiele,
bo wszystko, co robią te grupy muzyków, składa się w całość.
Inne miejsca, takie jak Galeria Zé dos Bois i Damas, są
ważne w inny, być może, bardziej miejski sposób, ponieważ łączą różne gatunki muzyki
w swoich programach, proponując ludziom przeróżne rodzaje muzyki, co sprzyja
powstawania nowych inicjatyw. Na przykład niektórzy muzycy, z którymi pracuję i
spotykam się codziennie, pochodzą ze sceny pop, estetyki lo-fi lub muzyki
tanecznej, a dla mnie jest to bardzo interesująca rzecz, ponieważ wszyscy w
pewnym sensie wspieramy się nawzajem, nastawieni jesteśmy na kontynuowanie
różnych projektów. Może właśnie w tym kierunku zmierza scena muzyki
improwizowanej w Lizbonie, ten rodzaj mieszanki stylistycznej. Jestem zdania,
że obecnie
miasto jest nieco mniej przyjazne dla pewnych twórczych nisz, ale mimo wszystko
mają one szanse przetrwać i rozwijać się. Widzę, że więcej muzyków robi różne rzeczy,
a to świetna sprawa, zatem istnieje potencjał. W moim odczuciu brak jest tylko miejsc
do grania w mieście (i poza nim), co w połączeniu z rosnącymi cenami czynszów i
miastem coraz bardziej nastawionym na turystykę, utrudnia rozwój zjawisk
kulturalnych. Ale musimy poczekać i zobaczyć, co przyniesie przyszłość, ponieważ
jest tu wielu świetnych ludzi robiących świetne rzeczy.
Zatem Pedro, ostatnie
pytanie. Nad czym obecnie pracujesz, na jakich płytach usłyszymy Cię w
najbliższych miesiącach? No i kiedy pojawisz sie na koncertach w Polsce, czy w
ogóle w Europie wschodniej?
Teraz pracuję nad wieloma różnymi rzeczami. Przygotowywałem
i zmiksowałem dwa koncerty z Gabrielem Ferrandinim, Davidem Maranhą, Alexem
Zhang Hungtai i Júlią Reis (na jednym z koncertów), grupa nazywa się Rahu and
Ketu. Przygotowywałem też niepublikowany wcześniej album EITR, nagrany kilka
lat temu. Nagrałem i zmiksowałem duet z Davidem Maranhą, który staramy się
wydać w tej chwili. Jest też album CAVEIRA, nad którym pracujemy, zespół
założony przez Pedro Gomesa lata temu tutaj, w Lizbonie, którego skład zmieniał
się parę razy. Mam skromne nagranie solowe, która wkrótce zostanie wydane. Volúpias
das Cinzas, nagrania tria Gabriela (Ferrandiniego) z rezydencji w ZDB również
zostaną wydane w tym roku. Obecnie nagrywanych i produkowanych jest wiele rzeczy,
to naprawdę świetna sprawa!
Co do gry w Polsce lub Europie Wschodniej ... Cóż ... Dla
mnie to wciąż nieopanowane terytorium.
Tak naprawdę nie mogę powiedzieć na pewno, że coś się wydarzy. Zobaczmy, czy
uda nam się przetrwać kolejną porcję płytowych wydawnictw!
Dziękuję za rozmowę,
Pedro.
****
Pedro Sousa and his constantly growing library
of ideas and aesthetics - an interview with a musician
The recordings of the Portuguese jazz trio
Rajada appeared at the beginning of this year due to the publishing series
Multikulti Project and Spontaneous Music Tribune. During its short life, it has
already four and a half star review on the prestigious Freejazz Blog. In the
spring time I had a conversation with Pedro Sousa, a saxophonist of this trio, not only about this release, but
also and above all about the path that this still young musician went through,
from experimental electronics to freely improvised music.
Hello Pedro. We are talking about the release
of Rajada trio debut album in Poland,
which you create together with Miguel Mira and Afonso Simoes. Please tell me
how this trio came into being, how this music is located in the background of
your previous musical experiences.
I had
already played multiple times with Miguel Mira before the band, mostly in ad
hoc situations and in the studio rehearsing with Motion Trio. While I knew and
befriended Afonso already, and knew about his past playing in various ensembles
with David Maranha or Rafael Toral and in bands such as Gala Drop and Fish
& Sheep. One day I played with Afonso in a double bill series where local Lisbon players used to go
on Saturdays, in Rua da Bica. The idea of the double bill was to put two duos
playing that had never played before.
After that
gig it was simply a cluster of conditions. Miguel Mira and I wanted to play
more often together. Afonso desired to play jazz and improv once more. Gabriel
(Ferrandini) was already thinking ahead with Volúpias das Cinzas. So it kind of
naturally happened as we all felt we wanted to develop a raw trio formation of
Saxophone, Bass and Drums.
Please tell me about your beginnings as a
musician. Where did you start, where you learned to play, how you came to
improvised music, at what moment you felt that this is your method of artistic
action.
I started
out playing guitar as a teenager. Which is how I met Gabriel Ferrandini
actually. We were both into the idea of forming a band and playing music. I was
also and still I am a heavy listener of electronic music, so I was also
learning how to produce music on the computer. We did a lot of experiments
during these years with other musicians, or high school friends actually, who
have gone to do other things. This was also the time I first tried out playing
a saxophone, as it presented itself as a very mysterious instrument to me at
the time.
Since we
had a lot of ideas and references in our head we were already experiencing what
it is to constantly struggle with your instrument and your physical abilities
vs. what you actually want to do in terms of sound. This was very important as
these necessities eventually outgrew our desire to play written or structured
music in a song format, and we deviated more and more into long compositions as
a result of improv and experimental aesthetic ideas.
Eventually
with time Gabriel started out playing with RED Trio and Motion Trio. And I, who
had played a couple of times with Ernesto Rodrigues VGO (Variable Geometry
Orchestra), started my own band with two other friends (Pedro Lopes from EITR
and João Gomes) called OTO. It was and experimental and improvised electronic
music trio which varied its sets and approach methods a lot. And it was an
incredible school to learn more about playing electronic music and to also
understand more how to make half structured/half improvised music, etc. It was
categorically somewhere between dance music and just really weird stuff. Also
during these years I was spending a lot of time and ditching way too much my
University classes in favour of playing and rehearsing at Trem Azul, which used
to be the Jazz Store which was also Clean Feed's HQ. This was actually my
second school, and it opened my mind and ears to a lot of things to come.
But the
eventual game changer was actually a John Butcher gig I saw at CCB with Carlos
Zíngaro playing viola with electronics and Günter Müller playing ipods. John
Butcher's playing just blew me away. I was already into different kinds of Jazz
and Improv and seeing saxophones doing things out of the ordinary wasn't
something I hadn't seen before. But it struck a chord in me I guess and it kind
of tipped me over to finally ditch my electronics in favour of playing an acoustic
instrument.
Could you indicate the albums and other musicians
who have shaped you in a special way as a musician?
I think
it's kind of hard to label things that way because I feel it's all part of the
same stream, even the horrible stuff I listened to as a kid. So probably a lot
or even the most "important" things might be left out. But the first
things that come to mind are all the electronic music that I heard as I was
doing my initial discoveries and explorations in music. As a teenager there
were the usuals like Pink Floyd and Soft Machine but then I got really into
jungle music and idm and finding out stuff in labels like Warp, Ninja Tune and
Tzadik, artists like Aphex Twin, Squarepusher, Venetian snares and μ-ziq come
to mind. Mr. Bungle's "Disco Volante" rocked my world at that time as
well or bands like The Melvins. Later I really got into hip hop music in
general and I really like dirty south music like Three Six Mafia and DJ Screw.
Or quirky stuff like Prefuse 73.
I only
started listening more seriously to Jazz music later, as I was drawn into it
and I started hanging out a lot at "Trem Azul" which, since it was
home to the Clean Feed records, also brought me a lot of new crazy music that I
didn't even know that I wanted to hear. Which is when I heard bands like
Hardcore Chamber Music, or Offonoff or Original Silence's first album, and then
most importantly, for me as a musician, artists like John Butcher, Evan Parker
or Jean-Luc-Guionnet. The Fish and Townorchestrahouse were some bands that were
always looping in my cd-players. This last season what I’ve been listening to
the most at home is actually traditional music, mostly Asian. Usually that is
how I hear music these days: a lot of one genre and then I like to explore
another.
The world of improvised music met you a few
years ago when you recorded an excellent album, Casa Futuro, accompanied by
your great friend, Gabriel Ferrandini and Johaness Bertling. Will you continue
this trio in the future?
We played
last October with this trio at Out.Fest here in Lisbon. So it's still alive and kicking. We
simply have been having a tough break with timings as Johan recently became a
father and already has a very packed schedule. But we thoroughly enjoy the
music and playing together so it's bound to happen in a very near future (no
pun intended) again!!!
Let's talk about the process of improvisation.
What do you think is important for it to be successful? What's in your head?
Who do you play with and how do you react to each other?
This is an
interesting question as it is something that I also question myself with
everyday and everytime I'm involved in some sort of creative process. I always
consider myself lucky to be able to hold some sort of perspective on it and to
try to believe that not only my concepts are not dogmas but they can expand and
evolve. Because of Trem Azul, friends, music colleagues and my own research I
was exposed not only to a multitude of different types of music and artists but
also specific ways to approach and to analyze it. I am obviously a product and
the result of my own influences, be it all the different albums and music
genres that interest me, from drone music to noise, to hip hop and traditional
styles from around the world. Also the fact that for some years I played guitar
in improvised electronic and noise bands, or studied sculpture, helped me to
have a different perspective on sound in general. So it all comes down to this
melting pot of ideas and aesthetics which is an ever expanding library which
stays with me as a musician.
So when I
think of improvised music these days, it's rare that I think of it specifically
as a sort of jazz or post-jazz aesthetic/idioms. Even though that pillar is
massive, it's still only a part of the whole structure which is my own
language. So while we study and try to improve at our instrument playing every
single day in a purely technical sense, we are also conjoining it with our own
truth and aesthetic, in a way, trying to rough out the edges and polish this
idea as a whole. That has been my main focus as of late: To be able to clearly
see better what all these things (studying, playing, thinking, talking and
listening) do to me as a creative individual and how they help me define my own
language which transverses everything that I do. So while I may have bands for
instance, whose aesthetic may seem very different from one to another, my goal
is to somehow make sense of all this and connect it.
Also something
that I realized which is very important is exactly who you are playing with. As
I often think that people reveal themselves a lot in how they play, it's of
value when you personally connect to someone. Friendship is important, and
obviously not being the end-all-be-all variable in the equation, it matters to
me because of the organic nature of this music. I'm still very much in a state
in my life where I feel that everything around me has to and will grow. Therefore,
to grow and learn with people which are as motivated as you are, and believe in
this as you do, is healthy to the music and to the motivational process in
general. Of course music arrives out of conflict as well, which erupts from
time to time. Everything happens to be valid as long as in the end we take this
cooperative process to the best of our abilities. Everything else is just
growing pains or good times.
You are strongly connected to Lisbon. Could you tell us about the music
scene of this city, especially the one related to improvised music? Places to
play, musicians, do anyone support musicians? Will the improvising musician
survive in Lisbon?
The
improvised scene in Lisbon
is an interesting one. It may be a little more disperse these days, if we think
about it in a classic sense, as in years before because of Trem Azul (as it was
a place that everyone one time or another passed by) or even the old Hot Club
(the new one just hasn't connected with this scene). It seemed easier to be
exposed to the different niches that are active around here. But the relative
small dimension of the city still makes it easy to connect to people and
understand how these groups move, work and mix with each other. On one hand you
can have Ernesto Rodrigues and his label Creative Sources, which represent the
majority of near silence music being done in Lisbon and nearby places. On the other you
may have Manuel Mota, David Maranha and Margarida Garcia, which are a force of its
own, or Red Trio and Motion Trio, or even some musicians which, coming from a
classical jazz scene, try to incorporate improvisation as a major guideline in
some of their projects. So there's something for everyone, even though it might
be in very small numbers sometimes, the work that these groups do all comprise
a whole.
Other
venues like Galeria Zé dos Bois and Damas are important in another, maybe, more
urban way, as they mix very different genres in their programming, therefore
exposing a lot of different people to different types of music, and this in
turn creates more groups. For instance some of the musicians that I work and
hangout with daily come from the pop scene, or lo-fi aesthetics, or dance
music, and for me that's a very interesting thing to happen as we all support
each other in a sense, and are exposed to a continuum of different works. Maybe
this is where the improvisation scene in Lisbon
is heading, this kind of mix of tangents. I'm of the opinion that the city is a
bit harsher these days for some creative niches, but they can very well survive
and thrive. I see more musicians doing different things and that's a great
thing so the idea of potential is all there. There is a lack of venues in the
city (and outside) in my opinion though, which coupled with skyrocketing rent
prices and a city turned more and more to tourism make it harder to help this
number grow. But we have to wait and see what the future brings as there are
some great people doing great things around here.
Pedro, last question. What are you currently
working on, on which discs will you hear in the coming months? And when will
you appear at concerts in Poland
or in Eastern Europe at all?
Right now I’m
working in a lot of different stuff. I've been preparing and mixing two
concerts given with Gabriel Ferrandini, David Maranha, Alex Zhang Hungtai and
Júlia Reis (on one of the concerts only), called Rahu and Ketu. I've also been
preparing an unreleased EITR album recorded a few years ago. I have recorded
and mixed a duo album with David Maranha, which we are trying to put out in the
moment. There's also a CAVEIRA album we working on, a band founded by Pedro
Gomes years ago here in Lisbon, whose lineup has changed a lot throughout the
years. I have a small solo tape to be released sometime soon. Volúpias das
Cinzas, Gabriel's trio recording from the residency at ZDB will be out this
year as well. There's always a lot of stuff being recorded and worked on at any
given moment, which is great!
About
playing in Poland or Eastern Europe...Well...It's still quite an untapped
territory for me. So I can't really say for sure. Let's see if we can break
through with the next batch of releases!
Thanks for conversation, Pedro.