Pokrewne Namiętności i inne archiwalia

czwartek, 28 listopada 2019

Ramon Prats & Albert Cirera as Duot! Fe!!!


Najdłużej funkcjonujący improvised working band w Barcelonie, czyli duet … DUOT, ma się świetnie i po kilku latach edytorskiej posuchy, powraca z nowym materiałem studyjnym! Dla zapominalskich, a także tych lubujących się w werbalnych repetycjach – przypomnienie recenzji ich poprzednich płyt znajdziecie na końcu tekstu. 

Albert Cirera (saksofon tenorowy i sopranowy) oraz Ramon Prats (perkusja), niespełna dwa miesiące temu zachwycili nas koncertem na trzeciej edycji Spontaneos Music Festival w Poznaniu. Teraz postaramy się osiągnąć zbliżony poziom emocji, słuchając ich najnowszej płyty, która swą winylową premierę będzie miała na początku grudniu. Album nazwany Fe (Repetidor) zawiera 6 swobodnie improwizowanych utworów, a trwa 42 minuty i 49 sekund. To rejestracja studyjna z 2018 roku.




Od pierwszego dźwięku Cirera i Prats zapraszają nas do krainy dalece wytrawnego free improv. Jako DUOT zaczynali w pieleszach jazzu, z którego systematycznie, z płyty na płytę, wyswobadzali się, a ich muzyka nabierała cech bardziej swobodnej zabawy w dźwięk. Dziś śmiało możemy skonstatować, iż bardzo daleko odeszli od schematów, które proponowali nam 10-12 lat temu. A zatem z niecierpliwością zaglądamy do środka, by przekonać się, jak istotnie wartościowy proces artystycznej metamorfozy dotknął ich na przestrzeni lat. 

Posuwisty dron suchego powietrza wprost z tuby saksofonu tenorowego i rezonujące talerze zestawu perkusyjnego, wspierane szumem szczoteczek, to zmysłowa aura otwarcia Fe. Muzycy po paru chwilach nabierają mocy, niczym cudowna maszyna do generowania szczęścia. Pełni temperamentu, po mistrzowsku skomunikowani, podejmujący w każdej sekundzie improwizacji 100%-owe ryzyko, albowiem znają się na tyle dobrze, iż są w stanie skutecznie zareagować na każdą woltę dramaturgiczną partnera. Druga improwizacja, jakby na przekór tezom postawionym przez recenzenta w poprzednim akapicie, pachnie dobrym free jazzem. Dynamiczna narracja na pełnym gazie, realizowana bez zbędnych dźwięków. Skuteczny, ponadwymiarowej jakości potok fonicznych koincydencji. Furia, emocje, tylko dobre reakcje! A na sam finał niemal 12-minutowej opowieści, ekstatyczny taniec tenoru na tle błyskotliwej ekspozycji perkusji. Trzecia historia otwiera przed nami rozbudowany ciąg dźwiękowych preparacji Cirery. Tuba szumi, szeleści, poci się i ślini, drży i nierytmicznie chrobocze. Perkusja rezonuje werblem i wszystkimi tomami. Saksofonista zdaje się przekraczać po raz kolejny artystyczny rubikon, a perkusista w niczym mu nie ustępuję, jeśli chodzi o poziom kreacji. Czwarta improwizacja kontynuuje dzieło – w tubie umieszczony został tajemniczy przedmiot, która dekonstruuje każdy dźwięk, zamyka przestrzeń i stwarza nowe okoliczności foniczne. Ów każdy dźwięk zdaje się mieć masywne ciało, które oddycha, parska, skowycze i prosi o łyk zimnej wody. Po chwili muzycy bez trudu nabierają dynamiki i z uśmiechem na ustach zdają się pędzić po artystyczne złote runo! Oto prawdziwa furia preparowanego free jazzu! No i jaki piękny stopping

Piąta opowieść, to preparowanej ekspozycji Cirery ciąg dalszy. Prats liczy krawędzie i wprowadza w stan drżenia armię drobnych elementów składowych swojego zestawu perkusyjnego. Ta improwizacja jest wyjątkowa filigranowa, budowana skrupulatnie, niemal z pojedynczych dźwięków. Cirera po raz pierwszy sięga po saksofon sopranowy. Puszcza w eter gęste podmuchy powietrza, po czym realizuje spektakularny taniec po wyżynach stroju swojego instrumentu. Sposób, w jaki muzycy z poziomu ekstatycznej ekspozycji schodzą tuż pod granicę ciszy zupełnej znów budzić winien nasz nieskrywany entuzjazm. Czas na finałową część płyty. Wita nas wyjątkowy deep drumming Pratsa. Tuba saksofonu wypuszcza masywne drony, narracja pulsuje, pełna jest mroku i zmysłowej tajemniczości. Z uwagi na swą lekkość, pewną dramaturgiczną zwiewność, w głowach odbiorców rodzić się może skojarzenie z … cool jazzem. Cisza, skupienie, echo zadumy, małe frazy, grane dla przeciwwagi dość czystym tembrem, wiodą nas na spotkanie z ostatnim dźwiękiem płyty, która już dziś stawia DUOT w gronie asów swobodnej improwizacji XXI wieku. Brawo!

*)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz