Kontrabasista Constantin Herzog, puzonista Matthias Muche oraz perkusista Etienne Nillesen muzykują wspólnie od kilku lat. Jeśli zawartość ich bandcampowej strony nie kłamie opublikowali właśnie szósty album. Bywało, iż jako trio tytułowali się TON lub T.ON. Tym razem okładkę płyty (a raczej jego grzbiet i inlay) zdobią jedynie nazwiska samych muzyków. Wydawcą jest pewien szwedzki label, którego front covery, to każdorazowo ciemnoszara plama nieokreślonego, ale zawsze groźnego mroku.
Muzycy prezentują na albumie nazwanym Anasýnthesi jedną rozbudowaną
ekspozycję, którą zwą śmiało kompozycją, choć to raczej efekt dobrze
ustrukturyzowanego procesu improwizacji. Budowanego z mozołem, świetnie udramatyzowanego
i zdającego się nie marnować choćby sekundy na zbędne akcje, tudzież
niepotrzebne dźwięki. Wyśmienite nagranie, podobnie zresztą jak wszystkie poprzednie
dokonania tego tria. Jeśli to wasz pierwszy kontakt z nimi, tym większa winna
być radość z odsłuchu.
Leniwą, minimalistyczną, skupioną akcję zawiązuje wysoko
posadzony dron kontrabasowego smyczka, równomierny szmer przedmiotów na werblu
i matowe, post-melodyjne westchnienia puzonu. Całość zdaje się być molowa, oniryczna,
niemal egzystencjalna w swojej skłonności do zadawania pytań, na które nie ma
odpowiedzi. Delikatnie pulsuje, zmienia barwy, schodzi niżej na kolanach (brawa
dla smyczka), nabiera nieco kameralnego suspensu. To strwożony śpiew rezonujących,
metalicznych przedmiotów i dętej, blaszanej tuby. Po pięciu minutach następuje subtelna
zmiana klimatu. Smyczek znów wspina się ku górze, puzon zaczyna głębiej
oddychać i wpadać w imitujące frazy interlokutora. Na werblu ciągle coś
chrobocze, syczy i szeleści. Opowieść ma formułę dronową, ale jej faktura zdaje
się zmieniać permanentnie. Po kolejnych kilku minutach każdy uczestnik tej gry śpiewa,
czyniąc to zarówno na wdechu, jak i na wydechu. Wszystko lepi się do siebie i
stanowi jedno muzyczne ciało.
Po upływie kwadransa nieistniejącą scenę opanowuje kompulsywna
cisza. Z mgły niedopowiedzenia wyłania się pierwszy dźwięk z werbla, który
niespodziewanie tonie w ciszy. Po kolejnych kilku westchnieniach swoją opowieść
rozpoczynają smyczek i puzon. Filigranowa, rozhuśtana opowieść toczy się przy
wtórze szeleszczącej ciszy. Jest równie mroczna, jak oniryczna, znów z masą
znaków zapytania i szczyptą definitywnie kameralnej zadumy. Po dwudziestej
minucie muzycy i ich spłoszone instrumenty jakby nabierali wiatru w żagle. To
teraz symfonia śpiewu zawieszonego tuż pod nieboskłonem, która zastyga w porannej
mgle, ale potem nabiera lękliwej intensywności. Jeszcze tylko zejście do
głębokiej krypty, a potem imponująca, drżąca finalizacja. Cisza po ostatnim
dźwięku wydaje się wyjątkowo niepokojąca.
Herzog/ Muche/ Nillesen Anasýnthesi (Thanatosis, CD
2025). Constantin Herzog – kontrabas, Matthias Muche – puzon oraz Etienne
Nillesen – snare drums. Nagrane w Tersteegenkirche, Kolonia,
Niemcy, październik 2024. Jedna kompozycja, 33 minuty.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz