Współczesna portugalska muzyka improwizowana ma się świetnie
- tego na tych łamach nie trzeba specjalnie uzasadniać. W przeciwieństwie jednak
do równie uwielbianej przez nas muzyki improwizowanej z Katalonii nie
pretenduje do miana ponadgatunkowej wolty, raczej skupia się na otwartej
formule jazzu i wszelkich jego swobodnie improwizowanych odmianach.
Wiemy o tym doskonale nie od dziś, a prezentowane poniżej nowości
płytowe z udziałem muzyków z południowo-zachodniego krańca Europy aż w sześciu (siedmiu?)
przypadkach stanowią koronny dowód w sprawie. Niektóre albumy powstały w
Lizbonie, kilka z nich poza Portugalią, niektóre z udziałem muzyków z innych
części świata – ale tu, w odmętach trybunowych impresji - świetnie znanych i
cenionych.
W zestawie trzy nowości Phonogram Unit, labela prowadzonego
przez samych muzyków, dwie petardy z flagowego dla Portugalii Clean Feed
Records, kolejne od wydawców z Niemiec i Litwy, wreszcie ostatnia w formule self-released. So, welcome to jazz we trust!
José Lencastre/ Hernâni Faustino/ Andrew Lisle Riffs
(The Phonogram Unit, DL 2024)
Cossoul, Lizbona,
maj, 2023: José Lencastre – saksofon tenorowy, Hernâni Faustino – kontrabas
oraz Andrew Lisle – perkusja. Trzy improwizacje, 36 minut.
Klasycznie free jazzowe trio grające riffy! Spotkanie kwiatów portugalskiego wolnego jazzu z angielską, swingującą
petardą młodości i kreatywności nie mogło nie zakończyć się czymś definitywnie
wartościowym. A zatem bez zaskoczeń, wszakże z dużą porcją radości płynącej z
odsłuchu, trwającej dłużej niż albumowe trzydzieści sześć minut.
Nagranie składa się z odsłony głównej (ponad 26-minutowej) i
kilkuminutowej dogrywki. Start jest spokojny, szyty blaskiem talerzy, delikatnym
szarpaniem za struny i dętymi westchnieniami. Trio dość szybko nabiera wiatru w
żagle niesione perkusyjnymi łamańcami, post-synkopami, a na etapie rozwinięcia
zdecydowanie swingującym flow. Szczęśliwie
jednym dyskomfortem dla odbiorcy jest tu dość płaskie, zbite brzmienie całości. Po kilkuminutowej przebieżce trio zastyga
w kameralnej pozie, zdobionej frazami smyczka, akcentami percussion, post-bluesowym drive’em
kontrabasu, a także plejadą flażoletów. Kolejna kulminacja ma nieco inny
smak, jest lepiej skomunikowana, dodatkowo upstrzona efektownym solem
perkusisty, a na etapie finalizacji staje się definitywnie ognista. Dogrywka
stawia na bardzo zbilansowaną dynamikę, na starcie przypomina swobodną
kołysankę opartą na smyczku. Z kolei szyk rozwinięcia wydaje się nad wyraz
taneczny, znów naznaczony stemplem angielskiej jakości.
José Lencastre/ Margaux Oswald/ João Carreiro Understanding
Life (The Phonogram Unit, DL 2024)
Namouche Studio,
Lizbona, lipiec 2024: Margaux Oswald – fortepian, José Lencastre – saksofon
tenorowy i altowy oraz João Carreiro – gitara. Osiem utworów, 31 minut.
Kolejne trio z udziałem lizbońskiego saksofonisty sytuuje
się w klimatach bardziej kameralnych, wydaje się być na poły konceptualnym
przedsięwzięciem (z silną, literacką inspiracją), ale na etapie rozwoju
poszczególnych opowieści nie szczędzi nam post-jazzowych fraz, za które
odpowiedzialny jest nade wszystko Lencastre.
Początek pierwszej z ośmiu krótkich opowieści rysowany jest kolektywną
kreską, z jednej strony sycony post-klasyczną pianistyką, z drugiej pikanterią
dętej ekspozycji. W dalszych odsłonach albumu muzycy dorzucają kolejne powabne elementy
tej literacko-muzycznej układanki – zwinne, świetnie skonstruowane akcje inside piano, niezliczone garście jazzowych
melodii, wreszcie ekspozycje gitary, zarówno preparowane, jak i te z akcentami czystszego
frazowania. Album nabiera szczególnej urody w części środkowej, gdy muzycy
szukają mroku, pochylają się na każdą frazą, stawiają na kreatywny minimalizm i
świetnie dawkują emocje. Nie unikają ekspresji, ale być może wiedzeni literackimi
inspiracjami podejmują szereg zaskakujących decyzji dramaturgicznych, które budują
jakość całej opowieści. Finał albumu skrzy się dużą kreatywnością, szczególnie pianistki,
być może nasączony jest jednak zbyt dużą dawką jazzowej melodyki ze strony saksofonisty.
Dávila/ Almeida/ Furtado Illusions and Lamentations
(The Phonogram Unit, CD 2024)
Night Sky Studio,
Ahaus, Niemcy, czerwiec 20924: Pacho Dávila – saksofon tenorowy i sopranowy,
Gonçalo Almeida – kontrabas oraz Vasco Furtado – perkusja. Siedem utworów, 64
minuty.
Kolejny przykład swobodnego jazzu, niemal modelowy z punktu
widzenia dzisiejszej, portugalskiej zbiorówki. Nazwisko saksofonisty wydaje nam
się dość obce, po prawdzie i po odsłuchu mówi niezbyt wiele. Co innego
kontrabasista i perkusista – jeden jest najpiękniejszym kameleonem współczesnej
muzyki improwizowanej, drugi krwistym kawałkiem free jazzowego mięsa, mistrzem
post-synkopowanego groove. Album jest
odrobinę przegadany, ale dobrze unerwiony, doposażony wieloma porcjami
stylowych improwizacji.
Pierwsza odsłona albumu, to free jazzowy blues szyty twardą sekcją rytmu i ulotnym saksofonem
tenorowym. Słychać, że muzycy dobrze czują się w sytuacji dynamicznej i swobodnie
melodyjnej. Kolejne trzy części startują z pozycji smukłej post-ballady
upstrzonej preparacjami, dobrze nabierają tempa na etapie rozwinięcia i bywają
puentowane wysmakowanymi akcjami kontrabasu, także z użyciem smyczka. Piąta
opowieść bazuje na prostej melodii, przypominającej dziecięcą rymowankę. Szczęśliwie
jest finał kipi od ognia dalece dojrzalszej proweniencji. Najlepsze momenty płyty,
to dwie ostatnie improwizacje. Pierwsza z nich nie szczędzi nam dźwięków preparowanych
(szczególnie w zabrudzonej tubie), druga po części sięga po estetykę free chamber. I znów dużo miejsca pozostaje
tu dla kontrabasisty i perkusisty, których ekspozycje zarówno solowe, jak i duetowe
są solą tej improwizacji. Nie sposób nie dostrzec także jakości w finałowej akcji
saksofonu sopranowego, bazującej na efektownej dynamice.
Luís Vicente Trio Come Down Here (Clean Feed Records,
CD 2024)
Soundinnovation
Studios, październik 2023: Luís Vicente - trąbka, dzwonki, gwizdek, mbira,
Gonçalo Almeida – kontrabas oraz Pedro Melo Alves – perkusja, instrumenty
perkusyjne, obiekty. Sześć kompozycji, 40 minut.
Luisa Vicente znamy jako wyśmienitego improwizatora, zapewne
nieco mniej jako kompozytora piszącego efektowne, po portugalsku smutnie
melodyjne tematy, które w krzyżowym ogniu interaktywnych improwizacji jawią się
niczym perły na firmamencie światowej sceny jazzowej. Jego trio (w jakże
fantastycznym składzie!) właśnie dostarcza nam swe drugie fonograficzne
dziecię. Radości, jak za pierwszym razem, całe mnóstwo, nawet wtedy, gdy zmysł
kreacji Luisa, Gonçalo i Pedro transponuje na język współczesności taneczną,
brazylijską capoierę!
Pierwszy temat podany jest na sporej dynamice – muzycy brną
ku nam z melodią we włosach, ciepłym tembrem trąbki i zgrabnym rytmem szytym
zwinnym, swingującym pizzicato i
delikatną, acz ruchliwą perkusją. Drugi temat oparty jest na soczyście brzmiącym
smyczku, a faza improwizacji zdaje się być skoncentrowana na ogrywaniu na tysiące
sposobów zadanej melodyki. Trzeci utwór, to anonsowana już capoeira. Intro, a także koda utworu bazują na perkusjonalnych błyskotkach,
gwizdku i mbirze, z kolei faza zasadnicza na tanecznym groove kontrabasu i rozśpiewanej trąbce. Ostatnie słowo należy jednak
do barokowego smyczka. Utwór czwarty swinguje aż miło – muzycy gnają do przodu
w szalonym tempie albo równie wspaniale zwalniają i sięgają po brzmieniowe
detale. W piątej części dominują frazy preparowane, tempo jest leniwe, a
melodia molowa. Sam temat pojawia się dopiero na ostatniej prostej. Końcowa
kompozycja trwa tu jedenaście minut i jest pięknym podsumowaniem całego albumu.
Początek zdaje się być szyty ściegiem, który znamy z piątej odsłony. Po
niedługiej fazie marszowej cały środek utworu oddany zostaje do wyłącznej jurysdykcji
trębacza, który kleci wyłącznie wspaniałe dźwięki. Potem, po kilku głębszych wydechach,
opowieść kona w klimatach lizbońskiego saudade,
w ciszy zapomnienia, krokami stawianymi na palcach.
MOVE Free Baile - Live in Shenzhen (Clean
Feed Records, CD 2024)
Shenzhen, Chiny, październik 2023: Yedo Gibson – saksofony,
Felipe Zenicola – bas elektryczny oraz João Valinho – perkusja. Sześć utworów,
34 minuty.
Free jazzowy, spazmatyczny krzyk saksofonu, sfuzzowana, permanentnie łamiąca rytm
punkowa gitara basowa i perkusja, która ogarnie i spuentuje każdy fragment tego
rozgrzanego tygla emocji - to trio znamy doskonale zarówno z debiutanckiej
płyty studyjnej, jak i koncertów w naszej części świata. Tym razem
brazylijsko-portugalskie combo wyruszyło do Chin i zagrało tam ekstatyczny
koncert w dalece rockowych okolicznościach przyrody. Wrzask rozentuzjazmowanego
tłumu, kilka prób zaspokojenia potrzeb mniej wymagającego odbiorcy i cała masa
improwizowanej jakości. And that’s all!
Muzyka MOVE od startu nie pozwala zapomnieć o mocy rażenia,
jaką w sobie nosi! Ich improwizacja, to narracja łamana kołem zębatym, to krzyk
kosmicznej energii, ale nie desperacji, raczej radości współtworzenia
muzycznego piekła. W pierwszej części szczególnie podobać się mogą saksofonowe
preparacje pełne wywrotowych melodii i puenta basisty w formie dalekowschodniej
mantry. W części drugiej intryguje ogniste intro Gibsona, które przepoczwarza
się w dziki taniec całej trójki. W trzeciej dominuje melodia, która płynie niesiona
strugą energii pracującego na wydechu basisty. Szczególnie efektowny moment
szyje tu saksofonista. W części czwartej nie brakuje bystrych preparacji z
każdej strony, a także saksofonowej puenty nasyconej tajemniczą melancholią. Piątka kona pod jarzmem rytmu, tu
generowanego wszystkimi dostępnymi środkami artystycznego wyrazu. Ostatnią odsłonę
uruchamia rozdygotany bas. Końcowy taniec zionie ogniem, doprowadza publiczność
na skraj śmiertelnej ekstazy!
Dirk Serries/ Rodrigo Amado/ Andrew Lisle The
Invisible (Klanggalerie, CD 2024)
Sunny Side Inc. Studio,
Anderlecht, listopad 2021. Dirk Serries - archtop
guitar, Rodrigo Amado – saksofon tenorowy oraz Andrew Lisle – perkusja.
Trzy improwizacje, 57 minut.
Portugalsko-belgijska kooperacja w zakresie muzyki improwizowanej
o silnie jazzowej proweniencji pozostaje w stanie permanentnego rozkwitu. Amado
jest jednym z dwóch saksofonistów znad Tagu, szczególnie aktywnych w dziedzinie
muzykowania z Serriesem. Trio uzupełnia kolejny stały współpracownik
belgijskiej sceny, angielski drummer
Lisle. W gronie zatem samych dobrych znajomych uciekamy w swobodny jazz na
prawie pełną godzinę zegarową. Bo warto!
Każda z trzech rozbudowanych, wielominutowych improwizacji
ma swoją dramaturgię, ale też wiele elementów wspólnych – kolektywny, żwawy początek,
fazę długoterminowego spowolnienia, udane incydenty w podgrupach i ekspresyjną,
niekiedy ognistą finalizację. Saksofon zanurzony jest na ogół we free jazzie,
bywa, że płynie bardzo gęstą melodią, gitara, choć typowa dla akustycznej
estetyki Serriesa, potrafi zaskakiwać, choćby użyciem smyczka, wreszcie jak
zwykle niebywale kompetentny drumming,
w tym trio pozbawiony wszakże swingujących synkop, raczej skoncentrowany na
budowaniu nieoczywistej dramaturgii i rytmicznym podkreślaniu kolejnych etapów podróży.
W pierwszej części szczególnie podobać się mogą smyczkowe preparacje
gitarzysty, w drugiej uwagę przykuwa rozbudowana faza dronowa ubogacona melodią
saksofonu, dalekowschodnią mantrą gitary i rezonującymi talerzami. Z kolei w
części trzeciej nie sposób nie nadstawić ucha nad ekscesami solowymi,
szczególnie perkusisty. Swoje kilka samotnych, równie fascynujących chwil ma
także saksofonista. Album zostaje urokliwie podsumowany strumieniem wspólnie
wydychanej fonii, lepionym wystudiowaną melodyką.
William Parker/ Hugo Costa/ Philipp Ernsting Pulsar
(NoBusiness Records, CD 2024)
Codarts,
Rotterdam, październik 2023: William Parker – kontrabas, Hugo Costa – saksofon
altowy oraz Philipp Ernsting – perkusja. Trzy utwory, 50 minut.
Costa i Ernsting muzykują razem od lat, ale okazjonalne
spotkanie z legendą free jazzowego kontrabasu zza Wielkiej Wody z pewnością
była dla nich czymś szczególnym. Nie mogła z tego nagrania nie powstać dokumentacja
fonograficzna, która trafia teraz do nas mocą litewskiego wydawcy. Trzy
rozbudowane improwizacje osnute tu są na ogół wokół kontrabasowego groove Parkera, ale zdaje się, że
najbardziej ekscytujący moment tej sesji ma miejsce wtedy, gdy ster dowodzenia
przejmuje perkusista i perfekcyjnie stymulując dynamikę wynosi całe trio na
wyżyny kreatywności.
Nagranie otwiera spokojna ekspozycja kontrabasu, która z
miejsca nabiera typowej dla Parkera melodyjnej dynamiki. Perkusja i saksofon
wchodzą do gry cedząc w skupieniu każdą frazę, ale dość szybko osiągają na poły
taneczną konfigurację. W kolejnych fazach najdłuższej, ponad dwudziestominutowej
improwizacji mamy solo kontrabasu, intrygujący passus kameralnej improwizacji w
trio osadzonej na ciepłym brzmieniu smyczka, a także post-balladową puentę.
Druga odsłona, która trwa odrobinę ponad kwadrans jawi się tu jako ta najciekawsza.
Otwarcie spoczywa na barkach basu i perkusji. W grze dość szybko pojawia się
smyczek, który pracuje w bardzo zróżnicowanych tempach i ekspresji, a anonsowany
w preambule tekstu crème de la crème
albumu dzieje się już na etapie rozwinięcia. Ernsting podkręca tempo, płynie coraz
szerszym, niemalże polirytmicznym strumieniem. Emocjom sprzyja tu zarówno pęczniejący
groove kontrabasu, jak i free jazz
altowej tuby. Końcowa improwizacja trwa dziesięć minut i ma nieco folkowy
wymiar. Oparta jest na dynamice perkusji, ekspresji saksofonu i … rozśpiewanym,
drobnym instrumencie dętym, na którym frazuje Parker. Trio w takiej formule
bazuje na rozkołysanym rytmie, który chętnie gmatwa w niemal colemanowskim
stylu, niczym sławetne Dancing in Your Head.
Hocus Loop Beat (Bandcamp’ self-released,
DL 2024)
Genewa/ Zurych, kwiecień 2024: João Almeida – amplifikowana
trąbka kieszonkowa, elektronika. Dwie improwizacje, 54 minuty.
Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy portugalskiego, jazzowego resume nie spuentowali czymś
definitywnie niejazzowym, hałaśliwym i bezczelnie ponadgatunkowym! João Almeida
w towarzystwie grywa swobodne impro, free jazz czy free chamber, ale gdy zostaje sam na sam z trąbką, przepoczwarza
się w brutalnego dekonstruktora dętych fraz, artystę, który kocha noise i uwielbia maltretować nasze
narządy słuchu. Tu dostajemy go w dużej, koncertowej porcji. Kto nie da rady, jego
strata, kto podejmie trud wysłuchania całości, nagroda może być wielka! A sam
tytuł albumu mówi naprawdę wiele o formule tej … improwizacji.
Dwa szwajcarskie koncerty, to kwintesencja hocusowej, zmutowanej trąbki, silnie amplifikowanej,
zaplątanej w niekończące się kable czerstwej elektroniki. Wszechobecny noise tworzą tu zgrzyty, pulsacje,
rozdygotane stemple sfuzzowanego brzmienia,
wdechy i wydechy, kulminacje i małe zgony. Wszystko uformowane jest w pętle,
których intensywność sama z siebie kreuje pokraczny, post-elektroniczny rytm.
Schemat gry jest stabilny, muzyk wszakże permanentnie modyfikuje brzmienie. Całość
przypomina chwilami krwisty drum’n’bass,
ale tworzony bez basu i perkusji. Początek drugiego koncertu, to wyziewy trąbki-sygnałówki,
która kona w wiecznej pętli bólu i rozpaczy. Sama narracja wydaje się odrobinę
bardziej subtelna, wyczulona na pojedyncze akcje hałasu. Strumień fonii jest
martwym tańcem, którego ewentualny koniec niczego nie rozwiąże. Muzyk wprowadza
tu brzmienia przypominające zarówno silnie sfuzzowaną
gitarę, jak i niemal klasycznie elektroniczny white-noise. Na finał jego trąbka
kieszonkowa piszczy wniebogłosy, podczas gdy dołem sunie rzeka wyjątkowo
paskudnych rzygowin. Tak, Merzbow byłby z João niepomiernie dumny!