sobota, 24 września 2016

Gjerstad, Roebke, Vicente, Dikeman, Almeida, Santos Silva, Previte, Rasmussen, Leandre, Cortex, Goldberg, Brötzmann, Knuffke, Lonberg-Holm - zbiorówka letnia, edycja druga


Czas goni nieubłaganie, kalendarzowa jesień za pasem, zatem nie pozostaje nam nic innego, jak sklecić drugą odsłonę letniej zbiorówki najświeższych recenzji, werbalnie poniewierających pachnące nowością, wydawnictwa muzyki improwizowanej.

Przypominam niewtajemniczonym w ten karkołomny proces, iż płyty po tak zwanym odsłuchu premierowym dostają na Trybunie wstępną, kolorową rekomendację (czerwone, żółte, zielone – patrz: prawy bok strony), a następnie trafiają na niniejszą zbiorówkę, gdzie wyrokiem nieznoszącym sprzeciwu, otrzymują ostateczną cenzurkę.


Luis Conde/ Fabiana Galante/ Frode Gjerstad  Give and Take (FMR Records, 2016)

Norweski weteran, Frode Gjerstad, nie zwalnia tempa. Ciągle w podróży, bywa, że koczuje na lotniskach, a jak opóźnienie samolotu jest kilkugodzinne, nie marnuje czasu i nagrywa płyty. Przykładem - recenzowana już na tych łamach płyta Mirrors Edges - poczyniona w Buenos Aires z klarnecistą Luisem Conte, pewnego jesiennego dnia, w godzinach przedpołudniowych. Dziś wraca ów parter (z lekko zmienionym nazwiskiem – przez „d”, ale to ten sam muzyk), a do roli trzeciego, na incydent studyjny zapisała się pianistka, Fabiana Galante (zapewne muzyk lokalny, ale nie daję stuprocentowej gwarancji). Przy okazji - jesteśmy ponownie w Buenos Aires.




Osiem umiarkowanie dynamicznych fragmentów na delikatnie preparowane piano i dwa zestawy dęciaków. Część utworów nosi tytuł Give, część zaś Take, dając przy okazji tytuł całej płycie. Interesująco prezentuje się Fabiana, przy czym mam na myśli zarówno jej nieco szorstką, acz precyzyjną pianistykę, jak i … wygląd zewnętrzny (by jednak skonfrontować moją opinię z rzeczywistością, musicie zajrzeć na discogs.com, gdyż okładka CD takich wrażeń nie dostarczy). Saksofony i klarnety wchodzą w delikatne zwarcia, korzystając ze stonowanego tła fortepianowego. Typowa dla południowców nieśpieszność i brak determinacji, by cokolwiek działa się na już i nie było odpowiednio przemyślane.

Daleki jestem od wskazania tego krążka, jako przykładu doskonałego free improv, ale z odsłuchu czerpię sporo radości i przyjemnych doznań sonorystycznych (Frode trzyma formę!). Rekomendacja zielona nie podlega zatem dyskusji – high!


Jason Roebke Octet  Cinema Spiral (NoBusiness Records, 2016)

Opuśćmy Amerykę Południową na rzecz jej północnej siostry, by wysłuchać Oktetu amerykańskiego kontrabasisty Jasona Roebke. Z tym Panem znamy się nie od dziś, z kompanami jego Ósemki także. Pięć różnych blaszano-drewnianych dęciaków (Berman, Bishop, Stein, Ward i Jackson) i trzyosobowa sekcja z wibrafonem (Adasiewicz) i perkusją (Reed). Tak, tak, jesteśmy zdecydowanie w Chicago i wyłącznie wśród znajomych. Co ciekawe, w zasadzie ten sam skład muzyków grał na tegorocznym, doskonałym koncercie poznańskiego festiwalu Made In Chicago, jednakże pod szyldem Mike Reed’s Flesh And Bone .




Kinowa Spirala to przy okazji druga edycja tego składu. Siedem kompozycji autorstwa lidera, rozpisanych nutkami na osiem instrumentów, prowadzi nas w bardzo zróżnicowany świat nieoczywistych, acz bardzo jazzowych doznań. Mamy skupienie, konstruktywną ciszę, czy też udane kooperacje, będące skutkiem wzajemnej wrażliwości i wyczulenia na wyczyny współpartnerów. Nie brakuje bardziej dynamicznych i po części spontanicznych eskalacji dźwięków, choć przyznaję, że w proporcjach, które nie do końca stawiają mnie na baczność. Dużo grafiki na etapie przygotowań być może nieco temperuje zapędy tych doskonałych improwizatorów, ale podobnie jak w maju, w trakcie koncertu Flesh And Bone, kupuję ten pomysł na muzykę, bez względu na cenę i zdecydowanie pozostaję przy zielonej rekomendacji - high!


Twenty One 4tet (Luís Vicente/ John Dikeman/ Wilbert De Joode/ Onno Govaer)  Live At Zaal 100 (Clean Feed Records, 2016)

Zwartym podsumowaniem dokonania Kwartetu 21, rozpoczynamy bardzo rozbudowany blok recenzji ze znaczącym wątkiem portugalskim!

Ale najpierw rzeczony kwartet. Koncert z holenderskiego klubu Zaal 100 (miejsce, które co raz częściej pojawia się na mapie dobrych europejskich miejsc do grania), to zderzenie konstruktywnej trąbki Luisa Vicente z lokalnym zaciągiem jakże kompetentnych improwizatorów. Johna Dikemana na saksofonie gościliśmy już na łamach Trybuny niejednokrotnie, podobnie kontrabasistę Wilberta De Joode. Stosunkowo mniejszym doświadczeniem może się jedynie wykazać drummer Onno Govaer.




Trzy kwadranse niezwykle rzetelnego i energetycznego free jazzu, podane w czterech odcinkach. Muzycy specjalnie niczym nas nie zaskakują, ale ich warsztat, wyobraźnia, temperament i umiejętność wzajemnego słuchania sprawiają, iż kompulsywna ekspozycja koncertowa mija nam w atmosferze dzikiej przyjemności. Vicente znów na szkolną szóstkę, sprawna sekcja, może jedynie po stronie saksofonisty odrobina dziegciu… To już moja kolejna płyta z jego udziałem, a wciąż mam wrażenie, że słucham tego samego… Ekspresja i hałas, to nie jedyne dostępne środki wyrazu dla saksofonisty z aspiracjami. Także umiejętność, czy też chęć (?) wchodzenia w trwały dialog z gotowym na wszystko trębaczem, nie jest współmierna z moimi oczekiwania w ramach formuły kwartetu free.

Te drobne ambiwalencje nie zmieniają oczywiście oglądu całości. Koncert z Setki na zielono (high!).


John Dikeman/ Fred Lonberg-Holm/ Gonçalo Almeida/ George Hadow  Dikeman, Lonberg - Holm, Almeida, Hadow (Cylinder Recordings, 2015)

O Cylidrowym netlabelu portugalskiego kontrabasisty Gonçalo Almeidy pisałem już w osobnej opowieści. Teraz kolejna pozycja z katalogu wytwórni. Koncert z Poortegebouw (Rotterdam), hałaśliwego i źle nagłośnionego kwartetu, z udziałem Johna Dikemana (uwagi personalne, patrz: w recenzji powyżej), kolejnego młodego, holenderskiego drummera George’a Hadowa i świetnie nam znanego wiolonczelisty Freda Lonberga-Holma. Skład uzupełnia oczywiście Almeida na kontrabasie. Panowie ze strunami używają także amplifikacji i elektronicznych przetworników, co przy niedobrych parametrach akustycznych koncertu, wzmaga odczucie hałasu i prowadzi do dość banalnego dyskomfortu. Koncert trwa niespełna 33 minuty i być może stanowi to główną zaletę tego nagrania (dostępnego, dodajmy, jedynie z plikach elektronicznych).




Oczywiście wiele fragmentów tej freejazzowej (pełną gębą!) opowieści trzyma się pionu i skutecznie przyciąga uwagę słuchacza, ale rekomenduję ledwie na middle. Jednocześnie zachęcam tych czterech gentelmanów do ponownego spotkania z oklaskami, w zdecydowanie lepszych warunkach akustycznych (a i może z lepszym reżyserem dźwięku).


Roji  The Hundred Headed Women (Shhpuma Records, 2016)

Doprawdy nie wiem, czy Gonçalo Almeida przeszedł jakieś poważne załamanie nerwowe po rozstaniu z kobietą swojego życia, czy dopadł go kryzys wieku średniego, ale nagrał niezwykle… koszmarną płytę!




Gra tu na gitarze basowej, ostro sfuzowanej i nieziemsko przesterowanej (nota bene, podjąłem wiele prób, by tę muzykę odtworzyć w przyswajalnej akustycznie formie, niestety bez efektu). Towarzyszy mu drummer o ewidentnie … deathmetalowych umiejętnościach. W trzech numerach przez gigantyczną ścianę hałasu próbuje się przebić … też sfuzowana, trąbka Susany Santos Silvy, a gdy ona nie daje rady, do dzieła przestępuje cokolwiek głośny saksofonista, Colin Webster. Efekt jest w sumie dość smutny. Gdyby jeszcze tę muzykę (jaki koszmarny tytuł, przy okazji, no ale to chyba ten miłosny zawód) dało się posłuchać bez zgrzytów, rzężenia i dzikich pisków, to być może obroniłaby się w estetyce ekstremalnego, acz mocno psychodelicznego fussion. A tak, chcąc nie chcąc, pozostaje nam skwitować wysiłki czterech muzyków mało konstruktywnym epitetem - spora katastrofa!

Szkoda, bo w spokojniejszych momentach ta koślawa estetycznie muzyka trochę się broni. Pierwotna rekomendacja zamknęła się trzema znakami zapytania, ostateczna tapla się w powodzi, czerwonej jak krew, rzeki rozczarowania (low!).


Susana Santos Silva/ Christine Wodrascka/ Christian Meaas Svendsen/ Håkon Berre  Rasengan! (Barefoot Records, 2016)

Po Setce koślawych kobiet musimy koniecznie odreagować! Zostawmy na scenie nieco umęczoną, acz tym razem bezwzględnie czystą akustycznie, Susanę Santos Silvę i zaprośmy do zabawy trzy inne akustyczne (dzięki!!!!) instrumenty. Francuska pianistka raczej starszej generacji, potrafiąca przepięknie improwizować z wnętrza swego instrumentu i dwóch młodzieniaszków ze Skandynawii (Norwegii?), niebywale kompetentnych w zakresie operowania kontrabasem i skromnym zestawem perkusyjnym, czego dowodzi Rasengan! – niedługa, ale bardzo frapująca opowieść w estetyce free improv.




Bywają płyty przegadane, bywają nagrania urywane w pół słowa. Tu – w sierpniu ubiegłego roku w Cafe Mir, w Oslo – wszystko przebiegło w sposób właściwy i niebudzący wątpliwości nawet stetryczałego recenzenta takiego Jazz Forum (wyobraźcie sobie, że to dziwne pismo ciągle się ukazuje…). Nagranie trwa mniej niż 40 minut i generuje ogromną pazerność na coś jeszcze, ale w tym konglomeracie szeptów, krzyków, dysonansów i delikatnych przepięć energetycznych zachowano modelowe wręcz proporcje. Dlatego wydawnictwo duńskiej oficyny Barefoot dostaje ode mnie high!, tak zielone, jak lasy spowijające uroczą Maderę. Piękna płyta!


RCJ (Luiz Rocha/ Diego Caicedo/ Marko Jelača)  Adeptus Exemptus (Discordian Records, 2016)

Kończąc wątek portugalski, najnowsza pozycja katalogowa… barcelońskiego netlabelu DR – trio RCJ. Odszyfrujmy ten skrót: Rocha - klarnecista z Brazylii (mieszka w Barcelonie), Caicedo - gitarzysta z Portugalii (?) i serbski po ojcu, acz kataloński z rezydencji, perkusista Jelaca.




Trzynaście uroczych opowieści w estetyce bardzo swobodnej improwizacji, z delikatnymi, jak na gatunek, pasażami klarnetu, nieco rozwichrzoną i maczaną w psychodelii gitarą elektryczną (ale bez rockowych sznytów) i kompetentną, stylową robotą perkusyjną. To drugi krążek tria (poprzedni dostępny też elektronicznie z DR). Nazwanie tej muzyki relaksacyjnym free improv, byłoby pewnie grzechem, ale osobiście dobrze mi się przy tej muzyce… odpoczywa. Nic na siłę, bez krzty pretensjonalności, choć także ze świadomością, iż rewolucja nie jest jeszcze naszym udziałem. Przyszłość pokaże, czy trop jest właściwy. High!


Bobby Previte & The Visitors  Gone (ForTune Records, 2016)

Jeśli dwie dekady temu lubiliście słuchać wytrawnego jazz-rocka/ nowoczesnego fussion, wprost z Nowego Jorku, jeśli w odtwarzaczach biegały krążki takich zespołów jak Lost Tribe, czy Weather Clear, Truck Fast, to kupujcie Gone bez straty czasy na lekturę tego omówienia.




Relacja z ubiegłorocznego, warszawskiego koncertu kwartetu doskonałego perkusisty, kompozytora i pełną gębą band lidera, Bobby Previte’a (to on kierował drugim z przywołanych wyżej zespołów), przynosi właśnie tę oczekiwaną porcję radości. Zgrabne tematy, udane harmonie, kompetentne improwizacje, nieprzegadane choćby na moment, wreszcie duża dyscyplina w kreowaniu muzycznego spektaklu. Dodajmy, że składu Gości dopełniają: Michael Kammers (saksofon tenorowy, organy, piano), Michael Gamble (gitara elektryczna) i Kurt Kotheimer (gitara basowa).

Dla mnie to oczywiście jedynie middle, ale dam podpórkę high, choćby w podziękowaniu za przyjemność i relaks, jaki daje odsłuch tego koncertu. Smakowite, jakkolwiek.


Silva/ Rasmussen/ Solberg  Free Electric Band (ForTune Records, 2016)

No i kolejna krajowa produkcja (intensywność, z jaką oficyna ForTune zalewa rynek muzyczny godna jest pochwały), ponownie relacja z incydentu koncertowego popełnionego z tej strony Odry (tym razem Wrocław), dwa lata temu i trio jednak dość szczególne.




Absolutny weteran free jazzu, Alan Silva, w czasach pionierskich gatunku głównie kontrabasista, od trzech dekad raczej sięgający po instrumenty klawiszowe i realizujący się także jako kompozytor dużych formacji muzycznych. Na okoliczność koncertu, który wypełnia ten krążek, zwarł szeregi ze skandynawskim zaciągiem młodzieży - Mette Rasmussen na altowym saksofonie i dobrze już nam znany (choćby z występów z Johnem Russellem) Ståle Liavik Solberg na perkusji. Sam Silva instrumentalnie produkuje się na syntezatorze. Ta trójka postanowiła przyjąć nazwę Free Electric Band. Odważna i w sumie trafna decyzja.

W trakcie trzech kwadransów koncertu, dzieje się naprawdę wiele. Jest atak, jest obrona, są chwile grozy i nostalgiczne momenty wyciszenia. Mette na szybkim alcie, wiele daje obrazowi całości, choć do zachwytów nad jej warsztatem i pomyślunkiem, z którym stykam się, czytając recenzje innych, na razie daleko. Silva bywa tu – jak ma w zwyczaju – dość barokowy (innymi słowy, sto pomysłów na minutę), ale dobrze kontrolowany kompetentnym drummingiem Solberga, nie broi zanadto.

Mimo początkowych wątpliwości, ta muzyka przy kolejnych odsłuchach zdecydowanie się broni, zwłaszcza po trzydziestej minucie, zatem rekomenduję na zielono (high!).


Joëlle Léandre/ Théo Ceccaldi  Elastic (Cipsela Records, 2016)

Portugalska inicjatywa wydawnicza i francuski duet damsko-męski na kontrabas i skrzypce. Skrzyżowanie dwóch pokoleń improwizatorów, w ramach domowego występu w roku ubiegłym, u niejakiego Albana Causse. Limitowana edycja, specyficzna szata edytorska i muzyka, która z jednej strony jest… absolutnie wspaniała (barokowe brzmienie i rezolutna improwizacja!), z drugiej zaś po jej odsłuchu w całości, czegoś mi brakuje. Sam nie wiem, czy chodzi o fragmenty niedopowiedzianej improwizacji, niczym zdania urywane w pół słowa, czy ewentualne zabiegi postprodukcyjne (ktoś ciął ten materiał?).




Z uwagi wszakże na oczywiste piękno tej muzyki, rekomenduję na zielono (high!) i zdecydowanie proszę o więcej muzyki tego niezwykłego duetu


Cortex  Live In New York (Clean Feed Records, 2016)

Czas zdynamizować nasz dzisiejszy odsłuch! Na scenie brooklyńskiego IBeam kompetentny i modelowy, jeśli chodzi o instrumentarium, kwartet freejazzowy - Thomas Johansson na trąbce, Kristoffer Alberts na saksofonach, Ola Hryer na kontrabasie, Gard Nilssen na perkusji. Zwarty, intensywny, chwilami stosownie zaczepny i lubiący nieprzegadane eksploracje sonorystyczne, dokument koncertowy, kończący się zdecydowanie przed czterdziestą minutą.




Mimo, iż w muzyce młodych Skandynawów nie ma specjalnych zaskoczeń, a kierunki improwizacji biegną wedle dawno wyznaczonych reguł gatunku, to tego koncertu słucha się naprawdę bardzo dobrze, zwłaszcza w tych codziennych chwilach, gdy nasze oczekiwania wobec rzeczywistości, nie tylko muzycznej, są odrobinę wygaszone.

Rekomendacja? Niech będzie high!, ale z delikatną podpórką middle, z uwagi na zasygnalizowany wyżej, niższy niż zwykłem oczekiwać, poziom nowatorstwa tej muzycznej propozycji.


The Out Louds (Ben Goldberg/ Mary Halvorson/ Tomas Fujiwara) The Out Louds (Relative Pitch Records, 2016)

Blok udanych i naprawdę frapujących pozycji naszej późnoletniej zbiorówki, zakończy urocze międzypokoleniowe spotkanie nowojorskie. Klarnecista Ben Goldberg, gitarzystka Mary Halvorson i perkusista Tomas Fujiwara – to muzycy, których zaprawionym słuchaczom muzyki improwizowanej przedstawiać chyba nie trzeba. Z Benem zetknąłem się dwie dekady temu, gdy z lubością eksplorowałem muzykę powstającą wokół postaci Johna Zorna. Ten klarnet zawsze brzmiał indywidualnie, a dzierżący go w rękach muzyk sprawiał wrażenie, że na wszystko ma czas.




Dziś, w ramach spotkania, które opatrzono podmiotową epitetem The Out Louds (bardzo trafnie zresztą), jeśli chodzi o Goldberga nic się nie zmieniło. Nadal jego grę wspaniale się słucha, a że i partnerów ma pierwszorzędnych, to w sumie po co szukać dodatkowego uzasadnienia dla oczywistego podsumowania tego krążka w estetyce zielonej (high!). Dodam jedynie, że studyjne spotkanie tej trójki na Brooklynie sprzed dwóch lat, zaowocowało aż jedenastoma fragmentami swobodnej improwizacji, dobrze wypalonymi na krążku Relative Pitch (a to ciekawa oficyna i onegdaj zapewne warto będzie poświęcić jej kilka słów).


Defibrillator & Peter Brötzmann  Conversations About Not Eating Meat (Border Of Silence Production, 2016)

Whit Dickey/ Kirk Knuffke  Fierce Silence (Clean Feed Records, 2016)

Michael Bisio/ Kirk Knuffke  Row For William O. (Relative Pitch Records, 2016)

Stirrup (Fred Lonberg-Holm/ Nick Macri/ Charles Rumback)  Cut (Clean Feed Records, 2016)


Słowo się rzekło, zatem przed nami już tylko krążki, które – każdy z trochę innych powodów – wrzucam u progu degresywnej jesieni, do dużego wora o skromnym tytule Szkoda Waszego Czasu.

Defibrillator? Elektroniczny puzon, kable i metalowy drumming plus dęta ściana dźwięku w wykonaniu Petera Brotzmanna. Za głośno i w sumie nie wiadomo, ku czemu ta inicjatywa artystycznie zmierza…I homeryckie iście pytanie, skąd w doskonałych muzykach improwizujących ta destruktywna potrzeba taplania się w hałasie?

Knuffke w dwóch duetach? Muzyk nagrywa wiele płyt, ciągle go pełno. Może zbyt wiele… Dickey i Bisio to świetni muzycy, ale w konfrontacji z czystym jak łza brzmieniem trąbki Kirka, nie wnoszą nic do naszej wiedzy o świecie współczesnym. Myślę, że monachijski ECM winien niezwłocznie wykonać telefon, a Knuffke natychmiast go odebrać. Jeśli ktoś gustuje w oczywistym jazzie, to jest to właściwy trop.

Stirrup? Melodia, rockowe frazy, beznamiętna sekcja. Rozumiem, że nawet tak wyśmienity muzyk jak FLH ma prawo nagrywać, co tylko chce. Ja – też mam prawo – nie lubić takiej muzyki.


2 komentarze:

  1. Pozwolę sobie dopisać kilka nowości ,mam nadzieję że znajdziecie coś dla siebie.
    Z Clean Feed'u :Black Bombaim & Peter Brotzmann - zderzenie PB z trio rockowym wyszło fenomenalnie , może być jedna z najlepszych płyt tego roku ( cd z katalogu shhpuma ).
    John Butcher & Ståle Liavik Solberg - So Beautiful, it Starts to Rain -dla mnie Butcher więc biorę,zwracam uwagę na drummera ,poszukajcie vinyla Russell / Beresford / Edwards / Liavik Solberg: Will It Float? z label'a Va Fongool ( ciekawy label -cd Oslo,Wien-Nørstebø/Strid/de Heney i Lana Trio godne polecenia ).
    Catherine Sikora: Jersey - solowa płyta ,dla mnie zaskoczenie ,młoda saksofonistka nagrała bardzo dojrzałą płytę ,intymna osobista ekspresja podana w spokojny , dojrzały sposób.dobra rzecz od Relative Pitch.
    Ryoko Ono & Rogier Smal: Wood Moon -potężna dawka improwizacji na najwyższym poziomie ,dla mnie lepsza płyta od Sax Ruins z Y.Tatsuya która miała świetne recenzje..Polecam .Label Jvtlandt .
    XT-Pah' -Seymour Wright i Paul Abbott na żywo z Cafe Oto,80 minut dobrze przebytej drogi nna terytorium free.Ja chętnie podążałem za nimi.Mocna pozycja.
    Blancarte, Tom / Peter Evans / Louise Dam Eckardt Jensen / Dan Peck: The Gauntlet of Mehen
    Label Destiny Records - nie mam zdania ,słucham.
    North Of North (Anthony Pateras / Scott Tinkler / Erkki Veltheim) -The Moment In and Of Itself improwizacja w czasie rzeczywistym ,nie mam zdania
    ale dobrze się słucha.labei Immdiata
    Teraz dwie starsze rzeczy ale chciałbym na nie zwrócić uwagę.To Mural-Tempo trzech znakomitych improwizatorów: Jim Denley , Kim Myhr i Ingar Zach.Trzy płyty nagrane w kaplicy Rothko Chapel .Dla mnie wstrząsająca wędrówka w głąb muzycznej nicości .Dla mnie rewelacja.Druga pozycja to Keith Rowe&John Tilbury - Enough still not to know ,$ płyty , muzycy wiadomo ,AMM i Cardew też wiadomo , ale przy słuchaniu można zadać pytanie czy cisza może się rozciągać i kurczyć?Frapujący box.
    Chciałbym jeszcze napisać o nowościach z Confront'u,Be Coq ale chyba już za duży wpis.Pozdrawiam Krzysztof

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam :)
    Właśnie wczoraj zmierzyłem się z tym rockowym, psychodelicznym Brotzmannem. Nie wiem na razie, co myśleć. Z pewnością nie jest to muzyka improwizowana. Co do Solberga - o płycie z Russellem pisałem już na tych łamach, nawet byłem na ich koncercie. Wyśmienite! North Of North gra dziś ... koncert w moim mieście, ale raczej nie zdołam dotrzeć, niestety.
    Dzięki za wskazanie kierunków dalszych poszukiwań. Zwłaszcza Jim Denley mnie zaintrygował. Nie słyszałem go od lat,

    Pozdrawiam A.

    OdpowiedzUsuń