***************
stado jaskrawo czerwonych róży
w pogoni za utraconą niewinnością
pokonało kolejne
zakorkowane skrzyżowanie
ich żelbetonowe łodygi
spłowiałe
piękne
i czekoladowe
zatańczyły
ukołysane leniwym oddechem
smogu.
wracając z pracy
do domu
wpadłem
w kałużę.
nie padał deszcz
politycy jedli obiad w pizza hut
- całkowita obsuwa.
kwiaciarki
miały
puste ręce.
***
Tęsknotę mierzy się
skurczami żołądka
paletą kolorów śliny
porą dnia
czy nocy
śniegiem zagubionym
w skarpecie
***
Umieram szeregowo
głową w chmurach
palcem
trawą usłanym
twarzą
łaknącą pięści
słowem fermentu
oklaskami popielatych powiek
no i metafory
na sam koniec mi
braknie
***
Przycisz radio
zadeptaj
uszy
słomkowym kapeluszem
umieraj
z ręką
na cudzej łechtaczce
***
Początek
drugiej kwarty roku
przegrywam wyraźnie
słaby półdystans
na
desce atakowanej
tylko jedna
zbiórka
mnóstwo strat
*****
mów do mnie
nawet jak do pluszowego misia
mów
pieść żyletą
chcę być słowem twoich myśli
rumianym oddechem intelektu
grochem rzucanym o ścienną percepcję
mów
gdy miłość
jest
milczeniem
******
KOBIETA
słowo tkwiące we mnie
poezja w pustym kieliszku
źródło dążące do zaistnienia
myśli ducha stąpająca po źdźbłach
chwili
obleczony w postępujący
lęk przed nadzieją
ja boję się
wobec
niej
*****
w płomieniu piękna
dłoniach zstępującej orgii zmysłów
czułbym się
genialnie
gdyby nie
kipiejąca woń wspomnienia
stroskana o myśl dusza płacząca
czerń z wolna umierającej chwili
pierdolenia o niczym
*****
gdy patrzę w ciemność
widzę coś fajnego
być może to ty
albo ja
odbity od lustra twoich włosów
****
usiądźmy wygodnie
przewróćmy kartkę z kalendarza
metafizyczny kac
giętkość chwili
mów o tym
jak nas
nie będzie
****
w twoich włosach
kiedy dłonie brną bez celu
nie ma
odrobiny chłodu
kiedy wyjść przez okno
tam
gdzie wiatr kołysze
znaczy
upaść w kałużę
twoje włosy
*****
dwadzieścia cztery godziny
tyleż myśli
o czwartym wymiarze
gładkich powierzchni
snu nobliwego
bardziej niż słowa
W-wa 2.11.92
***
Kobieta
do mężczyzny
- myśl o mnie –
brwi wypłynęły w smogu tańcząc
machamy machamy machamy
by przerzedzić dym
zmoczyć deszcz
co wisiał
nad szczecinami
rozwichrzonych ramion
trzeciego
***
Ach
dym rozlewa się
przestrzenią dziurki od nosa
gdyby dosięgnąć
językiem
spłowiałby
***
po STU latach zbrązowiałe
oczekiwanie
płomienie paru słów
nie mów do mnie
nie masz nic do powiedzenia
palcem po szybie
ręką bez dłoni
za oknem bardzo
chłodno
innego trzeciego,
właściwie drugiego
***
BYLEBY
na wielkie ryby
i
z nimi
pogadać
trwonić
myśli
bezczelne chwile dobijania
muchy
dla Ernestra H. –
Wiosna ‘89
***
Trzy Gwiazdki
dzieci
są
brunatne
gdy
drzesz
mordę
w
kalafior
czwartego listopada
któregoś roku
***
Aneks do TOTALNEJ STABILIZACJI
jeżeli
nie
będziemy strzelać stać mnie jedynie na
szaleństwo oderwania się od stóp
głowa grzęźnie
w
suficie naszego domu
dniu w którym pękło niebo bo
nie
ma chmur
i motyw sznurów do prania
pies z kulawą nogą
trójnogie krzesła nadrealności
płomień dwuistotności
błaganie o brak snu
snów przedrzeźnianych sensem
nadchodzącego
poranka
wiersz polityczny –
Sierpień 1988
***
przerastasz mnie brakiem osobowości
głębokim poczuciem spełnionej nadziei
topisz w cieście trosk
pozostawiasz wobec braku
perspektyw oddechowych
w KWIATACH
chowasz dla mnie nagrodę
w postaci
rozbudzonych marzeń
***
wiersze piszę zazwyczaj w pierwszej
osobie
inne dirty writings piszę w różnych
o mamusi piszę w drugiej
o TOBIE piszę w czwartej osobie
wykraczasz poza moje zdolności
percepcyjne
ciebie
NIE MA
***
krzywy i opuchnięty
zazdrosny o wspomnienia
obolały i przemoczony
wściekły o drobiazg
JEST mózg natury
TO niemożliwe –
mawiają i mają rację
NATura nie ma przecież mózgu
***
Ja proszę o
kolory
o biel miłości
o zieleń traw
o błękit sklepienia
niech spłynie z
nas
szarość odchodów
***
rozmawiałem z wiatrem
o PRZY(!)szłości
o tym co Tobie powiem
rozmawiałem o
szczęściu
płaczących
powiewów
***
bardziej CIEBIE
pragnę
niż
siebie
samego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz