Założony kilkanaście lat temu przez francuskiego multiinstrumentalistę Jean-Marca Foussata label FOU Records zdaje się doskonale dopełniać dokumentację fonograficzną europejskiej sceny muzyki improwizowanej. Choć wydawniczy katalog nie unika nagrań współczesnych, jego największą zaletą jest dostarczanie rejestracji z dawnych lat, które w zdecydowanej większości przypadków są publikacjami premierowymi.
Obok nagrań z lat 70. i 80. ubiegłego stulecia, wyróżnianych
czarno-czerwoną grafiką wyposażoną jedynie w nazwiska artystów i datę zdarzenia,
Jean-Marc publikuje także nagrania nieco młodsze, które uzupełniają naszą
wiedzę o francuskiej muzyce improwizowanej, szczególnie w konstruktywnym zetknięciu
z muzykami z krajów pobliskich.
Dziś przed nam perła z roku 1999, która dokumentuje
spotkanie czworga wyjątkowych artystów – Francję reprezentują tu saksofonista
Daunik Lazro (najczęstszy, obok szefa labelu, uczestnik albumów z logo FOU) oraz
wokalistka Annick Nozati, Niemcy the one
and only Paul Lovens, a Belgię pianista (tu także akordeonista) Fred Van
Howe. Swobodnie wykreowana improwizacja składa się z dwóch rozbudowanych
epizodów, które konstytuuje zarówno temperament falangi francuskiej, jak i precyzja
działania, posadowionych na flankach, gości z niedalekiej zagranicy. Nagranie pochłania
nas bez reszty od pierwszej do ostatniej sekundy. Incydentalnie bywa nieco przeładowane
ekspresją wokalistki, ale z uwagi na bezsporny fakt, iż artystka pozostawiła po
sobie niewiele nagrań *), naprawdę dobrze, że tak wiele dała z siebie w
trakcie tego koncertu.
Pierwsza odsłona albumu trwa pełne dwa kwadranse, a jej otwarcie
spoczywa na barkach gości zza północnej i wschodniej granicy Francji. Drobne, rwane
frazy piana i perkusji z niewielka domieszką preparacji na werblu i tomach. Wokaliza
i pierwsze, zachrypnięty odgłosy barytonu pojawiają się w grze po kilkudziesięciu
sekundach i natychmiast sprawiają, iż narracja przybiera postać linearnej, gęstej
i definitywnie swobodnej opowieści. Szostki, gęsty tembr kwartetu kojarzyć się
tu może z brzmieniem wielu formacji Petera Brotzmanna z przełomu lat 60. i 70. ubiegłego
stulecia. Muzycy mają wszakże swoje niewyczerpalne pokłady ekspresji pod pełną
kontrolą. W ułamku sekundy są w stanie wypuścić powietrze i pochylić się nad najdrobniejszym
źdźbłem fonii. Narracja toczy się tu dwoma zasadniczymi strumieniami – środkiem
gna świetnie skomunikowana i niemal monolityczna porcja ekspresyjnego wokalu (głos,
recytacja, śpiew i krzyk w jednym!) i doskonale brzmiącego barytonu, na flankach
zaś dominuje umiar i matematyczna dokładność zwinnego pianisty oraz maga
perkusyjnych talerzy i drobnych przedmiotów rytmicznie moszczących się na werblu.
Ekspresja kwartetu faluje, bywa podniosła i krzykliwa, ale i mroczna, stonowana,
każdorazowo niesioną temperamentem wokalistki. Wszystko razem kumuluje się tuż
po wybiciu dziesiątej minuty, gdy kwartet rozpala się ogniem soczystego free
jazzu. Po wystudzeniu flow nabiera mroku,
który pięknie dysonansuje akordeon, który na dłuższy czas zastępuje piano. Masywne
podmuchy i preparowane drobiazgi, wyuzdana melodyjność i dramaturgiczna niespieszność.
Finał seta znów roznieca emocje, kolejnych cudów dokonuje Lovens, a Nozati sięga
czubkiem nosa bram burzliwego nieba. Improwizacja gaśnie zmysłowym mruczeniem
tej ostatniej.
Druga opowieść trwa dwadzieścia minut, a zainicjowana zostaje
na dnie głębokiej krypty. Czuć oddech złych mocy - szelest głosu, świst
saksofonu, subtelności inside piano,
błysk perkusyjnego talerza. Misterna plecionka - od strzępów fonii po głębokie,
soczyste wydechy. Dopiero po siódmej minucie temperament wypycha artystów na
pierwsze, dość łagodne wzniesienie. Proces dobrze sterowanej eskalacji zabiera
im dużo czasu – nie spieszą się, zaczepiają wzajemnie, dywagują, debatują,
szukają zakamarków, w końcu puszczają oko i zaczynają swawolić. Peak tej dramy jest niemal niezauważalny,
albowiem już po chwili opowieść tłumi się i szuka dawno zagubionego jazzu. Niespodziewanie
ten zwrot akcji nakręca narrację niczym spirala wielkiego zegara. Na froncie eksplozji
staje wokalistka! Tuż za nią barytonista! Przez moment akcja prowadzona jest
przez instrumentalne trio (ale tylko przeze moment!). Powrót demonicznego już
teraz głosu obwieszcza wejście w stadium finalizacji koncertu. Pianista w pozie
atakującej, wokalistka i saksofonista na intensywnym wdechu, perkusjonalista skoncentrowany
na szczegółach. Dla nikogo nie jest zaskoczeniem, iż ten spektralny występ wieńczy
… krzyk Annick!
Daunik Lazro, Paul Lovens, Annick Nozati & Fred Van Hove
Résumé of a Century (FOU Records, CD
2024). Daunik Lazro – saksofon barytonowy i altowy, Paul Lovens – perkusja,
talerze, gongi, inne instrumenty perkusyjne, Annick Nozati – głos oraz Fred Van
Hove – fortepian, akordeon. Nagranie w Vandœuvre-lès-Nancy, Francja, kwiecień, 1999.
Dwie improwizacje, 50 minut.
*) Annick Nozati zmarła kilkanaście miesięcy po rejestracji
tego nagrania