Po tropikalnym, jak na krajowe warunki wrześniu, nowy
miesiąc pokazał nam miejsce w szeregu. Jak zaczęło padać ostatniej niedzieli,
to póki co, jeszcze nie przestało. I nawet te nanosekundowe chwile bez deszczu,
z odrobiną słońca, mają jakiś ironiczny wymiar.
Odczarujmy złą aurę! Sięgnijmy po krążek zatytułowany na
tyle przewrotnie w kontekście sytuacji pogodowej, że po jego odsłuchu musi
wydarzyć się coś pozytywnego!
So beautiful, it starts to rain!
Londyńska scena klubu Café Oto (znów tam jesteśmy!?!),
sierpień roku ubiegłego i dwóch pełnokrwistych facetów, którzy czekają, by
wydobyć z siebie pierwszy dźwięk. Ten pierwszy, zdecydowanie starszy i bardziej
doświadczony, przy okazji obywatel Zjednoczonego Królestwa, nazywa się John
Butcher i zagra na saksofonie tenorowym i sopranowym. Ten drugi, nieco wyższy -
w paszporcie ma wpisane Ståle Liavik Solberg i jest poddanym Króla Norwegii -
siedzi za zestawem perkusyjnym, uzupełnionym o kilka niezbędnych przedmiotów do
generowania nieoczekiwanych dźwięków.
Jeśli pamięć Waszego recenzenta nie szwankuje, Panowie Ci
spotykają się w okolicznościach muzycznych po raz pierwszy. A zatem szanse na
odrobinę świeżości w zadęciu, szczyptę nieoczywistości w dewastowaniu werbla i
talerza, czy zmyślne reakcje na kontrowersyjny pomysł partnera, zdają się być
ponadnormatywne.
Od razu uprzedźmy przebieg wydarzeń. Po 35 minutach odsłuchu
tego nieprzerwanego ciągu dźwięków, z radością skonstatujemy, iż szanse owe zostały w pełni wykorzystane (o tak, Derek Bailey zza grobu unosi kciuk w
geście tryumfu!).
A przebieg wydarzeń jest następujący: Od pierwszego
westchnienia na scenie, Solberg drąży kanał, ewidentnie chce się przebić do Śródmieścia. Uklepuje grunt seriami
nieoczywistych uderzeń, jest dynamiczny i odrobinę molekularny. Butcher całuje
kryształ, jęczy i wibruje, chyba bada wytrzymałość perkusyjnej tekstury.
Szorstki flow jego tenoru przypomina
lot zmutowanego czmiela, który goni miniaturowe stado bawołów. Pięści każdy
dźwięk i zdecydowanie szuka swojego terytorium. Solberg daje radę ogarnąć
całość i spokojnie tyczy granice przyzwoitości dla tej improwizacji. Niczym
jurny nosorożec, kopytami znaczy teren. Talerzykuje, łyżeczkuje, poleruje.
Butcher chwyta za sopran i bezceremonialnie sięga dna, w momencie, gdy bębny
krążą już pod sufitem, zdzierając pajęczyny z nieodkurzanych od lat narożników.
Dynamika koncertu łapie ciekawią arytmię. Muzycy wchodzą sobie w drogę,
kolektywnie skowycząc i ocierając się o siebie, jakby byli w okresie godowym. Z
każdą chwilą rośnie w nas przekonanie, że jesteśmy we właściwym czasie, w
równie odpowiednim miejscu. Podobnie rzecz się ma z formą muzyków. Jadą w górę
windą bez stacji pośrednich. Gdy na horyzoncie pojawia się perspektywa finału
tej zabawy, zaczynają kwilić jak trusie, toczyć ptasi dialog bez potrzeby
puentowania. Saksofon stawia stemple, a perkusja rytualnie obiega jego ślady.
Po obu stronach sceny oczywistym staje się przekonanie, że John Butcher jest w
stanie zagrać każdy dźwięk. Solberg też ma tego świadomość, co więcej – jest
przygotowany na każdą ewentualność sceniczną i nie zawodzi w jakimkolwiek
momencie. Bez dyskusji - Ci dwaj faceci na scenie Cafe Oto świetnie sobie ze
sobą radzą!
Otwieramy oczy. Łapiemy oddech. Nie pada!!!!! Cud jest
naszym udziałem.
****
Płyta duetu John Butcher/ Ståle Liavik Solberg So beautiful, it starts to rain, ukazała
się dwa tygodnie temu, nakładem wydawnictwa Clean Feed. Składa się z jednej,
35-minutowej improwizacji, która na potrzeby słuchaczy została podzielona na
nośniku cyfrowym na trzy części. Ich tytuły też są efektem sztucznego podziału tytuły całej płyty.
Powyższe skromne review
najnowszej płyty z udziałem Johna Butchera,
uzupełnijmy o garść informacji o innych jego aktualnych aktywnościach. Od
kilkunastu tygodniu są już z nami, rozkochanymi w wolnej improwizacji, dwa inne
koncerty Johna Butchera z Cafe Oto. O nagraniu tria The Apophonics 27.11.13 pisałem nie dalej, jak w
ubiegłym tygodniu. Warto zatem wspomnieć o innym wydawnictwie otorokowym, wyposażonym w przenikliwy
tytuł Quintillions Green. Stanowi ono dokumentację spotkania saksofonisty z Fredem Frithem (gitara) i Teresą Wong
(wiolonczela, głos), poczynionego jesienią ubiegłego roku. Pięć improwizowanych
fragmentów, trwających prawie 100 minut. Jak tylko poznam te dźwięki,
natychmiast podzielę się wrażeniami.
Z mrowieniem w kręgosłupie oczekiwać także będę na edytorski
efekt koncertów, jak będą miały miejsce w tym miesiącu na Półwyspie Iberyjskim
(m.in. Festiwal w Coimbrze). Zagra tamże frapujący kwartet w składzie - John
Butcher/ Agusti Fernandez/ Hugo Antunes/ Roger Turner. Ta piorunująca mieszanka
muzycznych osobowości winna nas połechtać doskonałymi dźwiękami.
Na koniec zostawmy już njusy
i sięgnijmy po pewien starszy krążek autorski Butchera. W latach 1996-98, czyli
trzy epoki kamienia łapanego temu, nasz ulubiony fizyk-saksofonista popełnił
kilka sesji duetowych i solowych, które w niedługim czasie znalazły się na
płycie o niezbyt odkrywczym tytule Music
on Seven Occasions (Meniscus, 2000). Aż osiemnaście wyjątkowo dosadnych i
smakowitych przy okazji miniatur free
improv. Wśród zaproszonych na sesję gości odnajdujemy naszych dobrych
znajomych: Gino Robaira, Veryana Westona, Thomasa Lehna, Johna Corbetta
(amerykańskiego gitarzystę; nie mylić z angielskim trębaczem Jonem Corbettem),
Jeba Bishopa, Freda Lonberga-Holma i Michaela Zeranga. Skład uzupełniają
Alexander Frangeinheim (kontrabas) i Terri Kapsalis (skrzypce). Jeśli z jakichś
istotnych względów pragniecie posiadać tylko jedną płytę genialnego Johna
Butchera, to ten krążek nada się znakomicie.
Mam nadzieję że nie będziecie mieć żadnego usprawiedliwienia aby posiadać tylko jedną płytę Butchera. Nie sugerujcie się doktoratem z fizyki ,to znakomity muzyk i teoretyk free improvu. Zaczynał na klawiszach w zespołach avant-rockowych ,następnie pod wpływem Surmana zaczął grać jazz.Na początku lat 80 odchodzi z uczelni i poświęca się muzyce ,zakładając trio z Rusellem i Durrantem , póżniej dochodzi Lovens i Malfatti ( znakomitą News From the Shed znajdziecie w katalogu Emanemu , na szczęście Davidson przejął katalog Acta i wydał w swoim labelu).Grał z fundamentalnymi postaciami brytyjskiego improvu- Bailey'em ,Stevens'em , Parkerem czy Prevost'em. Obecnie jest jednym z ''fundamentów avangardy , bardzo cenionym w środowisku nie tylko za dokonania ale za ciągłe poszukiwania muzyczne ( projekty solowe eksplorujące przestrzenie akustyczne).Szukajcie jego nagrań bo warto , bardzo warto.Przy okazji może zainteresuje Was Radu Malfatti , puzonista z Austrii ,jeden z liderów redefiniujących awangardę , uważa że muzyka improwizowana ulega dogmatyzacji ,zaczyna eksperymentować z ultraminimalizmem ,redukcjonizmem i ciszą jako składnikiem kompozycji.Zainteresowanych odsyłam do labela Bo-Boim i Edition Wandelweisen. Bardzo ciekawy muzyk a przy okazji posłuchajcie J.Frey'a , K.Rowe'a .
OdpowiedzUsuńPrzy okazji parę nowości :
Laboratorio Musicale Suono C + P.Brotzmann - DEcomposition ( Setola di maiale )to fajne połaczenie free i elekroniki ,podobna płytka do Brotzmanna z ICI Ensamble.
Keith Tippett Octet - The Nine Dances of Patric O'Gonogon - folk irlandzki wpleciony w nowoczesny jazz , może się podobać ale ja nie jestem przekonany.Może za krótko słucham.
Label Confront - trzy tytuły : Akode -North And South , M.Wastell - Quartet , Butcher&Duch-fjordgata