Francuskie trio Toc cieszy nasze uszy już od kilkanastu lat. Wydali dużo albumów, zagrali setki koncertów (nie ominęli w tym zacnym dziele pewnego spontanicznego festiwalu w zachodniej Polsce), chętnie wchodzą w kwartetowe koincydencje. Ich muzykę zwykliśmy obrazować sytuacją, w której słynni The Doors, po śmierci swojego wokalisty, kontynuują karierę w instrumentalnym trio i skupiają się wyłącznie na improwizacji.
Tak, definitywnie kochamy Toc i bardzo cieszymy się, iż w
naszych odtwarzaczach wylądowała właśnie ich nowa płyta. I to w wersji trio+ z
francuskim kolegą, świetnie nam znanym saksofonistą Jean-Luc Guionnetem. So,
welcome!
Sytuacja jest zdecydowanie koncertowa, znana nam miejscówka
w Lille i jedna improwizacja, która trwa dwa kwadranse i trzy minuty z
sekundami. Początek nagrania wydaje się typowy dla tocowych introdukcji
– rytmiczne szmery na werblu, strzępy gitarowych fraz i plamy rozgrzewającego
się Fendera. Saksofonista pojawia się w grze po kilkudziesięciu sekundach, jest
nieco wystudzony, jakby w oczekiwaniu na interakcje partnerów. Muzycy potrzebują
tu ledwie kilku chwil, by uporządkować szyk i ruszyć w podróż, dla której free jazz,
fusion, rockowa psychodelia, tudzież ognista ściana dźwięku są w pełni akceptowalnymi
opcjami. Flow z każdą chwilą zdaje się rozlewać coraz szerszym korytem.
Przypomina dziecięcy kalejdoskop, tyle, że pleciony wyłącznie mrocznymi
barwami.
W okolicach dziesiątej minuty kwartet jest już w kipieli, w
szalonym tańcu, który ciągnie ku kolejnym wzniesieniom ekstremalnie rozgrzany saksofonista.
Po kilku minutach muzycy zdejmują jednak nogę z gazu i przechodzą w tryb drżącego
wyczekiwania. Każdy dodaje teraz do strumienia dźwiękowego indywidualne zdobienia
i smaczki dźwiękowe. Opowieść przybiera formę kołysanki, która z każdym
kolejnym wahnieniem nabiera intensywności. Saksofonista znów staje na froncie i
wzywa do walki. Gitarzysta wpada w trans, choć niekoniecznie pnie się ku kolejnemu
wzniesieniu. Pianista i perkusista rozglądają się wokół i szukają nowych
inspiracji.
Tymczasem perkusja wpada w umiarkowanie dynamiczny 2step
i zdaje się kierunkować kwartet niejako na nowo. Tuż po przekroczeniu
dwudziestej piątej minuty muzycy znów stają w ogniu emocji, choć w przeciwieństwie
do poprzedniej tego typu sytuacji flow wydaje się bardziej rozrzedzony, niepodziewanie
swobodny, mimo wysokiego poziomu intensywności. W tym momencie każdy z artystów
wydaje się mieć swój pomysł na drobną destymulację. Ale do tej jednak nie dochodzi.
Finał koncertu, to kolejny spazm ekspresji, który zostaje wyjątkowo zwinnie ugaszony
i umiera przy wystudzonych dźwiękach gitary.
Toc & Jean-Luc Guionnet Quelques idées d’un vert
incolore dorment furieusement (Circum-Disc, CD 2025). Jean-Luc Guionnet –
saksofon, Jérémie Ternoy - Fender Rhodes, piano bass, Ivann Cruz
– gitara oraz Peter Orins – perkusja. Nagrane w la malterie, Lille,
Francja, marzec 2024. Jedna improwizacja, 33 minuty.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz