Portugalski kontrabasista, basista, kompozytor i improwizator Gonçalo Almeida, to prawdziwy człowiek renesansu, od dawien dawna pozostający w pełnym blasku artystycznych osiągnięć. Trudno jest wskazać gatunek muzyki kreatywnej, w którym Portugalczyk nie miałby nic do powiedzenia. Znamy jego free jazzowe ujawnienia, niezliczone aktywności w obszarze muzyki kameralnej, zarówno tej granej akustycznie, jak i intrygująco wspomaganej elektroniką, wreszcie znamy tysiące przykładów, gdy muzyk zanurza się w otchłań brudnych, basowych, definitywnie hałaśliwych pasaży. W każdej z tych dziedzin radzi sobie doskonale, ale jeśli chcemy przekonać się naprawdę, jak wybitnym jest artystą, sięgać winniśmy po jego nagrania solowe.
Właśnie ukazał się piąty album Almeidy w ostatniej z
wymienionych konwencji. Przynosi dwie rozbudowane improwizacje, które dobitnie
uzasadniają tezy zawarte w poprzednim akapicie, pokazując także, iż budowanie
dramaturgii występu solowego na naprawdę długim dystansie jest wielką
umiejętnością Portugalczyka.
Zapraszamy na dwie strony winyla, bądź jedną stronę
poręcznego dysku kompaktowego, innymi słowy, na dwa rozbudowane Cykle kontrabasowego potoku świadomości.
Ciclos One
Pierwsze dźwięki, to uderzenia smyczkiem w struny i ich niemal
majestatyczne wybrzmiewanie. Muzyk gra tu z ciszą, ale dość szybko porzuca ją i
zagęszcza ścieg swobodnej, dość minimalistycznej narracji. Powtarza sekwencje czynności,
odnajduje szczyptę melodii, formuje szyk marszowy. Z każdym krokiem zdaje się zagłębiać
w fakturze gryfu i strun, szuka post-barokowych zdobień, nie stroni od
post-klasycznych drobiazgów. Raz gra wysoko, innym razem nisko, trochę
lamentuje, trochę odprawia gorzkie żale. Wraz z upływem czasu zaczyna wpadać w delikatny
trans i ostatecznie postanawia całkowicie oddać się sile strumienia narracji.
Jego mantra nabiera tanecznego kroku, przypomina półgalop po nasłonecznionej łące,
nie bez wszakże posmaku smutnej piosenki. W trakcie rozbudowanej ekspozycji
muzyk dawkuje nam tempo i emocje, ale na dłuższym dystanse dba o to, by oba
parametry przyjmowały coraz większe wartości. Raz na jakiś czas bierze głęboki
oddech i syci opowieść brzmieniowymi i narracyjnymi niuansami. W końcu zdaje
się już unosić na palcach, niemal lewitować! Piosenka umiera w plejadzie post-fonii, szmerach poruszających się przedmiotów
i szumie otoczenia.
Ciclos Two
Początek drugiej opowieści wydaje się być zagadkowy. Nie wiemy,
czy muzyk uderza w strony palcami, czy smyczkiem. Znów powtarza sekwencje
czynności, nie stroni od mikro pauz ciszy. Dość szybko orientujemy się, że
muzyk używa jednak smyczka. Głęboko oddycha, szuka właściwego brzmienia,
ustawia się w kierunku echa i powiewu zimnego powietrza. Płynie na ogół wysokim
wzgórzem i wzorem poprzedniego seta dość szybko wpada w taneczny, a potem transowy
rytm. Z krótkich riffów buduje dynamiczną ekspozycję, w której całkowicie się zatraca.
Z czasem wydaje się, że muzyk stosuje coraz mniej środków wyrazu, by osiągać coraz
bogatszy efekt dramaturgiczny i brzmieniowy. Jego mantra zdaje się nie mieć początku,
ani zakończenia. Jego wieczna repetycja czasami szuka dna, czasami wyostrza
brzmienie, zyskując na melodyce. W głowie muzyka zdaje się buzować prawdziwie
rockowy temperament. To taniec, w który popadamy już teraz wszyscy. Zakończenie
jest równie urokliwe, jak cała płyta. Muzyk zwalnia, ale nie przystaje poddawać
się dyktatowi rytmu. Dopiero na ostatniej prostej gasi płomień improwizacji pojedynczymi,
rozpływającymi się we mgle foniami.
Gonçalo Almeida Ciclos (Cylinder Recordings, CD/LP
2023). Gonçalo Almeida – kontrabas. Nagrane 18 grudnia 2022 roku, Oude Klooster, Brecht, Belgia. Dwie
improwizacje, 41:47.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz