wtorek, 6 czerwca 2023

Dirk Serries! Back to the dark!


Belgijskiego artystę Dirka Serriesa uwielbiamy na tych łamach niezwykle intensywnie, zarówno jako swobodnie improwizującego gitarzystę (akustycznego i elektrycznego), jak i szefa fantastycznego impro labelu A New Wave Of Jazz. Tego samego muzyka po prostu kochamy, gdy dźwiękami swojej gitary zabiera nas w bezmiar mrocznego ambientu, który jak zawsze nie ma początku, ani tym bardziej zakończenia.

Z ogromną radością donosimy, iż w ostatnich tygodniach ukazały się aż trzy albumy Serriesa w ambientowej estetyce – dwa w pełni solowe, choć każdy powstały w innych realiach producenckich oraz jedno poczynione w duecie ze starym kumplem, z którym muzykował onegdaj choćby pod wspaniałym szyldem Fear Falls Burning.

Ladies and gentlemen, Dirk Serries in dark zone! Welcome!



 

Dirk Serries Fluctuation Of Being (Midira Records, CD 2023). Nagrane w różnych okolicznościach, 2019 – 2022: Dirk Serries – gitara elektryczna i efekty. Pięć utworów, 55 minut.

Fluktuacja bytu, to niemal klasyczna pozycja w dark ambientowym portfolio Belga. Gitarowe pasaże od lewej do prawej, od nieistniejących narodzin do zapomnianego bezkońca. Nagrania powstałe w trakcie czterech lat brzmią bliźniaczo, pięknie kołyszą nas egzystencjalną trwogą i wszechobecnym smutkiem. Tytuły utworów pełne są niemal metafizycznej pustki, zapewne obrazują dźwiękiem czasy covidowej beznadziei. Piękny album wprost do galerii wzorca gatunku!

Pierwsza z pięciu kilkunastominutowych ekspozycji zdaje się płynąć strumieniem o umiarkowanie mrocznej proweniencji. Budują ją pasma brzmiące czystym ambientem, ale także strugi bardziej zabrudzonych fonii. Całość sprawia wrażenie bardziej tęsknej niż konającej w trwodze nieskończoności. Raz po raz flow zdobiony jest bardziej masywnymi, basowymi pasmami, które brzmią dość syntetycznie. Narracja z czasem rozlewa się coraz szerszym korytem, nie szczędząc nam emocji. Druga opowieść brzmi niemal polisyntetycznie, bardziej wszakże relaksacyjnie, z głęboko skrywaną melodyką rezygnacji. Kolejna narracja wydaje się lżejsza, kreowana z większą swobodą, ale uformowana w dość płaskie pasmo. Czwarta opowieść płynie zarówno bardzo łagodnym strumieniem, jak i basowym kontrapunktem. Z czasem nabiera pewnej śpiewności, budując klimat mniej ponury, jakby na horyzoncie pojawiało się mgliste światełko nadziei. Finałowa historia pięknie wieńczy dzieło. Przypomina leniwy strumień, który nabiera mocy i zamienia się w rwący, emocjonalny potok dźwięków. Znamiona silnie mrocznego nosi tylko jeden z wielu wątków tej niekończącej się opowieści.



Dirk Serries Nocturnal Discord (Cloudchamber Records, Kaseta/DL  2023). Nagrane w czasie rzeczywistym, studio domowe, styczeń 2023: Dirk Serries – gitara elektryczna i efekty. Pięć utworów, 49 minut.

Druga z solowych nowości gitarzysty powstała w czasie rzeczywistym, z czego wnosić można, iż jest realnym zapisem procesu twórczego bez specjalnych ingerencji post-produkcyjnych. Nagrana na raz i udostępniona w formie pięciu improwizacji, budowanych surowym brzmieniem gitary elektrycznej, szumem gitarowych pick-upów, nasączona brudem analogowej metody realizacji. Nowy, ciekawy wątek w twórczości muzyka, silniej osadzony w żywych dźwiękach, poniekąd nawiązujący do gitarowego projektu życia artysty, czyli Fear Falls Burning. Płyta wszakże zdaje się mieć nieco punkowy anturaż, jest chropowata, jakby klejona taśmą malarską, nie zwiewnością elektronicznych obróbek, daleka od ambientowej płynności i dramaturgicznej zwinności typowej dla gatunku.

Nocturnal Discord budowany jest na ogół metodami dość minimalistycznymi. Gitara pracuje tu częściej krótkimi frazami niż dźwiękowymi plamami typowymi dla ambientu. Wokół niej wszystko zdaje się szumieć i skwierczeć naturalną analogowością. Narracja incydentalnie potrafi zgęstnieć, ale też niemal momentalnie rozmyć się w chmurze szumu. Ów czerstwy post-ambient ma, co do zasady, powolne tempo, porusza się niemal ceremonialne. W kolejnych opowieściach gitara żyje pełnymi emocjami – czasami przypomina niedostrojone organy, czasami moduluje dźwięk, czasami fałszuje niczym pijany wokalista lokalnego bandu. W trzeciej części narracja wydaje się wyjątkowo rwana, niebywale nerwowa jak na kanony ambientu. Dużej w niej szorstkich, męskich zapachów i siermiężnej subtelności. W czwartej opowieści przywołane wyżej charakterystyki zdają się nasilać. Całość przypomina elegię na śmierć ambientu. Finałowa opowieść znów brzmi organowo, tworzą ją mgławice dźwiękowych plam z wolna umierającej gitary.



 

Loud As Giants Empty Homes (Consouling Sounds, CD 2023). Czas i miejsce akcji nieznane (jakkolwiek pandemiczne): Justin K. Broadrick oraz Dirk Serries – wszystkie instrumenty, żywe i syntetyczne. Cztery utwory, 45 minut.

Jeśli we współczesnym dorobku artystycznym Serriesa mielibyśmy szukać pozycji o największym potencjale … komercyjnym, to popełnilibyśmy błąd najmniejszy wskazując na nagranie Empty Homes! Oczywiście mamy tu gitarowe, niekiedy post-rockowe frazowanie zanurzone w oceanie gęstego ambientu, ale każda z narracji doprawiona jest perkusyjnym beatem, który nie rzadko nabiera syntetycznych barw i haczy o niebanalne electro, tudzież estetykę drum’n’bass. Album dostarcza naprawdę dużo wrażeń, choć całość dramaturgicznie i narracyjnie wydaje się być dość łatwo przyswajalna, nawet dla nieobytego w mrokach ambientu odbiorcy.

Początek każdego z utworów zdaje się być typowy dla gitarowego ambientu, aczkolwiek brzmienie bywa tu gęste, chwilami wręcz ciężkie. W pierwszej odsłonie, po rzeczonym wstępie, perkusja zaczyna bić prosty rytm, czyniąc ambientową introdukcję elementem rockowej piosenki, szczególnie, gdy frazowanie gitary na froncie robi się nad wyraz spokojne. Dodajmy, iż brzmienie duetu jest dość niechlujnie, brudne, ale całkiem ożywcze. W kolejnej opowieści mamy podobny schemat, ale rozwinięcie wątku gitarowego idzie tu w masę i brzmi niczym klasyczne riffy Black Sabbath. Całość niesiona jest pasmem basowym o zdecydowanie syntetycznym brzmieniu. W trzeciej części ambient otwarcia wydaje się bardziej mglisty, z kolei gitarowy wątek główny przypomina nasączone silnym echem produkcje Cocteau Twins, odgrywane wszakże tuż przed nuklearnym atakiem wroga. Beat utworu dość szybko przyobleka tu szaty drum’n’bass. W ostatnim utworze szyk narracji kreuje elektroniczny beat, niczym perkusyjna stopa na bębnie basowym. Gitara wydaje się tu wyjątkowo rozkołysana, na poły post-rockowa, na poły ambientowa.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz