Barceloński label Sirulita Records, prowadzony przez pianistę Agustí Fernándeza, nie ustaje w promowaniu muzyki improwizowanej z Półwyspu Iberyjskiego i okolic (zupełnie tak samo, jak pewna krajowa, jakże spontaniczna inicjatywa). W katalogu wydawnictwa pojawiają się zarówno uznane nazwiska (choćby w osobie szefa), jak i spore grono młodych artystów, niekiedy jeszcze na dorobku.
Cztery tegoroczne nowości Sirulity zdają się koncentrować na pierwszej z grup, choć elementów
świeżych w nim oczywiście nie
brakuje. Jedną z nowości roku 2023 mamy już omówioną (solową płytę Ramona
Pratsa), dziś czas na trzy pozostałe. Każda z nich jak zwykle wyjątkowo
smakowita – dwie zakotwiczone w Barcelonie, w tym jedna z akcentem polskim, z
kolei ta trzecia dopłynęła z dalekiego Buenos Aires. Zapraszamy na odczyt i
odsłuch.
Breath
Sirulitowy
przegląd zaczynamy od nagrania koncertowego, na upublicznienie którego
musieliśmy czekać długie cztery lata. Oto bowiem jesienią roku 2019 MMI Festival, odbywający się wówczas w
Barcelonie, gościł Agustí Fernándeza i Dona Malfona. Tego drugiego,
saksofonistę ukrywającego się pod macho
pseudonimem znamy doskonale, był choćby gościem tegorocznej edycji poznańskiego
Spontaneous Music Festival. Muzyk ma
też w dorobku kilka płyt wydanych w naszej pięknej ojczyźnie. Rzeczony koncert
z Barcelony trwa niespełna dwa kwadranse, ale jest tak intensywny i bogaty w
wydarzenia, iż emocjami mógłby obdzielić kompletną dyskografię niejednej
formacji rocka progresywnego.
Panowie zaczynają z przytupem, budując jeszcze przed upływem
piątej minuty prawdziwie free jazzowy szczyt. Najpierw gwiżdżą, ciężko oddychają,
uderzają w struny, potem niemal z miejsca formują gęsty strumień dźwiękowej
lawy. Słychać, że świetnie czują się w swoim towarzystwie, doskonale na siebie reagują,
a każdy zdaje się tu znać kolejny ruch partnera, nim ten zdoła o nim pomyśleć. Malfon
do strugi ognia dość szybko dorzuca porcję swoich modelowych preparacji, nie
tracąc przy tym dynamiki saksofonowego zaśpiewu. Narracja pachnie post-industrialnie,
ale pomiędzy dźwiękami jest jeszcze sporo powietrza. Po kilku minutach ataku następuje
rezonujące uspokojenie. Przez moment pianista prowadzi narrację samotnie. Jego
partner wraca z armią rezonujących i szumiących przedmiotów, frazując niczym
zaklinacz węży. Opowieść zdaje się być teraz delikatna, niemal oniryczna.
Artyści zaczynają szukać brzmieniowych kantów i bardziej zadziornych
konstrukcji dramaturgicznych mniej więcej po trzynastej minucie. Emocje rosną
do tego stopnia, że zaczynają krzyczeć na siebie. Dodatkowo każdy syci swoją opowieść
gigantycznymi porcjami preparowanych dźwięków. Wytłumienie przychodzi jednak
dość szybko. Na kilka chwil saksofonista zostaje sam na scenie i łapie podmuchy
zimnego rezonansu. Pianista powraca minimalistycznymi frazami wprost z
klawiatury. Ocean wzajemnych subtelności zdaje się panować na scenie przez kilka
kolejnych minut. Improwizacja kołysze się na wietrze, muzycy cedzą dźwięki i
kreują coraz bardziej efektowny suspens, przy okazji skutecznie docierając do dwudziestej
minuty koncertu. Nim to nastąpi, otrzymujemy jeszcze krótki passus samotnego tańca
na gołych, fortepianowych strunach.
Muzycy przystępują teraz do finałowego aktu koncertu. Znów znajdują
w sobie nieskończone zasoby mocy i kreatywności. Free jazz czai się za rogiem,
tym razem doposażony w sporą dawkę melodyki i niemałe połacie rytmu. Klawiatura
fortepianu kipi teraz post-jazzowymi emocjami, saksofon z kolei łapie ognisty oddech. Narracja wpada w niemal taneczny
rytm, budowany frazami pełnymi brudu i krzyku. Gdy ekspresja sięga szczytu, muzycy
kończą dzieło. Czynią to na raz, wprost w chmurę rzęsistych oklasków.
Strings Entanglement
Kolejne barcelońskie spotkanie improwizatorów, opublikowane
na nowych albumach Sirulity, miało
miejsce w maju ubiegłego roku. Tym razem trzy instrumenty strunowe – ponownie fortepian
Fernándeza, ponadto gitara elektryczna Amidei Clotet i akustyczna gitara basowa
Rafała Mazura. Muzycy improwizują tu zarówno w trio (pięciokrotnie), jak i w
duetach (trzykrotnie). Mają jeden cel – doszczętnie zdewastować struny swoich
instrumentów. Efekt foniczny jest tu zatem wyjątkowo smakowity.
Już na starcie albumu dostajemy się w bezkres zakładu
mechanicznego – zgrzytania, tarcia, szarpnięcia, paleta strun na stole
prosektorium. Część fraz wydaje się masywna, mięsista, inne definitywnie lekkie,
niekiedy wręcz filigranowe. Spektrum dźwięku od czerstwego hałasu po mroczną
ciszę akustycznego ambientu. W drugiej opowieści gitarzyści budują drony, pianista
skacze po strunach. Niektóre fonie przypominają pracę suwnic przemysłowych,
inne zdają się być efektem zdzierania glazury z powierzchni płaskich i obłych. Znów
dużo prostej mechaniki i urokliwego minimalizmu na etapie finalizacji
improwizacji. Trzecia opowieść, to pierwszy duet – piano i gitara elektryczna.
Narracja jest tu nad wyraz subtelna, w drugiej fazie eksploduje wszakże mocą
perkusjonalnych ekspozycji. Czwarta improwizacja, na powrót w trio, kontynuuje
wątek nieco bardziej spokojnej narracji. Bas wibruje, struny gitary kreślą
drobne pętle, piano trzeszczy w szwach, ale płynie w wyższych partiach chmur. Opowieść
ma tu kilka faz, bywa obłokiem renesansu, bywa leniwą przebieżką po czarnej
stronie klawiatury fortepianu, ale też gęstym strumieniem szumów.
Piąta część, to znów duet, tym razem gitarowy. Opowieść jest
wyjątkowo mroczna, budowana rezonującymi dronami. Z czasem nabiera jednak
pewnej linearności i zdeformowanej melodyki. Kolejna improwizacja, to niemal
post-barokowy poemat strun traktowanych delikatnymi smyczkami. Pianista frazuje
tu zarówno w trybie inside, jak i outside. To kolejny dowód na to, iż ta
trójka improwizatorów szczególnie dobrze czuje się w … spokojnych, subtelnych
akcjach. W rekontrze do tezy z poprzedniego zdania – siódma improwizacja, duet
piana i basu, powraca do mechanicznej, post-industrialnej estetyki. Z chmury hałasu
wyłania się tu opowieść szyta zarówno czystym frazami pianisty, jak i brudem
basisty. Nabiera ona z czasem dużego rozmachu dramaturgicznego, doposażona w
pewną strukturą rytmiczną. Ostatnia improwizacja, grana w trio, to trzy pasma delikatnych,
strunowych post-dźwięków. Koda sponiewieranych strun brzmi tu wyjątkowo pięknie,
także nieco metaforycznie.
Hiking
Trzecia dzisiejsza opowieść powstała w doskonale nam znanym
studiu nagraniowym w stolicy Argentyny. Muzycy ją tworzący, to także nazwiska
nam nieobce. Pianistka Paula Shocron ma w dorobku nawet album wydany w Polsce.
Z kolei saksofonista Pablo Ledesma znany jest nam z wielu katalońskich
publikacji. Ich dalece post-jazzowa podróż, podzielona na dziesięć odcinków,
mieni się barwami niemal wszystkich kameralnych odmian muzyki improwizowanej.
Bywa agresywna, niemal free jazzowa, bywa także nostalgiczna, a w kilku
momentach być może zbyt powściągliwa w okazywaniu emocji.
Artyści startują z pool
position. Od pierwszej chwili z dużą mocą krwistego free jazzu – dynamiczne,
twarde klawisze i wydęty saksofon altowy. Zaraz potem intryguje nas oddech inside piano i delikatnie rezonujący
dęciak w nieco nerwowej post-balladzie. W kolejnych improwizacjach emocje nieco
stygną. Pianistka serwuje nam niekiedy frazy post-klasyczne, tempo bywa leniwe,
a niektóre ekspozycje, szczególnie saksofonu sopranowego, nieco przesłodzone. Z
drugiej wszakże strony należy oddać artystom, iż są konsekwentni w swych
wyborach estetycznych, dobrze panują nad dramaturgią całości, a każdą z
opowieści są w stanie doprowadzić do intrygująco zagęszczonego stadium. Nie szczędzą
nam także preparowanych dźwięków saksofonu, ani minimalistycznych kontrapunktów
piana.
Począwszy od siódmej improwizacji Argentyńczycy na powrót przykuwają
naszą uwagę niemal wyłącznie udanymi akcjami. W siódmej części pianistka pracuje
wewnątrz pudła rezonansowego, z kolei saksofonista prycha i rozsyła fluidy
czystej kreacji. Na strunach fortepianu rodzi się teraz filigranowa, jakże urokliwa
melodia. Część ósma nosi znamiona nieco burzowej, pełnej nerwowych podrygów z
każdej strony. Emocje zdają się tu być bliskie pieśni otwarcia. Część dziewiątą
śmiało możemy zaliczyć do albumowych perełek. Preparowane, filigranowe frazy
skapane są tu w niespokojnej ciszy. Także pieśń zamknięcia zapisujemy po stronie
atutów albumu. Najpierw garść mrocznych preparacji piana i frywolne, acz zawieszone
w czasie zadęcia saksofonu. Potem improwizacja rozwija się w urokliwie minimalistycznym
trybie, sycona post-jazzowymi westchnieniami dęciaka.
Don Malfon & Agustí Fernández Breath (DL, 2023). Don Malfon – saksofon altowy i barytonowy oraz Agustí
Fernández – fortepian preparowany. Nagranie koncertowe, zarejestrowane w
miejscu zwanym NOTA 79, MMI Festival, Barcelona, październik 2019.
Jedna improwizacja, 29 i pół minuty.
Agustí Fernández, Amidea Clotet & Rafał Mazur Strings Entanglement (DL, 2023). Agustí
Fernández – fortepian preparowany, Amidea Clotet – gitara elektryczna oraz
Rafał Mazur – akustyczna gitara basowa. Nagrane w Estudi Rosazul, Barcelona, maj 2022. Osiem improwizacji, 52 minuty.
Paula Shocron & Pablo Ledesma Hiking (DL, 2023). Paula Shocron – fortepian, instrumenty
perkusyjne oraz Pablo Ledesma – saksofon altowy i sopranowy. Nagrane w Estudio Libres, Buenos Aires, listopad
2021. Dziesięć improwizacji, 45 minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz