wtorek, 7 listopada 2023

Sirulita Records’ new bodies: Fernández & Malfon! Fernández, Clotet & Mazur! Shocron & Ledesma!


Barceloński label Sirulita Records, prowadzony przez pianistę Agustí Fernándeza, nie ustaje w promowaniu muzyki improwizowanej z Półwyspu Iberyjskiego i okolic (zupełnie tak samo, jak pewna krajowa, jakże spontaniczna inicjatywa). W katalogu wydawnictwa pojawiają się zarówno uznane nazwiska (choćby w osobie szefa), jak i spore grono młodych artystów, niekiedy jeszcze na dorobku.

Cztery tegoroczne nowości Sirulity zdają się koncentrować na pierwszej z grup, choć elementów świeżych w nim oczywiście nie brakuje. Jedną z nowości roku 2023 mamy już omówioną (solową płytę Ramona Pratsa), dziś czas na trzy pozostałe. Każda z nich jak zwykle wyjątkowo smakowita – dwie zakotwiczone w Barcelonie, w tym jedna z akcentem polskim, z kolei ta trzecia dopłynęła z dalekiego Buenos Aires. Zapraszamy na odczyt i odsłuch.



 

Breath

Sirulitowy przegląd zaczynamy od nagrania koncertowego, na upublicznienie którego musieliśmy czekać długie cztery lata. Oto bowiem jesienią roku 2019 MMI Festival, odbywający się wówczas w Barcelonie, gościł Agustí Fernándeza i Dona Malfona. Tego drugiego, saksofonistę ukrywającego się pod macho pseudonimem znamy doskonale, był choćby gościem tegorocznej edycji poznańskiego Spontaneous Music Festival. Muzyk ma też w dorobku kilka płyt wydanych w naszej pięknej ojczyźnie. Rzeczony koncert z Barcelony trwa niespełna dwa kwadranse, ale jest tak intensywny i bogaty w wydarzenia, iż emocjami mógłby obdzielić kompletną dyskografię niejednej formacji rocka progresywnego.

Panowie zaczynają z przytupem, budując jeszcze przed upływem piątej minuty prawdziwie free jazzowy szczyt. Najpierw gwiżdżą, ciężko oddychają, uderzają w struny, potem niemal z miejsca formują gęsty strumień dźwiękowej lawy. Słychać, że świetnie czują się w swoim towarzystwie, doskonale na siebie reagują, a każdy zdaje się tu znać kolejny ruch partnera, nim ten zdoła o nim pomyśleć. Malfon do strugi ognia dość szybko dorzuca porcję swoich modelowych preparacji, nie tracąc przy tym dynamiki saksofonowego zaśpiewu. Narracja pachnie post-industrialnie, ale pomiędzy dźwiękami jest jeszcze sporo powietrza. Po kilku minutach ataku następuje rezonujące uspokojenie. Przez moment pianista prowadzi narrację samotnie. Jego partner wraca z armią rezonujących i szumiących przedmiotów, frazując niczym zaklinacz węży. Opowieść zdaje się być teraz delikatna, niemal oniryczna.

Artyści zaczynają szukać brzmieniowych kantów i bardziej zadziornych konstrukcji dramaturgicznych mniej więcej po trzynastej minucie. Emocje rosną do tego stopnia, że zaczynają krzyczeć na siebie. Dodatkowo każdy syci swoją opowieść gigantycznymi porcjami preparowanych dźwięków. Wytłumienie przychodzi jednak dość szybko. Na kilka chwil saksofonista zostaje sam na scenie i łapie podmuchy zimnego rezonansu. Pianista powraca minimalistycznymi frazami wprost z klawiatury. Ocean wzajemnych subtelności zdaje się panować na scenie przez kilka kolejnych minut. Improwizacja kołysze się na wietrze, muzycy cedzą dźwięki i kreują coraz bardziej efektowny suspens, przy okazji skutecznie docierając do dwudziestej minuty koncertu. Nim to nastąpi, otrzymujemy jeszcze krótki passus samotnego tańca na gołych, fortepianowych strunach.

Muzycy przystępują teraz do finałowego aktu koncertu. Znów znajdują w sobie nieskończone zasoby mocy i kreatywności. Free jazz czai się za rogiem, tym razem doposażony w sporą dawkę melodyki i niemałe połacie rytmu. Klawiatura fortepianu kipi teraz post-jazzowymi emocjami, saksofon z kolei łapie ognisty oddech. Narracja wpada w niemal taneczny rytm, budowany frazami pełnymi brudu i krzyku. Gdy ekspresja sięga szczytu, muzycy kończą dzieło. Czynią to na raz, wprost w chmurę rzęsistych oklasków.



Strings Entanglement

Kolejne barcelońskie spotkanie improwizatorów, opublikowane na nowych albumach Sirulity, miało miejsce w maju ubiegłego roku. Tym razem trzy instrumenty strunowe – ponownie fortepian Fernándeza, ponadto gitara elektryczna Amidei Clotet i akustyczna gitara basowa Rafała Mazura. Muzycy improwizują tu zarówno w trio (pięciokrotnie), jak i w duetach (trzykrotnie). Mają jeden cel – doszczętnie zdewastować struny swoich instrumentów. Efekt foniczny jest tu zatem wyjątkowo smakowity.

Już na starcie albumu dostajemy się w bezkres zakładu mechanicznego – zgrzytania, tarcia, szarpnięcia, paleta strun na stole prosektorium. Część fraz wydaje się masywna, mięsista, inne definitywnie lekkie, niekiedy wręcz filigranowe. Spektrum dźwięku od czerstwego hałasu po mroczną ciszę akustycznego ambientu. W drugiej opowieści gitarzyści budują drony, pianista skacze po strunach. Niektóre fonie przypominają pracę suwnic przemysłowych, inne zdają się być efektem zdzierania glazury z powierzchni płaskich i obłych. Znów dużo prostej mechaniki i urokliwego minimalizmu na etapie finalizacji improwizacji. Trzecia opowieść, to pierwszy duet – piano i gitara elektryczna. Narracja jest tu nad wyraz subtelna, w drugiej fazie eksploduje wszakże mocą perkusjonalnych ekspozycji. Czwarta improwizacja, na powrót w trio, kontynuuje wątek nieco bardziej spokojnej narracji. Bas wibruje, struny gitary kreślą drobne pętle, piano trzeszczy w szwach, ale płynie w wyższych partiach chmur. Opowieść ma tu kilka faz, bywa obłokiem renesansu, bywa leniwą przebieżką po czarnej stronie klawiatury fortepianu, ale też gęstym strumieniem szumów.

Piąta część, to znów duet, tym razem gitarowy. Opowieść jest wyjątkowo mroczna, budowana rezonującymi dronami. Z czasem nabiera jednak pewnej linearności i zdeformowanej melodyki. Kolejna improwizacja, to niemal post-barokowy poemat strun traktowanych delikatnymi smyczkami. Pianista frazuje tu zarówno w trybie inside, jak i outside. To kolejny dowód na to, iż ta trójka improwizatorów szczególnie dobrze czuje się w … spokojnych, subtelnych akcjach. W rekontrze do tezy z poprzedniego zdania – siódma improwizacja, duet piana i basu, powraca do mechanicznej, post-industrialnej estetyki. Z chmury hałasu wyłania się tu opowieść szyta zarówno czystym frazami pianisty, jak i brudem basisty. Nabiera ona z czasem dużego rozmachu dramaturgicznego, doposażona w pewną strukturą rytmiczną. Ostatnia improwizacja, grana w trio, to trzy pasma delikatnych, strunowych post-dźwięków. Koda sponiewieranych strun brzmi tu wyjątkowo pięknie, także nieco metaforycznie.



 

Hiking

Trzecia dzisiejsza opowieść powstała w doskonale nam znanym studiu nagraniowym w stolicy Argentyny. Muzycy ją tworzący, to także nazwiska nam nieobce. Pianistka Paula Shocron ma w dorobku nawet album wydany w Polsce. Z kolei saksofonista Pablo Ledesma znany jest nam z wielu katalońskich publikacji. Ich dalece post-jazzowa podróż, podzielona na dziesięć odcinków, mieni się barwami niemal wszystkich kameralnych odmian muzyki improwizowanej. Bywa agresywna, niemal free jazzowa, bywa także nostalgiczna, a w kilku momentach być może zbyt powściągliwa w okazywaniu emocji.

Artyści startują z pool position. Od pierwszej chwili z dużą mocą krwistego free jazzu – dynamiczne, twarde klawisze i wydęty saksofon altowy. Zaraz potem intryguje nas oddech inside piano i delikatnie rezonujący dęciak w nieco nerwowej post-balladzie. W kolejnych improwizacjach emocje nieco stygną. Pianistka serwuje nam niekiedy frazy post-klasyczne, tempo bywa leniwe, a niektóre ekspozycje, szczególnie saksofonu sopranowego, nieco przesłodzone. Z drugiej wszakże strony należy oddać artystom, iż są konsekwentni w swych wyborach estetycznych, dobrze panują nad dramaturgią całości, a każdą z opowieści są w stanie doprowadzić do intrygująco zagęszczonego stadium. Nie szczędzą nam także preparowanych dźwięków saksofonu, ani minimalistycznych kontrapunktów piana.

Począwszy od siódmej improwizacji Argentyńczycy na powrót przykuwają naszą uwagę niemal wyłącznie udanymi akcjami. W siódmej części pianistka pracuje wewnątrz pudła rezonansowego, z kolei saksofonista prycha i rozsyła fluidy czystej kreacji. Na strunach fortepianu rodzi się teraz filigranowa, jakże urokliwa melodia. Część ósma nosi znamiona nieco burzowej, pełnej nerwowych podrygów z każdej strony. Emocje zdają się tu być bliskie pieśni otwarcia. Część dziewiątą śmiało możemy zaliczyć do albumowych perełek. Preparowane, filigranowe frazy skapane są tu w niespokojnej ciszy. Także pieśń zamknięcia zapisujemy po stronie atutów albumu. Najpierw garść mrocznych preparacji piana i frywolne, acz zawieszone w czasie zadęcia saksofonu. Potem improwizacja rozwija się w urokliwie minimalistycznym trybie, sycona post-jazzowymi westchnieniami dęciaka.

 

Don Malfon & Agustí Fernández Breath (DL, 2023). Don Malfon – saksofon altowy i barytonowy oraz Agustí Fernández – fortepian preparowany. Nagranie koncertowe, zarejestrowane w miejscu zwanym NOTA 79, MMI Festival, Barcelona, październik 2019. Jedna improwizacja, 29 i pół minuty.

Agustí Fernández, Amidea Clotet & Rafał Mazur Strings Entanglement (DL, 2023). Agustí Fernández – fortepian preparowany, Amidea Clotet – gitara elektryczna oraz Rafał Mazur – akustyczna gitara basowa. Nagrane w Estudi Rosazul, Barcelona, maj 2022. Osiem improwizacji, 52 minuty.

Paula Shocron & Pablo Ledesma Hiking (DL, 2023). Paula Shocron – fortepian, instrumenty perkusyjne oraz Pablo Ledesma – saksofon altowy i sopranowy. Nagrane w Estudio Libres, Buenos Aires, listopad 2021. Dziesięć improwizacji, 45 minut.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz