piątek, 19 kwietnia 2024

Alan Tomlinson! The Scatter Archive’ Memorial!


Brytyjski puzonista Alan Tomlinson od kilka tygodni grywa już swoje szalone, zabawne improwizacje na dużym instrumencie dętym, blaszanym w innym wymiarze kosmicznej czasoprzestrzeni. Ziemski okres aktywności zakończył w wieku 76 lat, w połowie lutego bieżącego roku.

Jak doskonałym był muzykiem wie zapewne niewielu, a ci, którzy wiedzą, prowadzą na ogół życie na obszarze Zjednoczonego Królestwa. Tomlinson pozostawił po sobie niewiele nagrań autorskich, częściej znaleźć go można w przeróżnych dużych składach jazzowych, czy improwizujących, takich, jak London Improvisers Orchestra, London Jazz Composers Orchestra, Spontaneous Music Orchestra, czy w większych składach Petera Brötzmanna.

Szkocki net label Scatter Archive szczęśliwie od kilku tygodni uzupełnia naszą wiedzę o dokonaniach artystycznych puzonisty. W krótkim czasie upubliczniono (jedynie w plikach elektronicznych) siedem albumów z koncertowymi nagraniami Tomlinsona. Omawiać je będziemy w odwróconej chronologii, czyli zaczniemy od tych stosunkowo młodych, skończymy na tych, które pochodzą z lat 80., a nawet 70. ubiegłego stulecia. Te najmłodsze omówimy bardziej szczegółowo, te starsze zaawizujemy mniejszą liczbą słów. Wszystko one wszakże godne są skupionego odsłuchu. Jest to o tyle proste, iż nagrania Scatter Archive dostępne są w ulubionej formule internautów, czyli name-your-price!

Zapraszamy do czytania, a nade wszystko słuchania nagrań Alana!



Roger Turner, Sandy Ewen, Arthur Bull & Alan Tomlinson OTO. Roger Turner – perkusja, instrumenty perkusyjne (utwory 1-2, 4), Sandy Ewen i Arthur Bull – gitary elektryczne (1-2,4) oraz Alan Tomlinson – puzon (3-4). Café OTO, Londyn, czerwiec 2017. Cztery improwizacje, 63 minuty.

Nagranie sprzed niespełna siedmiu lat z Cafe Oto, to album patchworkowy – najpierw słuchamy dwukrotnie tria na dwie gitary i efektowną perkusjonalistykę Rogera Turnera, potem wpadamy na ledwie kilka minut w objęcia samotnego puzonu Alana, by naszą bytność w londyńskiej mecce muzyki kreatywnej zakończyć spotkaniem z kwartetem, który konsumuje wszystkie podmioty wykonawcze wieczoru.

Dwudziestokilkuminutowy set tria mieni się wszelkimi kolorami tęczy – z jednej strony kongenialne akcje mistrza Rogera, który bywa tu równie subtelny i filigranowy, jak i drapieżny, z drugiej mnogość ciekawych akcji ze strony obu – mniej nam znanych – gitarzystów. Ci drudzy pracują na pick-up’ach, generują okazjonalnie porcje zdrowego noise, potrafią brzmieć post-industrialnie, ale też świetnie odnajdują się na przedgórzu ambientu, czy w leniwych, ale bardzo kwaśnych, delayowanych zagrywkach. Akcja goni tu akcję, nie ma w nich pustych przebiegów, zwłaszcza w pierwszej, trwającej ponad kwadrans części. W drugim odcinku narracja toczy się w nieco wolniejszym tempie, a muzycy koncentrowani są na preparacjach. Roger ucieka w rezonujące frazy talerzowe, gitarzyści sprzęgają i świetnie interferują. Na koniec drummer zakręca kołem zamachowym i trio wpada w sidła ekspresyjnego szaleństwa.

Krótki epizod solowy, to pokaz artystycznego portfolio puzonisty – burczy jak niedźwiedź, intensywnie oddycha, parska śmiechem, kąsa melodią maszerując na defiladzie, chętnie operuje krótkimi frazami, ale potrafi też intensywnie zadąć. Pod koniec preparuje, a jego instrument sprawia wrażenie delikatnie amplifikowanego. Dobre wejście w set kwartetowy gwarantuje nam perkusista, który przypomina jastrzębia wypatrującego ofiary. Puzon wchodzi do gry z uśmiechem na ustach, gitary strzygą uszy deptając na przetworniki. Kwartet dość szybko osiąga wysokość docelową i skrzy się kalejdoskopem free jazzowych zagrywek. Alan, często schowany za gardą gitar, błyskotliwe komentuje, bywa także, że z ochotą przystępuje do kontrataku. Jego każdorazowy powrót do nurtu głównego opowieści znamionuje wysoki poziom kreatywności. Z kolei demiurg dramaturgii, król Roger perfekcyjnie czuwa nad wszystkim, dzięki czemu narracja płynie strugą permanentnych atrakcji. Ponad trzydziestominutowy set ma rozbudową, spokojna fazę środkową, w której znajduje się dużo przestrzeni dla obu gitarzystów. Ci nie marnują choćby sekundy! Powrót do bardziej dynamicznej ekspozycji anonsuje gdakanie puzonu. Opowieść najpierw sięga po post-industrialną intensywność, potem ucieka w gęsty ambient o nieco onirycznym posmaku. Swoje kilka wyjątkowo cichych chwil ma także perkusista. Na ostatniej prostej gitary zgrzytają, puzon wzdycha, a lekka, perkusyjna pajęczyna oplata wszystko i doprowadza set do szczęśliwego zakończenia. 



 

Alan Tomlinson & Lawrence Casserley 76. Alan Tomlinson – puzon altowy i tenorowy oraz Lawrence Casserley - live processing. Lawrence’s studio, Oxford, wrzesień 2017 (utwór 1), London New Wind Festival, The Warehouse, Londyn, listopad 2021 (utwór 2). Dwie improwizacje, 29 minut.

Solowy puzon poddany live proccesingowi, to zjawisko nieczęste nawet na scenie free impro. Dwa spotkania Tomlinsona z legendą elektronicznej obróbki na żywo, czyli Casserleyem stanowią zawartość niniejszego albumu. Co ciekawe, na okoliczność pierwszego z koncertów ten drugi przygotował notacje graficzne, które, jak sam mówi, miały raczej inspirować niż instruować. Notacje były wariacjami na temat kształtu cyfr siedem i sześć, a sam koncert okazją, by celebrować … 76. urodziny Lawrence’a. Wyszło na tyle smakowicie, iż cztery lata później muzycy powtórzyli ten impro-projekt przy okazji … 80. urodzin procesora. Ta druga okoliczność miała miejsce niespełna trzy lata temu, zatem ów set stanowi najmłodsze nagranie Alana w omawianym dziś zbiorze archiwaliów.

Sama dramaturgia koncertu na żywy instrument dęty i smugę elektroniki, która stanowi syntetyczne odbicie dźwięków akustycznych, nie wydaje się szczególnie zagmatwana. Żywe podmuchy z tuby, na ogół melodyjne, czasami delikatnie chrapliwe, niosą się wysokim wzgórzem przyobleczone w chmurę wnoszącej i opadającej elektroniki. Od niemal czystego ambientu, będącego konsekwencją wpuszczenia puzonu do otchłań silnego echa, po szorstkie, niekiedy zgrzytliwe frazy, będące efektem procesowania dźwięków samego instrumentu, drżenia jego metalowej obudowy i nasączonych wilgocią wentyli. Bywa, że struga puzonowej fonii zostaje tu efektownie multiplikowana, czasami efekt pracy obu artystów śmiało stanowić mógłby soundtrack do filmu wojennego, nawet tego dziejącego się w abstrakcyjnym kosmosie. Narracja bywa tu masywna, często jednak staje się ulotna, mroczna, niepowiedziana. Struktura drugiego koncertu jest podobna, choć można odnieść wrażenie, że zawiera więcej żywych fraz puzonu niż jego elektronicznej dekonstrukcji, a całość wydaje się być bardziej melodyjna, pozbawiona drobinek elektronicznej usterkowości.



 

Alan Tomlinson At The Red Rose. Alan Tomlinson – puzony. The Red Rose, Finsbury Park, Londyn, marzec 2006 (utwory 1,4), kwiecień 2007 (2,3), lipiec 2007 (5). Pięć improwizacji, 21 minut.

Ekstrakt z czterech solowych występów Alana, poczynionych na przestrzeni dwóch lat w nieistniejącym, kultowym klubie The Red Rose, to zawartość tej elektronicznej epki.

To Tomlinson w postaci niemal klinicznej – artysta bardzo teatralny, na swój niepowtarzalny sposób nieco groteskowy. Gdacze, jak kura, burczy niczym duży ssak, nadyma się, chętnie sięga po melodię i nade wszystko bawi publiczność. Nie wiemy, jakie tu stroi miny i przyjmuje pozy, ale śmiech widzów zdaje się być nieodłącznym elementem tych puzonowych solówek. Humor stanowi tu także element dramaturgii, jak choćby w trzecim utworze, gdy można odnieść wrażenie, że Alan defiluje na czele wojska, nucąc francuskie evergreeny. Potrafi też krzyczeć i parskać emocjami, ale i to czyni z uśmiechem na ustach, tonąc w ewokującym pogłosie.



 

Alan Tomlinson, Steve Beresford, Steve Noble Baggage and Boating. Alan Tomlinson – puzony, Steve Beresford – elektronika oraz Steve Noble – perkusja, instrumenty perkusyjne. Baggage Reclaim Event, The 12 Bar Club, Londyn, maj 2002 (utwory 1-3), Boat-Ting Event, Bar&Co, Londyn, maj 2007 (4-6). Sześć improwizacji, 44 minuty.

Czas na jakże zacne trio z udziałem kolejnych legend brytyjskiej sceny free jazz/ free impro. Dwie okoliczności koncertowe, które dzieli długie pięć lat. Po raz kolejny z domieszką elektroniki, albowiem Beresford nie korzysta tu z fortepianu, a pracuje jedynie na kablach.

Pierwszy koncert charakteryzuje się dość matowym, sub-doskonałym brzmieniem, a jego dramaturgia zdaje się bazować głównie na kreatywności Beresforda – muzyk nie szczędzi nam bystrych akcji, czasami brzmi jak gitara, dostarcza niemal post-industrialny background, syci improwizacje porcją niebanalnych sampli. Tomlinson dba tu o humor i melodię, chętnie wchodzi w interakcje z drummerem. Drugi koncert wydaje się wszakże ciekawszy, nie tylko ze względu na czystsze, bardziej selektywne brzmienie. Muzycy sprawiają wrażenie bardziej skupionych na wzajemnych interakcjach, a jakości dodają dynamiczne ekspozycje Noble’a. Puzon płynie tu z niebywałą swobodą, jest delikatnie rozmarzony, na każdym kroku fermentuje kreatywnością.



Alan Tomlinson, Rhodri Davies & Roger Turner At Ryan's Bar. Alan Tomlinson – puzony, Rhodri Davies – harfa oraz Roger Turner – perkusja, instrumenty perkusyjne. Ryan's Bar, Stoke, marzec 2001. Trzy improwizacje, 55 minut.

Kolejne trzy albumy, to występy Alana w towarzystwie Rogera Turnera, chyba jego największego muzycznego przyjaciela, artysty wyjątkowo czułego na niuanse puzonowych ekspozycji naszego dzisiejszego bohatera. Najpierw trio z harfą, pozostającą w rękach kolejnej legendy sceny londyńskiej. Nagranie sprzed ponad 20 lat broni się tu artystycznie niemal każdym dźwiękiem.

Obecność akustycznej harfy determinuje i delikatnie poskramia temperament puzonisty i perkusjonalisty. Improwizacje są tu skoncentrowane na niuansach dramaturgicznych, budowane pieczołowicie i rzadko nastawione na ekspresyjne wyniesienia. Harfa potrafi brzmieć niczym oniryczna gitara, puzon dba o melodie i niezbędną dawkę humoru, z kolei perkusja używa mocy jedynie w skończonej liczbie przypadków. Każdy z muzyków nie szczędzi nam fraz preparowanych, a akcje nasączone delikatnym rytmem powstają jakby przy okazji budowania klimatu opowiadania. Opowieści niepozbawione są szczypty melancholii, pewnego ulotnego rozkołysania, nawet medytacji. W drugiej części harfa przez moment zdaje się brać sprawy w swoje ręce i inicjować kilka akcji zaczepnych, w trzeciej zaś odsłonie muzycy wracają do swoich ulubionych subtelności narracyjnych i nade wszystko … dobrej zabawy.



 

Alan Tomlinson Trio Loft 1993. Alan Tomlinson – puzon, Dave Tucker – gitara oraz Roger Turner – perkusja. Loft, Köln, styczeń 1993. Cztery improwizacje, 63 minuty.

Wspólne muzykowanie z gitarzystą Tuckerem i artystycznym alter ego Turnerem, to bodaj jedyny dla puzonisty przykład stałego składu. W odniesieniu do tej formacji zwykło się bowiem używać określenia Alan Tomlinson Trio. Tu sięgamy po nagrania z początku ostatniej dekady ubiegłego wieku (uwaga, to rzadkość - poczynione poza Wielką Brytanią!). Jeśli jakimkolwiek działaniom artystycznym puzonisty blisko było do ekspresji free jazzu, to ta sytuacja wydaje się być tą najbardziej adekwatną.

Jak przystało na working band, muzycy improwizują tu z dużą swobodą, nie stronią od ryzykownych akcji, wiedząc, że wsparcie partnera może przyjść w każdym przypadku. Alana odnajdujemy w świetnej formie, niczym wilk morski unosi się na falach wzburzonego oceanu i rozdaje salwy puzonowych post-melodii. Bardzo kreatywny jest gitarzysta, chwilami wręcz nadaktywny, ale też daje świetny feedback i nieustannie inspiruje partnerów. Mistrzowska forma dotyka także Turnera – buzuje emocjami, kreatywnością, ale także subtelnościami dramaturgicznymi w wielu kluczowych momentach tego ognistego performansu. Narracja faluje, nadyma się emocjami, raz po raz efektownie wybucha. Bywa chwilami nielinearna i dalece zaskakująca. Drugi set koncertu wydaje się być jeszcze bardziej ekspresyjny, ale też niesie ze sobą błyskotliwą fazę środkową, wypełnioną plejadą drobnych, preparowanych fraz. W fazie rozwinięcia gitara sięga po atrybuty rocka, puzon zdaje się czerpać inspiracje z całego kosmosu muzyki. No i bis, to już prawdziwe szaleństwo. Puzon dmie hejnał z wieży, a potem wszyscy przechodzą do fazy intrygujących rozgrywek na małe pola. Na ostatniej prostej muzycy pokazują, iż siła ich improwizacji tkwi w szczegółach, brzmieniowych subtelnościach. 



 

Alan Tomlinson & Roger Turner London 1989 + LMC 1979. Alan Tomlinson – puzon oraz Roger Turner – perkusja, instrumenty perkusyjne. Tom Allen Centre, Stratford, Londyn, październik 1989 (utwór 1), The LMC, Londyn, wrzesień 1979 (2-3). Trzy improwizacje, 52 minuty.

Na zakończenie przeglądu archiwaliów Alana sięgamy po nagrania najstarsze. Oczywiście u boku puzonisty Roger Turner! Album zawiera jedną wielominutową improwizację z końcówki lat 80. ubiegłego stulecia i dwie krótsze, starsze o kolejne dziesięć lat.

Nagranie młodsze zdaje się być dalece dynamiczne i ekspresyjne, szczególnie w części początkowej i końcowej. Roześmiany i rozśpiewany, wyjątkowo aktywny puzonista i drummer z kreatywnym adhd. Pomiędzy tymi eksplozjami emocji, sekwencjami świetnej, niemal free jazzowej jazdy, dostajemy się w wir ambientu puzonu i rezonansu perkusjonalii, tudzież preparacji czynionych w bezpośredniej bliskości ciszy. Na finał artyści wprost wychodzą ze skóry, by zaspokoić nieliczną publiczność. Puzon śpiewa wniebogłosy, perkusja tonie w ognistych konwulsjach. Nagrania starsze płyną z kasetowym, szumiącym backgroundem w tle. Improwizacja wydaje się tu być chwilami dość minimalistyczna, nastawiona na perkusjonalne subtelności, specjalność zakładu króla Rogera i puzonowe pojękiwania Alana, dźwięki jedyne w swoim rodzaju. Nagrania niosą ze sobą także moc fonii dodatkowych, odgłosów miasta, czy szczekającego psa. Londyński folklor u stop genialnych improwizatorów.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz