wtorek, 29 października 2024

John Butcher at 70! The report from Cafe Oto!


Siedemdziesiątkę Johna Butchera obchodzimy już od końcówki lata. Wtedy to, w połowie września, saksofonista spędził trzy pracowite dni w Berlinie. Potem był poznański Spontaneous Music Festival, okraszony czterema setami jubilata, wreszcie przed momentem, w trakcie minionego weekendu, efektowna, choć kameralna trzydniówka w londyńskim Cafe Oto, przypadająca dokładnie w terminie urodzin, które celebrowano odegraniem symbolicznego sto lat w piątek 25 października. Wasz niestrudzony obserwator życia i twórczości jednego z najwybitniejszych twórców freely improvised music był wtedy w Dalston i śpiewał owe chóralne życzenia. Zatem czas na kilka słów o tym, co tam się ostatecznie wydarzyło i kto z kim owe urodzinowe toasty wznosił pięknymi dźwiękami przez trzy kolejne wieczory.



 

Czwartkowy koncert wypełniły dwa duety jubilata – pierwszy z Rhodrim Daviesem na harfie i elektronicznym oprzyrządowaniu, drugi z pianistką Sophie Agnel. Walijczyk grywa z Butcherem już od ćwierćwiecza, z kolei Francuzkę raczej winniśmy sytuować w roli okazjonalnych współpracowników saksofonisty. Oba sety wypadły wyśmienicie, jeśli wierzyć zdaniu przyjaciół obecnych na koncercie, albowiem niżej podpisany do Londynu wyruszył dopiero kolejnego poranka.

A zatem w piątek, już w ramach stuprocentowej obecności w Cafe Oto, kolejne trzy sety (choć dwa pierwsze nieprzedzielone stosowną przerwą) przepłynęły przez moje receptory słuchu i wzroku silnym strumieniem emocji, i … co zupełnie nie dziwi, pozostawiły wieczne, niezatarte wspomnienia. Butcher rozpoczął od solowego występu na saksofonie tenorowym. W trakcie kilkunastominutowego seta skupiony był na brzmieniu i poszukiwaniu efektownych strzępów melodii, a sam występ sprawiał wrażenie świetnie zorganizowanej rozgrzewki przed tym, co miało wydarzyć się tuż potem. Po kilkudziesięciosekundowej przerwie na scenie pojawił się kolejny wieloletni partner Johna, amerykański perkusista i perkusjonalista Gino Robair. Obaj artyści korzystali w trakcie ponad półgodzinnego setu z analogowej elektroniki, dzięki czemu akustyczny sound ich podstawowego instrumentarium zyskał mroczną, syntetyczną poświatę. Robair tryskał energią, gdyby to tylko było możliwe, wraz z tonującym jego temperament partnerem odleciałby w kosmos. Butcher w trakcie seta częściej korzystał z saksofonu sopranowego. Bywało, że generował nim dźwięki nie dotykając ustnika. Wszakże najbardziej efektowny był sam finał, gdy John (już na tenorze) i Gino zbudowali gęste, nisko osadzone, post-akustyczne drony.

Ostatni piątkowy set zbudowany został przez kwartet, który – mimo, iż jego twórcy pracowali ze sobą wcześniej w różnych konfiguracjach personalnych – bez wątpienia stanowił formację skleconą ad hoc. Do jubilata dołączyli - muzykująca z nim dzień wcześniej Sophie Agnel, skrzypaczka Angharad Davies (siostra występującego także wtedy Rhodriego) oraz perkusista Mark Sanders. Narracja jakże swobodnie improwizującego kwartetu przypominała wzburzony ocean, który jednak raz za razem uspakajał się i emanował wyjątkową urodą stuprocentowo akustycznych interakcji. Opowieść rozrastała się i efektownie gasła (najwcześniej na barkach skrzypaczki), nabierała kameralnej zadumy, by za moment wpaść w spazm błyskotliwych akcji zaczepnych.




Jak to bywa w przypadku wybitnych osobistości, także świata pozamuzycznego, okrągłe urodziny, to nie tylko powód do świętowania, ale także okazja do budowania czegoś nowego, czy wręcz rzucania sobie ambitnych wyzwań artystycznych. Wspólne, duetowe improwizowanie z francuską wokalistką i klarnecistką Isabelle Duthoit, to dla Johna Butchera nowa sytuacja sceniczna. Jak sam stwierdził przed koncertem, spotkali się do tej pory tylko raz w ramach jego dużego składu +13, w trakcie koncertu, który miał miejsce trzy lata temu. Francuzka jest rzecz jasna świetnie znaną postacią europejskiej muzyki improwizowanej, znamy ją z kilku naprawdę znakomitych płyt, ale kto nie widział jej na żywo, ten nie wie, z jak niebywałą artystką mamy do czynienia. Z jednej strony możliwości wokalne, szerokie spektrum akcji, zmysł dramaturgiczny, zdaje się, że także żelazne struny głosowe, z drugiej przebogata mimika, bez wątpienia talent aktorski, do tego niezaprzeczalny wdzięk i niebywały temperament. Isabelle wyniosła Cafe Oto na najwyższe szczeble nieba, fantastycznie kooperowała z saksofonami jubilata, a nawet sprawiała, iż ten ostatni wznosić się musiał na szczyty swojej kreatywności (co zresztą jest dla niego sytuacją całkowicie naturalną), by nie tylko zwinnie podążać za Isabelle, ale także stwarzać nowe sytuacje dramaturgiczne. Innymi słowy – genialny, niespełna 40-minutowy set.



 

Po kilkunastominutowej przerwie Butcher wrócił na scenę ze swoimi stałymi współpracownikami – pianistą i elektronikiem Patem Thomasem oraz perkusistą Ståle Liavikiem Solbergiem. Panowie mają w dorobku dwie płyty, które – jak się okazuje – są zapisem ich jedynych koncertów w tym składzie. Zatem na urodzinowym przyjęciu Johna zagrali ze sobą po raz … trzeci w życiu. Muzycy zaprezentowali zgrabny, odrobinę stonowany set, który po trzęsieniu ziemi, jakie miało miejsce na początku tego dnia, zdał się być przewrotną formą … relaksacji. Thomas operował wyłącznie dość delikatnymi dźwiękami syntetycznymi (de facto generowanymi dwoma niewielkimi, okablowanymi tabletami), Solberg czynił jak zawsze swoją perfekcyjną doskonałość filigranowego post-drummingu, Butcher zaś pozostawał w roli inspiratora, demiurga, która wsłuchuje się w akcje partnerów, będąc na scenie delikatnie wycofanym. Być może była to chwila oddechu po szaleństwach z Isabelle i … przed ich kolejną porcją.

Finał soboty, czyli zakończenie urodzin, to kolejny na imprezie kwartet ad hoc, który kompilował całą czwórkę muzyków, jaka tego dnia zameldowała się w Cafe Oto. Thomas tym razem sięgnął po brzmienie fortepianu (zarówno inside piano, jak i wprost z klawiatury), Solberg postawił na jeszcze większą molekularność przekazu dźwiękowego, a środek sceny należał do Duthoit i Butchera, którzy zachwycili nas kilkadziesiąt minut wcześniej. John w tradycyjnej sekwencji tenor-sopran-tenor, Isabelle poza głosem, także klarnet. Ten spektakl można by w zasadzie skwitować tymi samymi komplementami, jakimi obdarzyliśmy duetowy performance Anglika i Francuzki. Duthoit rządziła na scenie, na klarnecie wchodziła w post-melodyjne dialogi z Butcherem, permanentnie inspirowała parterów, ci zaś reagowali wprost wspaniale, czyniąc ów występ kolejnym złotym momentem wspaniałych urodzin Johna. Uff…

See you next time Dear John! Cafe Oto, happy to be here again!

 

Zdjęcia własne, bez praw autorskich: John (1), Angharad i John (2), Isabelle i John (3).



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz