piątek, 18 października 2024

Colin Webster Large Ensemble in Second Edition!


Londyński saksofonista Colin Webster śmiało wkroczył w roku ubiegłym w piątą dziesiątkę życia i niejako przy okazji, w przededniu tej zacnej rocznicy, powołał do artystycznego bytu swój pierwszy Duży Skład. Otoczył się w nim grupą muzycznych przyjaciół, do tego bodaj najczęstszych współpracowników i postanowił koncertować tylko raz w roku, jesienią w londyńskim Dalston, w niepowtarzalnej z wielu względów Cafe Oto.

Koncepcja Large Ensemble by Colin Webster jest niebywale prosta. Świetnie znający się muzycy wychodzą na scenę i improwizują. Oktet bazuje na brzmieniu aż czterech instrumentów dętych, które wspiera soczysta, rozbudowana o elektronikę sekcja rytmu, zatem każdy wie, czego możemy spodziewać się po takiej załodze – soczystego free jazzu!

Przed nami epizod drugi, nagrany dokładnie rok temu. W ujęciu personalnym drobna zmiana na kontrabasie, poza tym jak zawsze cudownie! Welcome!



 

Pierwszy set, trwający podobnie jak drugi dwa kwadranse z drobnym okładem, otwarty zostaje kolektywnym spazmem trzech saksofonów, trąbki, elektroniki, gitary, kontrabasu (ze smyczkiem) i perkusji. Oktet płynie szeroką ławą, jest masywny w brzmieniu, ale nie eskaluje tempa. Instrumenty dęte oddychają tu niekiedy bardzo jednolitym strumieniem – jedni pracują na wdechu, inni na wydechu, chętnie wchodzą w bilateralne dyskusje, nieustannie na siebie pokrzykują. Gitara z kolei na każdym kroku szuka okazji do hałasowania i silnie krwawi na przemian z kontrabasem. Oba instrumenty niesione są strumieniem masywnego drummingu. Opowieść incydentalnie gubi tu tempo, ale to raczej chwile na zaczerpnięcie oddechu. Oto Machine Gun Anno Domini 2024 w pełnej krasie!

Nim upłynie kwadrans koncertu, Large Ensemble płonie już w ogniu kolektywnego rozdygotania. Po drobnym spowolnieniu wszystko zastyga jednak jak wulkaniczna lawa, tląca się niewygaszoną gitarą. Perkusista odpoczywa dając asumpt do gry na małe pola i feerii drobnych, brzmieniowych subtelności. Jego zmysł dramaturgiczny sprawia wszakże, że LE jeszcze w tej dziesiątce minut zaczyna ponownie eksplodować ziejąc ogniem na prawo i lewo. Wszyscy śpiewają po aylerowsku i zdają się nieść wyłącznie dobrą nowinę. Po kolejnych kilku minutach narracja formuje się w mięsiste drony inkrustowane elektronicznymi usterkami, a potem w strumień szemrzącej górskiej rzeki, skażonej radioaktywnie. Ostatnia faza pierwszego seta, to przestrzeń, w której dęciaki mogą pokazać swoją urodę w pełnym wymiarze. Na końcowej prostej improwizacja przebiera na sile, mimo, iż pozbawiona jest dynamiki perkusji.

W trakcie drugiego seta muzycy wydają się bardziej zdystansowani wobec dyktatu ekspresji, bardziej wyczuleni na niuanse dramaturgiczne, silniej nastawieni na akcje w podgrupach. Otwarcie tej części spektaklu spoczywa na barkach saksofonu i gitary, delikatnie skrobanych po piętach przez smyczkowe uderzenia po gryfie kontrabasu. Kolejne instrumenty podłączają się do gry z dużą troską o obraz całości, a sama akcja toczy się w dość spokojnym tempie, dając przestrzeń na dęte zdobienia. Sytuacja sceniczna jest tylko pozornie pod kontrolą artystów, albowiem wystarczy ledwie drobna iskra, by oktet, już po pięciu minutach, stanął w ogniu kolektywnej, free jazzowej jatki. Nie trwa ona jednak zbyt długo, albowiem zgodnie z tym, co powyżej, ta część koncertu stawia na interakcje. Najpierw, to faza stosunkowo ekspresyjnej huśtawki, potem zmysłowy duet trąbki i perkusji, faza dronowa pełna post-melodyjnych wydechów, wreszcie adekwatna do sytuacji na scenie wzmożona aktywność perkusisty, która skutkuje definitywnym wzrostem temperatury w tak już dusznej Cafe Oto.

Dalszą fazę seta zdobi efektowna ekspozycja trąbki na rozgrzanej sekcji rytmu. Potem narracja osiąga stan wrzenia, by w dalszej kolejności stylowo zastygnąć w chmurze dętych podmuchów, obleczonych elektronicznymi inkrustacjami. Znana już z tego koncertu rozkołysana narracja w aylerowskiej estetyce, tu na przednówki finalizacji, zdaje się wyjątkowo piękna, także długotrwała. Podejście pod ostatnią prostą jest jednak pełne ognistych wyziewów, przypomina kontrolowaną, free jazzową eksplozję. Wraz z wybiciem trzydziestej minuty muzycy zaczynają zwijać opowieść. Czynią to wszakże w tak urokliwy sposób, iż wyjątkowo trudno jest żegnać się z ich obecnością na scenie. Krótkie i długie frazy, sycząca elektronika i piękna faza dronowego konania na gasnącym wydechu. Brawo!

 

Colin Webster Large Ensemble Second Edition (Raw Tonk, CD 2024). Colin Webster – saksofon altowy, Rachel Musson – saksofon tenorowy, Cath Roberts – saksofon barytonowy, Charlotte Keeffe - trąbka/ flugelhorn, Graham Dunning – elektronika, Dirk Serries – gitara, Caius Williams – kontrabas oraz Andrew Lisle – perkusja. Nagranie koncertowe, Cafe Oto, Londyn, październik 2023. Dwie improwizacje, 64 i pół minuty.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz