czwartek, 14 kwietnia 2016

John Stevens – Away to Dance


W latach 1975-1981 główną aktywnością muzyczną Johna Stevensa była jego formacja Away, eksplorująca muzykę improwizowaną, uprawianą przy użyciu instrumentarium sprawnie funkcjonującego jedynie w warunkach umożliwiających korzystanie z prądu (plugged-in), a zatem bezapelacyjnie z udziałem gitary elektrycznej i gitary basowej.

Dokładnie w tym samym momencie na podobny krok zdecydował się jego przyjaciel, Trevor Watts, który w ramach projektu Amalgam sięgnął po podobne środki artystycznego wyrazu. Szczególnie uważni Czytelnicy Trybuny posiedli wiedzę o tej ostatniej grupie, czytając post z dnia 22 marca br.
Obie formacje w drugiej połowie lat 70. permanentnie się przenikały, tak pod względem personalnym, jak i czysto muzycznym. Co więcej, wedle słów Wattsa pierwsza edycja Away, to był w zasadzie… występ grupy Trevor Watts’ Amalgam (obie grupy składały się wówczas z tych samych muzyków). Z bliżej nieznanych powodów, ostatecznie nagranie ukazało się pod nazwą formacji Stevensa (być może zadecydowały o tym po prostu względy merkantylne, albowiem w tamtym właśnie okresie John podpisał kontakt płytowy z Vertigo na trzy krążki, właśnie pod szyldem John Stevens’ Away). Ten drobny incydent nie wpłynął bynajmniej na przyszłe relacje obu muzyków, gdyż Watts uczestniczył jeszcze nie raz w projektach Stevensa (Dance Orchestra, Spontaneous Music Orchestra), a i sam Stevens nawet na początku kolejnej dekady pojawiał się w składzie koncertowym Amalgam (na ogół jako drugi perkusista).

Ukazanie się całkiem niedawno reedycji trzech pierwszych płyt Away (po raz pierwszy na CD – o czym także donosiła Trybuna), stało się dla mnie wystarczającym powodem dla podjęcia próby omówienia dokonań Stevensa na polu elektrycznej muzyki improwizowanej, dodajmy o zdecydowanie jazzowej proweniencji.



„Myślę, że muzykę uprawianą jako The Dance Orchestra, czy Away można określić jako Spontaneous Music Ensemble na kółkach, taki specyficzny free-jazz-rock. Chciałem stworzyć orkiestrę, opartą na takiej samej wolności, jaka panowała w SME, ale z ewidentnie tanecznym feelingiem.” *)

Istotnym wydarzeniem sprawczym dla skierowania zainteresowania Johna Stevensa ku muzyce bliższej estetyki rockowej była m.in. współpraca z gitarzystą i wokalistą folk-rockowym Johnem Martynem. Jako członek jego trio, zagrał z nim już na początku roku 1975 (dodajmy, po powrocie z wielomiesięcznej rekonwalescencji po urazie kolana) kilka tras koncertowych, a jesienią uczestniczył także w rejestracji bardzo dobrze przyjętego krążka Live At Leeds (co istotne - w kręgach znacznie bliższych muzyce popularnej niż improwizowanej).
Jeszcze późną jesienią poprzedniego roku, Stevens brał udział w nagraniu płyty południowoafrykańskiego saksofonisty Dudu Pukwany (LP Spear Flute Music), w trakcie którego zetknął się z dynamiczną i niezwykle melodyjną muzyką improwizowaną, budowaną na bazie tanecznych rytmów elektrycznej sekcji rytmicznej. Tam też spotkał po raz pierwszy świetnego basistę Pete’a Cowlinga, który w roku kolejnym dołączył do grup Wattsa i Stevensa (ich nazwy poznaliście już w tym tekście kilkukrotnie).

Jeśli znacie autobiografię Milesa Davisa i pamiętacie, co działo się w głowie wybitnego jazzmana, gdy ten trafił na festiwal rockowy w Woodstock, potraficie sobie wyobrazić, co mogło się zmienić w pokrętnej, muzycznej osobowości Johna Williama Stevensa, w połowie zabawnych lat 70. ubiegłego stulecia.

Mniejsza jednak o motywacje, wróćmy do faktów. Już u progu lata 1975r. kwartet Stevensa i Wattsa z gitarzystą Steve’m Haytonem i wspomnianym wcześniej basistą Pete’m Cowlingiem (obaj plugg-in!) zarejestrował dwie sesje studyjne, które miały ukazać w formie krążka z inicjatywy Aristy (co niestety nie doszło do skutku). Dopiero jesienny pobyt w Berlinie i koncert w znanym klubie Quartier Latin zaowocował wydawnictwem płytowym (już w ramach kontraktu na trzy płyty) John Stevens’ Away (Vertigo, 1976). Zawiera ono pięć kompozycji Stevensa z melodiami do śpiewania w każdych okolicznościach przyrody (!), konstruktywny i rozbujały rytm, precyzyjnie podawany przez Cowlinga, świetne improwizacje Wattsa i Haytona, a na deser prawdziwie rockowe, blisko 5-minutowe solo perkusisty. Dużo swobody, sporo ciekawych dialogów gitary i saksofonu, mnóstwo jazzowego polotu filtrowanego rockową ekspresją. Doskonała płyta!



Pod koniec roku drogi Wattsa i Stevensa rozchodzą się, zapewne niezależnie od wątpliwości dotyczących tytułu wykonawczego berlińskiego koncertu. Watts kontynuuje zabawę w fussion ala Amalgam (przy okazji zabiera obu gitarzystów), a Stevens montuje nowy skład. Co ciekawe i ważne z punktu widzenia wartosći nagrań, jakie powstaną w trakcie kolejnego roku, do nowej edycji Away trafia zarówno gitarzysta basowy (Nick Stephens), jak i kontrabasista (powrót Rona Hermana, znanego z najlepszych płyt SME). Skład uzupełniają: gitarzysta Dave Cole (który stanie się także na dłużej stałym członkiem… Amalgam) i saksofonista Robert Calvert. Wyżej wymienieni muzycy pozostają ze Stevensem na kolejne lata.




W roku 1976 Away rejestruje kolejne krążki w ramach kontraktu z dużą wytwórnią – Somewhere In Between (Vertigo,1976) i Mazin Ennit (Vertigo,1977). Charakterystyka muzyki Away, nakreślona przy okazji koncertu berlińskiego, mimo zmian personalnych, pozostaje w zasadzie bez zmian. Wzmocnienie obszaru niskich częstotliwości o kontrabas Hermana przydaje muzyce dodatkowej przestrzeni i spektakularnego polotu. Warto także zauważyć, iż o ile kompozycje na pierwszej z tych płyt są stosunkowo długie (cztery na cały LP), o tyle na drugim krążku już znacznie krótsze, zwarte w swej artystycznej formie i świetnie nadające się na … single. Co więcej, tak dzieje się naprawdę. Oto bowiem w ramach kontaktu z Vertigo Away odbywa dwie dodatkowe sesje, na których – z udziałem wokalistów (m.in. Johna Martyna) – rejestruje dwie kompozycje znane z dużych płyt i wydaje je na dwóch singlach (Anni, Can't Explain). Możemy je także posłuchać, stanowią bowiem część bonusową reedycji trzech pierwszych LP Away (wydane jako: John Stevens' Away John Stevens' Away/ Somewhere in Between/ Mazin Ennit, 2 CD, BGO Records, 2015). Nagrania singlowe trafiają do radia, grupa uczestniczy nawet w popularnych programach muzycznych. Sukces finansowy jednak nie przychodzi, co być może skłania Vertigo do nie zawierania nowego kontraktu z Away, ale z pewnością nie zniechęca niestrudzonego wędrowca **) Stevensa do dalszych eksploracji muzyki jazzu elektrycznego.



W latach 1977- 1981 John Stevens, zarówno z formacją Away, jak i z jej rozbudową personalnie wersją The Dance Orchestra, odbywa szereg sesji nagraniowych (poza oczywiście częstymi koncertami i występami radiowymi). Spotkanie z sierpnia 1977 roku trafia na krążek Ah! (Vinyl Records, 1978 – jako The John Stevens Dance Orchestra), a zawiera trzy fantastyczne kompozycje Johna, które będą przez niego twórczo rozwijane także w trakcie innych spotkań, nie tylko zresztą tych formacji (Phil, Home i Ah!). Reedycje ich wszystkich pojawią się na rynku dwie dekady później na więcej niż jednym kompaktowym krążku niemieckiego labelu Konnex Records (ale o tym w dalszej części).



Jak skrupulatnie obliczyłem, poza wyżej wymienioną sesją, owocującą płytą Ah!, Away/Dance Orchestra w trakcie pięciu studyjnych spotkań, na przestrzeni blisko pięciu lat kalendarzowych, zarejestrowała materiał, który pozwolił w/w niemieckiej inicjatywie wydawniczej na ujawnienie światu dwóch płyt (już w wersji CD) – John Stevens’ Away Mutual Benefit (Konnex, 1994) i John Stevens Dance Orchestra A Luta Continua (Konnex, 1994). O ile ta pierwsza zawiera muzykę zrealizowaną w składzie 6-8 osobowym, o tyle na drugiej doliczyć się możemy tentetu, a nawet składu siedemnastoosobowego (sesja z ’79). Tym z Was, którzy w free-jazz-rocku Away czują zbyt małą dawkę szaleństwa, polecam szczególnie sesję z maja 1980 (utwory 4-8 z Mutual). Aż trzy gitary elektryczne, oczywiście dwa basy, saksofon i trąbka (Jon Corbett) pod batutą szalejącego perkusisty – niespełna 20 minut jazz-rocka absolutnie w wersji free!




Niezależnie wszakże od rozmiarów podmiotu wykonawczego, idea całej zabawy pozostaje niezmienna – Spontaneous Music Ensemble na kółkach, czyli wolność w muzyce nade wszystko! Co więcej, to właśnie w większych układach personalnych słyszymy w pełni tę muzyczną wolność, której zawsze pragnął i poszukiwał John Stevens. 
Grudzień 1981, ostatnie spotkanie pomysłu Away/Dance Orchestra - pięć gitar elektrycznych, cztery basy (elektryczne i akustyczne), gitara akustyczna, siedem dęciaków, instrumenty klawiszowe, wokaliści, perkusjonaliści, a nad nimi John Stevens, niczym Król Midas, który śpiewne i naprawdę taneczne kompozycje zamienia w genialny potok dźwięku, swoisty rytuał nieustannej pogoni za wieczną, muzyczną ekstazą! Z faktograficznego punktu widzenia zauważmy, iż na liście płac figurują takie m.in. nazwiska, jak Paul Rutherford, Alan Tomlinson, Elton Dean, Trevor Watts, Jeff Young, John Martyn, Lol Coxhill, czy Paul Rogers.



W tak zwanym międzyczasie, w składzie pięcio- lub sześcioosobowym (dwie gitary, bez kontrabasu, z Jonem Corbettem na trąbce) Away rejestruje koncerty w Klubie The Plough, w Londynie (dokładnym będąc – w roku 1978). Jeden z nich trafia na krążek Intergration (LP, Red Records, 1978), drugi zdobi wydawnictwo Away At Home At The Plough Stockwell (CDr, Loose Torque, 2013).



Tak, w dużym skrócie, wygląda muzyczna spuścizna po formacji Away. Nie wyczerpuje ona jednak wątku dokonań Johna Stevensa na niwie jazz-rocka. Naszą wiedzę w tym zakresie winniśmy niezwłocznie uzupełnić o kilka istotnych spotkań z doskonałym angielskim gitarzystą Allanem Holdsworthem.

Dwa kolejne majowe wieczory w londyńskim Riverside Studios (’77), zaowocowały aż dwoma krążkami tego samego kwartetu (obok Johna i Allana, Jeff Young na pianie i zamiennie na basie – Barry Guy i Ron Mathewson). Myślę tu o Touching On (Vinyl Records, 1977) i Re-Touch (View Records, 1977). Kolejne kwartetowe spotkanie z Allanem ma miejsce w listopadzie tego samego roku i skutkuje krążkiem Conversation Piece – Part 1 & 2 (View Records, 1980 – kwartet uzupełniają Gordon Beck na pianie i Jeff Clyne na basie). Co istotne – kompaktowe reedycje pierwszego i trzeciego krążka zawierają … po jednej stronie winyla Dance Orchestra Ah!, o którym przeczytaliście parę akapitów wyżej. Zaś reedycja tej drugiej - … drugą stronę winyla Spontaneus Music Ensemble Big Band & Quartet (wszystkie reedycje – Konnex Records). Uff, bez pół litra polityki wydawniczej tej niemieckiej stajni nie ogarniesz…

Polecam wspólne nagrania Johna Stevensa i Allana Holdswortha przynajmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, z uwagi na wysoki poziom artystyczny prezentowany przez tego drugiego – to doprawdy wyjątkowy gitarzysta (być może niektórzy z Was pamiętają go z doskonałego koncertu na Warsaw Summer Jazz Days pod koniec lat 90.). Po drugie, kwartety Johna i Allana zawierają nieco inną muzykę niż Away (spokojniejszą? bardziej zdyscyplinowaną?), dodatkowo powstałą z udziałem instrumentu klawiszowego, zarówno akustycznego, jak i elektrycznego (ten pojawił się w Away bodaj  tylko raz w trakcie spotkania w większym gronie). Zupełnie przy okazji drobna konstatacja - brak akurat tego instrumentu odróżnia Away od innych formacji fussion lat 70., które de facto bazowały na klawiszach (Return To Forever, Weather Report, by daleko nie szukać) i poniekąd stanowi także o jej wyjątkowości.




*) cytaty za Johnem Stevensem, zawarte w liner notes do płyty John Stevens Dance Orchestra A Luta Continua

**) tak przy okazji postać Johna, jego życiowa i muzyczna postawa, ma coś z estetyki i poniekąd etyki hardcore punkowej sceny straight edge i jej sztandarowej załogi Fugazi – a ich drugi LP zwał się Margin Walker (ale to paręnaście lat później)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz