wtorek, 12 kwietnia 2016

Evan Parker - proszę nie kłaść niczego na fortepianie! *


Nie dalej jak dwa tygodnie temu, Trybuna Muzyki Spontanicznej obwieściła światu piórem jej przemądrzałego autora, iż w ramach klubowej inicjatywy Otoroku ukazało się wyjątkowe nagranie muzyki improwizowanej.

Oto bowiem – w ramach jesiennych obchodów 70. rocznicy urodzin pewnego bardzo znanego saksofonisty – w londyńskim Cafe Oto, spotkali się trzej wielcy przyjaciele. Tworzący obecnie dwuosobowo skład formacji AMM – Eddie Prevost i John Tilbury – zwarli szeregi z Evanem Parkerem, rzeczonym właśnie jubilatem. Spotkanie tej trójki nie byłoby w sumie niczym szczególnym, wszak ich spotkań – w najróżniejszych konfiguracjach osobowych - historia muzyki improwizowanej zna tysiące (fakty poznacie czytając monografię Parkera, rozdział „Kolaboracje z AMM”, oczywiście dostępną na Trybunie), jednak PO RAZ PIERWSZY spotkanie to odbyło się pod szyldem AMM + GOŚĆ.

Wymiar edytorski tego spotkania przyjął zatem formę tytularną „Evan Parker & AMM Title Goes Here (Otoroku, 2015) i co najważniejsze, wylądował w odtwarzaczu Waszego recenzenta (od razu zaznaczmy, iż nagranie jest dostępne jedynie w plikach, zatem w domowych pieleszach czynności postzakupowych, musiały one zostać przedtem wypalone na srebrnym krążku).



Czytając onegdaj Przewodnik „Muzyka”, skąd inąd doskonały, wydany dzięki inicjatywie Krytyki Politycznej, w pasjonującym rozdziale poświęconym formacji AMM napotkałem dość ciekawą konstatację Eddie Prevosta. Otóż znamienity perkusista stwierdził, iż pośród muzyków, z którymi współpracowała jego sztandarowa grupa na przestrzeni blisko 50 lat jej istnienia (mamy w tym roku rocznicę!!!!), a którzy choćby przez moment nie byli jej członkami, to właśnie Evan Parker najpełniej rozumie ideę muzyki AMM. Autor artykułu próbuje w dalszej części swej epistoły dociec, jakaż jest to idea, ale ponieważ jego egzegezy nie prowadzą do żadnego konstruktywnego wniosku, podsumujemy ten wątek stwierdzeniem, że „nie on jeden poległ na tym polu”.

Sam pisząc kilka recenzji, czy omówień muzyki AMM, w znoju recenzenckich potyczek ze słowem pisanym, dopracowałem się jedynie dość mało medialnego dla tej muzyki określenia. Otóż – muzyka AMM trwa i tylko te cztery litery są w stanie oddać jej charakter.

Trzej starsi Panowie, na deskach Cafe Oto w październiku 2014r. spędzili godzinę i blisko kwadrans. Bez przerw na zbędne oklaski, w absolutnym skupieniu zbudowali piękną, nieśpieszną opowieść free improv. Oczywiście wytrawnych wyjadaczy gatunku te 72 minuty koncertu niczym nie zaskoczyły, ale ja osobiście - w pewnych okolicznościach - wręcz kocham taką przewidywalność. Tenorowy Parker zgrabnie kreślący swoje wspaniałe esy floresy, Tilbury pieszczący z precyzją sapera pojedynczy klawisz fortepianu, jakby każdy kolejny dźwięk mógł skutkować wybuchem jądrowym, wreszcie Prevost wydobywający z talerzy zestawu perkusyjnego strzeliste kakofonie dźwięków tyleż pierwotnych, co dotkliwych dla naszych receptorów słuchu. Cała opowieść ma kilka zwrotów dramaturgicznych, znakowanych drobnymi eskalacjami hałasu (uwaga! Tilbury potrafi grać całą paletą klawiszy jednocześnie – cóż za dysonans w jego minimalistycznym idiomie improwizatora), a kończy się przeuroczym solowym popisem Evana, choć tylko na tenorze, to bezwzględnie bezoddechowym.

Doskonałe nagranie, podobnie jak wiele poprzednich Parkera w towarzystwie Prevosta i Tilbury’ego (zarówno w duetach, jak i większych składach), które śmiało możemy zapisać po stronie ich ewidentnych osiągnięć artystycznych.

Bieżąca aktywność, tak koncertowa, jak i edytorska, 72-letniego Evana Parkera musi budzić nasz bezwzględny szacunek. Co więcej, w kontekście ostatniej dekady, ciągle przyrasta nagrań naprawdę udanych i znoszących porównanie z jego najwybitniejszymi pozycjami dyskograficznymi. Do takich koniecznie zaliczamy wspólny koncert z AMM.



W dalszej części naszej opowieści przywołajmy kolejne dwie pozycje dyskograficzne Evana Parkera, które znamy od całkiem niedawna. Obie – zupełnie przypadkowo - popełnione w towarzystwie młodego brytyjskiego pianisty Alexandra Hawkinsa. Najpierw zupełny świeżak, czyli duet Leaps In Leicester (Clean Feed, 2016), wydany pod dwojgiem nazwisk (a jakże by inaczej). Nagranie z lutego 2015, bez oklasków, z miasta przywołanego w tytule wydawnictwa. Trzy wyważone wprowadzenia w temat plus finałowy, ponad 30 minutowy The Shimmy, dedykowany zmarłemu parenaście miesięcy temu perkusiście Tony’emu Marshowi. Spotkanie – podobnie jak incydent z AMM – bardzo nieśpieszne, wyważone i wyczulone na pojedynczy dźwięk (co jest szczególnym udziałem akurat weterana). Pianistyka Hawkinsa – na tym etapie jego muzycznego rozwoju – nie wywraca do góry nogami oglądu współczesnej muzyki improwizowanej. Dla mnie osobiście spotkanie Parkera i Hawkinsa, to swoisty free chillout, przy którym znajduję okazje do głębokich, osobistych przemyśleń nad troskami dnia codziennego. Nie przeszkadza w procesie, interesująco i silnie relaksująco masuje zatęchłe receptory słuchu.






Co innego, druga z płyt Parkera z udziałem Hawkinsa. To dynamiczny koncert postsylwestrowy z Sardynii z 2015r., w ramach tamtejszego festiwalu jazzowego, odegrany zmyślnie w całkiem frapującym personalnie kwintecie. Obok tenorzysty i pianisty, na scenie odnajdujemy Petera Evansa na trąbce, Johna Edwardsa na kontrabasie i Hamida Drake’a na perkusji. Ciekawy zestaw, nieprawdaż? Być może Panowie więcej w tym składzie już nie zagrają, ale niepełna godzinka z największej włoskiej wyspy broni się dzielnie pod ciężarem dużych oczekiwań Waszego recenzenta. Jeśli dodamy do tego przeuroczą oprawę edytorską krążka (reprodukcja okładki na dowód rzeczowy), to radość free jazz fana (tak bym ów koncert zakwalifikował, gdybyście zapytali) bezwzględnie solidna. Na samym koncercie musiało być naprawdę przyjemnie i z przytupem, tu w domu, w dobrych słuchawkach na uszach, także ciekawie komponuje się w nieoczywistą rzeczywistością. Dobra płyta! Aha, zapomniałem dodać – całość zwie się Sant’Anna Arresi Quintet by Evan Parker Filu ‘e Ferru (Live in Sant’Anna Arresi 2nd January 2015) i została zarejestrowana w trakcie 29-ego Festiwalu Jazzowego w Sardynii, który odbył się między 18 grudnia 2014, a 3 stycznia 2015 (skąd inąd – fantastyczny termin na festiwal nad morzem śródziemnym!).


* ) patrz dokładnie na okładkę płyty Title Goes Here


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz